Książka Piotra Nowaka,
filozofa konserwatywnego, rozpoczyna się filipiką skierowaną przeciwko
ministrom nauki w rządach Platformy Obywatelskiej oraz liberalizmowi –
pojmowanemu opacznie chyba w sposób celowy, ponieważ trudno uwierzyć, żeby profesor
filozofii nie znał rzeczywistego znaczenia tego pojęcia. Barbarze Kudryckiej
oraz Lenie Kolarskiej-Bobińskiej przypisuje iście diaboliczne pobudki, a ich
działalność według niego miała na celu doprowadzenie do całkowitego upadku
polskiej nauki, a w dalszej konsekwencji, jak należy przypuszczać, Narodu.
Postępowanie ministrów bowiem „zgadza się z kierunkiem zmian mających charakter
globalny – jest nim konsekwentne osłabianie instynktu wolnościowego” i ostateczne
odebranie Narodom wolności za Judaszowe srebrniki
(Na marginesie tylko,
aby uczynić zadość rzetelności sprawozdania, zaznaczyć należy, że jeśli chodzi
o politykę, to mocno obrywa się tu także drugiej stronie sceny politycznej.
Piotr Nowak pisze bowiem: „Panaceum na niesprawiedliwość stanowi powszechna
redystrybucja dóbr. Pytanie, jak ją przeprowadzić bez wywoływania wojny
domowej. ‘Łatwo zjednać sobie pokrzywdzonych dla tego projektu, nietrudno też
skłonić biedotę do uczestnictwa w planie podziału dóbr’ – zauważa nie bez racji
Allan Bloom”. Co na to twórcy programu 500+? Opozycja podkreśla, że za owe
przysłowiowe już pięćset złotych lud sprzedał swoją wolność. Zatem „osłabianie
instynktu wolnościowego”, które tak bardzo martwi filozofa, pełną parą
realizowane jest przez obecny rząd. To jednak dla naszych rozważań kwestia
uboczna.)
W patchworku, jaki stanowi Hodowanie
troglodytów, znajdziemy i przemyślenia Autora na temat Nauki, Prawdy,
Narodu, Uniwersytetu, i zapis dość banalnej w gruncie rzeczy rozmowy kilku
znajomych filozofów, i refleksje o czytaniu, i esej o Nietschem, w którym Nowak
„daje folgę swemu zniechęceniu”… Co do owej rozmowy, to przeczytać w niej można
rzeczy nie tylko trywialne, ale także wręcz niedorzeczne. Rozmówcy ubolewają
m.in., że mierny tekst opublikowany w czasopiśmie znajdującym się na liście
filadelfijskiej przyniesie autorowi więcej punktów parametrycznych niż inny,
wybitny, ale drukowany w lokalnym periodyku. Teoretycznie jest to prawda,
jednak dywagacje na ten temat należałoby rozpocząć od próby opublikowania
słabego tekstu w renomowanym czasopiśmie. Miałkość padających tu argumentów
pozwala zorientować się, że rozmówcy Piotra Nowaka również mówią głównie o swoich
subiektywnych, nie opartych na faktach luźnych refleksjach, nie podejmują się
zaś merytorycznej oceny zmian i reform, jakim poddawane są polska nauka oraz
szkolnictwo wyższe. Trudno zrozumieć, czemu służyć ma publikowanie zapisu tak
płytkiej, lekceważącej rzeczywistość towarzyskiej rozmowy.
Zaznaczyć tu muszę, że
ja również nie należę do zwolenników reformy w jej znanym kształcie i nie będę
występował w jej obronie, uważam jednak, że dyskusja o urzędniczych pomysłach oraz
ich krytyka (bardzo potrzebna) powinny mieć charakter rzeczowy. Argumentacji
nie można wysuwać na jednej zasadzie, którą streścić można w następujący sposób: „ręce precz od humanistyki, my sami
będziemy sobie sterem, żeglarzem i okrętem i nikomu, żadnej władzy czy
społeczeństwu nic do tego, czym się będziemy zajmować i jak się rządzić, bo my
sami wiemy wszystko najlepiej”. Obecny stan rzeczy oceniony został przez
rozmówców jednoznacznie negatywnie, bez wskazania jakiegokolwiek jaśniejszego
punktu, bez dostrzeżenia różnych odcieni szarości zjawiska. Nie może być to
zatem obraz prawdziwy.
Ponadto czytelnik
czasem odnosi wrażenie, że filozofowie nie rozumieją dzisiejszego świata i
rzeczywistości, w jakiej funkcjonuje m.in. Uniwersytet. Czują się obrażeni
faktami nie próbując ich pojąć i wyrażają przekonanie, że to rzeczywistość
powinna się dostosowywać do ich wyobrażeń. Nie twierdzę, że zmiany te są dobre
i korzystne. Twierdzę jedynie, że próby zawrócenia Wisły kijem skazane są na porażkę.
Chciałbym przypomnieć pewne łacińskie powiedzenie: tempora mutantur et nos mutamur in illis. Problem starszego pokolenia humanistów (nie
całej humanistyki na szczęście, i nie wszystkich członków „kasty
profesorskiej”) polega na tym, że nie dostrzega ono tego, że czasy się
zmieniają. A nawet jeśli dostrzega, to nie chce lub nie potrafi zmienić się
samo.
Wyraźnie widać to w zapisie opublikowanej przez Piotra Nowaka rozmowy. Jedyny w
niej głos rozsądku pochodzi od Włodzimierza Boleckiego, który spróbował
sprowadzić ją z obłoków na ziemię. Czy jednak udało mu się przekonać swoich
rozmówców?
Co zatem da się
wyłuskać z tej książki po odrzuceniu zbędnego balastu ideologicznego? Autor
krąży wokół jądra problemu, którym są dla niego wychowanie i edukacja (jak na
to wskazuje sam tytuł książki), reformy przynoszące skutki odwrotne do
oczekiwanych, obniżający się wraz ze wzrostem obciążeń biurokratycznych stan
badań oraz dydaktyki, obniżający się poziom studentów, urzędniczy nacisk na
ukierunkowanie dociekań naukowych na szybką komercjalizację, technokratyzację,
urynkowienie, modne nowości, źle pojęta standaryzacja nieuwzględniająca różnic
pomiędzy państwami, tradycjami, kulturami, społecznościami, a także dziedzinami
nauki czy uczelniami regionalnymi. Są to nader słuszne uwagi, podnoszone przez
wielu przedstawicieli środowiska naukowego – niestety, dotychczas z niewielkim
rezultatem. Słuszne są przesłanki, od których Piotr Nowak wychodzi w eseju Język poleceń, niestety proponowane
przez niego rozwiązania rozciągają się pomiędzy niedorzecznością a utopią. I na
tym polega kłopot z tą książką.
Hodowanie
troglodytów obfituje w utyskiwania, czego nie wolno
robić z humanistyką, do czego nie wolno jej zmuszać, czego nie wolno od niej
wymagać, co trzeba jej dać. Jest też wiele połajanek, że świat nie rozumie
doniosłości i wagi studiów humanistycznych. Czy jednak dowiemy się z tej
publikacji, czym jest humanistyka i do czego jest potrzebna? Otóż nie. Albo
zatem Autor prowadzi dyskurs o niczym, albo też nie wie, o czym dyskutuje. Obie
alternatywy dyskredytują cały dyskurs.
W dających się odnaleźć
odniesieniach do systemu amerykańskiego zabrakło świadomości, że po drugiej
stronie Oceanu humanities nie należą
do obszaru science. To w naszej
tradycji dyscypliny humanistyczne dowartościowane zostały zakwalifikowaniem ich
do dziedziny nauk. Warto o tym pamiętać, gdy staje się w obronie nauk humanistycznych, będąc równocześnie
zwolennikiem ich amerykanizacji.
Piotr Nowak nie
zauważył, że pisząc książkę całkowicie stronniczą, subiektywną, popełnił ten
sam grzech, który tak ostro krytykuje u innych: sprzeniewierzył się Prawdzie.
