poniedziałek, 7 lipca 2025
A. Kozicki, Cesarz Bolesław Chrobry
piątek, 30 maja 2025
A. Wójcik, Sarmatia. Czarna legenda złotego wieku
Prowadzący aktywną działalność w mediach społecznościowych Artur Wójcik także w swoim pisarstwie przejawia zadziorny, blogerski temperament. Widać to już choćby w spisie treści „Sarmatii”: „My nie wybierzemy króla? Potrzymaj nam piwo”, „Sarmackie ‘The Office’”, „Czy Sarmaci mierzyli sobie kutasy?”. Sam Autor pisze, iż jego „książka obejmuje różnorodne ciekawostki i anegdoty, ale głównym motywem jest kultura sarmacka w czasach staropolskich. Znajdą się tu zestawienia wydarzeń dużych i małych. Nie zajdziecie tu jednak klasycznej historii politycznej”. Warto więc zadać sobie pytanie, czy ten skład albo skarbiec znakomitych ciekawostek, by sparafrazować tytuł dzieła Sarmaty Jakuba Kazimierza Haura, składa się na jakiś spójny obraz?
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, iż „Sarmatia” to jednak książka głównie o staropolskiej kulturze politycznej, choć faktycznie różna od klasycznych opracowań z zakresu historii politycznej. Można więc pisać o niej inaczej i być może przystępniej. Ponadto w naturalny sposób nasuwają się pewne odniesienia do wspomnianej już książki Joanny Orzeł, choć „Sarmatia” pomyślana została inaczej, szerzej, obejmując m.in. wprowadzenie źródłoznawcze oraz genezę mitu sarmackiego wywodzonego z dzieł autorów starożytnych. Wójcik dzieli się z czytelnikiem ciekawymi spostrzeżeniami ogólno-historiograficznymi, zaś Sarmacja, o której pisze, to szerokie pojęcie geograficzno-kulturowe, niezawężone do politycznego ususu. Czy więc ostatecznie jest to koherentne? Tak, choć nie w taki sposób, jakiego wymagalibyśmy od opracowania stricte naukowego. Ten tekst ma własną dynamikę, narzucaną przez specyficzną swadę piszącego.
Jak już wspomniałem, mam wrażenie, iż serial „1670” w ten czy inny sposób inspirował powstanie obu książek. U Wójcika jednak znajdziemy więcej odniesień do kultury popularnej, filmu oraz literatury, poczynając od klasyki, czyli „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Niemniej w pewnym sensie książki J. Orzeł i A. Wójcika można uznać za komplementarne. Choć bardzo różnią się pisarsko i warsztatowo, to ich łączna lektura może dać czytelnikowi ciekawszy i pełniejszy obraz epoki staropolskiej.
W początkowej części dzieła Autor przywołuje nazwiska Adama Leszczyńskiego, Michała Rauszera, Kacpra Pobłockiego i Kamila Janickiego jako „czołowych badaczy i publicystów”, którzy „otwierają nowy kierunek interpretacji naszej tożsamości”, uznany jednak za błędny. I choć w końcowych częściach książki dyskutuje z koncepcją niewolnictwa chłopów, to wydaje się, że trochę zabrakło analizy i dekonstrukcji – błędnych pono przecież – koncepcji wspomnianych chłopomanów, choć Wójcik nieraz pisał o tym na swoim blogu.
Szkoda, że baczniejszej uwagi nie zwrócono na cytaty łacińskie, ponieważ bywa problem z ich poprawnością gramatyczną. Oczywiście nikt nie będzie używał tej książki jak podręcznika gramatyki łacińskiej, przydałaby się tu jednak trochę większa staranność redakcyjna.
No i na koniec kluczowe pytanie, które wszyscy z pewnością sobie zadajecie: czy ta książka warta jest polecenia i lektury? Tak, aczkolwiek w jej odbiorze zapewne decydujący będzie – znów – temperament czytelnika. To książka popularna, ale być może nie dla wszystkich. Jeśli nie podobają Ci się wpisy blogowe Artura, to prawdopodobnie nie zachwycisz się też jego książką. Najlepiej jednak po prostu przekonaj się sam.
niedziela, 25 maja 2025
J. Orzeł, My, Sarmaci
„My, Sarmaci” to nie jest książka o micie sarmatyzmu jako takim, lecz o jego praktycznym zastosowaniu, czyli o polskiej szlachcie XVI-XVIII w. Autorka może nie rozbija z pełną mocą pokutujących do dziś stereotypów dotyczących I Rzeczpospolitej (takich jak spichlerz Europy, niezwykła tolerancja religijna, demokracja szlachecka, obrona Częstochowy, aczkolwiek mnie osobiście zabrakło tu trochę dekonstrukcji mitu przedmurza chrześcijaństwa), jednakże z pewnością je nadkrusza. I to jest, jak uważam, w zupełności wystarczając dla czytelnika niebędącego specjalistą, wobec czego powyższe stwierdzenie nie może być traktowane jako zarzut.
Autorka bardzo umiejętnie odwołuje się różnych klisz i prowadzi czytelnika, pomagając mu zrozumieć świat staropolskiej szlachty. Cytaty tekstów źródłowych przeplatają się z odniesieniami do serialu „1670”, co bardzo ubarwia opowieść.
W kolejnych rozdziałach omówione zostały różne aspekty funkcjonowania państwa polsko-litewskiego, poczynając od ideologii sarmatyzmu, poprzez szlachecką edukację, gospodarkę, wojskowość, życie prywatne, religijne, polityczne aż do postrzegania omawianego fenomenu przez cudzoziemców.
Jest to książka napisana lekko i z polotem, ładną polszczyzną, w sposób wyważony, z zachowaniem wszelkich proporcji i szczyptą poczucia humoru, kompletna, ale nie przegadana, nie rozciągnięta ponad miarę, a jest to jedna z najważniejszych cech dobrej popularyzacji. Summa summarum, jest jedną z najlepszych książek popularyzatorskich z zakresu historii, jakie czytałem. Napisanie takiej książki bez wątpienia wymaga znakomitej znajomości i wyczucia epoki, tym bardziej więc dzieło jest godne polecenia.
piątek, 4 kwietnia 2025
J. Kuza, Genialnie zmyślone?
Od połowy książki z rozdziału na rozdział napięcie narasta. Od „Protokołów mędrców Syjonu” (co ciekawe, jak wskazuje Autor, wzorowanych bezpośrednio na XVII-wiecznym pamflecie antyjezuickim) przechodzimy do ogólnonarodowego skandalu związanego z galerią Porczyńskich, a wreszcie do crescendo erotycznych listów Fryderyka Chopina do Delfiny Potockiej, które wywołały burzę na arenie międzynarodowej.
Znajdą tu coś dla siebie zarówno miłośnicy numizmatyki (spektakularne fałszerstwo monet), jak i wielbiciele Witkacego (mistyfikacja ponownego pochówku w Zakopanem w 1988 r.).
Mediewistów mogą zainteresować dwa ostatnie, stosunkowo krótkie teksty o posągu Światowida ze Zbrucza oraz rękopisie Wojnicza.
Jest to dobrze napisana publicystyka historyczna, przyjemna w odbiorze, z ciekawymi ilustracjami, a ponadto z dołączoną bibliografią, która ułatwi zainteresowanemu czytelnikowi dokładniejsze zapoznanie się z poszczególnymi zagadnieniami. Czy warto po nią sięgnąć? Jeśli nie nastawiamy się na opracowanie wysoce specjalistyczne, zdecydowanie tak.
J. Kuza, Genialnie zmyślone? Skarby, fałszerstwa, mistyfikacje, Znak, Kraków 2025
czwartek, 14 listopada 2024
M. Delimata-Proch, Rycheza królowa Polski (ok. 995-21 marca 1063)
niedziela, 3 listopada 2024
B. Faron, Piastówny na tronach Europy
De facto jest to książka nie tyle o Piastównach, ile o polityce książąt piastowskich, w której kobiety pojawiały się marginalnie i na ogół tylko jako pionki. Ku mojemu rozczarowaniu niemal ani słowa nie poświęcono działalności fundacyjnej czy kulturalnej Piastówien, choć o tym można byłoby chyba napisać więcej niż o ich bezpośrednim zaangażowaniu w politykę, a działalność fundacyjna zawsze była jednym z najważniejszych narzędzi kształtowania polityki.
B. Faron, Piastówny na tronach Europy, Kraków 2021
piątek, 9 lutego 2024
Manuel Rosa ponownie
Nie
wiadomo czemu po latach do mainstreamu wrócił temat bredni wygłaszanych
przez Manuela Rosę. Ponad 10 lat temu jego książka została już wydania
po polsku, nie powodując jednak przewrotu w naszej historiografii. 6 lat temu poświęciłem jej dłuższy wpis na moim blogu i wydawało mi się
wówczas, że na tym sprawa się kończy. Tymczasem podobno spotkanie z
portugalskim bajkopisarzem zorganizował polski konsulat w Nowym Jorku,
udostępniając mu forum do plecenia andronów. Ciekawe, kiedy feta na
cześć Janusza Bieszka i Pawła Szydłowskiego?
Na mityng z Rosą do
polskiego konsulatu udało się liczne grono ekspertów. Jak donosi Onet:
"Jednym z uczestników spotkania był Adam Pietruszewski, uczeń polskiej
sobotniej szkoły przy Parafii Św. Cyryla i Metodego. Przybył do
konsulatu z kolegami."
Manuel Rosa ma liczne grono fanów, którzy
poinformowali go o mojej krytycznej opinii na temat jego książki i z
tego powodu zaszczycił mnie on pisząc do mnie e-mail. Kolejnym dowodem
na potwierdzenie tezy, jakoby Krzysztof Kolumb był synem króla
Władysława, który wcale nie zginął pod Warną, ma być drzewo genealogiczne Radziwiłłów z 1666 r., na którym jest narysowane, że
Władysław III był potomkiem rzymskiego rodu Colonna. Rozumiecie?
Władysław III pochodził od Colonnów, dlatego gdy uciekł spod Warny i
założył rodzinę na Maderze, jego syn przyjął nazwisko Kolumb. Logiczne,
prawda?
czwartek, 24 sierpnia 2023
Łódź poprzez wieki. Historia miasta, tom 1: do 1820 roku
Również wczoraj, oprócz egzemplarzy autorskich książki o wojnach włoskich, otrzymałem interesującą nowość z Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Jest to pierwszy z zaplanowanej na pięć tomów całości poświęconej historii Łodzi. Książka jest pięknie wydana, z wieloma barwnymi ilustracjami oraz reprodukcjami dokumentów rękopiśmiennych, mapami itp. Typograficznie jest to majstersztyk. I jestem przekonany, że treść nie ustępuje formie, że pod względem merytorycznym również jest to dzieło warte uwagi. Trzeba podkreślić, że w ten projekt wydawniczy zaangażowane są główne instytucje miejskie – Muzeum Miasta Łodzi, Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, Archiwum Państwowe w Łodzi oraz Biblioteka Miejska w Łodzi, która jest koedytorem publikacji.
środa, 26 lipca 2023
Ph.E. Steele, Nawrócenie i chrzest Mieszka I
poniedziałek, 5 września 2022
Polityka historyczna
Tzw. „Raportu o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej. 1939-1945” nie zamierzam komentować, ponieważ – podobnie jak tzw. „raporty” komisji A. Macierewicza, powstające w tym samym klimacie i środowisku politycznym, a ośmielam się stwierdzić, że także przy wykorzystaniu podobnej metodologii – nie ma on nic wspólnego z nauką w ogóle, a z historią w szczególności. Tłumaczą to w swoich wpisach Prof. Prof. Przemysław Wiszewski oraz Dobrochna Kałwa. Redaktorem tego wydawnictwa jest Prof. Konrad Wnęk z Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, który pochwalił się tym faktem na swojej stronie Facebookowej, choć to powód raczej do zażenowania niż do dumy.
Zła passa tzw. "historii najnowszej" trwa. Najpierw tzw. "podręcznik" Roszkowskiego, teraz tzw. "raport" Kaczyńskiego... Jeśli ktokolwiek miał jakiekolwiek wątpliwości, do jakich patologii prowadzi tzw. "polityka historyczna", czyli de facto próby podporządkowywania nauki polityce i ideologii partii rządzącej, to właśnie otrzymał przykłady wołające o pomstę do nieba.
czwartek, 4 sierpnia 2022
Splendor i wiedza. Biblioteka królewska Stanisława Augusta
Jak pisze w słowie wstępnym Wojciech Fałkowski, publikacja ta „jest w istocie rodzajem informatora o stanie wiedzy i środowisku intelektualnym w Polsce pod koniec XVIII w.”. I choć w istocie stanisławowska Kunstkammera nie odegrała znaczniejszej roli w rozwoju polskiej nauki czy kultury, stanowiła ważne zjawisko, które dziś należy badać sine ira et studio.
Prezentowana publikacja poświęcona jest problematyce królewskiego kolekcjonerstwa, zainteresowań intelektualnych Stanisława Augusta oraz jego mecenatu kulturalnego i naukowego. Tematem wiodącym pozostaje jednak stanisławowska biblioteka, która została opisana bardzo szczegółowo w zakresie jej kompletowania, przyrostów, sposobu nabywania książek, zakresu i organizacji księgozbioru oraz jego katalogowania, wyposażenia i umeblowania pomieszczeń w których książki przechowywano. Badacze podkreślają wagę, jaką monarcha przywiązywał do programu ideowego swojej biblioteki, z czym wiąże się kwestia czytelników i wypożyczeń, jako że zamiarem króla było utworzenie biblioteki publicznej, dostępnej dla wszystkich zainteresowanych, dlatego też planowo budował on księgozbiór o użytkowym charakterze i nowoczesnym profilu. Równie istotne były kwestie personalne, czyli dobór opiekujących się zbiorami bibliotekarzy oraz księgarzy, z usług których król korzystał.
Poznajemy wreszcie ogólnie losy księgozbioru po upadku Rzeczpospolitej i śmierci króla – w 1803 r. Tadeusz Czacki zakupił ją na potrzeby tworzonego w Krzemieńcu Gimnazjum Wołyńskiego, późniejszego Liceum Krzemienieckiego, a po upadku powstania listopadowego władze carskie przeniosły kolekcję do Kijowa, włączając ją do biblioteki tamtejszego uniwersytetu; księgozbiór stanisławowski w swym zasadniczym zrębie pozostaje w Kijowie do dziś. Trzeba wszakże od razu wyjaśnić, że omawiana książka, będąca zbiorem luźno powiązanych ze sobą szkiców, nie stanowi systematycznego zarysu dziejów biblioteki królewskiej.
Dla mnie osobiście najciekawszą część zbiorów królewskich stanowiła kolekcja inkunabułów, omówiona przez Halinę I. Koval'čuk. Za równie ciekawy uważam tekst poświęcony rękopisom z Collectio Regia, autorstwa Ol'gi P. Stepčenko. Alina Dzięcioł sięgnęła m.in. do początków biblioteki, zestawiając informacje dotyczące książek nabywanych przez Poniatowskiego jeszcze przed jego wyniesieniem na tron królewski, a także nabytków późniejszych. Dowiadujemy się, jakie istniejące wcześniej kolekcje, w całości lub częściowo, trafiły do biblioteki królewskiej, której wielkość ostatecznie w 1798 r. osiągnęła ponad 18 500 woluminów.
Bardzo interesującym zabiegiem jest wykorzystanie przez autorów kolejnych tekstów różnego rodzaju źródeł, co pozwoliło im rozpatrywać zagadnienie królewskiej „księgarni” w różnych aspektach. I tak np. Przemysław Wątroba bada rysunki znajdujące się w Gabinecie Rycin Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, omawiając na ich podstawie architekturę biblioteki zamkowej. Natomiast Henryk Bartoszewicz pisze nie tylko o zbiorach kartograficznych króla, ale także o rozwoju kartografii polskiej w okresie jego panowania (kartografika stanisławowskie znajdują się obecnie w Archiwum Głównym Akt Dawnych). Nawiasem mówiąc, pokazuje to, jak rozproszone pomiędzy różne instytucje pozostają dziś zbiory królewskie.
Jako jeden z nielicznych niedostatków omawianej publikacji wskazać trzeba brak artykułu przedstawiającego zbiory Stanisława Augusta na tle innych Kunstkammer tworzonych w Polsce i krajach z nią sąsiadujących w epoce oświecenia. Opracowanie takie byłoby bardzo pożądane, gdyż dzięki niemu można byłoby spojrzeć na zjawisko kolekcjonerstwa królewskiego umieszczając je w odpowiednim kontekście. Niemniej pomimo tej luki otrzymaliśmy wszechstronnie nakreślony obraz wspaniałej, imponującej i ważnej kolekcji. Ta bardzo starannie przygotowana edytorsko, bogato ilustrowana publikacja zainteresuje historyków, historyków sztuki i nauki oraz bibliologów.
Przede mną jeszcze lektura dwóch tomów katalogu księgozbioru Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Splendor i wiedza. Biblioteka królewska Stanisława Augusta. Eseje, red. A. Dzięcioł, T. Jakubowski, Warszawa 2022
czwartek, 28 lipca 2022
Egzemplarz pieczętny "Statutów" Jana Łaskiego
Ciekawostka. Jeden z moich fejsbukowych znajomych historyków-amatorów opublikował wczoraj post z informacją, że Szwedzi jednak nie oddadzą Polsce egzemplarza „Statutów” Jana Łaskiego, zagrabionego podczas Potopu (podobno pojawił się taki pomysł i był omawiany przez szwedzkie władze). Wiadomość tę opatrzył zdjęciem pieczętnego egzemplarza „Statutów” ze zbiorów Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie oraz komentarzem, że jako jedyny został on ozdobiony iluminacjami malarskimi o wysokim poziomie artystycznym. W komentarzu poprosiłem o źródło tej informacji ze Szwecji oraz wyjaśniłem, że „Statuty” nie mają żadnych iluminacji, a to, co widać na fotografii, to kolorowany drzeworyt. Jedyną odpowiedzią było usunięcie mnie z grona znajomych.
***
Być może nawet ciekawsze od samego egzemplarza pieczętnego jest to, co widać na zdjęciu po lewej stronie drzeworytu z Janem Łaskim i królem Aleksandrem. Jest to jednokartkowy druczek nazywany „Modlitwą do św. Rocha”, wytłoczony przez Jana Hallera, nakładem Jana Łaskiego, 4 II 1506 r. Druczek ten podklejony został na wewnętrznej stronie górnej okładziny pieczętnego egzemplarza „Statutów” i bez wątpienia jedynie dzięki temu zachował się do dziś.
Poniżej tytułu zamieszczono tutaj drzeworyt przedstawiający (licząc od lewej) klęczących św. Sebastiana przeszytego strzałami oraz ubranego w długą szatę Jana Łaskiego, ukrzyżowanego Zbawiciela, a wreszcie (skrajnie po prawej) św. Rocha. Roch przedstawiony jest tutaj zgodnie z najbardziej rozpowszechnionym schematem jego wizerunku – w pielgrzymim odzieniu, z sakwą i kijem, wskazujący palcem dżumową dymienicę na udzie. Poniżej drzeworytu dodano podpisy pod postaciami świętych oraz Chrystusa. Postać Łaskiego nie jest opatrzona podpisem, jednakże w obrębie ramki drzeworytowej, tuż przed kanclerzem przy jego kolanach, umieszczony jest herb Korab. Głowa Jezusa zwrócona jest w stronę Łaskiego, klęczącego najbliżej krzyża. Od jego złączonych w modlitewnym geście dłoni biegnie wstęga z napisem Miserere mei Deus, zaś na najmniejszym palcu prawej dłoni zawieszony ma beret. U dołu karty czytamy, iż druczek ten wydany został „nakładem czcigodnego męża, pobożnie zatroskanego o powszechne zbawienie”.
Treść druku stanowią cztery modlitwy codzienne: do Syna Bożego (najdłuższa, 18 wierszy), do św. Sebastiana (9 wierszy), do św. Rocha (2 wiersze) oraz Marii (2 wiersze). Wszystkie modlitwy są błaganiami o obronę przed zarazą.
Dla kanclerza bezpośrednim impulsem do podjęcia inicjatywy tego rodzaju stać się musiała ciężka zaraza, która panowała w Polsce od lata do początków grudnia 1505 roku. Przedstawieni na naszym drzeworycie święci Sebastian i Roch cieszyli się największą sławą spośród kilkudziesięciu patronów chroniących przed morowym powietrzem, zarówno w Polsce, jak i w całej Europie.
Tym, co w zdecydowany sposób odróżnia omawiany tutaj drzeworyt od wszelkich innych przedstawień powstałych według przyjętego schematu jest fakt, iż postać klęczącego z odkrytą głową kanclerza nie została wyposażona w żadne oznaki pełnionej godności (łańcuch na szyi czy też pieczęć). Jest to jedyne znane, pochodzące z tego okresu polskie przedstawienie ikonograficzne wysokiego urzędnika państwowego, na którym pozbawiony jest on wszelkich insygniów pełnionego urzędu.
poniedziałek, 13 czerwca 2022
Władztwo Władysława Łokietka. 700-lecie koronacji królewskiej
W roku 2020 obchodziliśmy ważną dla naszych dziejów rocznicę – siedemsetlecie koronacji Władysława Łokietka na króla Polski (20 stycznia 1320). Z tej okazji w całym kraju organizowano wydarzenia kulturalne i naukowe, ukazało się też kilka okolicznościowych publikacji. W Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie zorganizowano wystawę „Władysław Łokietek – odnowiciel Królestwa Polskiego”, której towarzyszył obszerny katalog opracowany przez Janusza Grabowskiego (dostępny online: https://agad.gov.pl/1320AD.htm). W dniach 20-21 stycznia 2020 w warszawskim Zamku Królewskim zorganizowano konferencję naukową „Władztwo Władysława Łokietka. 700-lecie koronacji królewskiej”. Obecnie wydawnictwo zamkowe opublikowało materiały z tej konferencji.
poniedziałek, 5 lipca 2021
„Chamstwa” ciąg dalszy
„Chamstwa” ciąg dalszy. Kacper Pobłocki odpowiada na polemiczny tekst Anny Sosnowskiej z Krytyki Politycznej.
Resztę pozostawiam Państwu. Link do tekstu: https://krytykapolityczna.pl/kultura/historia/historia-chamstwo-poblocki/
wtorek, 8 czerwca 2021
Ludowe historie Polski
niedziela, 6 grudnia 2020
R. Gogosz, Od Ziemi Świętej do ziemi Prusów
Oto mam przed sobą książkę napisaną tak niechlujnie, że nie da się jej zbyć zwykłym machnięciem ręki.
Pierwszym sygnałem ostrzegającym, iż mamy do czynienia nie z rzetelną historiografią, a z szarlatanerią, są już pewne sformułowania ze wstępu omawianej publikacji. Otóż pisze w nim R. Gogosz o próbie „wejścia w skórę” księcia Henryka, a także, iż „momentami chciałby spojrzeć” na jego postać „z trochę innej perspektywy, próbując zarysować jego portret psychologiczny”, przyglądając się jego emocjom (s. 9). Tak się jednak składa, że historyk nie „wchodzi w skórę” postaci historycznych, którymi zajmuje się jako uczony, ponieważ wie, że nie jest to możliwe. Oczywiście również Gogoszowi taki zabieg się nie udał. W książce nie ma także śladu żadnego „portretu psychologicznego”. Z powodu braku źródeł jakakolwiek próba nakreślenia takiego portretu z góry skazana była na porażkę. Byłoby to potknięcie może nawet niewarte wzmianki, gdyby w dalszej części pracy jej autor przestrzegał wymogów stawianych rozprawom naukowym. Tak się jednak nie stało, a niedostatek bazy źródłowej, jak się okazało, ma swoje daleko idące konsekwencje.
Z powodu tego braku bowiem autor wiele miejsca poświęca zwykłemu gdybaniu, np. dywagując hipotetycznie o postrzyżynach Henryka (gdyż akurat przeczytał książkę J. Banaszkiewicza o Piaście i Popielu), o których w istocie nic nie wiadomo. Na gołosłownych hipotezach opiera się m.in. cały rozdział drugi książeczki i wiele podrozdziałów kolejnych jej części.
poniedziałek, 23 listopada 2020
A. Leszczyński, Ludowa historia Polski
Czy Polska, formalnie nigdy nie będąca państwem kolonialnym, ma powody do rewizji swojej historiografii w „postmodernistycznym” nurcie dekolonizacji historii? Adam Leszczyński, pracownik Uniwersytetu SWPS i dziennikarz OKO.press, w swojej nowej książce dowodzi, że odpowiedź na to pytanie musi być twierdząca. Opowiedział on historię Polski przedstawioną z punktu widzenia jednej z wykluczonych grup społecznych – ludności chłopskiej (inne grupy, takie jak mieszczanie, robotnicy, Żydzi czy kobiety, interesują go mniej). W jego ujęciu historia ta to trwająca od zarania dziejów historia przemocy, podboju i opresji. Przemoc jest immanentną cechą państw, ponieważ już samo ich powstawanie nie jest możliwe bez jej stosowania. Fundamentem każdego państwa jest kontrola, jakiej elita poddaje zasoby wyprodukowane przez ogół. Bez tej kontroli nie byłoby możliwe zbudowanie żadnego organizmu państwowego.
sobota, 20 czerwca 2020
„Mam na Pana nowy zamach…”
Ważne jest, jak swoją rolę w tym zakresie postrzegał sam Jerzy Giedroyc. W jednym z listów pisał na ten temat: „Od początku wydawania pisma prowadzimy w nim dział Najnowszej historii Polski, w którym zamieszczamy wspomnienia i przyczynki historyczne z największym obiektywizmem. Idzie nam bowiem o dotarcie – w miarę możności – do prawdy historycznej, niezależnie od tego, czy naświetlenie faktów nam się podoba, czy nie”. Redaktor sam był zainteresowany najnowszą historią Polski, pragnął przy tym przeciwdziałać fałszerstwom oficjalnej historiografii. Co ważne, nie uznawał tendencji do wybielania naszych dziejów, przemilczania niewygodnych dla Polaków faktów. Historia była w jego pojęciu integralną całością, ponieważ nawet ponure okresy są jej immanentną częścią. O nich również należy pamiętać, dyskutować, uczyć, nigdy zaś nie wolno ich przemilczać.
piątek, 29 maja 2020
Norman Davies
Osobiście nie ukrywam krytycznego stosunku do twórczości N. Daviesa. „Boże igrzysko” nie podobało mi się. Czytałem tę książkę jeszcze w studenckich czasach, ale już wówczas potrafiłem wskazać zupełnie szkolne błędy, jakie się w niej znalazły. Słaby jest również np. "Mikrokosmos", w którym autor pokazał, że zupełnie nie rozumie epok dawniejszych, średniowiecza i wczesnej nowożytności. Dla opinii M. Kuli zupełnie nie znajduję uzasadnienia. Ciekaw jestem Państwa opinii: czego zazdrościmy Normanowi Daviesowi?