sobota, 9 lutego 2013

H. Schilling, Jedność i różnorodność Europy we wczesnej epoce nowożytnej


Z prawdziwym zainteresowaniem sięgnąłem po kolejny tom z niezłej serii „Klio w Niemczech”, wydawanej przez Niemiecki Instytut Historyczny (tym razem we współpracy z wydawnictwem Neriton). Jest to zbiór siedmiu tekstów (w tym referaty z konferencji) poświęconych zjawiskom, które powodowały, że Europa była ową tytułową „jednością i różnorodnością”. A główną rolę odegrało tu zjawisko, które Autor nazywa „konfesjonalizacją”, czyli – mówiąc w pewnym uproszeniu – ustalające się podziały wyznaniowe. Dlatego też największy nacisk we wszystkich zamieszczonych tu rozprawach położony został na „czynnik socjoreligijny”, którego kluczowa rola w przemianach dokonujących się we wczesnonowożytnej Europie podkreślona została szczególnie w tekście trzecim. Ta sama problematyka rozwijana jest również w kolejnych szkicach. Religia pojawia się tu jako czynnik jednoczący, ale też (może nawet przede wszystkim) rozbijający jedność Europy. Nie takie były zamierzenia reformacji, ale bez wątpienia taki właśnie był skutek wystąpień jej przywódców. Jak to sformułował H. Schilling: „Cechą charakterystyczną europejskiej nowożytności było i jest nieusuwalne napięcie między partykularyzmem a jednością, jednostką a społecznością, zróżnicowaniem a jednolitością”.


Chronologicznie poruszamy się tu w granicach XVI-XVII wieku, choć mówiąc o Rzeszy Niemieckiej Autor wybiega aż do współczesności i XX-wiecznych Niemiec. Objętościowo teksty są bardzo nierówne. Sześć z nich to szkice 20-, 30-stronicowe, natomiast pierwszy obejmuje niemal połowę tomu (s. 7-98). Poświęcony jest on zasadniczo starciu ostatniego ze średniowiecznych cesarzy – Karola V Habsburga (cesarz w latach 1519-1556), z reformatorem, którego wystąpienie otworzyło nową kartę dziejów Europy – Marcinem Lutrem.

Karol V był według Autora wychowany w nurcie przywiązania do tradycji i Kościoła. „Na tym sejmie [pierwszym sejmie Rzeszy w Wormacji w 1521 r. – PT] starły się dwie całkowicie różnie ukształtowane osobistości, pochodzące z odmiennych światów. Równocześnie zderzyły się dwa w swej istocie sprzeczne wzajemne oczekiwania”. Autor, choć zaznacza, że w koncepcji Karola V cesarz nadal powinien stać ponad władcami państw narodowych, co było przekonaniem iście średniowiecznym, to jednak chyba przedstawia go nazbyt jako władcę nowoczesnego, dążącego do zbudowania „nowego ładu” w Europie. Wydaje się oczywiste, iż de facto ten „nowy ład” miał być powrotem do czasów średniowiecznych z cesarską władzą uniwersalną. Możemy więc mówić tu raczej o starciu dwóch różnych wizji świata, czy może dwóch różnych światów – średniowiecznego i wczesnonowożytnego.

H. Schilling pisze tu o cesarzu jako o czynniku jednoczącym, chociaż wydaje się, że słuszniej byłoby go nazwać centralizującym. To określenie wydaje się być lepsze niż „jednoczący”, zakładające jakąś zgodę, consens, przyjmowanie wypracowanych wspólnie ustaleń. To zupełnie nie mieściło się w koncepcjach Karola. Drugim czynnikiem, rozbijającym, był Luter ze swoim wystąpieniem przeciwko drugiej średniowiecznej władzy uniwersalnej – papiestwu. Początkowo liczył on, że przekona cesarza do współpracy przeciwko papiestwu, były to jednak rachuby nietrafione.

W średniowieczu i w okresie nowożytności, teoretycznie do rewolucji XVIII wieku, ale w praktyce często jeszcze po dziś dzień, polityka łączy się nierozerwalnie z religią. Dlatego też Autor podejmuje się tu także niełatwego zadania omówienia osobistej religijności cesarza. Zagadnienie duchowości Karola V jest jednak na tyle skomplikowane i niejednoznaczne, że nie chcąc go spłycić i wypaczyć, w tej recenzji nie będę się do niego odwoływał. Pozwolę sobie tu jedynie przytoczyć cytat, stanowiący swego rodzaju podsumowanie tej kwestii: „Osobiste i subiektywne przywiązanie Karola V do religii przodków odpowiadało politycznej i obiektywnej presji, aby wszystkimi środkami przeciwstawić się podziałom duchowym i politycznym w świecie chrześcijańskim. Z jednej strony owe polityczne i obiektywne przywiązanie było następstwem posiadania rozległego kompleksu krajów habsburskich, które rozciągały się w całej Europie i wymagały także duchowych narzędzi, aby wielość tradycji prawnych i kulturowych oraz rozbieżnych sił politycznych zespalać wspólną władzą. Z drugiej strony wynikały one z wcześniej już ukształtowanego programu władzy cesarskiej, ukierunkowanego trwale na zunifikowaną katolickość chrześcijaństwa, który był niemożliwy do osiągnięcia bez utrzymania przez Habsburgów supremacji wśród państw we wczesnonowożytnej Europie oraz zachowania ich uniwersalnego auctoritas w świecie chrześcijańskim”.

Obszerne fragmenty rozprawy poświęcone są kwestiom może nawet nie tyle religii, co mówiąc wprost – polityki kościelnej. Jak wynika z cytowanego powyżej fragmentu, składowymi tej polityki musiały być represje wobec protestantów w różnych krajach habsburskich oraz walki religijne (wojna szmalkaldzka). Spory religijne były rzeczywiście czynnikiem, który niezwykle skutecznie rozsadzał Europę. Musimy w związku z tym pamiętać, że Karol V nie zwalczał protestantyzmu jako herezji, a celem jego polityki religijnej było utrzymanie kościelnej jedności Zachodu. Pozostawało to oczywiście w ścisłym związku z jego uniwersalistycznym pojmowaniem władzy cesarskiej. Jednakże ta jego polityka nie mogła przynieść sukcesu, jej wykonawcy popełnili wiele błędów, a wreszcie nie istniała możliwość prowadzenia tej polityki w sposób jednolity na wszystkich terytoriach pozostających pod bezpośrednią i pośrednią władzą Habsburga (w Rzeszy nie mógł prowadzić takiej autokratycznej polityki, jaką mógł prowadzić w Hiszpanii czy Niderlandach, a austriacki arcyksiążę Ferdynand nie spełniał cesarskich zachcianek). Pomimo usilnych dążeń nie tylko nie udało się cesarzowi Europy zjednoczyć, ale chyba nawet swoją polityką skutecznie utrwalał ujawniające się podziały, a także dostarczał nowych powodów do zrywania wiekowych więzów. Pamiętajmy, że istotnym czynnikiem rozrywającym kontynent były wojny włoskie, czyli rywalizacja królów francuskich z Habsburgami, w znacznej mierze prowadzona ze względów ambicjonalnych (por. P. Tafiłowski, Wojny włoskie 1494-1559, Zabrze 2007).

Poważnym czynnikiem, który zagrażał Europie Zachodniej i powinien w znacznym stopniu wpłynąć na utrzymanie jej jedności, było niebezpieczeństwo ze strony muzułmańskiej Turcji osmańskiej (w oczywisty sposób zagrożenie to wiązało się z omawianymi tu kwestiami religijnymi, polityką religijną i konfesjonalizacją). Interesująco jest obserwować, jak w sferze deklaratywnej państwa europejskie dążyły do zjednoczenia wobec wspólnego wroga, co nigdy nie zdołało się przełożyć na jakiekolwiek realne działania, ponieważ zawsze ważniejsze okazywały się interesy partykularne, lokalne sojusze i nienawiści. Jest to oczywiście temat na odrębną monografię, który przez H. Schillinga mógł jedynie zostać zasygnalizowany.

Drugą wielką postacią epoki był Erazm z Rotterdamu – czytywany, szanowany, podziwiany, wręcz uwielbiany, a jednak nie wywierający na współczesnych zbyt wielkiego wpływu, zwłaszcza w sferze polityki. Jego dzieła z tego zakresu, choć po dziś dzień chwalone za ogromny ładunek dobrej woli, przechodziły bez większego echa – żaden z władców nie wziął sobie do serca jego wskazówek na tyle poważnie, by rzeczywiście się nimi kierować w swojej polityce. Czy też może ściślej rzecz ujmując: głoszony przez Erazma ideał jedności świata chrześcijańskiego po prostu nie był możliwy do zrealizowania.

Bez wątpienia książkę tę warto przeczytać i przemyśleć. Ma ona sporą wartość merytoryczną, szczególnie obecnie, kiedy nadal dyskutujemy nad jednością europejską, a jest przy tym dość przystępna i ciekawie napisana (pomijając niedociągnięcia korekty polskiego wydania; na minus książki zaliczyć można literówki, niezgodne formy gramatyczne zdań, błędy stylistyczne („z własnego inicjatywy”, s. 110); niektóre zdania zachowały taką konstrukcję, jak w roboczych notatkach tłumacza, pozostając kalką składni niemieckiej). Z drugiej jednak strony nie wiem, czy np. używanie przez Tłumacza słowa „oktrojować” zamiast legalizować, koncesjonować czy sankcjonować jest wystarczająco uzasadnione, czy nie jest to zwykłe udziwnianie.

Z ciekawostek wspomnijmy, że Czytelnik dowie się tu, że formuły Veni, vidi, Deus vixit, tradycyjnie łączonej u nas z Janem III Sobieskim i odsieczą wiedeńską, użył Karol V po bitwie pod Mühlbergiem.


Heinz Schilling, Jedność i różnorodność Europy we wczesnej epoce nowożytnej: religia-społeczeństwo-państwo, Neriton, Warszawa 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz