Pokazywanie postów oznaczonych etykietą starożytność. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą starożytność. Pokaż wszystkie posty

piątek, 16 maja 2025

K. Łapiński, Najmądrzejszy. Biografia Sokratesa


Powiedzmy to sobie wprost: biografia Sokratesa autorstwa Krzysztofa Łapińskiego jest przydatnym opracowaniem popularnym, jednakże z fragmentami na poziomie wiedzy z podręcznika szkolnego, co już na wstępie może zniechęcać specjalistów. Warto zwrócić uwagę, iż książka anonsowana jest przez wydawcę – Agora – jak produkt marketingowy opiniami zamówionymi u osób o znanych nazwiskach, niebędących jednak specjalistami (dr Katarzyna Kasia oraz prof. Magdalena Środa – obie filozofki specjalizują się w etyce oraz publicystyce, nie są natomiast znane z prac na temat historii filozofii).

Czy rzeczywiście mamy do czynienia z „dziełem monumentalnym”, jak chce ta druga? Czy tekst popularny, zaprojektowany na sukces rynkowy i tak prezentowany, można rozpatrywać w kategoriach monumentalizmu? Sprawdźmy.

Krzysztof Łapiński próbuje osadzić swój tekst w kulturze oralnej (choć to określenie w jego książce się nie pojawia), kulturze pamięci. Powołuje się przy tym na prowadzone w początkach XX w. badania nad funkcjonowaniem ludzkiej pamięci. Tymczasem badania takie, obejmujące ludzi zanurzonych w późno nowożytnej multimedialnej kulturze zachodniej, nic nie mówią o tym, jak funkcjonowała pamięć ludzi żyjących około 2500 lat temu. Zmiany społeczne, kulturowe czy technologiczne spowodowały, że nasze umysły działają zupełnie inaczej. Zwracał na to uwagę choćby Marshall McLuhan, ale przecież zmiany, jakie w umyśle i pamięci powodować miało pismo, krytykował już sam Sokrates w platońskim Fajdrosie. Łapiński nie zdaje sobie sprawy, jak wielki anachronizm popełnia. Stawia to jego warsztat naukowy oraz metodologię pod dużym znakiem zapytania.

Jest to jeden z najpoważniejszych błędów w tej książce, jednak ponieważ został popełniony na samym początku, rzutuje na całą dalszą lekturę.

W książce znajdziemy ponadto odwołania do różnych badań psychologicznych, społecznych, etnologicznych, a także do kultury współczesnej, Internetu i mediów społecznościowych oraz osobistych obserwacji i wspomnień Autora. Padają takie określenia jak „antyczny hejter”, które w moim odczuciu są rażące. Wszystko to na uproszczonym poziomie i niestety nie zawsze sensownie (jak choćby w przypadku przywołania zasady nieoznaczoności Heisenberga, które ostatecznie nie jest ani uzasadnione naukowo, ani dowcipne; kłania się Alan Sokal i jego „Modne bzdury”).

Uproszczenia są niezbędnym narzędziem w warsztacie popularyzatora, jednak stosowane nieumiejętnie, bez wyczucia, stają się obosiecznym mieczem. Starając się umieścić życie Sokratesa w odpowiednim kontekście, K. Łapiński pisze już to o wojnach perskich, już to o Atenach V w. p.n.e., już to demokracji ateńskiej, już to o filozofii presokratejskiej czy sofistach, a o wszystkim tym oczywiście w znacznych uproszczeniach. Oczywiście wszystkie te uproszczenia są niezbędne, czy jednak – odwracając pytanie – rzeczywiście niezbędne było opisywanie wszystkich tych kwestii? Czy w tych uproszczeniach nie zanadto rozmywa się zasadniczy temat książki? Tym bardziej, iż ze względu na brak źródeł Autor wielokrotnie musi odwoływać się do analogii, uogólnień czy wręcz spekulacji. A wszystkie te zagadnienia kontekstowe zostały już wielokrotnie opisane w innych opracowaniach, nierzadko znacznie lepiej. Może więc wystarczyłoby odesłanie czytelnika do odpowiedniej literatury? Tym bardziej, że w efekcie otrzymaliśmy opasły, pięciuset stronicowy tom, a dobra popularyzacja powinna cechować się m.in. zwięzłą formą. Takie pytania Autor powinien był sobie zadać pracując nad tą książką, bowiem również jej konstrukcja budzi wątpliwości.

Co do meritum, to nie ma niespodzianek. K. Łapiński streszcza i interpretuje przede wszystkim dialogi Platona, będące głównym źródłem do biografii „najmędrszego człowieka” w historii. Merytorycznie trudno stawiać uzasadnione zarzuty, biografia Sokratesa zrekonstruowana została dość sprawnie i wyczerpująco. Z drugiej strony jednak nie dowiadujemy się w tym zakresie w zasadzie niczego ponad to, co napisał już przed niemalże stuleciem w swoich komentarzach Władysław Witwicki. Brak tu jakichkolwiek nowych interpretacji, hipotez, pytań, ustaleń czy źródeł. Szkoda, gdyż nie ma zasady mówiącej, iż popularyzacja nie może być błyskotliwa.

Zastrzeżenia budzi podawanie niekiedy niekanonicznych – tak to nazwijmy – form tytułów dialogów Platona czy wręcz cytowanie wydań nieistniejących, co niespecjalistom, do których książka jest adresowana, bardzo utrudni ewentualne dotarcie do tekstu źródłowego. Przykładowo cytowany kilkukrotnie „Alkibiades Większy” nie jest dziełem Platona, a polski czytelnik takiego tekstu w ogóle nie odnajdzie. Chodzi bowiem o „Alkibiadesa I” Pseudo-Platona. Jednak ani Pseudo-Platona, ani tym bardziej żadnego Platońskiego „Alkibiadesa Większego” nie znajdujemy w zestawieniu bibliograficznym. Jest to kolejny powód, by bardziej krytycznie przyjrzeć się warsztatowi naukowemu K. Łapińskiego.

Tu dygresja: K. Łapiński zarzucił mi generalną nierzetelność w zasadzie w odniesieniu do każdego akapitu tej opinii. Jest to rozczarowujące, ale całkowicie psychologicznie zrozumiałe. Nikt nie lubi czytać krytycznych opinii o swoich dziełach. Jednym z przykładów mojej nierzetelności ma być powyższe wskazanie błędu, jakim jest powoływanie się na nieistniejące teksty, których opisy nie pojawiają się ani w bibliografii, ani w przypisach. W tym przypadku zresztą Łapiński zarzuca mi nie tylko nierzetelność, lecz także nieuctwo („błagam… tu jest dopuszczalna oboczność, a co do autorstwa - trwałją spory” – pisownia oryginalna). Tymczasem istnieje polski przekład tego tekstu: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4957792/alkibiades-i-i-inne-pisma i w przypadku opracowania popularnego to rozstrzyga sprawę. Dywagacje na temat dopuszczalnej oboczności mogą pojawić się w filologicznym tekście specjalistycznym, natomiast laikowi nie są do niczego potrzebne, a jedynie utrudniają odbiór i uniemożliwiają ewentualne odnalezienie tekstu oryginalnego. No i jak już wspomniałem, w każdej sytuacji czytelnikowi należy podać opis bibliograficzny dzieła, na które się powołujemy. A skoro już o przypisach bibliograficznych mowa, to one także są przez Łapińskiego źle konstruowane. Początkowo o tym nie wspominałem, ponieważ to akurat jest najmniejszy mankament tej książki, którego czytelnicy niespecjalistyczni prawdopodobnie nawet nie zauważą, no ale skoro już temat wypłynął...

Czy więc jest to „dzieło monumentalne”, jak chce M. Środa? Z akademickiego punktu widzenia – nie i owo pochlebne stwierdzenie uznać należy w najlepszym wypadku za nieporozumienie. Prezentowana biografia Sokratesa służyć może jako lektura uzupełniająca dla licealistów planujących studia humanistyczne, z tym wszakże zastrzeżeniem, iż wspomniane powyżej błędy, jakimi jest obarczona, mogą spowodować, że powoływanie się na wiedzę zaczerpniętą z tej książki w czasie egzaminu może skutkować jego oblaniem. Jest to przykład niezbyt udanej popularyzacji, co stwierdzam z niekłamaną przykrością. Przykrością tym większą, że nie mam wątpliwości, iż gdyby całość przeredagować, przebudować w sposób bardziej przemyślany strukturę książki, całość skrócić i poprawić błędy, efekt byłby godny pochwały. W obecnym kształcie ta książka jest nie tyle zła, co po prostu źle pomyślana i zaprojektowana, choć tkwi w niej niewykorzystany potencjał, który mógłby zostać uwolniony przez kompetentnego redaktora.


niedziela, 22 grudnia 2024

J. Naumowicz, Narodziny Bożego Narodzenia


Prac o historii religii napisano już całą bibliotekę. Jedne z nich są lepsze, inne gorsze. „Narodziny Bożego Narodzenia” Józefa Naumowicza to jedna z tych pozycji, po które nie warto sięgać, jeśli interesuje Was prawda historyczna, a nie religijny dogmat.
 
Celem Autora jest udowodnienie, że ustanowienie święta Bożego Narodzenia i umieszczenie go w kalendarzu w dniu 25 grudnia jest oryginalnym wynalazkiem chrześcijańskim, na który nie miały wpływu żadne inne, wcześniejsze religie i kultury. Teza taka jest kontrowersyjna z różnych względów.
 
Przede wszystkim Naumowicz traktuje z jednej strony kultury przedchrześcijańskie (egipską, grecką, rzymską, perską), z drugiej zaś judaistyczną i chrześcijańską (które stworzyły Stary i Nowy Testament) jako kultury zupełnie nie stykające się, nieprzenikające, odrębne, choć w jakiejś mierze równoległe. Według niego Biblia nie zaczerpnęła nic z tych kultur, jest dziełem całkowicie autonomicznym. Niewyrażone wprost, jednak wyraźnie czytelne jest założenie, iż została ona natchniona przez Boga, a zatem jest w całości prawdziwa, zaś boskie natchnienie jest jej jedynym kontekstem. Wszelkie ewentualne podobieństwa motywów znanych z innych kultur są przypadkowe bądź też świadczą o prawdziwości autarkicznego przekazu biblijnego. 
 
Z tej tezy wynika dla Autora kolejna: skoro bardzo wielu ludzi w coś wierzyło, to znaczy, że to coś musi być prawdziwe, a jedynym źródłem prawdy jest wyłącznie chrześcijański Bóg. W ten sposób wszystko samo się udowadnia bez żadnego wysiłku ze strony tego, kto przedstawia taką koncepcję.
 
Z powyższych założeń wypływa wniosek, iż symbolika biblijna jest kulturowo niezależna oraz najprawdziwsza, czy też jak byśmy dziś powiedzieli – ma najwyższy priorytet. Czyli, na przykład, chrześcijańskie porównania Chrystusa do Słońca wywodzą się jedynie ze Starego Testamentu, nie mają natomiast nic wspólnego z jakimikolwiek pogańskimi kultami słońca czy rzymskim Sol Invictus.
 
