„Na pokładzie nie brakło też wychodków. Siedzenie zawieszało
się zgodnie z kierunkiem wiatru na dziobie albo na rufie za relingiem. Funkcję papieru
toaletowego pełniła pleciona, lekko nasmołowana lina. Gdy do ubikacji szła
wysoko postawiona osobistość, marynarze zabawiali się, starając dojrzeć różowy
tyłek ministra albo zadek biskupa i opowiadając o tym później dowcipy. Cóż,
rozrywki nigdy za wiele”.
Autor nie wspomina niestety, czy owa lina była jednorazowego
użytku, czy też korzystano z niej wielokrotnie.
S. Fischer-Fabian, Krzysztof Kolumb : bohater czy łotr,
Warszawa 2006, s. 97.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz