wtorek, 14 lipca 2015

N. Carr, Płytki umysł

Nicholas Carr zaczyna swoją książkę od cytatu z Marshalla McLuhana mówiącego o tym, że środek przekazu sam jest przekazem. Jest to dla niego punkt wyjścia do rozważań nad tym, w jaki sposób oddziałuje na nas najnowsze medium elektroniczne. „Na dłuższą metę przekazywane treści okazują się jednak mniej istotne od samego medium, które wpływa na to, co myślimy i jak działamy. (…) tak popularny środek przekazu kształtuje, co widzimy i w jaki sposób, a także – pod warunkiem, że wykorzystujemy go odpowiednio długo – zmienia nas jako poszczególne jednostki oraz całe społeczeństwa”. I dalej: „To, że kierujemy całą naszą uwagę na przekazywane treści, może sprawiać, ze nie dostrzegamy głębokiego wpływu, jaki wywiera na nas medium. Jesteśmy zbyt zaabsorbowani tym, że się nas olśniewa bądź niepokoi, aby zauważyć, co się dzieje w naszej głowie, a w ostatecznym rozrachunku zaczynamy udawać, że sama technologia nie ma znaczenia”.
 
Skutkiem nadmiernego korzystania z nowego, oszałamiającego medium jest utrata zdolności koncentracji. Autor przede wszystkim wykazuje to na przykładzie zdolności czytania dłuższego tekstu. Okazuje się bowiem, że użytkownik Internetu zatraca tę umiejętność. Jego mózg zaczyna funkcjonować inaczej, w sposób, który głębokiej lekturze nie sprzyja, a nawet ją wyklucza. I raczej trudno pocieszać się, że to, co w tym wypadku tracimy, jest rekompensowane nowymi możliwościami. Szybkość wyszukiwania informacji, dostęp do nieograniczonej liczby źródeł, łatwość dostępu do poszukiwanego fragmentu tekstu nie są w stanie zastąpić refleksji, namysłu, analizy tego, co błyskawicznie możemy odnaleźć. Co stworzymy z tych wyszukanych błyskawicznie strzępów? Jaką całość z tego złożymy i czy istotnie będzie ona miała jakąś wartość?
 
Internet zmienia sposób przyswajania informacji przez człowieka. Zmienia się sposób myślenia – zamiast myślenia linearnego, gutenbergowskiego, myśli rozbiegają się promieniście we wszystkie strony, jak odnośniki w hipertekście, w sposób nie dający się kontrolować, nie przynosząc żadnego efektu intelektualnego.
 
Takie zmiany oczywiście powodują opór u bardziej zachowawczej, inteligenckiej części ich obserwatorów. Oczywiście, w przypadku każdej innowacji należy liczyć się z krytyką konserwatystów, nielubiących zmian. Sądzę jednak, że pewne aspekty tych nowych zjawisk bezdyskusyjnie są negatywne. Optymalne byłoby, gdybyśmy potrafili korzystać z nowych mediów i nowych technologii w sposób świadomy, kontrolowany, nie pozwalając sobie na utracenie tych umiejętności, którymi dysponujemy i które bez wątpienia są potrzebne.
 
W Płytkim umyśle znajduje się ciekawe omówienie zagadnień z zakresu neurologii (oczywiście na poziomie laika, dzięki czemu nie ma problemu z ich zrozumieniem). Carr dowodzi, że nawet dorosły mózg jest plastyczny (neuroplastyczność mózgu). I musimy zdawać sobie sprawę z tego, jak pod wpływem kontaktu z nowymi technologiami dokonuje się przebudowa sieci neuronalnej naszych mózgów. Wywód ten znalazł się w książce nie bez powodu, jest bowiem Autorowi potrzebny do udowodnienia głównej tezy. Podobną rolę odgrywa rozdział następny, poświęcony pismu i kulturze piśmiennej. Niestety znaczne partie tekstu poświęcone technologiom komputerowym wyczerpująco omawiają kwestie doskonale znane z codziennej praktyki każdemu użytkownikowi komputera podłączonego do sieci. Te fragmenty można byłoby skrócić, czy nawet w ogóle usunąć z tekstu.
 
