poniedziałek, 13 stycznia 2014

Poglądy Erazma z Rotterdamu na wojnę z Turkami



Erazm z Rotterdamu w pierwszym trzydziestoleciu XVI wieku stał się człowiekiem-instytucją, a jednocześnie, przy całej swej miłości do ojczystych Niderlandów, „obywatelem Europy”. Zdaję sobie sprawę z pewnej ahistoryczności tych określeń, niemniej uważam, iż pozwalają one poprawnie opisać zjawisko, z jakim mamy do czynienia w przypadku tej postaci. Być może jednak słuszniejsze będzie stwierdzenie, iż był on obywatelem Respublica Litteraria, dla którego przynależność etniczna, narodowa, państwowa czy polityczna nie miała większego znaczenia, schodząc na dalszy plan wobec jego zatopienia się w świecie filologii i kultury klasycznej.

W prezentowanym tekście przede wszystkim analizuję poglądy Erazma na kwestię turecką oraz jego stanowisko w stosunku do walki z państwem osmańskim, zaś drugim przedmiotem mojego zainteresowania jest jego wpływ w tej mierze na polskich humanistów i poetów. Zagadnienie to, rozpatrywane z wielu różnych punktów widzenia, było już przedmiotem badań wielu polskich (ale nie tylko) historyków, literaturoznawców i filologów. Zwracali nań uwagę Wacława Szelińska, Zofia Szmydtowa, Maria Cytowska, Janusz Tazbir, Henryk Barycz, Leszek Hajdukiewicz, Stanisław Łempicki, Claude Backvis czy wreszcie Piotr Tafiłowski. Wpływ Erazma na pisarzy antytrynitarskich analizował Konrad Górski.


Oczywiście nie ma tu miejsca na analizę całej ogromnej spuścizny Erazma (Des. Erasmi Roterodami. Opus Epistolarum, wyd. P. S. Allen, t. 1-11, Oxford 1906-1958; Desiderii Erasmi Roterodami, Opera omnia, wyd. J. Le Clerc, t. 1-10, Lugundi Batavorum 1703-1706, przedruk Hildesheim 1961-1962), posłużyć się mogę jedynie ustaleniami badaczy przedmiotu oraz wybranymi przykładami.

Erazm był zwolennikiem zjednoczenia Europy, a w drugim etapie zawarcia przez władców chrześcijańskich przymierza antytureckiego, lecz według jego koncepcji nie miało ono mieć charakteru zaczepnego, którego zadaniem byłoby zaatakowanie i wyparcie armii osmańskiej z Europy. Uznawał on jedynie prawo do obrony, zaś zaprowadzenie jedności chrześcijańskiej i zakończenie sporów pomiędzy władcami miało stanowić najlepszą gwarancję pokoju, w tym także zabezpieczać przed atakiem ze strony państwa osmańskiego. Jego koncepcje były zatem zbieżne ze stanowiskiem Marcina Lutra.

Tak więc celem humanisty stało się przekonanie wszystkich panujących w Europie, że Turcy są wspólnym wrogiem władców chrześcijańskich i przeciwstawić się im można jedynie współdziałaniem, zasypując podziały pomiędzy protestantami a katolikami. Jak się wydaje, wszyscy gracze europejscy mieli tego pełną świadomość, choć równie jasne było, że spełnienie tego ideału nie jest możliwe.

Pisząc do polskich dostojników o potrzebie jedności świata chrześcijańskiego i zaprowadzenia pokoju w Europie, o konieczności porozumienia między władcami chrześcijańskimi ze względu na zagrożenie tureckie, Erazm mówił: „Jest przeznaczone, ażeby Turek uśmierzył bunty sekt, przemoc mnichów i zuchwalstwo tych, którzy powołując się na imię papieża, czynią, co im się podoba. Wolałbym uniknąć tak okrutnego lekarza!” [wszystkie cytaty z listów Erazma pochodzą z wydawnictwa Korespondencja Erazma z Rotterdamu z Polakami, przeł. i opr. M. Cytowska, Warszawa 1965]. A w innym liście, pisanym do króla Zygmunta I z Bazylei 15 maja 1527 r.: „Platon uważał za wojnę domową walkę, którą Grecy prowadzili przeciw Grekom. A przecież chrześcijanin jest zespolony z chrześcijaninem ściślej niż obywatel z obywatelem, ściślej niż brat z bratem! Oto teraz ta niezgoda między monarchami otwiera drogę Turkom. Najpierw zajęli Rodos, niedawno wtargnęli również na Węgry. Zbyt wielkie szczęście miała ta okrutna zaborczość! A wcisną się Turcy głębiej jeszcze między nas, jeśli, pojednani, nie przeciwstawimy im razem naszych tarczy”. Diagnoza Erazmowa jest więc taka, iż owi Turcy są gorzkim lekarstwem na zaburzenia w Europie, biczem bożym i przestrogą, że należy zaprzestać wojen i dążyć do zjednoczenia świata chrześcijańskiego, a także zwierciadłem, w którym chrześcijanie mają dostrzec swe przewiny.

Herb Łodzia Piotra Tomickiego
Cytowany list do króla Zygmunta został wkrótce opublikowany w krakowskiej oficynie Hieronima Wietora (Epistola ad inclytum Sigismundum Regem Poloniae). Redaktorem tomiku, w którego skład weszło także 20 wierszy humanistów związanych z uniwersytetem krakowskim (Georgiusa Logusa, uczącego w Koszycach i Preszowie Georgiusa Wernera, Jana Langa ze Śląska i Anglika Leonarda Coxe’a), był późniejszy kardynał i szermierz kontrreformacji Stanisław Hozjusz, który zadedykował dziełko biskupowi krakowskiemu Piotrowi Tomickiemu. Na ostatniej karcie recto znajduje się epigram i portret Erazma, na stronie verso – epigram i herb Piotra Tomickiego.

Podobnie w innym, pisanym wcześniej liście do opata Antoniego von Bergen, będącym jednym z pierwszych antywojennych utworów literatury światowej, podkreślał, jakie są według niego przyczyny wojen – „ambicje władców, chęć zdobyczy i łupów, gniew, zemsta, wykazywał [także], że każda wojna dla zwycięzcy czy pokonanego przynosi tylko zniszczenie i zubożenie, piętnował jej okrucieństwo”.

W Pochwale głupoty, która jest w ogólnym zamierzeniu traktatem ironicznym, wszelka żartobliwa nuta znika, gdy mowa jest o wojnie. „Moria mówi o wojnie i jej uczestnikach z oburzeniem i odrazą. Twierdzi, że wojna jest rzeczą tak nieludzką, iż przynosi skażenie wszelkich obyczajów, tak niesprawiedliwą, że najgorsi zbóje zwykle najlepiej ją prowadzą. Uogólnieniu tak krańcowemu odpowiada wprowadzone na innym miejscu wyliczenie tych, co się chętnie zaciągają do wojska, a więc wszelkiego rodzaju wyrzutków społecznych. Bezwzględny przeciwnik wojny, nie ukrywający także swych zastrzeżeń
w stosunku do krucjat, Erazm wystąpił przeciwko wojnie w Pochwale z całą surowością bez jakiejkolwiek osłony, bez oscylacji między powagą a grą komediową” [Z. Szmydtowa, O Erazmie i Reju…, s. 18-19].

Pacyfizm Erazma przejawiał się najwyraźniej w Skardze pokoju, Charonie czy Wychowaniu księcia chrześcijańskiego, a także w adagiach (Miła wojna dla tych, co jej nie znają). Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, iż postawa ta nie nosiła cech ekskluzywizmu chrześcijańskiego, a jego umiłowanie pokoju i gwałtowna niechęć do wojny rozciągnięte były także na muzułmanów – „niewiernych”. Światopogląd ten znajduje odbicie m.in. w jego pochwale króla Zygmunta, który zasłużył sobie na nią swoją pokojową polityką: „Albowiem dla Ciebie ważniejszy jest spokój rzeczypospolitej i oszczędzanie krwi chrześcijańskiej niż nawet tak wielka posiadłość podbita przy pomocy oręża. Nie dbasz też o opinię pospólstwa. Pięknie na ten temat wyraził się ów słynny pisarz [Plutarch] mówiąc, że jest postawą rzeczywiście królewską i cechą każdego najbardziej wzniosłego umysłu znoszenie zarzutów, kiedy się postępuje szlachetnie. Ty również nie odrzuciłeś możności rokowania z Turkami (…)”. Zgoda jest więc zawsze najlepsza i wyznawców islamu nie wolno nawracać ogniem i mieczem, lecz należy posługiwać się jedynie dobrym przykładem. Bowiem „nie na tej zasadzie przystoi nam mienić się tęgimi chrześcijanami, że jak najwięcej Turków zabijemy, lecz na tej, że ich jak najwięcej ocalimy; nie na tej, że wiele tysięcy bezbożnych poślemy do piekła, lecz na tej, że jak najwięcej spośród bezbożnych uczynimy zbożnymi” [Erazm z Rotterdamu, List do Pawła Wolza [w:] Podręcznik żołnierza Chrystusowego, tłum. J. Domański, wstęp. L. Kołakowski, Warszawa 1965, s. 269. Ciekawe, że w tym wydaniu hasło „Turek, Turcy” włączone zostało do indeksu osobowego na końcu tomu]. Taki sam zakaz nawracania ogniem i mieczem głosił sto lat wcześniej profesor Uniwersytetu Krakowskiego Paweł Włodkowic.

W liście Erazma do Pawła Wolza, stanowiącym przedmowę do Podręcznika żołnierza Chrystusowego, kiedy poruszona zostaje problematyka tego rodzaju, rozważania przyjmują charakterystyczny dla niego, filologiczny koloryt. Otóż wiąże on Prawdę z prostotą języka; scholastyczne zawiłości, im bardziej komplikują zagadnienie, tym bardziej oddalają się od Prawdy. Gdyby Turcy mieli czytać dzieła scholastyków „najeżone trudnościami i niedające się rozwikłać zawiłości dotyczące instancji, formalitetów, kwidytetów, relacji”, nigdy nie daliby wiary nauce ewangelicznej. O tym, jak bardzo nie odpowiadała humaniście stylistyka tych pism, świadczy to, że stawiając się w położenie Turków pisał: „Cóż będą myśleć, jeśli zobaczą, iż rzecz tak bardzo jest trudna, że nigdy nie udało się ostatecznie rozstrzygnąć, jakimi słowy należy mówić o Chrystusie, zupełnie tak, jak gdybyś miał sprawę z jakimś uciążliwym demonem, którego na swoją zgubę wywołasz, jeśli się pomylisz w formułkach słownych, a nie zbawcą najdobrotliwszym, który prócz czystego i uczciwego życia niczego od nas nie żąda”. Nie podejmując tu dysputy teologicznej ponownie należy stwierdzić, iż dla Erazma Turcy stają się zwierciadłem, w którym tym razem mają przejrzeć się chrześcijanie po to, by oczyścić język i styl, w jakim mówi się o doktrynie i o Chrystusie. Albowiem „Turcy i wszystkie tamte hordy prawdziwych barbarzyńców przypisują sobie zgoła chwałę prawdziwej religii i wyśmiewają wobec tego zabobon chrześcijański”.

Zamiast grozić Turkom potęgą militarną, imponować im bogactwami, Erazm wzywał do nawracania ich przykładem moralnym. Jako „zwolennik poglądu Sokratesa, że cnota wiąże się organicznie z wiedzą, że trzeba wiedzieć, jak należy postępować, żeby postępować dobrze, uznał za słuszne działanie na Turków przy pomocy słowa drukowanego. Wielokrotnie przy różnych okazjach wskazywał na konieczność ograniczenia strony dogmatycznej, a uwydatnienia siły moralnej w nauce Ewangelii. W misji mającej na celu pozyskanie wyznawców islamu dla wspólnoty chrześcijańskiej uznał za wskazane dać im w ręce na wstępie krótki zarys całej filozofii Chrystusowej, ułożony przez kilku najbardziej kompetentnych komentatorów prosto, a zarazem uczenie, krótko, a zarazem jasno”.

Erazm powracał do tego wątku kilkakrotnie. W Podręczniku żołnierza Chrystusowego pisał: „[Chrześcijanin] Niechaj jednych miłością obejmuje za to, że są dobrzy, drugich po to, aby ich uczynić dobrymi. Nie wolno mu nienawidzić żadnego człowieka, w każdym razie nie więcej, niż rzetelny lekarz nienawidzi chorego: ma być tylko nieprzyjacielem grzechów. Im cięższa jest choroba, tym większą troskliwość roztoczy miłość czysta. – «To cudzołożnik, to świętokradca, to Turek». – Niech przeklina cudzołożnika, nie człowieka; niech gardzi świętokradcą, nie człowiekiem; niech zabija Turka, nie człowieka. Musi się postarać, aby zginął bezbożnik, który sam siebie uczynił bezbożnikiem, ale żeby ocalał człowiek, którego stworzył Bóg”. I w innym miejscu: „Przeklinamy Turków i wydaje się nam, iż dzięki temu jesteśmy dobrymi chrześcijanami. Dla Boga jednak właśnie przez te czyny stajemy się bardziej odrażający niż Turcy. A gdyby dawni prorocy głoszący Ewangelię traktowali nas tak, jak my dzisiaj traktujemy Turków? Przecież tylko dzięki łagodności proroków staliśmy się chrześcijanami. Dopomóż Turkom, aby z niewiernych stali się wiernymi wyznawcami religii chrześcijańskiej”.

W roku 1530, po mającym miejsce w roku poprzednim oblężeniu przez Turków Wiednia, napisał Erazm drobny traktat utrzymany w formie komentarza do psalmu XXVIII Ultissima consultatio de bello Turcis inferendo. Podał tutaj krótki opis potęgi tureckiej, łącznie z przedstawieniem konkretnych rad i informacji o Turkach, nawołując jednocześnie do jedności Europy. Nie znajdujemy tu jednak, czego zapewne oczekiwała współczesna opinia publiczna, wyrażonego wprost wezwania do wojny. Erazm, „choć powinien do wystąpienia przeciwko Turkom zachęcać, mówi z całą odwagą: Nie każda wojna z Turcją jest słuszna i sprawiedliwa”.

Taka niezdecydowana postawa humanisty irytowała Johanna Huizingę: „Jeśli miesza się jeszcze czasami do aktualnych spraw, moralizuje jedynie posługując się wspólnikami, bez nacisku; rada jego, czy należy wypowiedzieć wojnę Turkom (w marcu 1530) ubrana jest w formę wyjaśnień do psalmu XXVIII i tak niezdecydowana, że pod koniec sam uprzedza wrażenie czytelnika, który – być może – zawoła: Ale powiedzże wyraźnie, czy sądzisz, że należy prowadzić tę wojnę czy nie?” [J. Huizinga, Erazm, Warszawa 1964, s. 243].

Sam Erazm pisał tak: „Jeśli o mnie chodzi, jestem z pewną rezerwą nawet do krucjat antytureckich. Źle się zaiste dzieje z religią chrześcijańską, jeśli jej całość zależy tylko od takiej obrony. Nie zdobędziemy w ten sposób dobrych chrześcijan, co się zyskuje orężem, orężem zostaje odbite. Chcemy Turków nawracać. Nie pokazujmy im tylko bogactwa i wojskowej potęgi. Nie bądźmy dla Turków chrześcijanami jedynie z imienia. Niech zobaczą również właściwe chrześcijanom zalety: nieskazitelność życia, życzliwość i dobroć dla bliźnich, nawet dla wrogów, cierpliwość w znoszeniu zniewag, pogardę dla bogactw, sławy i próżnych uroków życia. Niechaj Turcy usłyszą o owej boskiej nauce, z którą zgodne jest życie chrześcijanina. Oto najlepszy oręż do pokonania Turków. Jakże często w dzisiejszych czasach my sami, występni, toczymy bój z występnymi. Powiedziałbym jeszcze inaczej – oby okazało się to raczej zuchwalstwem niż prawdą. – Jeśli usunąć znak krzyża z naszych szeregów, wydawać się będzie, że to Turcy ścierają się z Turkami”.

Dla Erazma żadna wojna nie jest sprawiedliwa. Pisał, że woli prawdziwego Turka od fałszywego chrześcijanina i że nie sprzeciwia się wojnie przeciwko Turcji, jeśli to ona zaatakuje pierwsza. Jednakże każda wojna w imię Chrystusa powinna być prowadzona w jego duchu i humanitarnymi metodami [R. P. Adams, The Better Part of Valor. More, Erasmus, Colet and Vives, on Humanism, War and Peace, 1496-1535, Washington 1962, s. 209]. 

Jak podkreśla Zofia Szmydtowa, „rezerwa nawet wobec krucjat miała świadczyć nie o bezwzględnym oponowaniu przeciwko akcjom zbrojnym, jak w pewnych doktrynach uznanych za heretyckie, ale o zdecydowanym, w granicach dopuszczalnych według Kościoła, podważeniu racji wszelkiej wojny”. Jest to zastrzeżenie o tyle słuszne, że i z tej strony padały na humanistę podejrzenia o herezję, zaś on sam uznał za stosowne przeprowadzić własną obronę: „Jeśli ktoś zwróci uwagę, że to prawdziwie po apostolsku jest pozyskiwać Turków dla religii raczej takimi środkami, jakimi posługiwał się Chrystus, niż orężem, od razu popada w podejrzenie, jakoby nauczał, iż w żaden sposób nie należy hamować Turków, gdy uderzą na chrześcijan”.

Tomasz More zaatakował Marcina Lutra za jego wypowiedź, że najazd turecki jest karą boską za grzechy władców i ludu. More błędnie zrozumiał, że Luter twierdził także, że skoro to jest kara boska, to przeciwstawianie się inwazji jest grzechem. Tak więc pacyfizm Erazma mógł ściągać na niego kolejne posądzenie o sprzyjanie ruchowi reformacyjnemu, od którego wielokrotnie musiał się odżegnywać, zaś wspomniane przez Z. Szmydtową „pewne doktryny” to po prostu luteranizm. Cytowana apologia mogła być w zamyśle adresowana personalnie do Morusa, przyjaciela Erazma, w oczach którego nie chciał on uchodzić za przychylnego Lutrowi.

Jaki wpływ wywierały poglądy Erazma na wojnę na pisarzy polskich? Przykładów na to można podać niezbyt wiele, autorzy turcyków nie należeli bowiem do kręgu erazmian. Mamy tu raczej do czynienia z dwiema odrębnymi sferami, niemającymi zbyt wielu punktów stycznych. Dla przykładu Stanisław Orzechowski, autor najsłynniejszych mów antytureckich, nie tylko nie należał do kręgu erazmian, lecz nawet z niektórymi z nich był w pewnym okresie mocno skonfliktowany, jak choćby z Andrzejem Fryczem Modrzewskim (poróżnili się oni po okresie około dwudziestoletniej zażyłości, kiedy to niespodziewanie Orzechowski zwrócił się ku ortodoksji katolickiej). Ten ostatni natomiast nie pisał turcyków, w swoich mowach okazjonalnie tylko nawiązywał do wojny z Osmanami, a kiedy już to czynił, nie odbiegał w swych poglądach nazbyt daleko od myśli Mistrza z Czerwonej Grobli, wzywając przede wszystkim do jedności w świecie chrześcijańskim (jest to zresztą myśl przewodnia wielu, nie tylko jego, pism). Taki sam motyw pojawia się w Zgodzie Jana Kochanowskiego (innego zwolennika mistrza Erazma, który również turcyków nie pisywał).

Bibliografia 

R. P. Adams, The Better Part of Valor. More, Erasmus, Colet and Vives, on Humanism, War and Peace, 1496-1535, Washington 1962 

C. Backvis, Losy Erazma z Rotterdamu w Polsce [w:] Szkice o kulturze staropolskiej, Warszawa 1975


H. Barycz, Wstęp [w:] Erazm z Rotterdamu, Pochwała głupoty, przekład i opracowanie E. Jędrkiewicz, Wrocław 1953

M. Cytowska, Erazmianizm w literaturze polskiej XVI-XVII w. [w:] Studia porównawcze o literaturze staropolskiej, Wrocław 1980

M. Cytowska, Wstęp [w:] Erazm z Rotterdamu, Adagia (wybór), opr. M. Cytowska, Wrocław 1973

M. Cytowska, Wstęp [w:] Erazm z Rotterdamu, Wybór pism, przełożyli M. Cytowska, E. Jędrkiewicz, M. Mejor, wybór, wstęp i komentarze M. Cytowska, Wrocław-Warszawa-Kraków 1992

J. Domański, La république des lettres Erasmienne [w:] Société et Église. Textes et discussions dans les universités d'Europe centrale pendant le moyen âge tardif, wyd. Z. Włodek, Turnhout 1995

K. Górski, Studia nad dziejami polskiej literatury antytrynitarskiej, Kraków 1949

L. Hajdukiewicz, Erazm z Rotterdamu w opinii polskiej XVI-XVII w., [w:] Erasmiana Cracoviensia : w 500-lecie urodzin Erazma z Rotterdamu (1469-1536), „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego” CCL, Prace Historyczne, z. 33, Kraków 1971

J. Huizinga, Erazm, Warszawa 1964

F. Kopera, Dary z Polski dla Erazma z Rotterdamu, Kraków 1897 

Korespondencja Erazma z Rotterdamu z Polakami, przeł. i opr. M. Cytowska, Warszawa 1965

S. Łempicki, Renesans i humanizm z Polsce : materiały do studiów, Warszawa 1952

W. Szelińska, Książka Erazma z Rotterdamu w środowisku krakowskim w XVI wieku, Kraków 1990

Z. Szmydtowa, O Erazmie i Reju, Warszawa 1972

Z. Szmydtowa, Erazm z Rotterdamu a Kochanowski [w:] tejże, Poeci i poetyka, Warszawa 1964

P. Tafiłowski, Erazm z Rotterdamu a prymas Jan Łaski, „Rocznik Biblioteki Narodowej” 37-38 (2006)

J. Tazbir, Polska recepcja „Rozmów potocznych” Erazma z Rotterdamu, „Przegląd Humanistyczny” 5 (1983)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz