sobota, 8 marca 2025

Z. Sitchin, Kroniki Anunnaki


Pseudonauka, ale momentami nawet zabawna. Autor usiłuje udowodnić, że sumeryjski mit kosmogoniczny opisuje prawdziwe wydarzenia sprzed około 4,6 miliarda lat (powstanie planety Ziemia). Według Sitchina ludzkość została stworzona metodą inżynierii genetycznej przez kosmicznych bogów – Anunnaki, zamieszkujących „dwunastą planetę”, czyli nieznaną dotychczas dziewiątą planetę naszego układu słonecznego, nazywaną Marduk/Nibiru. Według Sitchina planeta ta przybyła z przestrzeni kosmicznej i została schwytana w pole grawitacyjne naszego Słońca, po czym doprowadziła do katastrofy kosmicznej, rozbijając planetę Tiamat. Z jednej jej połowy powstał pas asteroid pomiędzy Marsem a Jowiszem, z drugiej zaś – Ziemia, która przeskoczyła na swoją obecną orbitę.

Choć takie ciało niebieskie nie zostało dotychczas odkryte, obliczenia i symulacje wskazują, że hipotetycznie odległa, masywna planeta może istnieć. Byłaby ona prawdopodobnie lodowym olbrzymem o budowie podobnej do Urana i Neptuna, a jej okres orbitalny wynosiłby od 10 do 20 tysięcy lat (aczkolwiek Sitchin z tekstów sumeryjskich „wyliczył”, że to tylko 3600 lat). Tak czy inaczej jest oczywiste, że przy tak długim czasie obiegu wokół Słońca nie może na niej istnieć życie w znanej nam postaci (a Anunnaki muszą być podobni do Homo sapiens, skoro posiadamy ich geny), ponieważ nie istnieją na niej umożliwiające jego rozwój warunki. Tego jednak Sitchin oczywiście nie bierze pod uwagę, ponieważ zburzyłoby to wznoszony przezeń z takim mozołem gmach.

Cała ta teoria konstruowana jest bardzo na siłę i dopychana kolanem jak niechcąca się domknąć walizka. Przeczy jej wszystko to, co wiemy o układzie słonecznym i kosmosie w ogóle, no ale wiadomo, jeśli kosmologia stoi w sprzeczności z mitologią i przekonaniem wyznawcy paleoastronautyki, tym gorzej dla kosmologii.

Generalnie całość argumentacji budowana jest na naciąganiu faktów, anachronicznym interpretowaniu starożytnych tekstów na potrzeby postawionej tezy oraz przypadkowych podobieństwach niepowiązanych ze sobą zjawisk. Wielokrotnie czytelnik zastanawia się, jak to możliwe, że coś takiego w ogóle przyszło autorowi do głowy, np. gdy autorytatywnie stwierdza, że przedstawienie węża oplecionego wokół kija (symbolu znanego nam pod nazwą laski Eskulapa) to nic innego jak wyobrażenie helisy DNA. A to tylko jeden z wielu przykładów. Krótko o nierzetelności analiz sumerologicznych Sitchina tylko w odniesieniu do „planety Nibiru”: https://pl.wikipedia.org/wiki/Nibiru...

Po „Kroniki Anunnaki” można sięgnąć z tego względu, że zasadniczo jest to kompendium uniwersum Sitchina, opisanego w jego sześciotomowym cyklu „Kroniki Ziemi” i kolejnych książkach będących ich kontynuacją (w sumie w języku polskim 13 tomów).

Warto dodać, że to właśnie książki Z. Sitchina plagiatował w „Cywilizacjach kosmicznych na Ziemi” J. Bieszk.

czwartek, 6 marca 2025

J. Bieszk, Cywilizacje kosmiczne na Ziemi


To dzieło komentuje się samo, więc nie będę pisał niczego w rodzaju recenzji. Bieszka wystarczy cytować.

Zadaniem tej książki jest „przybliżenie Czytelnikom alternatywnego spojrzenia na prehistorię naszej planety, Ziemi, i jest przeznaczona dla Czytelników, którzy interesują się historią oraz mają otwarte umysły i poszukują prawdy historycznej, nie wierząc już w XXI wieku ślepo i bezwolnie narzuconym ex cathedra starym dogmatom, tylko opierają się na logice, faktach najnowszych i dowodach, które moim zdaniem powodują, że ‘wieża z kości słoniowej’ ortodoksyjnej nauki historii, a także archeologii – rozsypuje się na naszych oczach”.

„W części 1 pracy chciałbym dokonać krótkiej chronologicznej prezentacji właśnie tych zaginionych, głównych prehistorycznych cywilizacji, oparłszy się na przekazach starożytnych Hindusów, Sumerów, Egipcjan i Greków, zapisanych w sanskrycie, języku protodrawidyjskim i tamilskim oraz pismem klinowym i hieroglificznym [czy muszę dodawać, że żadnego z tych języków oraz systemów pisma autor nie zna? – PT], a także na informacjach zawartych w źródłach ezoterycznych oraz przekazach channelingowych”.

„Wiadomo też na podstawie istniejących przekazów, że podczas ostatnich około 2 milionów lat na Ziemi istniały (czasami równolegle) przez setki lub dziesiątki tysięcy lat oraz ginęły kolonie kosmiczne z pozaziemskimi rasami. Byli to m.in. Lirianie, Syrianie, Plejadianie, Arianie, Bakaratinianie, Nibiruanie, Centaurinie, Weganie, Aremonianie”. Trzeba mieć otwarty umysł, pamiętajmy.

„Człowiek (Ziemianin) nie jest tworem powolnej, ciągłej ewolucji naturalnej, lecz wielostopniowej ingerencji i manipulacji genetycznej, prowadzonej w długim czasie przez przedstawicieli cywilizacji kosmicznych przebywających na Ziemi. W pierwszym udanym etapie Plejadianie doprowadzili d stworzenia humanoida nazwanego Homo erectus, który był podstawą dalszych kombinacji i ulepszeń genetycznych, prowadzonych już przez Nibiruanów”.

„Przed II Potopem (…) Ziemianie żyli dłużej, przeciętnie około 1000 lat (…) oraz byli wyżsi ze względu na istniejący ochronny firmament wodny rozciągający się nad Ziemią (…). Według naukowców były to gęsto warstwy (okapy), zmrożonej pary wodnej otaczające Ziemię (…). Po zniszczeniu firmamentu wodnego i tym samym zmianie atmosfery ziemskiej, wzroście promieniowania kosmicznego, rozpoczęcia procesu mutacji ciał Ziemian – nastąpiła u nich redukcja posiadanych dotychczas 12 genetycznych helis tylko do dwóch oraz zmniejszenie m.in. poziomu umysłowego, wzrostu i długości życia. (…) Ostatecznie „ustawił” to wbudowany przez Nibiruanów „genetyczny bezpiecznik”, ograniczający życie Ziemian przeciętnie do około” 98 lat.

Owi kosmici byli istotami czterowymiarowymi, które posiadały zdolność do przystosowania się do funkcjonowania w rzeczywistości trójwymiarowej. Z tego powodu niejednokrotnie przybierali postaci hybryd, które dziś znamy ze starożytnych przedstawień bogów z głowami zwierząt.

Jest to czyste science fiction i jako takie mogłoby nawet dobrze się czytać (gdyby tekst solidnie opracować literacko). Problem w tym, że autor twierdzi, że jego bajania to prawdziwa nauka, poparta twardymi dowodami (co jest oczywistą nieprawdą), a co więcej – jest to prawda naukowa w przeciwieństwie do tego, co głosi zafałszowana nauka akademicka. Cała książka składa się z perełek w rodzaju: „Wydobyte złoto Nibiruanie wykorzystywali do napraw uszkodzonego pola siłowego wokół gwiazdolotu Nibiru oraz produkowali z niego białe złoto w proszku, tzw. ma-na, które konsumowali, dzięki czemu mogli przebywać w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej w ziemskich warunkach”.

Kosmici opuścili Ziemię dopiero ok. 500 r. p.n.e. I z całej tej liczącej dwa miliony lat obecności po kosmicznych bogach do dziś pozostały jedynie… obrobione kamienie. Tak właśnie – żadnych zagubionych narzędzi, choćby boskiego śrubokrętu upuszczonego w piasek, ba, nawet nakrętki czy śrubki sprzed miliona lat, żadnych pozostałości maszyn, żadnych śladów infrastruktury przemysłowej, żadnych fabryk, linii energetycznych, szlaków transportowych, kosmodromów, centrów przetwarzania danych, serwerowni, magazynów, wraków zniszczonych pojazdów, żadnych bibliotek, dokumentów, próbek pisma, kompletnie nic poza kamiennymi budowlami, takimi jak piramidy egipskie, cyklopowe mury w Ameryce Południowej itd. Facet pisze to śmiertelnie poważnie. Pamiętajcie, żeby nigdy nie pytać mężczyzny o zarobki, kobiety o wiek, a Bieszka o źródła.

Ostatnio przeczytałem sporo pseudonaukowych książek, ale ta jest zdecydowanie najgłupsza z nich.

G. van der Aardweg, Nauka mówi ‘NIE!’


Homofobia jest jednym z tych zjawisk, które usilnie próbuje się unaukowić. Działacze anty-LGBT twierdzą, że nauka dowodzi, że homoseksualizm jest wynaturzeniem. Na tym poletku bardzo aktywnie działał m.in. dr Gerard van der Aardweg, psychoterapeuta zajmujący się leczeniem „neuroz homoseksualnych”. W Polsce wydano jego książkę pod tytułem „Nauka mówi ‘NIE!’ Oszustwo ‘homo-małżeństwa’” (Kraków 2021).

Należałoby zacząć od tego, że jedna z tych książek, które już w tytule zawierają kłamstwo. Nie chodzi o pomyłkę, niedopowiedzenia czy jakąkolwiek niejasność, ale o świadome kłamstwo. Nauka nie zajmuje żadnego stanowiska w kwestii związków dwojga dorosłych, świadomych osób, niezależnie od tego, jaki związek chcą one stworzyć. Nauka nie sprzeciwia się małżeństwom jednopłciowym.

Treść książki nie odbiega od tego, co zapowiada tytuł. Otrzymujemy cały wachlarz manipulacji, przekłamań, celowego mylenia przyczyn ze skutkami, nierzetelności w interpretacji cytowanych wyników badań naukowych, przyjmowania seksualnych fiksacji autora za obiektywnie istniejące fakty, żonglowania dowodami anegdotycznymi, „wyjaśnianie” wszystkich zagadnień jedną przyczyną (źródłem wszystkich problemów osób homoseksualnych jest wyłącznie ich homoseksualizm, np. samobójstwa powodowane są wyłącznie ich własną orientacją, a nie choćby presją społeczną czy dręczeniem) itd.

Tekst poprzedzony jest przedmowami bpa Andreasa Launa i ks. Dariusza Oko. Laun pisze m.in.: „Dominująca propaganda narzuca nam wszystkim pogląd, że nauki humanistyczne dowiodły, że związek między osobami tej samej płci jest tak samo naturalny (w sensie biologicznym i psychologicznym) jak związek między mężczyzną a kobietą (…)”. Otóż nauki humanistyczne nie zajmują się dowodzeniem w zakresie biologii. A naturalności (częstego występowania w naturze) związków jednopłciowych dowiodły badania nauk przyrodniczych.

Ks. dr hab. Dariusz Oko jest najbardziej chyba krzykliwym polskim homofobem (choć w ciągu kilku ostatnich lat nie słyszałem jego wypowiedzi). Z tego względu warto zatrzymać się na chwilę przy napisanym przez niego wstępie do tej książki.

Oko zaczyna tak: „Pisać dzisiaj w Unii Europejskiej krytycznie o homoideologii to podobnie jak czterdzieści, pięćdziesiąt lat temu w Związku Radzieckim lub krajach pod jego panowaniem pisać krytycznie o komunizmie. Ryzykowne przedsięwzięcie (…) łatwo dostrzegamy podobieństwa pomiędzy obiema ideologiami oraz kłamstwem, przemocą i bezprawiem, na których się nieuchronnie opierają, i które nieuchronnie pomnażają”. Przeciwstawianie się owej rzekomej „homoideologii” wymagać ma niesłychanej odwagi. A to dopiero pierwszy akapit tej książki, która ma uodpornić czytelników na „homopropagandę i homotyranię”.

Dalej czytamy: „Geje wynoszą się ponad wszelką krytykę, jakby byli osobami nadludzkimi, niemal boskimi, niepodlegającymi żadnym wątpliwościom i żadnemu kwestionowaniu. Tu znowu widać analogię do przywódców komunizmu, którzy tworzyli wokół siebie aurę wręcz boskiej nieomylności i wzniosłości – oni także nie chcieli podlegać żadnej krytyce i każdą jej próbę jak najsurowiej karali. Każde zdanie krytyki, odnoszące się do ich ideologii, zrównywali z aktem nienawiści do ludzkości w ogóle”. To samo mają robić osoby homoseksualne.

A wreszcie: homoseksualizm „jest raczej podobny do nałogu palenia papierosów czy narkomanii, jest wypaczeniem, zaburzeniem, które wyrasta z innych zaburzeń i samo powoduje kolejne liczne zaburzenia”.

Jak to możliwe, pyta Aardweg, że ta oparta na kłamstwie i niebezpieczna „ideologia LGBT” odniosła taki sukces propagandowy? I odpowiada: „Jest to możliwe, ponieważ od ponad 40 lat aktywiści i lobbyści homoseksualni z niezwykłym powodzeniem podbijali i ostatecznie zdominowali wydziały humanistyczne uniwersytetów i innych instytucji edukacyjnych, czasopisma naukowe, partie polityczne, media i branżę wydawniczą [zastąpcie w tym zdaniu homoseksualistów Żydami i pomyślcie, co wam to przypomina – PT]. Z nielicznymi wyjątkami, badania nad homoseksualizmem prowadzone są przez badaczy ze środowisk homoseksualistów, a często ich jawnie deklarowanym celem jest udowodnienie normalności i naturalności ich skłonności i stylu życia. Fascynujące jest jednak to, że pomimo wszystkich swoich wysiłków i ogromnych sum pieniędzy wydanych na ten cel, nie udało im się tego dokonać”.

„Należy przywrócić akademicką wolność nauczania, pisania i prowadzenia badań z zakresu psychologii i psychoterapii homoseksualizmu. I zasadniczo należy przełamać homoseksualny monopol władzy na uniwersytetach, w instytucjach edukacyjnych, partiach politycznych i mediach”, konkluduje Aardweg.

Homoseksualizm jest według niego anomalią, zboczeniem i chorobą psychiczną rytualnie już przyrównaną do pedofilii (choć badania naukowe jasno dowodzą, że nie ma pomiędzy nimi żadnego związku). U źródeł tego schorzenia psychicznego, za jakie Aardweg uznaje homoseksualizm, leżeć ma kompleks niższości wywołany przez „egocentryczność, użalanie się nad sobą i nadmierną miłość własną” dzieci i nastolatków.

Ludziom myślącym racjonalnie trudno pojąć fakt, że patologiczni kłamcy, krętacze i manipulatorzy zarzucają innym tworzenie grup wpływu głoszących ideologię opartą na kłamstwie. Musimy jednak zrozumieć, że wewnątrz tego patologicznego systemu łączącego pseudonaukę z doktryną religiancką ta narracja ma swoją logikę. Logikę, w której nienawistny homofob twierdzi, że coś takiego jak homofobia nie istnieje, a jest jedynie wymysłem kłamliwej ideologii.

Jest to książka głęboko nikczemna, bezecna, antyhumanistyczna i wręcz nieludzka oraz oczywiście antynaukowa. Haniebne jest, że do siania nienawiści wykorzystany został sztafaż naukowy.

Aardweg sam ujawnia, że nauka jest jedynie listkiem figowym dla jego własnych obsesji, kiedy w homofobicznym zapale zapomina o naukowych standardach prowadzenia wywodu i pisze np.: „Większość działaczy homoseksualnych nienawidzi normalności i normalnego małżeństwa: z zazdrości, zranionej dumy, buntu, poczucia niższości, a także by uciszyć swój własny głos sumienia”.

R.F. Kennedy jr., Prawdziwy Anthony Fauci


Bodaj najsłynniejszym na świecie działaczem antyszczepionkowym jest Robert F. Kennedy Jr., bratanek JFK, prawnik działający na rzecz ochrony środowiska. Jego zaangażowanie antyszczepionkowe wzrosło w czasie pandemii COVID-19. Aktywnie uczestniczył w protestach organizowanych przez środowiska antyszczepionkowe i przeciwne ograniczeniom wprowadzanym w czasie pandemii COVID-19 m.in. w USA, Niemczech czy Włoszech.

W styczniu 2022 podczas demonstracji przeciwko obowiązkowi szczepień na COVID-19 powiedział: „Nawet z Niemiec Hitlera można było uciec do Szwajcarii, schować się na poddaszu, jak Anne Frank. Dziś są tworzone mechanizmy, które sprawią, że nikt z nas nie będzie mógł uciec, nikt się nie schowa”. Jego stwierdzenie spotkało się z powszechną krytyką w mediach. Niedługo później Kennedy przeprosił za to porównanie.

Nie był to jedyny tego rodzaju przypadek. Podczas jednego z przyjęć w Nowym Jorku został nagrany, gdy sugerował, że COVID-19 jest genetycznie zmodyfikowany w celu atakowania określonych ras i dawania odporności innym. Jak twierdził, rasami odpornymi mają być szczególnie Żydzi aszkenazyjscy i Chińczycy. Słowa te ponownie spotkały się z szeroką krytyką.

W 2021 roku Instagram skasował jego konto z powodu „wielokrotnie udostępnianych fałszywych teorii na temat koronawirusa oraz szczepionek”. Konto zostało przywrócone w czerwcu 2023. W tym samym czasie napisał też, że promieniowanie telefonów komórkowych i Wi-Fi może powodować raka. W innej rozmowie powiedział, że chemikalia obecne w wodzie mogą powodować dysforię płciową (tj., według dawniejszej terminologii, zaburzenie tożsamości płciowej) u młodzieży.

W czerwcu 2005 dla Rolling Stone i Salonu napisał artykuł pt. „Deadly Immunity”, w którym twierdził, że istnieje związek pomiędzy tiomersalem (związkiem chemicznym stosowanym w szczepionkach) a epidemią zaburzeń neurologicznych (m.in. występowania autyzmu) u dzieci. Jest to zresztą główny motyw poglądów antyszczepionkowców, powtarzający się w każdej dyskusji czy publikacji na ten temat także w Polsce. Krótko po publikacji Salon naniósł pięć sprostowań do tekstu Kennedy’ego. W 2011 oba portale wycofały publikację artykułu. Publikacja ta zapewne pozostaje w związku z faktem, iż Kennedy jest przewodniczącym organizacji non-profit Children’s Health Defense, która prowadzi liczne kampanie dezinformacyjne na temat szczepień dzieci.

W 2021 roku Kennedy wydał książkę The Real Anthony Fauci (polskie wydanie: Prawdziwy Anthony Fauci, 2023). Jest to ośmiusetstronicowy manifest antyszczepionkowy. Według niego Anthony Fauci i Fundacja Billa i Melindy Gates czerpią zyski ze sprzedaży niesprawdzonych i będących zagrożeniem szczepionek przeciw COVID-19, równocześnie celowo blokując inne, tańsze i sprawdzone kuracje.

W swojej książce pisze m.in.: „Sieć pomoże również poradzić sobie z wściekłością Amerykanów, gdy w końcu obudzą się i dostrzegą, że ta wyjęta spod prawa grupa przestępcza [tj. koncerny technologiczne, takie jak Microsoft, Facebook, Google, Oracle, Amazon i in.] ukradła naszą demokrację, nasze prawa obywatelskie, nasz kraj i nasz styl życia – podczas gdy my kuliliśmy się w centralnie sterowanym strachu przed grypopodobnym wirusem”.