Nicholas Carr jest oczywiście zwolennikiem i obrońcą książki tradycyjnej. Obawiam się jednak, że jego romantyczne argumenty przeciwko hipertekstowi, książce elektronicznej, aczkolwiek oczywiste dla podobnych mu tradycjonalistów, nie będą miały żadnego znaczenia dla zwolenników nowych technologii. Na szczęście nie poprzestaje na nich i rozwija swoją argumentację opisując, w jaki sposób Internet zmienia dawniejsze media, a także książkę, tekst linearny, jak zmienia się nie tylko lektura, ale także tworzenie tekstu, sposoby jego edycji, dystrybucji, publikacji i konsumpcji. Jak pisarze, wydawcy i dystrybutorzy „treści” muszą dostosowywać się do nowych warunków i do zmienionych oczekiwań i przyzwyczajeń odbiorców. Carr broni głębokiej lektury i chyba słusznie zalicza niektórych publicystów odrzucających ją, „dla których ekran, a nie papier, stanowi najważniejszy kanał informacyjny”, do skrzydła antyintelektualistów.
 
„Gdy podłączamy się do sieci, wchodzimy w środowisko, które sprzyja pobieżnemu czytaniu, chaotycznemu myśleniu i pobieżnej nauce”. Internet dostarcza „dokładnie tego rodzaju bodźców sensorycznych i poznawczych – powtarzających się, intensywnych, interaktywnych, uzależniających – które, jak dowodzą badania, prędko i wyraźnie przekładają się na zmiany w obwodach neuronalnych i w funkcjonowaniu mózgu”. Jak dowodzą badania, hipertekst zakłóca proces uczenia się i obniża poziom rozumienia czytanego tekstu. Jak użytkownicy Internetu czytają teksty online? Odpowiedź jest prosta: nie czytają wcale.
 
Bardzo ważne jest także stwierdzenie, że koncepcja zakładająca możliwość odciążenia ludzkiej pamięci poprzez przeniesienie jej funkcji do systemów komputerowych po to, aby nieobciążony zbędnym balastem umysł mógł zająć się bardziej produktywnym działaniem, jest z gruntu fałszywa. „Odciążony” w ten sposób umysł będzie pracował na jałowym biegu. Opróżniona pamięć nie dostarczy mu tworzywa, z którego mógłby coś skonstruować, a silikonowa proteza pamięci wręcz powoduje jego przeciążenie (wyjaśnienie tego pozornego paradoksu znajduje się w książce). By jednak to zrozumieć, poznać wpierw trzeba różnicę pomiędzy ulotną, krótkotrwałą pamięcią roboczą, a pamięcią długotrwałą, w której przechowywane są wspomnienia. Cyfrowi antyintelektualiści o tej różnicy nie wiedzą.
 
Kreatywność jest owocem głębokiej refleksji i skupienia. Wielozadaniowość, przerzucanie się między okienkami, linkami, tekstami, obrazami, słowem – kolejnymi bodźcami, jednoznacznie spłyca użytkownika intelektualnie. W efekcie trenuje się on w mechanicznym wykonywaniu stereotypowych zadań, nie ma zaś szans na dokonanie czegoś istotnego. „Gdy wykonujemy online wiele zadań na raz (…) ćwiczymy nasz mózg, aby zwracał uwagę na bzdety”. 
 
Warto przeczytać tę książkę, żeby dowiedzieć się, co się dzieje w naszej głowie, kiedy korzystamy z Internetu i w jaki sposób kształtuje on nasz mózg. 

N. Carr, Płytki umysł. Jak Internet wpływa na nasz mózg, Helion, Gliwice 2012

1 komentarz:

  1. Dzięki za podpowiedź ciekawej lektury.

    Jednocześnie (o paradoksie!) Twój tekst - jak i teksty publikowane na wielu innych blogach - stoją w pewnym sensie wskroś tendencji "makdonaldyzacja komunikatów" (komunikat szybki, prosty, wystandaryzowany, serwowany do "spożycia na wynos"). Z jednej strony wykorzystują one internet - medium coraz dalej odchodzące od treści dłuższych, złożonych i pogłębionych, z drugiej zaś strony są "produktem", który charakteryzuje się tymi cechami. Z pewnością docierają one do mniejszej liczby odbiorców niż krótkie statusy na fb (chociaż i one - po zniesieniu ograniczenia do niewielkiej liczby znaków - bywają stosunkowo długie) czy choćby wiadomości na twitterze (te 140 znaków stało się chyba swego rodzaju symbolem współczesnej komunikacji internetowej - "instant") - ale jednak docierają. Być może nawet do większej liczby odbiorców dzięki w/w portalom społecznościowym.

    Oczywiście nie można porównać ich do "produktu pełnowartościowego" (tj. tekstu w formie dłuższego artykułu w czasopiśmie czy książki), ale jednak jest to "coś więcej" - co wymaga czegoś więcej niż "pobieżne czytanie, chaotyczne myślenie i pobieżna nauka".

    OdpowiedzUsuń