sobota, 3 września 2016

Humanistyka z widokiem na Uniwersytet


Od dobrych kilku lat polskie środowisko akademickie żyje w stanie ciągłych reform, zmian, w płynnej rzeczywistości. Nieustanne reformy i reformy reform nakładają się na inne, niekorzystne dla nas, a dające się zaobserwować w ciągu ostatniego ćwierćwiecza zjawiska społeczne, takie jak upadek autorytetów (nie tylko profesorów uniwersyteckich) i zaburzenie relacji mistrz-uczeń (będące także wynikiem biurokratyzacji Uniwersytetu), ogólna zmiana systemu wartości, próby przeformułowania roli Akademii czy też ostatnio niż demograficzny. Jednym ze źródeł problemów zarówno samej humanistyki, jak i Akademii w ogóle, jest ponadto brak jedności środowiska naukowego (nawet w ramach jednej dyscypliny), niezrozumienie, a czasami wręcz może wrogość panująca pomiędzy poszczególnymi dyscyplinami, zwłaszcza pomiędzy humanistami a przyrodnikami. Już w latach pięćdziesiątych XX w. Charles Percy Snow rozpoczął dyskusję o pęknięciu pomiędzy dwoma kulturami: humanistyczną i naukową (Ch.P. Snow, Dwie kultury, Warszawa 1999. Zob. też A.K. Wróblewski, Co zrobić z wieżą Babel?, „Rocznik Towarzystwa Naukowego Warszawskiego” 72 (2009), druk 2010, s. 5-21). Podział ten jednak jest kwestionowany (M. Heller, S. Krajewski, Czy fizyka i matematyka to nauki humanistyczne?, Kraków 2014), wzniesiony między nimi mur podmywany jest z obu stron, a co więcej, istnieją pewne dyscypliny integrujące. Na konieczność integracji, zaszycia tego pęknięcia, wskazują również w pewnym stopniu prowadzone przeze mnie studia nad dziejami komunikacji społecznej, a także moje doświadczenia dydaktyczne. Problem jednak w tym, że nie sposób parametryzować nauk ścisłych i humanistycznych według tych samych kryteriów, a administracyjne próby wtłoczenia różnych dziedzin wiedzy w jeden schemat prowadzą do erozji nauki. 


Wszystko to razem prowokuje, a nawet wręcz zmusza do podejmowania dyskusji, polemik, sporów, czasem bardzo emocjonalnych, dotyczących stanu Akademii. Tu, gdzie jedni dostrzegają dobry kierunek zmian, inni znajdują jedynie przedmiot krytyki. Dyskusje te osiągnęły swe apogeum w momencie, gdy rektor Uniwersytetu w Białymstoku podjął decyzję o zawieszeniu rekrutacji na (mało popularny i deficytowy, jak uzasadniano) kierunek studiów – filozofię. Dyskutowane są zarówno rola Uniwersytetu, jak i zjawisko upadku nauk humanistycznych. Obrońcy tych ostatnich skupiają się w różnego rodzaju mniej lub bardziej formalnych grupach czy stowarzyszeniach.

Owocem tych debat są dziesiątki publikacji, z których jedynie tytułem przykładu wymienić warto kilka najnowszych: J. Prochowicz, Uniwersytet, humanistyka, filozofia : problematyka kształcenia akademickiego w ujęciu Marthy Nussbaum oraz Alasdaira MacIntyre'a, Lublin 2015; M. Kwiek, Uniwersytet w dobie przemian : instytucje i kadra akademicka w warunkach rosnącej konkurencji, Warszawa 2015 (to bodaj najważniejsza z nich); K. Szadkowski, Uniwersytet jako dobro wspólne : podstawy krytycznych badań nad szkolnictwem wyższym, Warszawa 2015; Dostojny uniwersytet?, red. A. Śliz, M.S. Szczepański, Warszawa 2014; Michał Grech, Obraz ‘uniwersytetu’ w opinii mieszkańców Polski, Wrocław 2013. „Kryzys humanistyki” nie jest problemem specyficznie polskim, podobne debaty toczą się także w innych krajach zachodnich. Lista odnośnych publikacji przełożonych na język polski byłaby równie długa, pozwolę więc sobie przytoczyć tytuł tylko jednej z nich, najnowszej, a przy tym w mojej opinii najistotniejszej: M.C. Nussbaum, Nie dla zysku. Dlaczego demokracja potrzebuje humanistów, Warszawa 2016.

