Od dobrych kilku lat
polskie środowisko akademickie żyje w stanie ciągłych reform, zmian, w płynnej
rzeczywistości. Nieustanne reformy i reformy reform nakładają się na inne,
niekorzystne dla nas, a dające się zaobserwować w ciągu ostatniego ćwierćwiecza
zjawiska społeczne, takie jak upadek autorytetów (nie tylko profesorów
uniwersyteckich) i zaburzenie relacji mistrz-uczeń (będące także wynikiem
biurokratyzacji Uniwersytetu), ogólna zmiana systemu wartości, próby
przeformułowania roli Akademii czy też ostatnio niż demograficzny. Jednym
ze źródeł problemów zarówno samej humanistyki, jak i Akademii w ogóle, jest ponadto
brak jedności środowiska naukowego (nawet w ramach jednej dyscypliny), niezrozumienie,
a czasami wręcz może wrogość panująca pomiędzy poszczególnymi dyscyplinami,
zwłaszcza pomiędzy humanistami a przyrodnikami. Już w latach pięćdziesiątych XX
w. Charles Percy Snow rozpoczął dyskusję o pęknięciu pomiędzy dwoma kulturami:
humanistyczną i naukową (Ch.P. Snow, Dwie
kultury, Warszawa 1999. Zob. też A.K. Wróblewski, Co zrobić z wieżą Babel?, „Rocznik Towarzystwa Naukowego
Warszawskiego” 72 (2009), druk 2010, s. 5-21). Podział ten jednak jest
kwestionowany (M. Heller, S. Krajewski, Czy fizyka i matematyka to nauki humanistyczne?, Kraków 2014),
wzniesiony między nimi mur podmywany jest z obu stron, a co więcej, istnieją
pewne dyscypliny integrujące. Na konieczność integracji, zaszycia tego
pęknięcia, wskazują również w pewnym stopniu prowadzone przeze mnie studia nad
dziejami komunikacji społecznej, a także moje doświadczenia dydaktyczne.
Problem jednak w tym, że nie sposób parametryzować nauk ścisłych i
humanistycznych według tych samych kryteriów, a administracyjne próby
wtłoczenia różnych dziedzin wiedzy w jeden schemat prowadzą do erozji nauki.
Wszystko to razem
prowokuje, a nawet wręcz zmusza do podejmowania dyskusji, polemik, sporów,
czasem bardzo emocjonalnych, dotyczących stanu Akademii. Tu, gdzie jedni
dostrzegają dobry kierunek zmian, inni znajdują jedynie przedmiot krytyki.
Dyskusje te osiągnęły swe apogeum w momencie, gdy rektor Uniwersytetu w
Białymstoku podjął decyzję o zawieszeniu rekrutacji na (mało popularny i
deficytowy, jak uzasadniano) kierunek studiów – filozofię. Dyskutowane są
zarówno rola Uniwersytetu, jak i zjawisko upadku nauk humanistycznych. Obrońcy
tych ostatnich skupiają się w różnego rodzaju mniej lub bardziej formalnych
grupach czy stowarzyszeniach.
Owocem tych debat są
dziesiątki publikacji, z których jedynie tytułem przykładu wymienić warto kilka
najnowszych: J. Prochowicz, Uniwersytet,
humanistyka, filozofia : problematyka kształcenia akademickiego w ujęciu Marthy
Nussbaum oraz Alasdaira MacIntyre'a, Lublin 2015; M. Kwiek, Uniwersytet w dobie przemian : instytucje i
kadra akademicka w warunkach rosnącej konkurencji, Warszawa 2015 (to bodaj
najważniejsza z nich); K. Szadkowski, Uniwersytet
jako dobro wspólne : podstawy krytycznych badań nad szkolnictwem wyższym,
Warszawa 2015; Dostojny uniwersytet?, red. A. Śliz,
M.S. Szczepański, Warszawa 2014; Michał Grech, Obraz ‘uniwersytetu’ w opinii mieszkańców Polski, Wrocław 2013.
„Kryzys humanistyki” nie jest problemem specyficznie polskim, podobne debaty
toczą się także w innych krajach zachodnich. Lista odnośnych publikacji
przełożonych na język polski byłaby równie długa, pozwolę więc sobie przytoczyć
tytuł tylko jednej z nich, najnowszej, a przy tym w mojej opinii
najistotniejszej: M.C. Nussbaum, Nie dla zysku. Dlaczego demokracja potrzebuje humanistów, Warszawa
2016.
W nurt tej dyskusji
wpisuje się także publikacja będąca pokłosiem sympozjum „Humanistyka z widokiem
na Uniwersytet”, które odbyło się na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu
(Humanistyka z widokiem na Uniwersytet,
red. M. Cieliczko, E. Nowicka, J. Wolska, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań
2016). Autorzy pomieszczonych w tym niewielkim tomiku tekstów, filologowie,
filozofowie i literaturoznawcy, świadomie – jak deklarują – nie wpisują się w
kasandryczny nurt wieszczenia kryzysu czy upadku humanistyki, niemniej jednak i
tu nie brak głosów krytycznych w stosunku do zastanej sytuacji Akademii. Jak
piszą wydawcy książki: „praca nie wpisuje się w nurt myślenia o ‘kryzysie
humanistyki’, ale wychodząc od pewnej niepokojącej diagnozy, za cel stawia
konstruktywną refleksję nad możliwymi rozwiązaniami i dalszymi perspektywami”.
Jak jednak dowodzi lektura, od dyskursu dotyczącego kryzysu humanistyki nie sposób
uciec.
W pierwszym tekście
Katarzyna Fedorowicz w sposób idealistyczny przedstawia, omawiając stanowiska
innych uczonych zabierających głos w tej sprawie, zadania stojące przed
humanistyką i uprawiającymi ją badaczami (kształtowanie człowieka) oraz misję
Uniwersytetu (dociekanie prawdy). Jedno i drugie powinno być nieskrępowane,
wolne od wpływów czy nacisków politycznych i ideologicznych. Autorka stawia
także sakramentalne pytanie: czy humanistyka, nierentowna przecież, bo
nieprzekładająca się na bezpośrednie zyski finansowe, jest potrzebna w ramach
Uniwersytetu? Słusznie udziela odpowiedzi pozytywnej. Przecież rolą Uniwersytetu
jest to, by utrzymywać oryginalne, niedochodowe kierunki studiów, ponieważ taka
jest jego misja i historyczna rola. To ostatnie warto, jak sądzę, podkreślać,
ponieważ Uniwersytet jest organizmem, którego nie można oderwać od jego
korzeni. Niewątpliwie zmieniać się on musi wraz z otaczającą go
rzeczywistością, jednak warto walczyć o zachowanie ducha dawnej universitas. Rozumieją to pracownicy
uczelni, gorzej, że faktu tego czasem nie rozumieją ich władze, a rzadko kiedy
urzędnicy decydujący o ich finansowaniu.
Myślenie
o nauce głównie w kategoriach natychmiastowej wdrożeniowości, kapitalizacji i
opłacalności jest niemądre i krótkowzroczne. Dowodzi tego choćby historia
matematyki i fizyki w XX wieku, by już nie sięgać głębiej. Większość
przełomowych odkryć i teorii, które dziś stanowią fundament nowoczesnej nauki,
w momencie ich dokonywania czy formułowania nie miało żadnego bezpośredniego
zastosowania, jak choćby teorie Alberta Einsteina czy Alana Turinga, ale lista
nazwisk, które można by w tym kontekście wymienić, jest bardzo długa. Musiało
niekiedy minąć nawet kilkadziesiąt lat, by dało się znaleźć dla nich
zastosowanie praktyczne („wdrożenie”). Jednakże bez takich nie dających się
natychmiast wdrożyć przemysłowo spekulacji intelektualnych nie mielibyśmy dziś
komputerów, Internetu, nie umielibyśmy rozszczepiać jądra atomu itd. Mapowanie
ludzkiego mózgu czy zbadanie struktury DNA to także projekty planowane na
dziesięciolecia, nie dające się szybko zastosować technologicznie. Czy to
jednak oznacza, że nie mają sensu i nie warto było ich podejmować?
Ponadto
młoda badaczka omówiła wystąpienia innych uczestników panelu oraz sytuację
doktorantów. Kolejny tekst, pióra Aliny Nowickiej-Jeżowej, odnosi się do
wspomnianego ducha universitatis oraz
idei ją fundujących. Ta znakomita badaczka dawnej kultury poświęciła swoje
wystąpienie universitati studiosorum
w dobie średniowiecza i renesansu. W moim przekonaniu sformułowane w
średniowieczu idee powszechności, demokratyzmu, suwerenności, autonomii i
niezależności, służby publicznej, prymatu etosu naukowego pozostają dla
Akademii aktualne i powinny ją konstytuować także współcześnie. Wartości tych
trzeba wciąż uczyć i bez ustanku o nich przypominać. A. Nowicka-Jeżowa zwraca
także uwagę, że nadmierna kontrola, biurokratyzacja, formalizacja, próby
ograniczania czy administracyjnego regulowania wolności badań naukowych i
nauczania, a wreszcie oddalanie się od wymienionych ideałów, sprowadza
Uniwersytet na manowce. Jakże aktualne jest to stwierdzenie… bo idzie przecież
(a przynajmniej iść powinno) o naukę, o wiedzę, a nie o ciułanie punktów i
parametryzację.
Swego
rodzaju uzupełnienie tekstów Katarzyny Fedorowicz i Aliny Nowickiej-Jeżowej
stanowi „Dziewięć uwag o humanistyce na uniwersytecie” Marka Wilczyńskiego.
Amerykanista wskazuje, że obecny kierunek rozwoju cywilizacji, czasem źle
rozumiany postęp ujmowany tylko w kategoriach technokratycznych i rynkowych,
szkodzi humanistyce. A humanistyce polskiej szkodzi również bezmyślne
powielanie wzorców zachodnich. Oczywiście powinniśmy się uczyć z doświadczeń
innych, ale nonsensem jest bezrefleksyjne przeflancowywanie obcych rozwiązań na
rodzimy grunt bez jakiejkolwiek próby dostosowania ich do polskich warunków.
Jeśli jakiś system lepiej lub gorzej działa w Ameryce, nie stanowi to gwarancji,
że automatycznie zadziała on także i u nas. Nie jesteśmy przecież Ameryką.
Dramat sytuacji polega jednak na tym, że stanowi ona błędne koło: takie proste
prawdy trudne są do zrozumienia bez pewnej formacji humanistycznej, mamy więc
dowód, że edukacja humanistyczna jest potrzebna; cóż z tego jednak, kiedy
decyzje w tym zakresie podejmowane są na gruncie mechanicystycznego pojmowania
świata, przez technokratów intencjonalnie odcinających się od humanistyki:
wymontujemy stąd i zamontujemy tam, będzie działać tak samo. Otóż nie, nie
będzie. Pomiędzy tymi dwoma płaszczyznami dyskursu brak na razie punktów
stycznych.
Marek
Wilczyński w swoim wystąpieniu odwołuje się m.in. do nie najnowszej już, choć
znakomitej, a przy tym niezbyt u nas znanej książeczki Lindsaya Watersa Zmierzch wiedzy. Przemiany
uniwersytetu a rynek publikacji naukowych (Kraków 2009).
Warto jej poświęcić również w tym miejscu chwilę uwagi. W Europie nie wywołała
ona takiej burzy, jak w amerykańskim środowisku akademickim. Lindsay Waters,
„czołowy wydawca książek humanistycznych swego pokolenia”, z pasją pisze o
kryzysie Akademii i humanistyki oraz ruchu wydawniczego. Kardynalnym błędem
jest według niego bierna zgoda środowisk uniwersyteckich na urynkowienie Akademii.
Akademia bowiem nie może funkcjonować jak komercyjna korporacja, ulegając
dyktatowi neoliberalnego paradygmatu. Gdy humaniści rozliczani są z ilości
wytworzonych „produktów”, tak samo jak robotnicy w fabryce, skutkiem może być
nadprodukcja mętnych, złych, nieprzemyślanych tekstów, produkowanych dla
usatysfakcjonowania obliczających statystyki, nierozumiejących jednak nauki
managerów. Następnie informacje o tym, jakimi bzdurami zajmują się humaniści,
ze złośliwą satysfakcją upubliczniane są przez media, a w wyniku tego w społeczeństwie
narastają nastroje antyintelektualistyczne. Ludzie zaczynają domagać się, by
zaprzestać finansowania z ich pieniędzy niedorzecznych projektów
pseudonaukowych – co jest na swój sposób całkiem rozsądne biorąc pod uwagę
obraz, jaki kreślą im media. Brzmi znajomo, prawda? Niech podniesie rękę, kto
nigdy nie dowcipkował na temat opisywanych z lubością przez media odkryć
amerykańskich naukowców. Prawda jednak jest taka, że w pewnej mierze degeneracja
badań naukowych jest bezpośrednim wynikiem technokratycznych nacisków na jej
komercjalizację, logarytmizację, parametryzację i ciułanie punktów. Skutki
koncentrowania się wyłącznie na „produktywności” będą dla nauki tragiczne,
bowiem „efekt naukowy mierzy się głębią, a nie zasięgiem”. Uczeni powinni mieć
możność prowadzenia rzeczywistych badań, a nie być zmuszani do tworzenia
pozorów innowacyjności i produktywności. Tworzenie coraz bardziej
zbiurokratyzowanej i wszechwładnej kontroli administracyjnej nad życiem
akademickim jest drogą donikąd. Lindsay Waters opisuje co prawda rzeczywistość
amerykańską, ale w Europie i w Polsce stanęliśmy przed tymi samymi problemami i
my również musimy poszukiwać sposobów ich rozwiązania.
Pogłębionej
rekapitulacji dyskusji na temat Uniwersytetu oraz humanistyki podjęła się Anna
Legeżyńska, przedstawiając główne punkty, wokół których się one toczą. Podkreśliła
ona panujące w tej dyskusji minorowe nastroje reprezentantów nauk
humanistycznych oraz poddała analizie powody, dla których czują się oni
zagrożeni. Przedstawiła ich postulaty wobec władz państwowych, a także głosy
przeciwne, przeciwstawiające się mówieniu o kryzysie humanistyki lub też wręcz
obciążające winą za ów kryzys samych humanistów.
Najbardziej
gorzki esej tego tomu wyszedł spod pióra Piotra Nowaka. Filozof, nawiązując do
swojej wcześniejszej książki Hodowanie
troglodytów : uwagi o szkolnictwie wyższym i kulturze umysłowej człowieka współczesnego (Warszawa 2014),
poddał krytyce obniżanie poziomu kształcenia na poziomie uniwersyteckim,
biurokratyczną urawniłowkę, równanie w dół będące wynikiem narzucania procesowi
edukacyjnemu biurokratycznych ram oraz wymogu dostosowania go do możliwości
najsłabszych studentów. Prawda jest jednak taka, że nie wszystko da się
wymierzyć, poddać parametryzacji i algorytmizacji. Ludzkie życie, postępowanie
i wybory, społeczności, kultura i jej osiągnięcia pełne są półcieni, różnych
odcieni szarości, gradientów, których nie da się opisać przy pomocy kilku
symboli, pojęć czy formułek wymyślonych przez biurokratów. To samo dotyczyć
musi zatem, rzecz prosta, także nauk, które zajmują się ich badaniem, nauk
humanistycznych i społecznych. Mierzenie i warzenie wszystkiego w tym zakresie
ministerialnego (pseudo)mędrca szkiełkiem i okiem jest niczym więcej niż
antyutopijnym nonsensem. Aby badania nad ludzką kulturą miały sens, by można
było rzetelnie uczyć jej studentów, potrzebna jest chwila refleksji,
zatrzymania, pochylenia się nad wiążącymi się z nią problemami, zadumy i
dyskusji. Pogoń za nowością, za tym, co najbardziej aktualne, popularne i modne
to w najlepszym przypadku droga donikąd. W gorszym może doprowadzić nas na
skraj przepaści (Więcej na ten temat zob. P.
Tafiłowski, Szybkość informacji,
„Folia Bibliologica” LI (2009; druk 2010), s. 25-41; T.H. Eriksen, Tyrania chwili. Szybko i wolno płynący czas
w erze informacji, Warszawa 2003; J. Gleick, Szybciej. Przyspieszenie niemal wszystkiego, Poznań 2003; N.
Postman, W stronę XVIII stulecia. Jak
przeszłość może doskonalić naszą przyszłość, Warszawa 2001).
Lektura
eseju Piotra Nowaka nasuwa mi te same pytania, które zadawałem sobie czytając
ważną książkę Franka Furediego Gdzie
się podziali wszyscy intelektualiści?, (Warszawa 2008). Jak
obniża się poziom nauki i kultury, poziom edukacji w społeczeństwach
zachodnich? Co złego stało się z systemem szkolnictwa wyższego? Czy
rzeczywiście „usuwanie barier” polegać ma na tym, że dyplom wyższej uczelni
może otrzymać każdy chętny? Czy studiowanie polega jeszcze na własnej pracy,
czy potrzebny jest do niego wysiłek intelektualny, czy też wystarczy wykonanie
zestawu kilku rutynowych czynności? Jak doszło do tego, że możliwe jest
ukończenie studiów wyższych bez przeczytania choćby jednej książki? Dlaczego
zachęca się nas do intelektualnego lenistwa, karmiąc popkulturową papką?
Dlaczego odrzuca się oczywistą prawdę, że każda wartość w życiu człowieka rodzi
się wówczas, gdy staje on przed problemami do rozwiązania i skąd powszechne
obecnie przekonanie, że usunięcie wszelkich przeszkód mogących nas w życiu
spotkać, uczyni to życie lepszym?
Przed kilku zaledwie
laty absurdalne ministerialne pomysły mogły doprowadzić do szatkowania lektur
szkolnych, które miałyby być czytane przez uczniów jedynie we fragmentach,
ponieważ podobno przeczytanie całej książki jest dla dzisiejszej młodzieży
zadaniem zbyt trudnym. Czy jednak takie obniżanie poziomu doprowadziłoby nas do
jakiegoś dobrego celu? Czy zinstytucjonalizowane usuwanie z życia społeczeństw
wszelkiego wysiłku jest dla nich błogosławieństwem, czy też przeciwnie –
odebraniem szansy na przeżycie przygody? Czy faktycznie ma sens, jak ironizował
Ludwik Stomma, wycięcie z portretu Mony Lizy samego uśmiechu, bo to o nim
słyszy każdy matołek, i oglądanie tylko tego fragmentu obrazu, ponieważ
patrzenie na ubranie postaci i krajobraz w tle tylko niepotrzebnie męczy wzrok?
Jakie będzie społeczeństwo karmione papką, kształcone na wycinkach? I czy –
idąc dalej – nie mamy do czynienia ze zjawiskiem o wiele groźniejszym, niż to
wydawało się Furediemu, który nie odnosił się do rewolucji nowych technologii,
które również w coraz większym stopniu będą „odciążać” człowieka, zarówno jeśli
chodzi o wysiłek fizyczny, jak i intelektualny?
Nawet komuś o
liberalnych poglądach trudno czasem uciec od tęsknoty za starymi dobrymi
czasami. Jednak nie o takie resentymenty chodzi Nowakowi. Jego celem jest
podjęcie próby „wypracowania pozytywnego stanowiska i zaradzenia kryzysowi, w
jakim znalazł się Uniwersytet”. Podaje zatem propozycje konkretnych rozwiązań
(skondensowaną wersję swoich rozważań, zaprezentowanych wcześniej w Hodowaniu troglodytów, skondensowaną z
korzyścią dla meritum problemu, jak już o tym pisałem), które zastosowane w
praktyce uniwersyteckiej miałyby szansę wyeliminować, a przynajmniej ograniczyć
złe skutki pewnych zjawisk destabilizujących środowisko naukowe i wpływających
negatywnie na poziom badań oraz dydaktyki. Czy jednak głos ten zostanie wysłuchany?
Wreszcie w ostatnim
tekście Humanistyki z widokiem na
Uniwersytet Małgorzata Cieliczko przedstawiła funkcję Uniwersytetu w ujęciu
amerykańskiego filozofa neopragmatysty Richarda Rorty’ego. Pisma tego
myśliciela są wyjątkowo silnym ciosem wymierzonym w technokratyczne pojmowanie
Uniwersytetu. Jeśli zatem tak bardzo jesteśmy zapatrzeni w koncepcje pochodzące
zza Oceanu, warto uważnie przestudiować idee głoszone przez Rorty’ego.
Sympozjum „Humanistyka z
widokiem na Uniwersytet”, które odbyło się wiosną 2015 roku na Uniwersytecie
Adama Mickiewicza w Poznaniu, zorganizowane zostało przez Samorząd Doktorantów
Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej UAM. Do badaczy młodego pokolenia
adresowane były wystąpienia uczestników panelu, dla nich także głównie
przeznaczona jest ta publikacja. Nasi młodsi koledzy znajdą w niej wiele
materiału do przemyśleń, zachętę do sformułowania własnego stanowiska w tym
dyskursie, refleksji nad swoim miejscem w badaniach humanistycznych, niewiele
jednak gotowych rozwiązań czy pociechy.
Recenzję tę chciałbym
jednak zakończyć nieco bardziej optymistycznym akcentem. W poszukiwaniu
światełka rozjaśniającego zmierzch zapadający nad humanistyką sięgam do
wspomnianej już na wstępie książce Marthy Nussbaum. Jest faktem, że kształcenie
humanistyczne, będące niezbędnym elementem formowania obywateli współczesnych
państw demokratycznych, w świecie zachodnim dotknięte zostało poważnym kryzysem.
Dlaczego jednak jest ono tak niezbędne? Ponieważ bez humanistyki nie będzie
możliwe budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Bez humanistyki nie będzie
możliwe pielęgnowanie różnego rodzaju wartości, które czynią nas świadomymi
obywatelami, członkami społeczności, ludźmi wreszcie, podmiotowymi osobami, a
nie przedmiotami w technokratycznym świecie. Bez nauk humanistycznych nie będzie
możliwe zrozumienie coraz bardziej komplikującej się, płynnej rzeczywistości,
komplikującego się świata, zwłaszcza świata istot ludzkich. Bez nich nie
będziemy potrafili rozwiązać najpoważniejszych kryzysów XXI wieku. Z
najbardziej palących współcześnie wymieńmy: odwrót społeczeństw od demokracji w
kierunku rządów autorytarnych, terroryzm, kryzys klimatyczny, wojny i fale
migracji. Czy humanistyka ma cokolwiek wspólnego, przykładowo, z ekologią? Otóż
ma. Wystarczy przypomnieć, że według
wielu obserwatorów i komentatorów bez wydanej przez papieża Franciszka I
encykliki „Laudato Si” szczyt klimatyczny w Paryżu nie odniósłby sukcesu. Bez
humanistyki nie da się budować kultury dialogu. Bez niej pogrążać się będziemy
w kolejnych, coraz ostrzejszych konfliktach, lokalnych i globalnych,
politycznych, wyznaniowych, rasowych. Troska o sferę humanistyki jest jednym z
kluczowych czynników warunkujących naszą przyszłość. Im szybciej jako
społeczeństwo zrozumiemy ten fakt, tym lepiej dla nas.
Humanistyka
z widokiem na Uniwersytet, red. M. Cieliczko, E. Nowicka, J.
Wolska, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz