niedziela, 22 grudnia 2024

J. Naumowicz, Narodziny Bożego Narodzenia


Prac o historii religii napisano już całą bibliotekę. Jedne z nich są lepsze, inne gorsze. „Narodziny Bożego Narodzenia” Józefa Naumowicza to jedna z tych pozycji, po które nie warto sięgać, jeśli interesuje Was prawda historyczna, a nie religijny dogmat.
 
Celem Autora jest udowodnienie, że ustanowienie święta Bożego Narodzenia i umieszczenie go w kalendarzu w dniu 25 grudnia jest oryginalnym wynalazkiem chrześcijańskim, na który nie miały wpływu żadne inne, wcześniejsze religie i kultury. Teza taka jest kontrowersyjna z różnych względów.
 
Przede wszystkim Naumowicz traktuje z jednej strony kultury przedchrześcijańskie (egipską, grecką, rzymską, perską), z drugiej zaś judaistyczną i chrześcijańską (które stworzyły Stary i Nowy Testament) jako kultury zupełnie nie stykające się, nieprzenikające, odrębne, choć w jakiejś mierze równoległe. Według niego Biblia nie zaczerpnęła nic z tych kultur, jest dziełem całkowicie autonomicznym. Niewyrażone wprost, jednak wyraźnie czytelne jest założenie, iż została ona natchniona przez Boga, a zatem jest w całości prawdziwa, zaś boskie natchnienie jest jej jedynym kontekstem. Wszelkie ewentualne podobieństwa motywów znanych z innych kultur są przypadkowe bądź też świadczą o prawdziwości autarkicznego przekazu biblijnego. 
 
Z tej tezy wynika dla Autora kolejna: skoro bardzo wielu ludzi w coś wierzyło, to znaczy, że to coś musi być prawdziwe, a jedynym źródłem prawdy jest wyłącznie chrześcijański Bóg. W ten sposób wszystko samo się udowadnia bez żadnego wysiłku ze strony tego, kto przedstawia taką koncepcję.
 
Z powyższych założeń wypływa wniosek, iż symbolika biblijna jest kulturowo niezależna oraz najprawdziwsza, czy też jak byśmy dziś powiedzieli – ma najwyższy priorytet. Czyli, na przykład, chrześcijańskie porównania Chrystusa do Słońca wywodzą się jedynie ze Starego Testamentu, nie mają natomiast nic wspólnego z jakimikolwiek pogańskimi kultami słońca czy rzymskim Sol Invictus.
 
Drugi powód, dla którego nie można przyjąć głównej tezy książki jest taki, iż wywód Naumowicza nie daje się pogodzić ze znanymi faktami historycznymi. Mam na myśli choćby proces przejmowania przez chrześcijan świątyń pogańskich i zamieniania ich na chrześcijańskie kościoły czy też włączania do roku liturgicznego innych świąt przedchrześcijańskich. Tego rodzaju zjawisk nie bierze on zupełnie pod uwagę.
 
Autor pomija także inne elementy religii chrześcijańskiej, które zostały przejęte (a przynajmniej mają swoje odpowiedniki) z religii dawniejszych, takie jak choćby narodziny z dziewicy czy zmartwychwstanie bóstwa. Tych zbieżności jest zbyt wiele, by poważny badacz mógł je ignorować, tak jak to robi Naumowicz. Różne znane paralele w ogóle nie dają mu do myślenia. Według niego święta chrześcijańskie i pogańskie rozwijały się równolegle i całkowicie niezależnie od siebie, gdyż chrześcijanie w żaden sposób nie czerpali z dorobku kultur wcześniejszych.
 
Naumowicz podkreśla kilkakrotnie, iż autorzy kazań bożonarodzeniowych z IV w. nie nawiązywali do solarnych wierzeń pogańskich. W istocie nic nam nie mówi o genezie chrześcijańskiego Bożego Narodzenia, jednak dla Naumowicza jest to niezbity dowód na to, że wierzenia chrześcijańskie nie miały absolutnie nic wspólnego z kultami solarnymi i w żaden sposób nawet do nich nie nawiązywały.
 
