Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komunikacja społeczna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą komunikacja społeczna. Pokaż wszystkie posty

sobota, 5 kwietnia 2025

S. Pękala, Wojna idei 2.0


W związku z moimi badaniami dotyczącymi pseudonauki sięgnąłem po książkę Szymona Pękali „Wojna idei 2.0” licząc na to, że znajdę w niej jakieś wskazówki, w jaki sposób można byłoby próbować wejść w dialog z osobami wierzącymi w teorie spiskowe i „naukę alternatywną”.

Szymon Pękala zaczyna dobrze, postulując otwartość na dialog. Szybko jednak okazuje się, że ta książka jest nie tylko o tym, jak rozmawiać, żeby nie wywoływać lub nie pogłębiać konfliktu, ale także o tym, jak manipulować dyskutantem tak, by skłonić go do rewizji własnego punktu widzenia. Ponadto rozważania Autora dotyczą głównie dyskusji na temat polityki. Czy opisywane przez niego zasady dałoby się przenieść na inne trudne tematy? Zapewne tak, co nie zmienia faktu, że jego perspektywa jest dość jednostronna.

Otrzymujemy zatem poradnik, który stawia sobie dość ambitne cele: „Jest to książka dla osób, które szukają sposobów na rozbrojenie konfliktów w najbliższym otoczeniu oraz na pokojowe poruszanie drażliwych kwestii”.

Z każdego zdania bije stanowcza pewność siebie Autora, co – szczególnie w połączeniu z kolokwialnym stylem – niekoniecznie musi robić dobre wrażenie na czytelniku. Do tego mamy „zdroworozsądkową” argumentację i anegdotyczne przykłady z własnego życia, które mają układać się na praktyczny podręcznik rozmowy z osobami o odmiennych poglądach. A wisienką na tym metodologicznym torcie jest kilkukrotnie powołuje się na kontrowersyjnego kanadyjskiego psychologa Jordana Petersona oraz cytowanie internetowych memów (z podaniem przypisu!).

A skoro już o warsztacie (para)naukowym Pękali mowa, warto zwrócić uwagę na zdanie ze strony 84: „Abstrahując już nawet od stanu szkolnictwa wyższego i dewaluacji nadawanych przez nie tytułów, to studia wyższe w samym swoim założeniu dają (a przynajmniej powinny dawać) podstawy do rozwoju specjalizacji w jakiejś wąskiej dziedzinie, nie zaś do lepszego, pełniejszego zrozumienia konfliktów społeczno-kulturowych”. Jak dowiaduję się z Internetu, Pękala z wykształcenia jest inżynierem po Akademii Górniczo-Hutniczej, co może w jakimś sensie wyjaśniać jego pogląd na cele kształcenia na poziomie akademickim. Nie zmienia to jednak faktu, że cytat ten pokazuje, jak bardzo jego Autor nie rozumie, czym jest uniwersytet humboldtowski i jakie są założenia wyższych studiów innych niż inżynierskie. Bo studia humanistyczne czy społeczne w samym swoim założeniu są dokładną odwrotnością tego, co wydaje się Pękali. Niestety takie niezrozumienie jest częstą przypadłością przedstawicieli nauk ścisłych.

Naiwne jest także jego założenie, że nasi adwersarze będą chcieli rzeczowo, szczerze i z namysłem odpowiadać na nasze pytania o ich motywację i uzasadnienie wyznawanych poglądów. Każdy, kto próbował dyskutować z osobami o odmiennych poglądach wie aż nadto dobrze, że bardzo rzadko się tak dzieje (szczególnie w dyskusjach internetowych). Wszystko to bardzo mocno podważa wiarygodność Autora i z każdą stroną coraz trudniej jest traktować jego wywody poważnie.

Wracając jednak do powodów, dla których sięgnąłem po tę książkę: czy zatem da się rozmawiać z pseudonaukowcami tak, aby zasiać w nich ziarno wątpliwości co do „faktów alternatywnych”, w które wierzą? Jak sądzi Autor „Wojny idei 2.0”, prawdopodobnie tak, wymaga to jednak zastosowania pewnej dozy technik manipulacyjnych. Dyskusja na racjonalne argumenty nie ma sensu. Sam Pękala zresztą pisze wprost: „Nie rozmawiaj na poziomie nauki, bo nie ta sfera jest dla ludzi problematyczna, tylko na poziomie polityki” (s. 145). Ponadto nie jest możliwe przekonanie osób fanatycznie wyznających skrajne poglądy. Warto z nimi dyskutować jedynie o tyle, by ich demaskować i zniechęcać innych do pójścia w ich ślady. Te wnioski nie są zanadto optymistyczne, trudno się jednak z nimi nie zgodzić.

S. Pękala, Wojna idei 2.0. Jak przekonać przekonanych, Znak, Kraków 2025


środa, 20 listopada 2024

Y.N. Harari, Nexus. Krótka historia informacji

 


Ponieważ historia informacji, komunikacji i mediów to moja specjalność naukowa, nie mogłem nie sięgnąć po nową książkę Yuvala Noaha Harariego, której podtytuł brzmi: „Krótka historia informacji”. I powiedzmy od razu, iż krótki podtytuł recenzji tej książki mógłby brzmieć: Rozczarowanie.

Całość rozpoczyna się od wyważania otwartych drzwi. Autor nie znając żadnej (matematycznej bądź informatologicznej) definicji informacji, a przynajmniej się do żadnej nie odwołując, próbuje stworzyć własną definicję informacji historycznej (?). Nie znając jednak klasycznego modelu dane-informacja-wiedza miesza ze sobą wszystkie trzy elementy, otrzymując absurdalne rezultaty, które następnie krytykuje. Czy zauważa, że krytykuje własną ignorancję? Nie. Zresztą w dalszych częściach książki Harari nadal miesza ze sobą różne zjawiska (np. pole działania biurokracji z pracą inżyniera), co jeszcze obniża wartość dzieła.
 
Stwierdzenie, że chodzi o stworzenie historycznej definicji informacji, różnej od tych już funkcjonujących, zupełnie mnie nie przekonuje. Autor ani nie zajmuje się w istocie informacją (choć sobie tego nie uświadamia), nie potrzebuje więc takiej definicji, ani też nie ma kompetencji, żeby taką definicję stworzyć. Cały pierwszy rozdział jest nie tylko niepotrzebny, ale wręcz dyskredytujący autora.
 
Pierwsze wrażenie jest zatem niekorzystne. Czy jest to więc książka przełomowa, jak górnolotnie zachwala wydawca? Nie.
 
Czy jest w jakikolwiek sposób nowatorska, czy oferuje nowe spojrzenie na omawianą problematykę? Nie. A przynajmniej nie całkiem. Nie ma tu niczego, czego byśmy już nie wiedzieli, zostało to jednak opisane przy użyciu kilkakrotnie większej liczby słów („Nexus” to przegadane, pięciusetstronicowe tomiszcze) i okraszone dykteryjkami z szerokiego spektrum zagadnień od historii literatury, przez politykę aż do biologii ewolucyjnej (choć to odniesienia polityczne są dla autora najważniejsze).
 
Czy jest to książka historyczna, jak sugeruje autor? Nie.
 
Harari opisuje zjawiska historyczne nakładając na nie współczesną siatkę pojęciową. W pracy stricte historycznej byłby to błąd anachronizmu, w popularyzatorskiej może być uznane za ciekawy chwyt, dzięki któremu objaśnia te zjawiska laikom nie mającym o nich pojęcia. Innym zabiegiem stosowanym przez Harariego jest ilustrowanie własnych tez przykładami z przeszłości. Ale to nie znaczy jeszcze, że to książka historyczna.
 
Jak sam Harari rozumie badania historyczne? Według niego „historia nie jest badaniem przeszłości – to nauka o zmianie”. Jednak czy jeśli nie będziemy badali przeszłości jako takiej, czyli nie będziemy znali stanu początkowego, będziemy mogli powiedzieć cokolwiek o zachodzących zmianach, ich przedmiocie i kierunkach? Nie. Jest to bon mot tyleż chwytliwy, co fałszywy.
 
W istocie Harari próbuje pisać społeczną historię informacji, jednak to, czy jego opracowanie może konkurować ze „Społeczną historią mediów” Asy Briggsa i Petera Burke’a, wydaje mi się kwestią mocno problematyczną. Dwa rozdziały poświęcone tradycyjnym technologiom informacyjnym: opowieściom (czyli mowie i kulturze oralnej) oraz dokumentom pisanym (czyli pismu) to zdecydowanie zbyt mało.
 
Pierwsza część książki poświęcona jest, z grubsza rzecz biorąc, historii technologii i sieci informacyjnych, druga zaś – niebezpieczeństwom, jakie one ze sobą niosą, w tym zagrożeniom ze strony algorytmów SI. SI zestawiana i porównywana jest z tradycyjnymi sieciami informacyjnymi, takimi jak Kościół czy NKWD (obie te instytucje w ujęciu Harraiego są przykładami sieci informacyjnych). Nowe, potężniejsze technologie niosą ze sobą nowe, poważniejsze zagrożenia. Czy jednak przeczytamy tu coś, czego nie mielibyśmy szansy przeczytać gdzie indziej? Raczej nie.
 
Rozważania Harariego skupiają się nie tyle na samej SI (jej inżynierii), co na możliwych negatywnych skutkach społecznych wdrażania SI. Owszem, obecnie nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie zagrożenia będą wiązać się z jej rozwojem, choć warto ten problem rozważać i już dziś szukać rozwiązań dla wyzwań, które będzie stawiać przed nami przyszłość. Czy w tej książce znajdziemy jakieś nowatorskie, oryginalne rozważania na ten temat? Nie.
 
Redakcja i korekta tekstu na ogół jest dobra, anegdotycznie tylko wspomnę o powtarzającym się kilkukrotnie sformułowaniu „Europa doby” – niestety nie dowiadujemy się, jakiej. Domyślać się tylko można, iż chodzi o Europę doby nowożytnej.
 
Zaletą „Nexusa” jest przeprowadzona przez autora krytyka religii oraz populizmu, a także apologia nauki, jednak potwierdzanie moich prywatnych opinii to trochę zbyt mało, żebym mógł uznać książkę za dobrą. Ostatecznie odnoszę wrażenie, że jest ona produktem głównie marketingowym. 
 
Y.N. Harari, Nexus. Krótka historia informacji. Od epoki kamienia do sztucznej inteligencji, Kraków 2024

wtorek, 28 czerwca 2016

L. Waters, Zmierzch wiedzy



„Zmierzch wiedzy” to książeczka już nie tak bardzo nowa, ale dość mało u nas znana. W Europie nie wywołała ona takiej burzy, jak w amerykańskim środowisku akademickim. Lindsay Waters, „czołowy wydawca książek humanistycznych swego pokolenia”, z pasją pisze o kryzysie akademii, humanistyki oraz ruchu wydawniczego. Kardynalnym błędem jest według niego bierna zgoda środowiska na urynkowienie akademii. Akademia bowiem nie może funkcjonować jak komercyjna korporacja, ulegając dyktatowi neoliberalnego paradygmatu. Gdy humaniści rozliczani są z ilości wytworzonych „produktów”, tak samo jak robotnicy w fabryce, skutkiem może być nadprodukcja mętnych, złych, nieprzemyślanych tekstów, wytwarzanych dla usatysfakcjonowania obliczających statystyki, nierozumiejących jednak nauki managerów. Następnie informacje o tym, jakimi bzdurami zajmują się humaniści, ze złośliwą satysfakcją upubliczniane są przez media, a w wyniku tego w społeczeństwie narastają nastroje antyintelektualistyczne. Ludzie zaczynają domagać się, by zaprzestać finansowania z ich pieniędzy niedorzecznych projektów pseudonaukowych – co jest na swój sposób całkiem rozsądne biorąc pod uwagę obraz, jaki kreślą im media. Brzmi znajomo, prawda? Niech podniesie rękę, kto nigdy nie dowcipkował na temat odkryć amerykańskich naukowców. Prawda jednak jest taka, że w pewnej mierze degeneracja badań naukowych jest bezpośrednim wynikiem technokratycznych nacisków na jej komercjalizację, logarytmizację, parametryzację i ciułanie punktów. Skutki koncentrowania się wyłącznie na „produktywności” będą dla nauki tragiczne, bowiem „efekt naukowy mierzy się głębią, a nie zasięgiem”. Uczeni powinni mieć możność prowadzenia rzeczywistych badań, a nie być zmuszani do tworzenia pozorów innowacyjności i produktywności. Tworzenie coraz bardziej zbiurokratyzowanej i wszechwładnej kontroli administracyjnej nad życiem akademickim jest drogą donikąd. Lindsay Waters opisuje co prawda rzeczywistość amerykańską, ale w Europie i w Polsce stanęliśmy przed tymi samymi problemami i my również musimy poszukiwać sposobów ich rozwiązania.

L. Waters, Zmierzch wiedzy. Przemiany uniwersytetu a rynek publikacji naukowych, Homini, Kraków 2009

czwartek, 5 maja 2016

Badanie w zakresie komunikacji naukowej



Szanowni Państwo,

w związku z pracą nad artykułem poświęconym społecznościowemu aspektowi komunikacji naukowej uprzejmie proszę o wypełnienie ankiety. W miarę możności proszę także o udostępnianie linku do ankiety Państwa znajomym.
Z góry dziękuję za poświęcony czas. 

Link do ankiety: http://www.survio.com/survey/d/E4K4M5D3O4T8M5Q2P

sobota, 2 kwietnia 2016

Rzecz o różnych sposobach postrzegania rzeczywistości

Czytam uzasadnienie opinii ekspertów oceniających mój wniosek o grant NCN i trudno mi oprzeć się wrażeniu, że są to opisy jakichś światów równoległych. Oto Ekspert 1 pisze: „W ciągu ostatnich dziesięciu lat prof. Tafiłowski opublikował kilka książek popularnych (w tym dwie poświęcone historii wojskowości w XVI w.), jedną monografię poświęconą obrazowi Turcji i Turków w literaturze staropolskiej. Artykuły ukazywały się w dobrych czasopismach ogólnopolskich i w wydawnictwach okazjonalnych”. Drugi zaś ripostuje: „KP jest autorem 4 monografii opublikowanych albo w wyd,.UMSC, albo w bliżej nieznanym wyd. w Zabrzu. Opublikował także 1 artykuł w monografii zespołowej (oficyna wyd. nie została podana - jest to wydawnictwo instytutowe UW) oraz 5 artykułów w periodykach - 2 w jęz. ang. (w periodyku uniw. egejskiego, którego rangę trudno ocenić, i w renomowanym "Roczniku Orientalistycznym"), 3 - w lokalnych periodykach bibliotekoznawczo-archiwistyczych)” (czyli m.in. w „Przeglądzie Historycznym”, „Przeglądzie Humanistycznym”, Archiwach, Bibliotekach i Muzeach Kościelnych oraz „Miscellanea Historico-Archivistica” wydawanych przez Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie; pisownia oryginalna). 

Dalej podobnie. Ekspert 1 chwali: „Planowane badania wpisują się w trwający do trzech dziesięcioleci zwrot przestrzenny w badaniach humanistycznych, zainicjowany przez Geokrytykę Westphala. We wniosku bardzo jasno zostały wyznaczone cele, które zamierza osiągnąć Kierownik projektu”. Ekspert 2 natomiast gani: „Trudno mówić o poziome NAUKOWYM badań, skoro ich wynikiem ma być - jak wynika z planu badań - przygotowanie katalogu”.