W nurt tej dyskusji wpisuje się także publikacja będąca pokłosiem sympozjum „Humanistyka z widokiem na Uniwersytet”, które odbyło się na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu (Humanistyka z widokiem na Uniwersytet, red. M. Cieliczko, E. Nowicka, J. Wolska, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2016). Autorzy pomieszczonych w tym niewielkim tomiku tekstów, filologowie, filozofowie i literaturoznawcy, świadomie – jak deklarują – nie wpisują się w kasandryczny nurt wieszczenia kryzysu czy upadku humanistyki, niemniej jednak i tu nie brak głosów krytycznych w stosunku do zastanej sytuacji Akademii. Jak piszą wydawcy książki: „praca nie wpisuje się w nurt myślenia o ‘kryzysie humanistyki’, ale wychodząc od pewnej niepokojącej diagnozy, za cel stawia konstruktywną refleksję nad możliwymi rozwiązaniami i dalszymi perspektywami”. Jak jednak dowodzi lektura, od dyskursu dotyczącego kryzysu humanistyki nie sposób uciec.

W pierwszym tekście Katarzyna Fedorowicz w sposób idealistyczny przedstawia, omawiając stanowiska innych uczonych zabierających głos w tej sprawie, zadania stojące przed humanistyką i uprawiającymi ją badaczami (kształtowanie człowieka) oraz misję Uniwersytetu (dociekanie prawdy). Jedno i drugie powinno być nieskrępowane, wolne od wpływów czy nacisków politycznych i ideologicznych. Autorka stawia także sakramentalne pytanie: czy humanistyka, nierentowna przecież, bo nieprzekładająca się na bezpośrednie zyski finansowe, jest potrzebna w ramach Uniwersytetu? Słusznie udziela odpowiedzi pozytywnej. Przecież rolą Uniwersytetu jest to, by utrzymywać oryginalne, niedochodowe kierunki studiów, ponieważ taka jest jego misja i historyczna rola. To ostatnie warto, jak sądzę, podkreślać, ponieważ Uniwersytet jest organizmem, którego nie można oderwać od jego korzeni. Niewątpliwie zmieniać się on musi wraz z otaczającą go rzeczywistością, jednak warto walczyć o zachowanie ducha dawnej universitas. Rozumieją to pracownicy uczelni, gorzej, że faktu tego czasem nie rozumieją ich władze, a rzadko kiedy urzędnicy decydujący o ich finansowaniu. 

Myślenie o nauce głównie w kategoriach natychmiastowej wdrożeniowości, kapitalizacji i opłacalności jest niemądre i krótkowzroczne. Dowodzi tego choćby historia matematyki i fizyki w XX wieku, by już nie sięgać głębiej. Większość przełomowych odkryć i teorii, które dziś stanowią fundament nowoczesnej nauki, w momencie ich dokonywania czy formułowania nie miało żadnego bezpośredniego zastosowania, jak choćby teorie Alberta Einsteina czy Alana Turinga, ale lista nazwisk, które można by w tym kontekście wymienić, jest bardzo długa. Musiało niekiedy minąć nawet kilkadziesiąt lat, by dało się znaleźć dla nich zastosowanie praktyczne („wdrożenie”). Jednakże bez takich nie dających się natychmiast wdrożyć przemysłowo spekulacji intelektualnych nie mielibyśmy dziś komputerów, Internetu, nie umielibyśmy rozszczepiać jądra atomu itd. Mapowanie ludzkiego mózgu czy zbadanie struktury DNA to także projekty planowane na dziesięciolecia, nie dające się szybko zastosować technologicznie. Czy to jednak oznacza, że nie mają sensu i nie warto było ich podejmować?