Tytułowy Anthony Fauci to lekarz i popularyzator wiedzy o chorobach zakaźnych; od 1984 r. był dyrektorem Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych i doradcą prezydentów USA. Kennedy oskarża go o liczne przestępstwa (fałszowanie badań naukowych, oszukiwanie opinii publicznej), a nawet zbrodnie: „Opisane tu jego przestępstwa obejmują między innymi zbrodnie przeciwko setkom sierot i przybranych czarnych i latynoskich dzieci, które poddał okrutnym i śmiertelnym eksperymentom medycznym”.

W innym miejscu pisze o nim: „Jego służalczość wobec wielkich firm zajmujących się przemysłowym rolnictwem i produkcją żywności, jak również wielkich korporacji farmaceutycznych, sprawiła, że nasze dzieci toną w toksycznej zupie zrobionej z pozostałości pestycydów, syropu kukurydzianego i przetworzonej żywności, a jednocześnie służą jako poduszeczki do igieł dla sześćdziesięciu dziewięciu obowiązkowych dawek szczepionek przed ukończeniem osiemnastego roku życia, choć żadna z nich nie została odpowiednio przetestowana pod kątem bezpieczeństwa”. Cytuję to zdanie po pierwsze jako przykład pseudonaukowej retoryki, po drugie zaś zawartego w nim jawnego kłamstwa dotyczącego bezpieczeństwa szczepionek. Żadna z nich nie stanowi zagrożenia dla zdrowia dzieci, a wszystkie podlegają surowym procedurom sprawdzającym ich skuteczność oraz bezpieczeństwo zanim zostaną dopuszczone do użytku.

Kennedy posługuje się sformułowaniem „naukowi najemnicy”, oskarżając akademików o wysługiwanie się za pieniądze Big Pharmie oraz Big Techowi, a w szczególności Billowi Gatesowi. Firmy farmaceutyczne nazywa m.in. „kartelem szczepionkowym”.


Jest to znakomity przykład tego, jak tekst wysoce specjalistyczny, którego autor posługuje się specjalistycznym językiem i terminologią oraz stawiający pewne słuszne tezy (choć nie z zakresu nauki), bazujący na dorobku nauki (w tym przypadku medycyny, jednak pamiętać przy tym trzeba, że autor nie jest lekarzem, tylko prawnikiem) może być w gruncie rzeczy tekstem pseudonaukowym, propagującym teorie spiskowe. Mający wzbudzić szacunek i zaufanie naukowy sztafaż służy zamaskowaniu głównego celu, którym jest propagowanie treści pseudonaukowych i teorii spiskowych. Teza tej książki jest oczywista: pandemia COVID była działaniem planowym, przeprowadzonym przez grupę wpływowych bogaczy manipulujących rządami państw świata zachodniego oraz naukowcami celem dalszego bogacenia się.

Informacje kontekstowe na temat Kennedy'ego podaję za Wikipedią.

piątek, 28 lutego 2025

C. Petratu, B. Roidinger, Kamienie z Ica

„A całe to zamieszanie zaczęło się w 1961 roku, kiedy po dziesięcioleciach posuchy spadły na Andy i tereny przyległe długotrwałe i obfite deszcze, wypełniając wreszcie suche koryta wielu rzek [zdecydowanie w tej sprawie napełnianie koryta odgrywa decydującą rolę – PT]. Rzeka Ica wystąpiła z brzegów, zalewając okoliczne pustynie. Jej bystre [w przeciwieństwie do tych, którzy wierzą w te bzdury – PT] wody porywały luźne pustynne piaski i niosły je do morza. W ten sposób wypłukane zostały liczne kamienie nawet z głębszych pokładów ziemi. Wśród tych kamieni znajdowały się egzemplarze pokryte tajemniczymi rytami.
 
Najbardziej zdumiewał fakt, że wyobrażenia na kamieniach nie pasowały do żadnej zbadanej kultury. Przedstawiały bowiem florę i faunę raczej nieznane w Ameryce Południowej. A odczytane nich elementy zdają się być typowe dla okresów sięgających daleko w głąb, poza przyjęte granice historii ludzkości.
 
Obok motywów roślinnych i zwierzęcych znaleźć można wśród owych kamiennych rytów:
 
• Mapy nieznanych terenów i dziwne astronomiczne konfiguracje;
• Wyobrażenia instrumentów optycznych (teleskopów, lup);
• Obszerny katalog wymarłych prehistorycznych zwierząt z ich biologicznymi cyklami rozwojowymi;
• Wyobrażenia skomplikowanych operacji chirurgicznych, jak np. transplantacji serca, nerek, wątroby i mózgu;
• Rysunki mechanicznych urządzeń transportowych;
• Rysunki różnych instrumentów muzycznych;
• Sceny obrzędów religijnych, zawodów sportowych, zachowań seksualnych i działalności społecznej;
• Sceny bitew, wojen i różnych zagadkowych oraz niezrozumiałych wydarzeń.
 
Dziwne kamienie pojawiły się niespodziewanie i rozproszone są zupełnie przypadkowo. Najczęściej spotyka się je częściowo zagłębione w piasku wypłukanym z brzegów rzeki Ica i tu znajdują je wieśniacy [czyli nie ma żadnego stanowiska archeologicznego, które pozwoliłoby zbadać znaleziska metodami naukowymi, umieścić je w kontekście archeologicznym itd. Liczące 65 milionów lat kamienie z rysunkami leżą sobie po prostu w piasku – PT]. (…) Korzystnie sprzedawane znaleziska trafiają najczęściej w nieodpowiednie ręce, rzadko zaś do naukowców”.
 
„Czy musimy stworzyć nową teorię powstania ludzkości?”, pyta dramatycznie wydawca. „Odkrycie nieznanej cywilizacji zamieszkującej Ziemię przed 65 milionami [sic!] lat to rewolucja w nauce”.
 
Rzeczywiście, byłaby to rewolucja, gdyby nie pewien drobny szczegół: wszystko to jest mistyfikacją i oszustwem spreparowanym przez miejscowego rolnika, który produkował te prehistoryczne kamienie przy pomocy dłutka i wiertarki stomatologicznej.

wtorek, 7 stycznia 2025

A. Lubińska, Książka i biblioteka w wybranych pracach Umberta Eco


Z cyklu książek o książkach warto polecić wydane niedawno opracowanie Anny Lubińskiej poświęcone problematyce bibliologicznej w dziełach Umberta Eco.

Autorka wyraźnie zafascynowana jest bohaterem swojej książki i bezkrytycznie podziela wszystkie jego tezy, nawet te, które z biegiem czasu się zdezaktualizowały (np. dotyczące Internetu i jego korzystnego wpływu na kulturę książki i pisma, nieuwzględniające niejednokrotnie destrukcyjnego wpływu mediów społecznościowych) czy też takie, które są w najlepszym przypadku dyskusyjne („Internet nie jest prostym zjawiskiem. Jest jak książka: czy książka jest dobra, czy zła? Jeśli jest zatytułowana ‘Mein Kampf’, to jest zła, jeśli ‘Biblia’, to dobra”).
 
Ta bezkrytyczność i jedynie mechaniczne zestawianie poglądów U. Eco na kulturę książki, z całym szacunkiem dla erudycji Autorki, jest największym mankamentem tej monografii. Lubińska ze wzruszającą prostotą stwierdza, że wszystkie opinie Eco najnormalniej w świecie zawsze były trafne.
 
Wartością dzieła jest bardzo pracowite i sumienne zgromadzenie wszelkich refleksji U. Eco związanych z szeroko pojętą bibliologią – pisaniem, czytaniem, publikowaniem (działalnością wydawniczą), gromadzeniem książek, ich roli w kulturze, stosunkowi bibliofilów do kolekcjonowanych woluminów itd.
 
Jeśli więc chcecie się dowiedzieć, jakie były poglądy włoskiego semiotyka na książkę, sięgnijcie po opracowanie A. Lubińskiej. Resztę jednak (czyli krytykę jego teorii) będziecie musieli dopisać sobie sami.
 
PS. Mój prywatny przyczynek do problemu bibliomanii: latem ubiegłego roku kupiłem ‘Bibliofollię’ i położyłem na którejś stercie książek. Teraz nie jestem w stanie jej odnaleźć.
 
A. Lubińska, Książka i biblioteka w wybranych pracach Umberta Eco. Studium bibliologiczne, Wrocław 2024