Ekspert 1: „Przedstawiony przez prof. Tafiłowskiego projekt jest nowatorski na gruncie polskim i międzynarodowym. Rezultaty projektu mogą rzucić nowe światło na sposób samo identyfikowania się męskich elit dawnej Rzeczypospolitej poprzez wiedzę geograficzną. Pomysł na badania jest niezwykle ciekawy, ponieważ prof. Tafiłowski skupi się nie tyle na analizie tekstów geograficznych, lecz na funkcjonowaniu druków geograficznych wśród polskich humanistów. Podobne projekty nie były prowadzone ani za granicą, ani w Polsce”.

Ekspert 2: „Jeśli- jak wynika z planu badań - efektem finalnym projektu jest katalog - to projekt nie ma charakteru badawczego. Jeśli monografia - jak wynika z kosztorysu i opisu skróconego - to na podstawie materiału, który KP chce zestawić i poddać analizie, zbyt wąskiego do przewidywanych wniosków - celów projektu - jej wpływ na rozwój dyscypliny będzie znikomy i sprowadzi sie do informacji o jednym z typów materiału źródłowego, bdącym skladnikiem do rekonstrukcji historycznej świadomości geograficznej” (pisownia oryginalna).

Specyfiką nauk humanistycznych jest to, że wyniki badań mogą być różnie oceniane w zależności od subiektywnego podejścia recenzenta. Byłoby naiwnością oczekiwać, że moje pomysły naukowe będą wzbudzać powszechny entuzjazm. Wydawałoby się jednak, że mam prawo oczekiwać, szczególnie od ekspertów NCN, ich rzetelnej oceny. Decyzję o nieprzyznaniu projektowi finansowania przyjmuję z pokorą, nie zgadzam się jednak na to, by eksperci zatrudniani przez państwową instytucję naukową wyrażali swoje opinie z jawnie złą wolą i wrogością, pisząc je w dodatku – sądząc po ilości błędów („efelkem finalnym”, „rezuultatem” itd.) – na kolanie. Jeden z ekspertów potrafił wskazać zarówno dobre strony ocenianego projektu, jaki i jego braki. Ze wskazówek, których udzielił w swojej opinii, skorzystam w dalszych badaniach i jestem za nie wdzięczny. Drugi z nich natomiast nie miał do powiedzenia nic konstruktywnego, skupiając się całkowicie na negacji projektu i wyrażaniu lekceważenia dla mojego dotychczasowego dorobku naukowego (zaatakował przy okazji także czasopisma i wydawnictw publikujące moje teksty, co jest piramidalnym absurdem), nawet nie starając się w jakikolwiek sposób uzasadnić swojej oceny. Opinia taka, pozbawiona rzeczowej konkluzji, jest całkowicie nieprzydatna dla wnioskodawcy. W tym kontekście pytaniem otwartym pozostaje kwestia, jaka jest rola ekspertów NCN w ocenianiu składanych do programu wniosków i tego, jak oni sami ją rozumieją – czy mają być jedynie lożą szyderców, czy też ciałem dokonującym rzetelnej, merytorycznej oceny wniosków o finansowanie badań naukowych. Należałoby także zapytać, czy osoby otwarcie kierujące się emocjami, nie zaś względami rzeczowymi, powinny pełnić tak odpowiedzialne funkcje, decydując nie tylko o rozdziale pieniędzy, ale de facto również o możliwościach rozwoju naukowego innych badaczy.

wtorek, 14 lipca 2015

N. Carr, Płytki umysł

Nicholas Carr zaczyna swoją książkę od cytatu z Marshalla McLuhana mówiącego o tym, że środek przekazu sam jest przekazem. Jest to dla niego punkt wyjścia do rozważań nad tym, w jaki sposób oddziałuje na nas najnowsze medium elektroniczne. „Na dłuższą metę przekazywane treści okazują się jednak mniej istotne od samego medium, które wpływa na to, co myślimy i jak działamy. (…) tak popularny środek przekazu kształtuje, co widzimy i w jaki sposób, a także – pod warunkiem, że wykorzystujemy go odpowiednio długo – zmienia nas jako poszczególne jednostki oraz całe społeczeństwa”. I dalej: „To, że kierujemy całą naszą uwagę na przekazywane treści, może sprawiać, ze nie dostrzegamy głębokiego wpływu, jaki wywiera na nas medium. Jesteśmy zbyt zaabsorbowani tym, że się nas olśniewa bądź niepokoi, aby zauważyć, co się dzieje w naszej głowie, a w ostatecznym rozrachunku zaczynamy udawać, że sama technologia nie ma znaczenia”.
 
Skutkiem nadmiernego korzystania z nowego, oszałamiającego medium jest utrata zdolności koncentracji. Autor przede wszystkim wykazuje to na przykładzie zdolności czytania dłuższego tekstu. Okazuje się bowiem, że użytkownik Internetu zatraca tę umiejętność. Jego mózg zaczyna funkcjonować inaczej, w sposób, który głębokiej lekturze nie sprzyja, a nawet ją wyklucza. I raczej trudno pocieszać się, że to, co w tym wypadku tracimy, jest rekompensowane nowymi możliwościami. Szybkość wyszukiwania informacji, dostęp do nieograniczonej liczby źródeł, łatwość dostępu do poszukiwanego fragmentu tekstu nie są w stanie zastąpić refleksji, namysłu, analizy tego, co błyskawicznie możemy odnaleźć. Co stworzymy z tych wyszukanych błyskawicznie strzępów? Jaką całość z tego złożymy i czy istotnie będzie ona miała jakąś wartość?

czwartek, 1 stycznia 2015

A. Briggs, P. Burke, Społeczna historia mediów

Dzieje komunikacji społecznej są niezwykle frapującym zagadnieniem, które jednak dotychczas badane jest raczej wyrywkowo i przyczynkowo; odnosi się to do okresu końca średniowiecza i wczesnej nowożytności (XV-XVIII wiek), ponieważ media XX i XXI wieku badane są dość intensywnie przez medioznawców. Dla tego pierwszego okresu istnieje w polskiej literaturze szereg opracowań szczegółowych, z których kilka najważniejszych to: J. A. Drob, Obieg informacji w Europie w połowie XVII wieku w świetle drukowanych i rękopiśmiennych gazet w zbiorach watykańskich, Lublin 1993; J. Pirożyński, Z dziejów obiegu informacji w Europie XVI wieku : nowiny z Polski w kolekcji Jana Jakuba Wicka w Zurychu z lat 1560-1587, Kraków 1995; S. Cynarski, Avvisi z Polski z lat 1554-1590, „Odrodzenie i Reformacja w Polsce”, 33 (1988); Komunikacja i komunikowanie w dawnej Polsce, pod red. K. Stępniaka i M. Rajewskiego, Lublin 2008; K. Maliszewski, Komunikacja społeczna w kulturze staropolskiej : studia z dziejów kształtowania się form i treści społecznego przekazu w Rzeczypospolitej szlacheckiej, Toruń 2001. Trudno byłoby jednak wskazać syntetyczną monografię przedmiotu. Dopiero wydana w 2010 roku Społeczna historia mediów jest w stanie częściowo przynajmniej wypełnić tę lukę.

niedziela, 21 grudnia 2014

L. Febvre, H.-J. Martin, Narodziny książki


Dzięki znakomitej serii „Communicare”, publikowanej przez Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, do rąk polskiego czytelnika trafił wreszcie, po upływie półwiecza od jego powstania (dzieło napisane zostało w pierwszej połowie lat 50. XX wieku), wybitny podręcznik historii książki drukowanej. O potrzebie jego przetłumaczenia i publikacji w Polsce mówiło się już od co najmniej dwudziestu lat. Pomimo że praca ta ukazała się z tak znacznym opóźnieniem, do tej pory nie dysponowaliśmy lepszym, czy choćby porównywalnym podręcznikiem. Zalecane dotychczas studentom kierunków bibliologicznych jako lektury różne zarysy dziejów książki obarczone są pewnym bagażem błędów i niedoskonałości, ponadto są raczej powierzchowne i omawiają tematykę dość pobieżnie. Prace nad nowym polskim podręcznikiem historii książki rękopiśmiennej i drukowanej przedłużają się i nie wiadomo, kiedy doczekamy się ich sfinalizowania.

Nawiasem mówiąc, kilka innych książek z tej samej serii WUW zawiera ciekawe fragmenty dotyczące historii książki, szczególnie rękopiśmiennej, jak choćby dzieło Pawła Majewskiego, Pismo, tekst, literatura : praktyki piśmienne starożytnych Greków i matryca pamięci kulturowej Europejczyków, Warszawa 2013, dlatego też wiele tomów z serii „Communicare” godnych jest polecenia wszystkim osobom zainteresowanym nie tylko problematyką komunikacji społecznej, ale także bibliologii historycznej.

niedziela, 7 grudnia 2014

Relacje w środowisku medialnym v.2.0


Designed by Freepik
Kiedy mówimy o informacji, w sensie potocznym zazwyczaj mamy na myśli informację medialną, wiedzę zdobywaną w szkołach i na uczelniach, w czasie wykładów, lektury itd., czasem także informację naukową. Rzadziej natomiast traktujemy jako informację to, co odnosi się do naszego życia prywatnego, wyłączając jednak dane osobowe, co do których świadomość ta jest większa. Internet jest medium, które zachęca do udostępniania całemu światu informacji o nas samych, jednak jako jego użytkownicy rzadko zastanawiamy się nad tym, co dalej dzieje się z danymi wypełnionych przez nas formularzy, wpisami na forach czy portalach społecznościowych, opisującymi nasze przekonania czy upodobania, historią wyszukiwań – nie tylko w wyszukiwarkach, ale także w sklepach internetowych itd. Często również nie mamy świadomości higieny, zagrożeń i konsekwencji naszych działań. Wychodząc z założenia, że jest to zagadnienie ważne nie tylko rynkowo (wiele firm, poczynając od giganta z Mountain View, zbiera i przetwarza tego typu dane na temat użytkowników w celach marketingowych i na podstawie analizy dotychczasowych upodobań mniej lub bardziej dyskretnie proponuje sprzedaż produktów i usług), ale także osobiście dla każdego użytkownika sieci, napisałem prezentowany tekst poświęcony zjawiskom związanym z informacją osobistą w środowisku cyfrowym. Interesujące, że tego typu problematyce praktycznie nie poświęcają uwagi autorzy monografii opisujących problemy społeczeństwa informacyjnego.

czwartek, 25 kwietnia 2013

P. Majewski, Pismo, tekst, literatura : praktyki piśmienne starożytnych Greków


Przed kilkoma tygodniami na półki księgarskie trafiła książka Pawła Majewskiego, opublikowana przez Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego w znakomitej serii Communicare, której kolejne tomy z upodobaniem kolekcjonuję. Także i tym razem nie spotkał mnie zawód. Majewski stawia wiele pytań, które i ja od dawna sobie zadawałem, i choć nie udziela na nie jednoznacznej odpowiedzi, to jednak zgromadzony przez niego materiał stanowi znakomitą podstawę do dalszych rozmyślań i dociekań. Wspomnieć warto, że podobnej problematyki (oralności i starożytnej piśmienności) dotyczyło kilka innych książek, opublikowanych wcześniej w tej samej serii, jak Mit, rytuał, oralność, Jacka Goody’ego, Muza uczy się pisać: rozważania o oralności i piśmienności w kulturze Zachodu Erica A. Havelocka czy Skrybowie i uczeni: o tym, w jaki sposób antyczne teksty literackie przetrwały do naszych czasów L. D. Reynoldsa i N. G. Wilsona. Co więcej, Paweł Majewski przełożył na polski dwie z tych książek i do dwu z nich napisał wstęp, a także dyskutuje z nimi w swojej pracy (szczególnie krytyczny jest wobec Havelocka).