Ponadto młoda badaczka omówiła wystąpienia innych uczestników panelu oraz sytuację doktorantów. Kolejny tekst, pióra Aliny Nowickiej-Jeżowej, odnosi się do wspomnianego ducha universitatis oraz idei ją fundujących. Ta znakomita badaczka dawnej kultury poświęciła swoje wystąpienie universitati studiosorum w dobie średniowiecza i renesansu. W moim przekonaniu sformułowane w średniowieczu idee powszechności, demokratyzmu, suwerenności, autonomii i niezależności, służby publicznej, prymatu etosu naukowego pozostają dla Akademii aktualne i powinny ją konstytuować także współcześnie. Wartości tych trzeba wciąż uczyć i bez ustanku o nich przypominać. A. Nowicka-Jeżowa zwraca także uwagę, że nadmierna kontrola, biurokratyzacja, formalizacja, próby ograniczania czy administracyjnego regulowania wolności badań naukowych i nauczania, a wreszcie oddalanie się od wymienionych ideałów, sprowadza Uniwersytet na manowce. Jakże aktualne jest to stwierdzenie… bo idzie przecież (a przynajmniej iść powinno) o naukę, o wiedzę, a nie o ciułanie punktów i parametryzację.

Swego rodzaju uzupełnienie tekstów Katarzyny Fedorowicz i Aliny Nowickiej-Jeżowej stanowi „Dziewięć uwag o humanistyce na uniwersytecie” Marka Wilczyńskiego. Amerykanista wskazuje, że obecny kierunek rozwoju cywilizacji, czasem źle rozumiany postęp ujmowany tylko w kategoriach technokratycznych i rynkowych, szkodzi humanistyce. A humanistyce polskiej szkodzi również bezmyślne powielanie wzorców zachodnich. Oczywiście powinniśmy się uczyć z doświadczeń innych, ale nonsensem jest bezrefleksyjne przeflancowywanie obcych rozwiązań na rodzimy grunt bez jakiejkolwiek próby dostosowania ich do polskich warunków. Jeśli jakiś system lepiej lub gorzej działa w Ameryce, nie stanowi to gwarancji, że automatycznie zadziała on także i u nas. Nie jesteśmy przecież Ameryką. Dramat sytuacji polega jednak na tym, że stanowi ona błędne koło: takie proste prawdy trudne są do zrozumienia bez pewnej formacji humanistycznej, mamy więc dowód, że edukacja humanistyczna jest potrzebna; cóż z tego jednak, kiedy decyzje w tym zakresie podejmowane są na gruncie mechanicystycznego pojmowania świata, przez technokratów intencjonalnie odcinających się od humanistyki: wymontujemy stąd i zamontujemy tam, będzie działać tak samo. Otóż nie, nie będzie. Pomiędzy tymi dwoma płaszczyznami dyskursu brak na razie punktów stycznych.

Marek Wilczyński w swoim wystąpieniu odwołuje się m.in. do nie najnowszej już, choć znakomitej, a przy tym niezbyt u nas znanej książeczki Lindsaya Watersa Zmierzch wiedzy. Przemiany uniwersytetu a rynek publikacji naukowych (Kraków 2009). Warto jej poświęcić również w tym miejscu chwilę uwagi. W Europie nie wywołała ona takiej burzy, jak w amerykańskim środowisku akademickim. Lindsay Waters, „czołowy wydawca książek humanistycznych swego pokolenia”, z pasją pisze o kryzysie Akademii i humanistyki oraz ruchu wydawniczego. Kardynalnym błędem jest według niego bierna zgoda środowisk uniwersyteckich na urynkowienie Akademii. Akademia bowiem nie może funkcjonować jak komercyjna korporacja, ulegając dyktatowi neoliberalnego paradygmatu. Gdy humaniści rozliczani są z ilości wytworzonych „produktów”, tak samo jak robotnicy w fabryce, skutkiem może być nadprodukcja mętnych, złych, nieprzemyślanych tekstów, produkowanych dla usatysfakcjonowania obliczających statystyki, nierozumiejących jednak nauki managerów. Następnie informacje o tym, jakimi bzdurami zajmują się humaniści, ze złośliwą satysfakcją upubliczniane są przez media, a w wyniku tego w społeczeństwie narastają nastroje antyintelektualistyczne. Ludzie zaczynają domagać się, by zaprzestać finansowania z ich pieniędzy niedorzecznych projektów pseudonaukowych – co jest na swój sposób całkiem rozsądne biorąc pod uwagę obraz, jaki kreślą im media. Brzmi znajomo, prawda? Niech podniesie rękę, kto nigdy nie dowcipkował na temat opisywanych z lubością przez media odkryć amerykańskich naukowców. Prawda jednak jest taka, że w pewnej mierze degeneracja badań naukowych jest bezpośrednim wynikiem technokratycznych nacisków na jej komercjalizację, logarytmizację, parametryzację i ciułanie punktów. Skutki koncentrowania się wyłącznie na „produktywności” będą dla nauki tragiczne, bowiem „efekt naukowy mierzy się głębią, a nie zasięgiem”. Uczeni powinni mieć możność prowadzenia rzeczywistych badań, a nie być zmuszani do tworzenia pozorów innowacyjności i produktywności. Tworzenie coraz bardziej zbiurokratyzowanej i wszechwładnej kontroli administracyjnej nad życiem akademickim jest drogą donikąd. Lindsay Waters opisuje co prawda rzeczywistość amerykańską, ale w Europie i w Polsce stanęliśmy przed tymi samymi problemami i my również musimy poszukiwać sposobów ich rozwiązania. 

Pogłębionej rekapitulacji dyskusji na temat Uniwersytetu oraz humanistyki podjęła się Anna Legeżyńska, przedstawiając główne punkty, wokół których się one toczą. Podkreśliła ona panujące w tej dyskusji minorowe nastroje reprezentantów nauk humanistycznych oraz poddała analizie powody, dla których czują się oni zagrożeni. Przedstawiła ich postulaty wobec władz państwowych, a także głosy przeciwne, przeciwstawiające się mówieniu o kryzysie humanistyki lub też wręcz obciążające winą za ów kryzys samych humanistów.

Najbardziej gorzki esej tego tomu wyszedł spod pióra Piotra Nowaka. Filozof, nawiązując do swojej wcześniejszej książki Hodowanie troglodytów : uwagi o szkolnictwie wyższym i kulturze umysłowej człowieka współczesnego (Warszawa 2014), poddał krytyce obniżanie poziomu kształcenia na poziomie uniwersyteckim, biurokratyczną urawniłowkę, równanie w dół będące wynikiem narzucania procesowi edukacyjnemu biurokratycznych ram oraz wymogu dostosowania go do możliwości najsłabszych studentów. Prawda jest jednak taka, że nie wszystko da się wymierzyć, poddać parametryzacji i algorytmizacji. Ludzkie życie, postępowanie i wybory, społeczności, kultura i jej osiągnięcia pełne są półcieni, różnych odcieni szarości, gradientów, których nie da się opisać przy pomocy kilku symboli, pojęć czy formułek wymyślonych przez biurokratów. To samo dotyczyć musi zatem, rzecz prosta, także nauk, które zajmują się ich badaniem, nauk humanistycznych i społecznych. Mierzenie i warzenie wszystkiego w tym zakresie ministerialnego (pseudo)mędrca szkiełkiem i okiem jest niczym więcej niż antyutopijnym nonsensem. Aby badania nad ludzką kulturą miały sens, by można było rzetelnie uczyć jej studentów, potrzebna jest chwila refleksji, zatrzymania, pochylenia się nad wiążącymi się z nią problemami, zadumy i dyskusji. Pogoń za nowością, za tym, co najbardziej aktualne, popularne i modne to w najlepszym przypadku droga donikąd. W gorszym może doprowadzić nas na skraj przepaści (Więcej na ten temat zob. P. Tafiłowski, Szybkość informacji, „Folia Bibliologica” LI (2009; druk 2010), s. 25-41; T.H. Eriksen, Tyrania chwili. Szybko i wolno płynący czas w erze informacji, Warszawa 2003; J. Gleick, Szybciej. Przyspieszenie niemal wszystkiego, Poznań 2003; N. Postman, W stronę XVIII stulecia. Jak przeszłość może doskonalić naszą przyszłość, Warszawa 2001).