Jest to głos filozofa obrażonego na rzeczywistość, która jakoś nie chce się
dostosować do jego słusznych poglądów. Nie zauważa też, że ostrze krytyki,
którą chce ugodzić swego przeciwnika, jest obosieczne. I tak chcąc wbić osikowy
kołek w serce kasty urzędniczej pisze m.in.: urzędnicy „są obywatelami państwa
bez granic, bez partykularnego języka, sługami nieznanego pana”. Czyż tego
samego nie można powiedzieć o akademikach? Podobnie gdy pisze o tym, że nie ma
i być nie może porozumienia pomiędzy „światem życia i światem urzędu”. Problem
w tym, że „świat Uniwersytetu” w ujęciu Nowaka wydaje się być równie odległy od
„świata życia”.
Nie do końca jasne jest
dla mnie kilkakrotnie pojawiające się w tekście stwierdzenie, że „myślenie
wyprowadziło się poza uniwersyteckie mury”. Myślenie jest przypadłością ludzi,
nie miejsc. Działalność intelektualną można prowadzić wszędzie, także w salach
uniwersyteckich. Jeszcze trudniej doszukać się ziarna prawdy w bon motach dotyczących śmierci
uniwersytetu starego stylu. Uniwersytet – lepiej lub gorzej – zmienia się, bo
zmieniać się musi wraz z otoczeniem. Pisałem o tym powyżej. Naturalnie
zachodzące procesy zmian postrzegać może w tak dramatyczny sposób tylko ktoś,
kto tych zmian nie rozumie. Ja wolałbym mówić o ich korygowaniu tam, gdzie
istotnie wywołują one niekorzystne skutki. Piszę te słowa jako pracownik nowej
jednostki organizacyjnej Uniwersytetu Warszawskiego – Wydziału Dziennikarstwa,
Informacji i Bibliologii. Powstał on 1 września 2016 r. z połączenia dwu
Instytutów funkcjonujących dotychczas w strukturach innych Wydziałów. Nie mam
wątpliwości, że nie może tu być mowy o żadnej śmierci. To zmiana dająca nowy
początek i nowe szanse. Powtarzając za Heraklitem „panta rhei” zgadzamy się, że
zmiany są w świecie zjawiskiem naturalnym. Co się nie zmienia, staje się
skamieliną. Dotyczy to także Uniwersytetu.
W tym eklektycznym
zbiorze tekstów, ułożonym według przepisu na cicer cum caule, dostrzec można swego rodzaju przewrotne poczucie
humoru, a także przeczuć autentyczną troskę o Uniwersytet. Sporo tu ciekawych
obserwacji, pod którymi z całym przekonaniem mogę się podpisać. Jednak
kierująca Autorem wyraźna tendencja do spłycania ich, a przy tym jego
katastrofizm i czarnowidztwo, dzielenie świata na „nas” i „onych” (przy czym za
plecami „onych” często czają się „nasi”, ale Piotr Nowak tego już nie
dostrzega; pisze np. pogardą o „kolesiach” i „hochsztaplerach” z dyplomami MBA
– kto jednak te dyplomy nadaje?), a czasem wręcz nieuczciwość intelektualna,
zakłamywanie rzeczywistości, zdecydowanie szkodzą tej publikacji, szczególnie
wobec wysokiej obecnie temperatury sporu politycznego, jaki toczy się obecnie w
naszym kraju również wokół nauki. Ja także jestem krytyczny w stosunku do
poziomu intelektualnego części studentów, ich niechęci do czytania i głębszej
refleksji, wybierania przez nich dróg na skróty i łatwizny, fragmentów zamiast
całości, wiadomości zamiast wiedzy, klikania zamiast czytania, niechęci wobec
kontekstu omawianych na zajęciach zjawisk (historycznego, kulturowego,
społecznego…), jednak krytyka Piotra Nowaka, posuwającego się niemalże do
rzucania obelg (wielokrotnie nazywa studentów troglodytami, pojawia się tu
także epitet „palant”), jest zbyt daleko idąca i nieelegancka. To nie przystoi.
Mój Mistrz, od którego uczyłem się pracy naukowej, wpoił mi etos, który nie
pozwala, by profesor mówił o studentach takim językiem. Jak widać jednak,
istnieją różne tradycje. Więcej szczęścia ma młodzież, którą Piotr Nowak
spotyka poza Uniwersytetem – tej nie szczędzi pochwał.
To nie młode pokolenie
ponosi odpowiedzialność za kształt zastanego świata. Uformowali go ci, którzy
byli tutaj przed nimi. To nie dzisiejsi studenci są twórcami „kultury remiksu”
(A. Keen, Kult amatora : jak Internet niszczy kulturę,
Warszawa 2007), „supermarketu kultury” (G. Mathews, Supermarket kultury : kultura globalna a
tożsamość jednostki, Warszawa 2005)
itd. Oni starają się w niej żyć i korzystają z niej w taki sposób, w jaki
potrafią, biorą to, co im daje – dlatego, że w niej wyrośli, w niej zostali
wychowani, bo przyszli na świat, który wygląda tak a nie inaczej. I nie chodzi
o to, by zdjąć z młodych ludzi całą odpowiedzialność, ale o to, by spróbować
zrozumieć problem w całej jego złożoności, nie rzucając zbyt łatwo oskarżeń na
jedną wybraną grupę. Na tej samej zasadzie sprzeciwiam się także m.in.
przerzucaniu na Uniwersytet winy za bezrobocie wśród jego absolwentów itd.
W książce tej zbyt
wiele jest uproszczeń, niedomówień, przekłamań, chwytów erystycznych czy też
błędów logicznych (popełnianych celowo?) oraz (również celowo?) błędnych
definicji. To ostatnie dotyczy pojęć takich jak liberalizm, demokracja czy
egalitaryzm Co więcej, trudno dociec, jaki jest stosunek Autora do tej książki
i jaki cel mu przyświecał w pracy nad nią. Nie jest to poważny esej, lecz
pamflet, co podkreślone zostało jeszcze użyciem w nim ulicznego słownictwa. Być
może więc pomyliłem się stosując w ocenie Hodowania
troglodytów zbyt surowe kryteria i pisząc powyżej o grzechu pierworodnym,
jakim ta publikacja została napiętnowana. Być może wcale nie o obiektywny stan
rzeczy Autorowi chodziło. Tego nie potrafię rozstrzygnąć. Wiem natomiast, że
obecnej formie jest to jedynie manifest osobistych przekonań Piotra Nowaka,
nienadający się do przyjęcia jako podstawa do merytorycznej dyskusji nad stanem
polskiej nauki, szkolnictwa wyższego i Uniwersytetu. Jest smutną prawdą, że nawet
najbardziej godne szacunku idee można skompromitować, przedstawiając je na
sposób strywializowany.
Powyższe uwagi odnoszą
się do pierwszej części książki. Część druga, na którą składają się publikowane
już uprzednio w czasopismach obszerne artykuły recenzyjne i omówienia książek
innych autorów, jest już bardziej wyważona, przemyślana, utrzymana w
poważniejszym tonie.
P. Nowak, Hodowanie troglodytów : uwagi o szkolnictwie wyższym i
kulturze umysłowej człowieka współczesnego, Fundacja Augusta hr.
Cieszkowskiego, Warszawa 2014
PS.
Egzemplarz książki Autor przesłał osobiście na mój adres z prośbą o napisanie
jej recenzji. Po otrzymaniu powyższego tekstu odpowiedział mi w sposób, który
nie przystoi godności profesora Uniwersytetu. Okazuje się, że za „troglodytów”
i „palantów” Profesor filozofii Piotr Nowak uznaje nie tylko swoich studentów,
ale też każdego, kto nie zgadza się z jego poglądami i jego wizją świata. Pozwolę
sobie zacytować tylko jedną z wypowiedzi Profesora (pisownia oryginalna): „nie, nie
zrobilo sie lepiej - i nie zrobi sie lepiej, jak dlugo na Akademii beda
pracowac tacy nowoczesni, liberalni, schlebiajacy swiatu
>>Mlodziakowie<< , jak Pan
owszem, to
ja zwrocilem sie do Pana z prosba o recenzje; czasem tez prosze o zapallki na
ulicy, ciagle zapominajac, ze moge natknac sie zwyklego chuligana”.
Polecam także tekst Michała Rydlewskiego "Nie jestem troglodytą", "Przegląd Kulturoznawczy" 1 (23), 2015, s. 79-89.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem z pożytkiem dla siebie i uznaniem dla recenzenta. Dziękuję Piotrowi Tafiłowskiemu, że nie uległ falom emocji, które nas zalewają z morza polityki. Rozsądek ich nie wstrzyma, ale daje szansę, na rozejrzenie się wśród nich. Czego życzyć pracownikom naukowym? Może wytrwałości w poszukiwaniu prawd niesprzecznych z rozumem i rzeczywistością.
OdpowiedzUsuńKsiazka jest swietna. Katastrofizm i czarnowidztwo? No nie, moje doswiadczenia ze studentami potwierdzaja zdanie P. Nowaka.
OdpowiedzUsuńMlode pokolenie moze nie ponosi odpowiedzialnosci za ksztalt swiata, ale powoli powinno ponosic odpowiedzialnosc za swoja motywacje i wybory (nauka: tak czy nie).
Ksiazka jest swietna. Katastrofizm i czarnowidztwo? No nie, moje doswiadczenia ze studentami potwierdzaja zdanie P. Nowaka.
OdpowiedzUsuńMlode pokolenie moze nie ponosi odpowiedzialnosci za ksztalt swiata, ale powoli powinno ponosic odpowiedzialnosc za swoja motywacje i wybory (nauka: tak czy nie).
Szczerze powiedziawszy zaciekawił mnie tytuł. Po komentarzach widzę, że warto przeczytać. Zatem biorę się do czytania.
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie szczególnie aspekt osłabiania instynktu wolnościowego - ma Pan może wiedzę, które strony o tym wspominają?
Dzień dobry,
OdpowiedzUsuńTrafiłem tu szukając opinii nt. recenzowanej przez Pana książki, oraz, nie ukrywam, z zaciekawienia osobą jej autora. Dziękuję za tę recenzję. Nie jestem filozofem. Ale kiedyś filozofię studiowałem interesując się przede wszystkim filozofią analityczną, logiką formalną i metodologią nauk. Doskonale rozumiem zatem Pańskie zarzuty wobec książki. Obawiam się jedynie, że inaczej się nie da nic sprzedać. Choć trochę manipulacji trzeba dodać - do smaku, jak przyprawę. Albo i jeszcze lepiej: prosto z mostu wygarnąć o co nam chodzi. Tak jak w Gaudeamus Igitur. Przyjrzałem się uważnie tekstowi tej zacnej i nieznanej de facto nikomu pieśni. Cymes! Czytał Pan kiedyś jej tekst?
Pozdrawiam!
Dziękuję za Pański komentarz. Nie bardzo jednak przyjmuję argument, że do tekstu trzeba domieszać trochę manipulacji, żeby dobrze ją sprzedać. Jeśli komuś zależy na wynikach sprzedaży, to powinien zająć się pisaniem beletrystyki, wtedy nie będzie do autora pretensji (tutaj przykład książki pseudohistorycznej, która de facto jest historyczną fikcją: https://ohistorii.blogspot.com/2018/03/m-rosa-kolumb-historia-nieznana.html). Jeśli natomiast ktoś chce pozostawać na gruncie naukowym i domaga się, by jego tekst traktować jako tekst naukowy (a Piotr Nowak tego właśnie chce), to już trudno, żadnych manipulacji, przesad, przekłamań uprawiać mu nie wolno. Także i "Gaudeamus" nie jest tekstem naukowym. Nie wiem, w jakim kontekście Pan o nią pyta. Pozdrawiam.
UsuńJeżeli Piotr Nowak chce by tę książkę traktować w kategoriach naukowych, to... rzucam ręcznik. :) Nie czytałem jej jeszcze ( i nie wiem czy mam ochotę, raczej nie), ale podszedłem do zagadnienia wstępnie jak do jakiegoś prowokacyjnego eseju w duchu Ciorana itp. Typu kij w mrowisko. A o Gaudeamus to tak "bez trybu", z głupia frant spytałem. Widziałem niedawno na youtube jej wykonanie przez chór uczelni muzycznej - przez skype'a (z racji koronowego lockdown'u). Tekst nie całkiem, delikatnie mówiąc, poprawny politycznie. A jednak uroczyście się to na mojej inauguracji roku akademickiego kilkanaście lat temu wykonywało a nawet próbowało śpiewać (w moim przypadku - bez zrozumienia). Rozumiem wymogi naukowej ścisłości. Nieludzkie (prawie) wymogi. To czemu to służy też - zdaje mi się przynajmniej. Ale jesteśmy też ludźmi, korona jasna! :)
UsuńNo nic, może ja po prostu nie mam wszystkich danych niezbędnych do wychwycenia sensów jawnych i mniej jawnych tego Panów starcia. Od wielu lat poza Akademią. Coś się gdzieś wyczyta, coś na youtube obejrzy, google podsunie czyjś blog (jak w tej sytuacji) Czasem, faktycznie, po beletrystykę sięgnę i fantazja się budzi. Ostatnio "Doktor Twardowski" Jerzego Broszkiewicza...
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za rzetelną recenzję raz jeszcze.
Piotr Nowak zdecydowanie upierał się przy traktowaniu tej pozycji jako akademickiej, stąd jego prośba o recenzję książki, i stąd też późniejsze oburzenie (m.in. o to, że wytknąłem mu brak naukowej ścisłości oraz metodologii), a także dyskusje w różnych miejscach sieci. Polecam także recenzję M. Rydlewskiego, cytowaną w pierwszym komentarzu, komplementarną do mojego tekstu, ponieważ oceniającą drugą część książki, tę bardziej filozoficzną, której ja nie omawiałem.
UsuńPozdrawiam również.
PS. Po "Doktora Twardowskiego" Broszkiewicza też planuję niedługo sięgnąć w związku z pewnym realizowanym projektem. Otóż polecono mi tę książkę, gdyż podobno jej bohaterem jest historyk, a to mnie ostatnio ość interesuje (obraz historyka w literaturze pięknej). Gdyby miał Pan na ten temat jakieś przemyślenia, to proszę się odezwać :)
UsuńJestem po lekturze pierwszego tomu. Kupując książkę w internecie nie byłem świadomy, że to wydawnictwo dwutomowe. Przemyślenia? Chwilowo tylko tyle, że nie wiedziałem, że mamy tak dobre książki autorstwa nazwisk spoza mainstreamu. Wrażenia, odczucia? Książka bardzo frapująca, wciągająca. Często ogarnia mnie senność przy lekturze. Ale nie w tym wypadku. O nie! Pojawia się pewien żal, że pogardliwie ignorowałem historię. Cóż, sam Pan dobrze miał okazję zauważyć jak to z tymi teoriami i faktami bywa u młodych a czasem i nieco starszych 'miłośników mądrości'. Grzech pychy mnie nie ominął. Jeśli chodzi o obraz historyka w literaturze, to wydaje mi się, że jest to pozycja interesująca. Nawet o metodologii historii jest mowa! Cieszyło mnie to osobiście z racji na dawne metodologiczne pasje. Co prawda bez szczegółów, ale sam fakt, że jest to szerzej wspomniane... Służba zdrowia również dostaje się do gabinetu krzywych luster tego dość awangardowego autora. Czemu on jest nieznany, jakie "wiatry historii" tu "zawiały"? Nie mam pojęcia. I nie będę się raczej doszukiwał. Jestem z rocznika 1981 i lubię się czasem przenieść w wyobraźni w świat sprzed moich narodzin. Nic praktycznie nie pamiętam z czasów PRL istotnego jeśli chodzi o życie codzienne dorosłych ludzi, a nawet jeśli, to przecież jako dziecko rozumiałem i interpretowałem po swojemu, jeszcze naiwnie. A w "Drze Twardowskim" niezły wycinek ówczesnej warstwy inteligenckiej i nie tylko. Drugi tom zamawiam koniecznie. Ma to różne wydania, różne okładki. Proszę sprawdzić przed ewentualnym zakupem. :)
UsuńBroszkiewicz wcale nie jest tak nieznany, proszę spojrzeć: https://lubimyczytac.pl/autor/24960/jerzy-broszkiewicz :)
Usuń