Drugi powód, dla którego nie można przyjąć głównej tezy książki jest taki, iż wywód Naumowicza nie daje się pogodzić ze znanymi faktami historycznymi. Mam na myśli choćby proces przejmowania przez chrześcijan świątyń pogańskich i zamieniania ich na chrześcijańskie kościoły czy też włączania do roku liturgicznego innych świąt przedchrześcijańskich. Tego rodzaju zjawisk nie bierze on zupełnie pod uwagę.
 
Autor pomija także inne elementy religii chrześcijańskiej, które zostały przejęte (a przynajmniej mają swoje odpowiedniki) z religii dawniejszych, takie jak choćby narodziny z dziewicy czy zmartwychwstanie bóstwa. Tych zbieżności jest zbyt wiele, by poważny badacz mógł je ignorować, tak jak to robi Naumowicz. Różne znane paralele w ogóle nie dają mu do myślenia. Według niego święta chrześcijańskie i pogańskie rozwijały się równolegle i całkowicie niezależnie od siebie, gdyż chrześcijanie w żaden sposób nie czerpali z dorobku kultur wcześniejszych.
 
Naumowicz podkreśla kilkakrotnie, iż autorzy kazań bożonarodzeniowych z IV w. nie nawiązywali do solarnych wierzeń pogańskich. W istocie nic nam nie mówi o genezie chrześcijańskiego Bożego Narodzenia, jednak dla Naumowicza jest to niezbity dowód na to, że wierzenia chrześcijańskie nie miały absolutnie nic wspólnego z kultami solarnymi i w żaden sposób nawet do nich nie nawiązywały.
 
Dodajmy, że w wielu miejscach Autor bezkrytycznie cytuje autorów wczesnochrześcijańskich, uznając ich opinie za dowody ostatecznie rozstrzygające (skoro o jakimś zjawisku nie pisali, to znaczy, że to zjawisko nie istniało). Jest to argumentacja słaba jak społeczny kandydat na prezydenta.
 
Najważniejsza kwestia, której Naumowicz nie wyartykułował wprost, jest taka, że datowanie dzienne wydarzeń z życia Chrystusa to nic więcej niż czyste spekulacje późnoantycznych czy wczesnośredniowiecznych teologów. Nie ma to żadnej podstawy w materiale źródłowym (Ewangeliach). Ponieważ są to kwestie umowne, warto zastanowić się, dlaczego teologowie wybrali akurat tę datę. Istnienie zjawiska astronomicznego, jakim jest przesilenie zimowe, to tylko część odpowiedzi. Teolodzy późnej starożytności powiązali z nim datę narodzin Chrystusa, Naumowicz zaś przyznaje, że chrześcijański rok liturgiczny wpisuje się w cykle astronomiczne. Ale na jakiej podstawie odrzuca wszelkie sugestie dotyczące możliwości czerpania przez wczesnych chrześcijan inspiracji z obrządków przedchrześcijańskich? Nie wiadomo. Całkowicie brakuje merytorycznego uzasadnienia. Jest to negacja zupełnie arbitralna, bez jakiejkolwiek rzeczowej argumentacji.
 
Naumowicz tworzy sobie chochoła z rzymskich ceremonii z okazji narodzin Niezwyciężonego Słońca i z tym chochołem na kilkudziesięciu stronach z zapałem walczy. Dlaczego nie sięga głębiej w poszukiwaniu kultów solarnych mogących mieć wpływ na święto chrześcijańskie, dlaczego bierze pod uwagę wyłącznie rzymskie obrządki początków naszej ery? Oto tajemnica wiary.
 
Krótko mówiąc, według Naumowicza tezy o tym, że Boże Narodzenie zastąpiło wcześniejsze kulty przedchrześcijańskie obchodzone w dniu przesilenia zimowego, są niczym więcej niż atakami na Kościół wyprowadzanymi przez jego wrogów.
 
Mały plus przyznać można omawianej książce za to, iż Autor podaje nieco wiadomości o wczesnym chrześcijaństwie, niemniej trudno je uznać za jakiś spójny wywód, który miałby większą wartość. Odnośnie do tego tematu również istnieje obfita literatura i łatwo można znaleźć znacznie lepsze opracowania. 
 
Można też ewentualnie potraktować tę lekturę jako ćwiczenie z chronologii w zakresie ustalania dat narodzin Jezusa. Warto jednak pamiętać, że Naumowicz pomija milczeniem dobrze znane rozbieżności chronologiczne wydarzeń historycznych i ewangelicznych, których nie sposób pogodzić. Po prostu wybiera z nich to, co mu pasuje do tezy. Problemy, z którymi historycy na różne sposoby zmagają się już od kilkunastu stuleci, dla niego w ogóle nie istnieją. Dzieło metodologicznie absolutnie się nie broni, a cała argumentacja podporządkowana została przyjętej z góry tezie.
 
Nie jest to tekst, który przyswoiłby każdy dziesięciolatek, jednak odnoszę wrażenie, że książka została zaprojektowana – także typograficznie – w taki sposób, by mogła stać się prezentem na pierwszą komunię. Wartość tego woluminu nie wykracza raczej poza ten zakres.
 
PS. Nie twierdzę, że hipoteza zastępstwa jest stuprocentowym pewnikiem. Twierdzę jednak, że podjęta przez Naumowicza próba jej obalenia jest stuprocentową porażką.
 
J. Naumowicz, Narodziny Bożego Narodzenia, Kraków 2016

czwartek, 5 grudnia 2024

J. Czerwińska, Topos piękna i brzydoty w antycznej kulturze greckiej

 

Wielokrotnie już wyrażałem zachwyt książkami publikowanymi przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Ta pozycja jednak jest inna i tym razem niestety zachwytów nie będzie. W istocie to najsłabsza książka z WUŁ, jaką do tej pory czytałem. Chodzi mi o katastrofalną słabość warsztatową, z powodu której nie bardzo potrafię powiedzieć, o czym ona jest. W każdym razie tekst tylko w niewielkim stopniu dotyczy tego, co obiecuje tytuł.

 
Książka w dużej mierze składa się z cytatów z opracowań. Jadwiga Czerwińska systematycznie prezentuje, co na różne tematy (z akcentem na „różne”; czytelnik zmuszony jest przez Autorkę do skakania z zagadnienia na zagadnienie) pisali historycy, literaturoznawcy czy filolodzy, natomiast wyłuskanie z tego gąszczu jej oryginalnej myśli jest na ogół bardzo trudne.
 
W pierwszym rozdziale w taki właśnie sposób omówiona została antyczna grecka refleksja filozoficzna na temat piękna i brzydoty. Dalsza część książki podzielona jest na dwie części równej objętości. Pierwsza dotyczy mitu pięknej Heleny, druga zaś postaci starej pijaczki.
 
W pierwszej części Autorka przedstawia różne aspekty mitu o Helenie, jej postaci, dzieł literackich i kontekstów, w których się ona pojawia, od rozważań literaturoznawczych dochodząc nawet do tych dotyczących teatru greckiego, natomiast sam ów topos piękna jest w tym wszystkim niemal nieobecny. De facto więc Czerwińska omawia mit Heleny w greckiej literaturze antycznej, a nie topos piękna. Trudno powiedzieć, czy robi to nieświadomie, czy też celowo wodzi czytelnika za nos.
 
Bardziej samodzielna, choć równie niezborna jest część druga. Znów, dotyczy ona bardziej motywu starości w literaturze greckiej niż toposu brzydoty na przykładzie starości.
 
Dziesięciostronicowe zakończenie jest wreszcie o czymś jeszcze innym, a mianowicie o antycznej mizoginii. Nie stanowi ono rekapitulacji rozważań z poprzednich 300 stronic, lecz wprowadza niejako nowy wątek.
 
Książka składa się więc zasadniczo z dwóch długich niepowiązanych ze sobą esejów dotyczących antycznej literatury greckiej: jednego na temat postaci Heleny, drugiego zaś o starości oraz winie (alkoholu; dionizyjskie upojenie pozwala na przekraczanie granic śmierci). Czy jednak w antycznej Grecji nie istniało piękno poza Heleną ani brzydota poza starymi pijaczkami? Oczywiście, że istniało. Ale tego się z książki Czerwińskiej nie dowiemy.
 
Być może założenie Autorki było takie, że to ma być praca interdyscyplinarna, łącząca zagadnienia z historii filozofii, literatury, kultury itd., jednakże zabrakło jej umiejętności warsztatowych, by skonstruować z tych elementów spójną narrację. W rezultacie wyszło dzieło eklektyczne, by nie rzec – patchworkowe. I nawet sama Czerwińska nie bardzo wiedziała, o czym i w jakim celu chce pisać, ponieważ „Wstęp” to tylko jeden akapit (!). Brak hipotezy wyjściowej, pytań badawczych, nakreślenia celu badań czy innych elementów warsztatowych, których wymaga się już na poziomie pracy licencjackiej, fatalnie odbił się na spójności dzieła.
 
Słabością metodologiczną pracy jest to, że Autorka zgromadziła zbyt mało materiału porównawczego. Do badania toposu piękna wybrała jedynie mit Heleny, a ten zawiera zbyt mało istotnej dla jej rozważań treści. Dlatego ostatecznie Czerwińska omawia mit Heleny w ogóle, odchodząc od tematu zakreślonego tytułem, co nie wychodzi dziełu na dobre. W oczywisty sposób bowiem gdyby chciała trzymać się ściśle tematu, materiału tego wystarczyłoby ledwie na artykuł, nie na monografię. Lepszym wyjściem byłoby zatem poszukanie innych przykładów niż tylko sama Helena, tego jednak Autorka nie uczyniła. Efektem jest z jednej strony ubóstwo argumentacji, z drugiej zaś rozsadzenie ram tematycznych książki.
 
Nie można Autorce odmówić znajomości zarówno literatury antycznej, jak i współczesnych opracowań. W książce tej bez wątpienia można znaleźć wiele ciekawych informacji. Ostatecznie jednak niewiele z tej akrybii wynika. Był tu ciekawy pomysł skonfrontowania dwóch antytetycznych wartości – piękna i brzydoty (pamiętajmy wszakże, iż z tej antytezy korzystali już autorzy starożytni, nie jest to więc nic nowego). Zawiodło natomiast wykonanie. Ten niewykorzystany potencjał nadal jest do zagospodarowania.
 
J. Czerwińska, Topos piękna i brzydoty w antycznej kulturze greckiej, Łódź2024

środa, 30 października 2024

P. Janiszewski, Mroczna Selene


Pamiętacie opowieść o dwóch takich, co ukradli Księżyc? Motyw ściągania Księżyca z nieba jest o wiele starszy niż film z bliźniakami K. Najstarszy zabytek potwierdzający tego rodzaju wierzenia pochodzi z VII w. p.n.e.

Książka Pawła Janiszewskiego to dzieło wybitne, erudycyjne, dogłębnie analizujące ten magiczny wątek kulturowy w literaturze starożytnej, oparte na przenikliwej i wszechstronnej analizie treściowej i filologicznej. Tu naprawdę każde słowo ma znaczenie.

Na marginesie jedynie muszę też przyznać, że momentami w moim odczuciu jest ono "przegadane", wiele twierdzeń jest powtarzanych kilkakrotnie lub też Autor wprowadza pewne wątki tylko po to, żeby napisać, że obszerniej będzie je omawiał w innym, poświęconym im rozdziale. Nie do końca też przekonuje mnie metoda polegająca na dłuższej analizie fragmentu tekstu tylko po to, żeby ostatecznie stwierdzić, że nie odnosi się on w żaden sposób do przedmiotu badań Autora. Jest to zbieg mający być może sens w rozprawie na stopień naukowy, pisanej dla recenzentów, jednak w książce dla czytelnika chyba trochę nadmiarowy.

Mimo wspomnianych moich subiektywnych drobnych zastrzeżeń, bardzo polecam, bo to książka wyjątkowa i niepospolita.

piątek, 22 grudnia 2023

D. Charpin, Sztuka czytania i pisania w Babilonie

Kiedy mówimy o początkach cywilizacji europejskiej, zazwyczaj mamy na myśli świat grecko-rzymski, zapominamy natomiast o Mezopotamii. Niesłusznie, bowiem to tam, jak głosi polski tytuł wydanej przed kilkoma dekadami książki S.N. Kramera, narodziła się historia. W bon mocie tym tkwi spora doza prawdy, gdyż to właśnie w Międzyrzeczu dokonano wynalazku, bez którego ani historia, ani nasza cywilizacja nie mogłyby powstać. Pomiędzy Tygrysem a Eufratem wynaleziono pismo.
 
Same początki pisma są dość niejasne i obecnie nie jesteśmy w stanie nic na ich temat powiedzieć. Według dzisiejszego stanu wiedzy pojawiło się ono dość nagle jako już ukształtowany system ok. 3200 r. p.n.e.
 
Dominique Charpin, francuski asyriolog, bardzo potoczycie opowiada o różnych aspektach kultury i organizacji społecznej Babilonu, przy czym kultura pisma cały czas pozostaje w centrum jego zainteresowania.
 
Charpin rozpoczyna swój wywód od przedstawienia procesu odczytywania tabliczek klinowych. Warto zwrócić uwagę, że jest to doświadczenie zupełnie odmienne od znanego nam czytania pisma łacińskiego. Przede wszystkim zapis klinowy na tabliczce glinianej jest trójwymiarowy i należy odczytywać go w odpowiednim oświetleniu, ze źródłem światła umieszczonym z lewej strony, „ponieważ dopiero gra światła i cienia wydobywa profil znaków”. A to dopiero początek tej przygody.
 
Autor dowodzi, że praktyczna znajomość pisma klinowego była stosunkowo szeroko rozpowszechniona, co może być dla nas pewnym zaskoczeniem. Omawia naukę czytania i pisania, zbiory tabliczek (archiwa i biblioteki), korespondencję, a także funkcje pisma. Warto zaznaczyć, że piśmienność Asyrii i Babilonu miała charakter w znacznym stopniu pragmatyczny, zasadniczo więc czytanie dla przyjemności nie było praktykowane. Niemniej w Mezopotamii istniała także swego rodzaju „literatura piękna”, taka jak mity i eposy, stanowi ona jednak jedynie niewielki odsetek odnajdywanych tabliczek.
 
Teksty inne niż dokumenty archiwalne (listy, teksty administracyjne i prawne) stanowiła około 4/5 tekstów odnalezionych w bibliotece Asurbanipala w Niniwie. Była to przede wszystkim literatura z zakresu wiedzy religijnej oraz wróżbiarstwa, przeznaczona dla egzorcystów, wróżbiarzy i innych lekarzy z otoczenia królewskiego. Zadaniem tego zbioru było zapewnienie im narzędzi do wypełniania ich obowiązków polegających na niedopuszczeniu, aby jakiekolwiek nieszczęście spotkało osobę władcy. Był to więc także księgozbiór roboczy. Jak dodaje Charpin, „należy zresztą podkreślić, że nawet teksty, które uważamy za ‘dzieła literackie’, miały czasami cel praktyczny”.
 
Niestety polski czytelnik ma do dyspozycji bardzo niewielki wybór literatury dotyczącej dziejów Międzyrzecza, głównie starszej. Tym większe zainteresowanie zatem wzbudziła publikacji książki Dominique’a Charpina, napisanej w sposób bardzo przystępny i zrozumiały także dla osób nie będących specjalistami. Jeśli nadal szukacie prezentu gwiazdkowego, to bardzo polecam to opracowanie.
 
D. Charpin, Sztuka czytania i pisania w Babilonie, tłum. O. Drewnowska, M. Kapełuś, Warszawa 2023

piątek, 11 lutego 2022

Płód w mumii kobiety, czyli humbug


„Wiosną zeszłego roku media na całym świecie obiegła sensacyjna informacja o odkryciu płodu w mumii kobiety, zdeponowanej w Muzeum Narodowym w Warszawie. Autorzy tego odkrycia z zespołu Warsaw Mummy Project stwierdzili, że w chwili śmierci kobieta była w 26-30 tygodniu ciąży, zatem na początku trzeciego trymestru, a płód nie został wyciągnięty podczas procesu balsamowania – w przeciwieństwie do wnętrzności kobiety, które usunięto przez nacięcie po lewej stronie jamy brzusznej. Zaobserwowali poza tym, że zmumifikowany płód miał połamane kości (nie widać tego na opublikowanych radiogramach) i składał się z dwóch części, co miało być wynikiem pośmiertnego uszkodzenia miednicy kobiety”.


Odkrycie to zostało zakwestionowane i wydaje się, że nie uda się go obronić.


Czytaj: https://archeowiesci.pl/mumia-z-kiszonym-plodem/

środa, 19 stycznia 2022

Legio IX Hispana

 


Dziewiąty Legion Hispana zniknął z historii bez śladu. 5500 rzymskich legionistów pomaszerowało do Szkocji i zaginęło w "sercu ciemności". 
 
Największą klęskę z rąk barbarzyńców Rzymianie ponieśli w Germanii, gdy Warus stracił trzy legiony w 9 r. n.e. w bitwie w Lesie Teutoburskim. Ale najbardziej tajemnicze wydarzenie, jakie dotknęło rzymską armię, miało miejsce w Wielkiej Brytanii. Tam Dziewiąty Legion przepadł - 5500 żołnierzy praktycznie rozpłynęło się w powietrzu. Zniknięcie IX Hispana zajmowało od tamtej pory wyobraźnię nie tylko Brytyjczyków. W ostatnich latach nakręcono na ten temat kilka filmów. W ubiegłym roku ukazała się nowa książka poświęcona tej zagadkowej sprawie.
 
Jej autor, Simon Elliott, zestawia różne teorie na temat zaginięcia Legionu. Za najprawdopodobniejsze wyjaśnienie uważa on, że legioniści zostali wysłani na północ i tam wybici do nogi przez dzikie plemiona. Najprawdopodobniej nigdy nie dowiemy się, co się wydarzyło naprawdę. "Dziewiątka" zniknęła z rzymskich rejestrów w pierwszej połowie II w. i dziś nie mamy żadnych wskazówek, ani pisanych, ani archeologicznych, co do jego dalszych losów. Myślę, że książkę tę warto polecić nie tylko miłośnikom serialu o Archiwum X.
 
 
 

poniedziałek, 12 kwietnia 2021

P. Veyne, Palmyra której już nie ma


O antycznym syryjskim mieście Palmyra cały świat usłyszał w 2015 r., gdy bojownicy Państwa Islamskiego zaczęli udostępniać w Internecie nagrania dokumentujące zniszczenia budowli, jakich tam dokonywali: wysadzenia w powietrze świątyni boga Balszamina, świątyni boga Bela, trzech wież grobowych czy łuku palmyreńskiego. „Dżihadyści zamordowali jednego z najbardziej zasłużonych archeologów w Palmyrze, 81-letniego Chaleda al-Asaada [który stanął przeciwko nim w obronie zabytków]. Jego pozbawione głowy ciało powiesili na jednej z kolumn na głównym placu starożytnego miasta” (wyborcza.pl).

Nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego ukazała się właśnie książka francuskiego archeologia i historyka, Paula Veyne, poświęcona temu obróconemu w perzynę miastu, na początku naszej ery tętniącemu życiem, wielokulturowemu, czerpiącemu z dorobku cywilizacji Wschodu i Zachodu.

Jak pisze o tej publikacji jej tłumacz: „To esej, w którym głębia oraz zasięg refleksji Autora daleko wykracza poza granice jednej tylko naukowej dyscypliny. To esej o różnych kulturach, śródziemnomorskich i orientalnych, o ich wzajemnym przenikaniu, o ich długim trwaniu”. Dodajmy, iż jest to esej o wspaniałym starożytnym mieście, którego już nie ma. O mieście, którego nie zniszczyły do szczętu żywioły ani wrogie armie, lecz szaleństwo współczesnych barbarzyńców. To książka o tym, co traci światowa kultura przez religijny fanatyzm i opowieść o historii liczącej kilka tysięcy lat, zakończonej wybuchem fanatycznego szaleństwa.

Pomimo niewielkich rozmiarów (137 stron tekstu wraz ze zdjęciami) tomik ten ujawnia wielką humanistyczną erudycję Autora. Jest to jedna z niewielu książek, które naprawdę czyta się jednym tchem.

Według Veyne’a wysadzenie zabytków przez Państwo Islamskie było gestem tożsamościowym, mającym podkreślać odrębność i podmiotowość kultury islamskiej, całkowicie różnej i niezależnej od innych kultur, a szczególnie od dominującej kultury zachodniej. Palmyrze najbardziej zatem zaszkodziło nie to, że w czasach przedmuzułmańskich wyznawano tam pogaństwo, lecz to, że tak bardzo interesował się nią znienawidzony przez islamistów Zachód. Sięgnijcie po tę książkę by przekonać się, czemu to miasto było tak fascynujące.

P. Veyne, Palmyra której już nie ma, tłum. P. Filipczak, Łódź 2021

Zdjęcia: https://wyborcza.pl/5,140981,18669402.html?i=0

https://whc.unesco.org/en/list/23/gallery/

https://pcma.uw.edu.pl/2017/11/13/palmyra/

https://www.polityka.pl/galerie/1656760,1,jak-tzw-panstwo-islamskie-zniszczylo-palmyre.read

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1762452,1,starozytna-palmyra-otwarta-dla-turystow-juz-w-2019-r.read

piątek, 25 stycznia 2019

Zło w naturze ludzkiej

Antyczny przykład bezsensownej spirali przemocy:

4. Jeszcze inna okoliczność przyczyniła się do wywołania tej wojny. Oto Ojonos, kuzyn Heraklesa, jako że był synem Likymniosa, brata Alkmeny, jeszcze w wieku pacholęcym przybył z Heraklesem do Sparty. Tu wędrował sobie po mieście rozglądając się, aż doszedł w okolice domostwa Hippokoonta. Tam rzucił się na niego pies strzegący domu. Ojonos rzucił kamień i zabił nim psa. Wybiegają więc synowie Hippokoonta i uderzeniami drągów wykończyli Ojonosa.

5. To rozwścieczyło Heraklesa w najwyższym stopniu przeciw Hippokoontowi i jego synom. Nie posiadając się z gniewu, wystąpił natychmiast do walki z nimi. Wtedy został raniony i chyłkiem się oddalił. Ale później przybył do Sparty z wojskiem, pomścił się na Hippokooncie, pomścił się też na synach jego za zabójstwo Ojonosa. A grobowiec Ojonosowi wzniesiono obok przybytku Heraklesa.