Lektura eseju Piotra Nowaka nasuwa mi te same pytania, które zadawałem sobie czytając ważną książkę Franka Furediego Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?, (Warszawa 2008). Jak obniża się poziom nauki i kultury, poziom edukacji w społeczeństwach zachodnich? Co złego stało się z systemem szkolnictwa wyższego? Czy rzeczywiście „usuwanie barier” polegać ma na tym, że dyplom wyższej uczelni może otrzymać każdy chętny? Czy studiowanie polega jeszcze na własnej pracy, czy potrzebny jest do niego wysiłek intelektualny, czy też wystarczy wykonanie zestawu kilku rutynowych czynności? Jak doszło do tego, że możliwe jest ukończenie studiów wyższych bez przeczytania choćby jednej książki? Dlaczego zachęca się nas do intelektualnego lenistwa, karmiąc popkulturową papką? Dlaczego odrzuca się oczywistą prawdę, że każda wartość w życiu człowieka rodzi się wówczas, gdy staje on przed problemami do rozwiązania i skąd powszechne obecnie przekonanie, że usunięcie wszelkich przeszkód mogących nas w życiu spotkać, uczyni to życie lepszym?

Przed kilku zaledwie laty absurdalne ministerialne pomysły mogły doprowadzić do szatkowania lektur szkolnych, które miałyby być czytane przez uczniów jedynie we fragmentach, ponieważ podobno przeczytanie całej książki jest dla dzisiejszej młodzieży zadaniem zbyt trudnym. Czy jednak takie obniżanie poziomu doprowadziłoby nas do jakiegoś dobrego celu? Czy zinstytucjonalizowane usuwanie z życia społeczeństw wszelkiego wysiłku jest dla nich błogosławieństwem, czy też przeciwnie – odebraniem szansy na przeżycie przygody? Czy faktycznie ma sens, jak ironizował Ludwik Stomma, wycięcie z portretu Mony Lizy samego uśmiechu, bo to o nim słyszy każdy matołek, i oglądanie tylko tego fragmentu obrazu, ponieważ patrzenie na ubranie postaci i krajobraz w tle tylko niepotrzebnie męczy wzrok? Jakie będzie społeczeństwo karmione papką, kształcone na wycinkach? I czy – idąc dalej – nie mamy do czynienia ze zjawiskiem o wiele groźniejszym, niż to wydawało się Furediemu, który nie odnosił się do rewolucji nowych technologii, które również w coraz większym stopniu będą „odciążać” człowieka, zarówno jeśli chodzi o wysiłek fizyczny, jak i intelektualny?

Nawet komuś o liberalnych poglądach trudno czasem uciec od tęsknoty za starymi dobrymi czasami. Jednak nie o takie resentymenty chodzi Nowakowi. Jego celem jest podjęcie próby „wypracowania pozytywnego stanowiska i zaradzenia kryzysowi, w jakim znalazł się Uniwersytet”. Podaje zatem propozycje konkretnych rozwiązań (skondensowaną wersję swoich rozważań, zaprezentowanych wcześniej w Hodowaniu troglodytów, skondensowaną z korzyścią dla meritum problemu, jak już o tym pisałem), które zastosowane w praktyce uniwersyteckiej miałyby szansę wyeliminować, a przynajmniej ograniczyć złe skutki pewnych zjawisk destabilizujących środowisko naukowe i wpływających negatywnie na poziom badań oraz dydaktyki. Czy jednak głos ten zostanie wysłuchany?

Wreszcie w ostatnim tekście Humanistyki z widokiem na Uniwersytet Małgorzata Cieliczko przedstawiła funkcję Uniwersytetu w ujęciu amerykańskiego filozofa neopragmatysty Richarda Rorty’ego. Pisma tego myśliciela są wyjątkowo silnym ciosem wymierzonym w technokratyczne pojmowanie Uniwersytetu. Jeśli zatem tak bardzo jesteśmy zapatrzeni w koncepcje pochodzące zza Oceanu, warto uważnie przestudiować idee głoszone przez Rorty’ego.

Sympozjum „Humanistyka z widokiem na Uniwersytet”, które odbyło się wiosną 2015 roku na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, zorganizowane zostało przez Samorząd Doktorantów Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej UAM. Do badaczy młodego pokolenia adresowane były wystąpienia uczestników panelu, dla nich także głównie przeznaczona jest ta publikacja. Nasi młodsi koledzy znajdą w niej wiele materiału do przemyśleń, zachętę do sformułowania własnego stanowiska w tym dyskursie, refleksji nad swoim miejscem w badaniach humanistycznych, niewiele jednak gotowych rozwiązań czy pociechy.

Recenzję tę chciałbym jednak zakończyć nieco bardziej optymistycznym akcentem. W poszukiwaniu światełka rozjaśniającego zmierzch zapadający nad humanistyką sięgam do wspomnianej już na wstępie książce Marthy Nussbaum. Jest faktem, że kształcenie humanistyczne, będące niezbędnym elementem formowania obywateli współczesnych państw demokratycznych, w świecie zachodnim dotknięte zostało poważnym kryzysem. Dlaczego jednak jest ono tak niezbędne? Ponieważ bez humanistyki nie będzie możliwe budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Bez humanistyki nie będzie możliwe pielęgnowanie różnego rodzaju wartości, które czynią nas świadomymi obywatelami, członkami społeczności, ludźmi wreszcie, podmiotowymi osobami, a nie przedmiotami w technokratycznym świecie. Bez nauk humanistycznych nie będzie możliwe zrozumienie coraz bardziej komplikującej się, płynnej rzeczywistości, komplikującego się świata, zwłaszcza świata istot ludzkich. Bez nich nie będziemy potrafili rozwiązać najpoważniejszych kryzysów XXI wieku. Z najbardziej palących współcześnie wymieńmy: odwrót społeczeństw od demokracji w kierunku rządów autorytarnych, terroryzm, kryzys klimatyczny, wojny i fale migracji. Czy humanistyka ma cokolwiek wspólnego, przykładowo, z ekologią? Otóż ma. Wystarczy przypomnieć, że  według wielu obserwatorów i komentatorów bez wydanej przez papieża Franciszka I encykliki „Laudato Si” szczyt klimatyczny w Paryżu nie odniósłby sukcesu. Bez humanistyki nie da się budować kultury dialogu. Bez niej pogrążać się będziemy w kolejnych, coraz ostrzejszych konfliktach, lokalnych i globalnych, politycznych, wyznaniowych, rasowych. Troska o sferę humanistyki jest jednym z kluczowych czynników warunkujących naszą przyszłość. Im szybciej jako społeczeństwo zrozumiemy ten fakt, tym lepiej dla nas. 

Humanistyka z widokiem na Uniwersytet, red. M. Cieliczko, E. Nowicka, J. Wolska, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz