Pamiętacie Państwo
burzę, jaka rozpętała się przed ośmiu laty po publikacji „Sąsiadów” J.T.
Grossa? Skrajne emocje rozgrzały wówczas debatę publiczną do czerwoności. Tym razem
kij w mrowisko próbuje wsadzać dziennikarz Marek Łuszczyna, publikując reportaż
historyczny poświęcony polskim obozom koncentracyjnym. Użyte w tytule książki sformułowanie
z pewnością wywoła nową falę oburzenia, jednak jako naród nie możemy pozwolić,
aby przykryła ona historyczną prawdę. A jest ona taka, że w latach 1945-1950 w
Polsce funkcjonowało ponad dwieście obozów pracy przymusowej oraz obozów
koncentracyjnych, utworzonych z wykorzystaniem infrastruktury wybudowanej w
czasie wojny przez nazistów. Osadzano w nich nie tylko hitlerowskich
funkcjonariuszy i żołnierzy, nie tylko rodowitych Niemców, lecz także Ślązaków,
Ukraińców, Łemków i Polaków. Za druty trafiali bez różnicy członkowie NSDAP, powstańcy
śląscy, volksdeutsche, zwykli cywile, przedsiębiorcy, „bogacze” – wszyscy,
którzy uznani zostali za wrogów przez władze komunistyczne. Wśród więźniów były
całe rodziny z dziećmi. Ludzie umierali z głodu, zimna, od chorób, umierali
także w wyniku nieludzkiego traktowania, bicia, tortur, byli mordowani, a nawet
dosłownie obdzierani ze skóry.
Obozy podlegały nie
tylko Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego, lecz także Centralnemu Zarządowi
Przemysłu Węglowego. Te drugie dostarczać miały niewolnych robotników do pracy
w kopalniach węgla kamiennego. Mordercza praca nie chroniła jednak więźniów
przed maltretowaniem, torturami, upodleniem i morderstwami. Marek Łuszczyna opowiada
mikrohistorie, pisze o konkretnych, znanych z imienia i nazwiska osobach,
katach i ofiarach. Podaje też przykłady komendantów o skłonnościach
psychopatycznych i pisze wprost o dokonywanych za drutami bestialstwach. Ale to
nie poszukiwanie sensacji jest w tej książce najważniejsze.
Książka Marka Łuszczyny
nie jest naukowym dziełem historycznym. To opracowanie popularne, napisane z
dziennikarską błyskotliwością, językiem przystępnym dla szerszej publiczności. Autor
opowiada o rzeczywistości znanej historykom (wiele materiałów na ten temat
można znaleźć także w Internecie, tutaj podam odnośnik do strony poświęconej największemu
obozowi pracy w powojennej Polsce, nadzorowanemu przez MBP obozowi w Jaworznie:
http://www.obozdwochtotalitaryzmow.pl/o2t/centralny-oboz.html;
tam też odsyłacze bibliograficzne do opracowań naukowych), nie funkcjonującej
jednak dotychczas w świadomości społecznej. Dzięki Małej zbrodni problematyka polskich obozów koncentracyjnych ma
szansę wreszcie się do niej przebić. Może też uda się pokonać mur milczenia, na
jaki napotykają ci, którzy chcą w interesie społecznym ujawniać prawdę o
obozach i towarzyszących im masowych grobach. Prawda ta jest niewygodna
politycznie, choć materiały źródłowe są dla historyków dostępne bez ograniczeń.
Jest niezmiernie ważne,
abyśmy uświadomili sobie, że nasze dzieje to nie tylko husaria pod Wiedniem i tyleż
wyjaskrawione, co nieprawdziwe legendy o bitwie na Psim Polu czy „żołnierzach
wyklętych”. Historia Polski ma także ciemniejsze karty, które musimy poznawać. Lata
następujące po wyniszczającej, totalnej wojnie, były okresem demoralizacji
jednostek i formujących się dopiero instytucji państwa, którego ostateczny
kształt był jeszcze niejasny, trwających nadal walk i bolesnego wychodzenia z
chaosu. Musimy przyjąć do wiadomości, że w tym wrzącym tyglu dochodziło także
do zbrodni popełnianych zarówno przez aparat państwowy, jak i przez grupy
powstańcze czy lokalne społeczności, przez Polaków działających w imię różnych
ideologii i wartości. „Przepracowanie” traum narodowych potrzebne jest przede
wszystkim nam samym, ale także potrzebujemy przejścia przez ten psychologiczny proces,
by na zdrowych zasadach, w prawdzie, nie w fałszu, układać stosunki z naszymi sąsiadami
zarówno z zachodu, jak i wschodu.
M. Łuszczyna, Mała zbrodnia. Polskie obozy
koncentracyjne, Znak Horyzont 2017