Pauzaniasz, Wędrówka po Helladzie. Księgi I, II, III i VII, przeł. J. Niemirska-Pliszczyńska, Wrocław 2005,  III XV 4-5.

czwartek, 3 stycznia 2019

Historyk o sobie

„Toteż przyznaję, że to właśnie skłoniło mnie do pisania tego dzieła, gdyż nie uważam się za niegodnego, by przedstawić ludzkości wielkie czyny Aleksandra. Kimże ja jestem, że tak mniemam o sobie? Nie mam potrzeby podawania imienia swego, gdyż nie jest nie znane ludziom, ani gdzie lezy ojczyzna moja, ani jaki jest ród mój, ani też tego, czy piastowałem w kraju moim jakiś wyższy urząd. To tylko podam, że moją ojczyzną, moim rodem i zaszczytnym urzędem jest to uczone zajęcie i było nim od młodości. Dlatego też nie waham się zaliczyć siebie do najznakomitszych pisarzy greckich, tak jak Aleksander należał do najznakomitszych w boju”.

Flawiusz Arrian, Wyprawa Aleksandra Wielkiego, przeł. H. Gesztoft-Gasztold, wstęp i kom. J. Wolski, Wrocław 2004, I 12.

poniedziałek, 10 grudnia 2018

Katalog okrętów

fot. Archiwum Ilustracji WN PWN SA © Wydawnictwo Naukowe PWN
„Czy mówi coś Panu sformułowanie Katalog okrętów?” – takie pytanie zadałem na egzaminie doktorantowi, który w swojej wypowiedzi zahaczył o problemy kultury oralnej, opatrując ją w całości etykietką retoryki i stwierdzając, że w starożytności cała wiedza przekazywana była przez retorów na agorach. Stwierdzenie tego rodzaju jest oczywiście piramidalnym nieporozumieniem i jako takie trudno mi było pozostawić je bez komentarza. Stąd moje pytanie o Katalog, które miało po pierwsze stanowić wstęp do wyjaśnienia kwestii gatunków wypowiedzi, a po drugie wskazać, w jaki sposób pielęgnowana i przekazywana była wiedza w epoce przedpiśmiennej.

Doktorant oczywiście nigdy o Katalogu nie słyszał i zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Dlatego też, jak się wydaje, warto o nim przypomnieć.

Katalog okrętów jest kilkusetwierszowym fragmentem drugiej księgi Iliady, który „najczęściej pomija się przy lekturze tej epopei, a w skróconych wydaniach i tłumaczeniach po prostu opuszcza. (…) Jest to zwykłe wyliczenie kilkuset nazw geograficznych i osobowych. Długi i pozornie nudny rejestr, z jakiej to krainy achajskiej, i pod czyją wodzą, ile przybyło okrętów pod Troję”. Pomimo swojej nieatrakcyjnej formy w drugiej połowie XX wieku stał się on „przedmiotem dużego zainteresowania ze strony historyków i filologów”. Zainteresowanie to wzbudza fakt, że „»Katalog okrętów« uznać można za wiarygodne źródło historyczne, przedstawiające autentyczne stosunki polityczne i swego rodzaju mapę miast i państewek Hellady w okresie wojny trojańskiej, czyli, jak się najczęściej przyjmuje, około 1200 roku przed naszą erą. Nietrudno bowiem dostrzec, że rzeczywistość polityczna opisana w tymże fragmencie Iliady znacznie różni się od tej znanej z Grecji okresu klasycznego” [A. Krawczuk, Wojna trojańska : mit i historia, Warszawa 1989, s. 35-46]. W ciągu kilku stuleci dzielących opisywaną rzeczywistość od momentu utrwalenia tekstu epopei na piśmie ta wiedza społeczno-polityczna została zachowana w postaci przekazywanych ustnie pieśni. I to jest fenomen, który zasługuje na naszą uwagę.

piątek, 25 listopada 2016

Homer w kolumbijskiej wiosce


„W 1990 roku kolumbijskie Ministerstwo Kultury powołało do życia system wędrownych bibliotek dostarczających książki mieszkańcom odległych rejonów wiejskich. Książki pakowano do pojemnych worków i wieziono na osłach w głąb dżungli albo w góry. Tam zostawiano je na kilka tygodni u nauczyciela lub kogoś z wiejskiej starszyzny, kto brał na siebie obowiązki bibliotekarza. Większość stanowiły książki techniczne, podręczniki rolnictwa, krawieckie wykroje i wzory, ale zawsze znalazło się też kilka dzieł literackich. Jak opowiadała zaangażowana w tę akcję bibliotekarka, z książek za każdym razem się skrupulatnie rozliczano. ‘Znam tylko jeden przypadek, kiedy książki nie zwrócono. Razem z praktycznymi publikacjami, takimi jak zwykle, zabraliśmy hiszpański przekład Iliady. Kiedy przyszedł czas zwrotu książek, mieszkańcy wsi nie chcieli jej oddać. Postanowiliśmy zrobić im z niej prezent, ale zapytaliśmy, dlaczego chcą zatrzymać akurat tę pozycję. Odpowiedzieli, że historia opowiedziana przez Homera przypomina ich własną: jej tematem jest kraj rozdarty wojną, gdzie szaleni bogowie przestają na co dzień z mężczyznami i kobietami niewiedzącymi dokładnie, o co walczą, kiedy zaznają szczęścia, albo dlaczego zginą’”.



A. Manguel, Homer Iliada i Odyseja : biografia, Warszawa 2010, s. 11-12

piątek, 13 maja 2016

Współczesna cenzura wyznaniowa

„O języku Apulejusza pisałem pracę magisterską u latynisty Seweryna Hamera, następcy na katedrze Kazimierza Morawskiego. Znany jest dziś głównie jako tłumacz Tacyta i Herodota, ma wszakże bogaty dorobek, wiele przekładów i rozpraw. Wymagający, lecz sprawiedliwy nauczyciel, typowy przedstawiciel profesury XIX wieku. Głęboko religijny, podobnie jak późniejszy promotor mojej pracy doktorskiej prof. Ludwik Piotrowicz; nie na pokaz wszakże, jak dziś wydaje się to obowiązywać w wielu środowiskach. Obaj wiedzieli o moich heretycko-pogańskich poglądach, z młodzieńczej przekory wcale ich nie ukrywałem. Traktowali je wszakże wyrozumiale, może z uśmiechem, a nawet z lekką aprobatą: ma swoje zdanie! Autentyczni liberałowie z XIX stulecia – cudze przekonania rzecz osobista i święta, liczy się tylko postępowanie. Patrzę na aktualne życie uczelniane jakby z boku. I wątpię, czy zdołałbym się w nim uchować; nie wiem, czy w tym ostentacyjnie wyznaniowym środowisku znalazłbym tak tolerancyjnych profesorów i kolegów. Księgarnia akademicka przy ulicy św. Anny w Krakowie nie prowadzi moich książek. Na pytanie dlaczego, odpowiedziano jednemu ze znajomych z dumą: - Ze względów ideologicznych! To niewątpliwie skuteczny sposób walki z wszelkim pogaństwem – skoro jeszcze nie można palić (książek, nie autorów). (…) bliższy mi jest wszakże ów epikureizm, którego wyznawcą w jakiejś formie musiał być Petroniusz”.

A. Krawczuk, „Spotkania z Petroniuszem”, Warszawa 2005, s. 63-64.

Jeśli prawdą jest to, co pisze Profesor o krakowskiej księgarni akademickiej – a nie mamy powodu, by Mu nie wierzyć – możemy tylko zadumać się nad kondycją dzisiejszego środowiska naukowego. Tym większy jednak szacunek wzbudza ten wybitny znawca kultury antycznej, filolog, bibliofil, a przy tym znakomity pisarz i gawędziarz.

czwartek, 24 grudnia 2015

Obowiązki władcy według Potejnosa

„Władca powinien zawsze stać po stronie losu i bogów, to znaczy poważać tych, którym się wiedzie, gardzić zaś ludźmi w niedoli. Sprawiedliwość bowiem i korzyść to pojęcia odległe od siebie jak gwiazdy i ziemia, a różne jak ogień i woda. Autorytet rządu upada, gdy tylko zaczyna on kierować się zasadami sprawiedliwości. Przyczyną ruiny wielu zamków była uczciwość jego [sic] panów. Każda władza jest znienawidzona przez poddanych, to oczywiste i wiadome. Cóż więc stanowi jej puklerz i broń? Swoboda popełniania zbrodni!”

Przemówienie eunucha Potejnosa argumentującego wobec króla Ptolemeusza XIII przeciwko udzieleniu pomocy Pompejuszowi.

A. Krawczuk, Kleopatra, Wrocław 1971, s. 109

Najstarszy w Europie odczytany tekst

To jest sensacyjna wiadomość. Imiona i cyfry wycięte na glinianej tablice, której fragment znaleziono minionego lata w Grecji, według najnowszych badań są najstarszym odczytanym tekstem odnalezionym w Europie. Tabliczka nosi napisy w języku greckim powstałe między 1450 a 1350 r. p.n.e.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Description de l'Égypte

Description de l'Égypte, ou Recueil des observations et des recherches qui ont été faites en Égypte pendant l'expédition de l'armée française

Dzieło to, będące owocem wyprawy Napoleona do Egiptu (1798-1801), stanowi wszechstronny opis historii, geografii, przyrody, kultury, sztuki itd. starożytnego i nowożytnego Egiptu. Jego powstanie zawdzięczamy 160 naukowcom i około dwóm tysiącom artystów i techników, w tym ok. 400 rysownikom, towarzyszącym armii francuskiej. „Opisanie Egiptu” wydano drukiem w latach 1809-1829.

Całość opracowania dostępna jest online pod adresem http://www.teylersmuseum.nl/wotpdf/Boekoverzicht/Description_de_Egypte_Boekenkast/Overzicht.html

Ilustracja: Wikimedia Commons

sobota, 4 lipca 2015

A. Świderkówna, M. Nowicka, Książka się rozwija



W 2008 roku w interesującej serii Wydawnictwa Ossolineum „Strefa Arche”  ukazała się reedycja popularnonaukowego opracowania poświęconego książce w starożytności (pierwsze wydanie 1970) pióra Anny Świderkówny i Marii Nowickiej. Książeczka ta, napisana w niezwykle przystępny sposób (użyto w niej niewielu specjalistycznych terminów, a gdy już się pojawiają, zostają dokładnie wyjaśnione), barwnie opowiada o różnych formach książki antycznej i materiałach piśmienniczych (przy czym Autorki skupiają się głównie na papirusie i piśmie greckim), ich oprawach i zdobieniu. Mniej miejsca poświęcono tekstom i pismom, znacznie więcej natomiast archeologii, poszukiwaniom papirusowych zwojów oraz XIX- i XX-wiecznym odkryciom w tym zakresie. Ostatnia część książki dotyczy starożytnych bibliotek, księgarń i wydawców. Tekst wzbogacony został 91 ilustracjami, które ułatwiają zrozumienie i wyobrażenie sobie opisywanych zagadnień. Krótko mówiąc, znajdziecie tutaj wszystko, co chcielibyście wiedzieć o książce starożytnej, ale dotąd nie wiedzieliście, kogo zapytać.


A. Świderkówna, M. Nowicka, Książka się rozwija, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2008