Pseudonauka,
ale momentami nawet zabawna. Autor usiłuje udowodnić, że sumeryjski mit
kosmogoniczny opisuje prawdziwe wydarzenia sprzed około 4,6 miliarda
lat (powstanie planety Ziemia). Według Sitchina ludzkość została
stworzona metodą inżynierii genetycznej przez kosmicznych bogów –
Anunnaki, zamieszkujących „dwunastą planetę”, czyli nieznaną dotychczas
dziewiątą planetę naszego układu słonecznego, nazywaną Marduk/Nibiru.
Według Sitchina planeta ta przybyła z przestrzeni kosmicznej i została
schwytana w pole grawitacyjne naszego Słońca, po czym doprowadziła do
katastrofy kosmicznej, rozbijając planetę Tiamat. Z jednej jej połowy
powstał pas asteroid pomiędzy Marsem a Jowiszem, z drugiej zaś – Ziemia,
która przeskoczyła na swoją obecną orbitę.
Choć
takie ciało niebieskie nie zostało dotychczas odkryte, obliczenia i
symulacje wskazują, że hipotetycznie odległa, masywna planeta może
istnieć. Byłaby ona prawdopodobnie lodowym olbrzymem o budowie podobnej
do Urana i Neptuna, a jej okres orbitalny wynosiłby od 10 do 20 tysięcy
lat (aczkolwiek Sitchin z tekstów sumeryjskich „wyliczył”, że to tylko
3600 lat). Tak czy inaczej jest oczywiste, że przy tak długim czasie
obiegu wokół Słońca nie może na niej istnieć życie w znanej nam postaci
(a Anunnaki muszą być podobni do Homo sapiens, skoro posiadamy ich
geny), ponieważ nie istnieją na niej umożliwiające jego rozwój warunki.
Tego jednak Sitchin oczywiście nie bierze pod uwagę, ponieważ zburzyłoby
to wznoszony przezeń z takim mozołem gmach.
Cała
ta teoria konstruowana jest bardzo na siłę i dopychana kolanem jak
niechcąca się domknąć walizka. Przeczy jej wszystko to, co wiemy o
układzie słonecznym i kosmosie w ogóle, no ale wiadomo, jeśli kosmologia
stoi w sprzeczności z mitologią i przekonaniem wyznawcy
paleoastronautyki, tym gorzej dla kosmologii.
Generalnie
całość argumentacji budowana jest na naciąganiu faktów, anachronicznym
interpretowaniu starożytnych tekstów na potrzeby postawionej tezy oraz
przypadkowych podobieństwach niepowiązanych ze sobą zjawisk.
Wielokrotnie czytelnik zastanawia się, jak to możliwe, że coś takiego w
ogóle przyszło autorowi do głowy, np. gdy autorytatywnie stwierdza, że
przedstawienie węża oplecionego wokół kija (symbolu znanego nam pod
nazwą laski Eskulapa) to nic innego jak wyobrażenie helisy DNA. A to
tylko jeden z wielu przykładów. Krótko o nierzetelności analiz
sumerologicznych Sitchina tylko w odniesieniu do „planety Nibiru”: https://pl.wikipedia.org/wiki/Nibiru...
Po
„Kroniki Anunnaki” można sięgnąć z tego względu, że zasadniczo jest to
kompendium uniwersum Sitchina, opisanego w jego sześciotomowym cyklu
„Kroniki Ziemi” i kolejnych książkach będących ich kontynuacją (w sumie w
języku polskim 13 tomów).
Warto dodać, że to właśnie książki Z. Sitchina plagiatował w „Cywilizacjach kosmicznych na Ziemi” J. Bieszk.
Zdecydowanie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSzanowny Człowieku, zgodziłbym się, gdyby nie fakt, że nic z tego, co napisałeś, nie pasuje do tej sytuacji. Tłumaczenie tekstów pseudonaukowych JEST działaniem niewłaściwym. Pseudonauka to nie jest żaden wartościowy punkt widzenia, który należałoby prezentować szerszej publiczności. Co więcej, ani tłumacz, ani redaktor nie dystansują się od tej pseudonaukowej treści, nie ma w tej książce żadnego aparatu krytycznego czy komentarza, który mógłby sprawić, że czytelnik zostanie uprzedzony, że czyta nie książkę naukową, tylko wyssane z palca brednie. A co gorsza, na stronie tytułowej umieszczono stopień naukowy tłumacza, co dyskwalifikuje wyjaśnienie, że tłumaczenie zostało dokonane prywatnie. Więcej nawet: naukowiec podpisujący się stopniem naukowym, imieniem i nazwiskiem pod tekstami pseudonaukowymi dyskredytuje sam siebie. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co robimy. Naukowcowi po prostu nie wolno dla zysku propagować takich treści, ponieważ w przysiędze doktorskiej ślubuje, że nie będzie tego robił. Warto Panu Kuraszkiewiczowi to przypomnieć, ponieważ najwyraźniej przysięga, którą składał, wyleciała mu z głowy. Nie wiem natomiast, do czego mają się odnosić uwagi o obraźliwych treściach oraz personalnych atakach. Ani nie twierdziłem, że tekst kogokolwiek oczernia (choć istotnie jest obraźliwy dla zdrowego rozsądku), ani też nie było nigdzie personalnych ataków.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPrzekład, czyli udostępnienie polskiej publiczności tekstów pseudonaukowych (bez komentarza i aparatu krytycznego), jest automatycznie ich promowaniem, niezależnie od tego, jak tłumacz sam o tym myśli. Tym bardziej, że Pan Kuraszkiewicz przetłumaczył takich książek kilkanaście w ciągu ćwierćwiecza. To naprawdę nie jest żaden jednorazowy przypadek czy zwykła wpadka przy pracy. Podobnie podpisywanie tekstów własnym stopniem naukowym jest rzucaniem na szalę nie tylko swojego nazwiska, ale też autorytetu nauki i uczelni, która te stopnie nadała. Nieprawdziwe jest więc stwierdzenie, że chodzi o chałturzenie na boku, które z uniwersytetem nie ma nic wspólnego. Jeśli ktoś chce sobie po prostu dorobić do pensji czymś, czym niekoniecznie chciałby się chwalić, robi takie rzeczy pod pseudonimem. To utarta praktyka. A my mówimy o jawnej, publicznej, trwającej wiele lat działalności podpisywanej imieniem, nazwiskiem oraz stopniem naukowym. Przedstawiona powyżej obrona Pana Kuraszkiewicza jest całkowicie chybiona.
UsuńPozdrawiam