Dodajmy, że w wielu miejscach Autor bezkrytycznie cytuje autorów wczesnochrześcijańskich, uznając ich opinie za dowody ostatecznie rozstrzygające (skoro o jakimś zjawisku nie pisali, to znaczy, że to zjawisko nie istniało). Jest to argumentacja słaba jak społeczny kandydat na prezydenta.
 
Najważniejsza kwestia, której Naumowicz nie wyartykułował wprost, jest taka, że datowanie dzienne wydarzeń z życia Chrystusa to nic więcej niż czyste spekulacje późnoantycznych czy wczesnośredniowiecznych teologów. Nie ma to żadnej podstawy w materiale źródłowym (Ewangeliach). Ponieważ są to kwestie umowne, warto zastanowić się, dlaczego teologowie wybrali akurat tę datę. Istnienie zjawiska astronomicznego, jakim jest przesilenie zimowe, to tylko część odpowiedzi. Teolodzy późnej starożytności powiązali z nim datę narodzin Chrystusa, Naumowicz zaś przyznaje, że chrześcijański rok liturgiczny wpisuje się w cykle astronomiczne. Ale na jakiej podstawie odrzuca wszelkie sugestie dotyczące możliwości czerpania przez wczesnych chrześcijan inspiracji z obrządków przedchrześcijańskich? Nie wiadomo. Całkowicie brakuje merytorycznego uzasadnienia. Jest to negacja zupełnie arbitralna, bez jakiejkolwiek rzeczowej argumentacji.
 
Naumowicz tworzy sobie chochoła z rzymskich ceremonii z okazji narodzin Niezwyciężonego Słońca i z tym chochołem na kilkudziesięciu stronach z zapałem walczy. Dlaczego nie sięga głębiej w poszukiwaniu kultów solarnych mogących mieć wpływ na święto chrześcijańskie, dlaczego bierze pod uwagę wyłącznie rzymskie obrządki początków naszej ery? Oto tajemnica wiary.
 
Krótko mówiąc, według Naumowicza tezy o tym, że Boże Narodzenie zastąpiło wcześniejsze kulty przedchrześcijańskie obchodzone w dniu przesilenia zimowego, są niczym więcej niż atakami na Kościół wyprowadzanymi przez jego wrogów.
 
Mały plus przyznać można omawianej książce za to, iż Autor podaje nieco wiadomości o wczesnym chrześcijaństwie, niemniej trudno je uznać za jakiś spójny wywód, który miałby większą wartość. Odnośnie do tego tematu również istnieje obfita literatura i łatwo można znaleźć znacznie lepsze opracowania. 
 
Można też ewentualnie potraktować tę lekturę jako ćwiczenie z chronologii w zakresie ustalania dat narodzin Jezusa. Warto jednak pamiętać, że Naumowicz pomija milczeniem dobrze znane rozbieżności chronologiczne wydarzeń historycznych i ewangelicznych, których nie sposób pogodzić. Po prostu wybiera z nich to, co mu pasuje do tezy. Problemy, z którymi historycy na różne sposoby zmagają się już od kilkunastu stuleci, dla niego w ogóle nie istnieją. Dzieło metodologicznie absolutnie się nie broni, a cała argumentacja podporządkowana została przyjętej z góry tezie.
 
Nie jest to tekst, który przyswoiłby każdy dziesięciolatek, jednak odnoszę wrażenie, że książka została zaprojektowana – także typograficznie – w taki sposób, by mogła stać się prezentem na pierwszą komunię. Wartość tego woluminu nie wykracza raczej poza ten zakres.
 
PS. Nie twierdzę, że hipoteza zastępstwa jest stuprocentowym pewnikiem. Twierdzę jednak, że podjęta przez Naumowicza próba jej obalenia jest stuprocentową porażką.
 
J. Naumowicz, Narodziny Bożego Narodzenia, Kraków 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz