poniedziałek, 27 października 2014

G. Perjés, Upadek średniowiecznego Królestwa Węgier


Przed kilku laty, pisząc własną książkę o bitwie pod Mohácsem (P. Tafiłowski, Mohács 29 VIII 1526, InfortEditions, Zabrze 2010), po raz pierwszy zetknąłem się z opracowaniem autorstwa Gézy Perjésa, węgierskiego wojskowego i socjologa, który zainteresował się historią. Przeczytałem wówczas angielski przekład jego pracy, The Fall of the Medieval Kingdom of Hungary : Mohács 1526 – Buda 1541, New Jersey 1989 (wydanie oryginalne – 1977), dostępny bezpłatnie w Internecie (jest to również podstawa recenzowanego wydania polskiego). To właśnie dzieło węgierskiego historyka, jako że udostępnione zostało we współczesnym lingua franca, jest najszerzej znanym poza granicami Węgier studium poświęconym okresowi pomiędzy klęską Ludwika II w bitwie z Turkami a zdobyciem przez nich Budy. Siłą rzeczy ono też wywiera największy wpływ na zagranicznych badaczy. Paradoksalnie jednak Géza Perjés jest równocześnie autorem powszechnie krytykowanym w swoim kraju za „nie dające się weryfikować i wzajemnie sprzeczne przyjmowane z góry założenia, a także za nazbyt swobodny stosunek do źródeł”, jak to określił P. Fodor (Ottoman Policy Towards Hungary, 1520-1541, „Acta Orientalia Academiae Scientiarum Hungaricae” 45 (1991), s. 276, przypis 10). Dyskusje te trwają od chwili ukazania się pierwszego wydania książki po dziś dzień.

We wstępie G. Perjés stwierdza, że nie zachowały się prawie żadne źródła węgierskie dotyczące omawianego okresu, źródła tureckie natomiast pozostają niedostępne. W związku z tym proponuje on zbudowanie „modelu wojny”, który służyć ma wyjaśnieniu zjawisk prowadzących do upadku Królestwa Węgier w bitwie pod Mohácsem. Model ten stworzył na gruncie nauk behawioralnych, które jednak, podobnie jak nauki historyczne, dokonały postępu w ciągu ostatniego czterdziestolecia, wobec czego zdezaktualizował się również konstruowany przez Perjésa model. W świetle dzisiejszej wiedzy za nieprawdziwe uznać trzeba wstępne założenie, przyjęte przez Autora za pewnik, że ludzie (a szczególnie władcy i politycy, bo to w ich racjonalność Perjés niewzruszenie wierzy) podejmują zawsze racjonalne decyzje. Konsekwencją takiego założenia jest fakt, że dzieło to nabiera charakteru spekulatywnego, na niekorzyść bazy źródłowej, wobec czego w istocie należy je przyjmować krytycznie.

We wstępie do wydania polskiego Dariusz Maliszewski, tłumacz i redaktor, pisze: „Książka Gézy Perjésa od ukazania się w 1977 r. wzbudziła żywe zainteresowanie nie tylko na Węgrzech, ale i na świecie, czego wyrazem było jej wydanie w USA. Nic w tym dziwnego, ponieważ dzieło zawiera niezwykle interesujące rozważania metodologiczne dotyczące uwarunkowań procesu decyzyjnego i racjonalności polityki”. Niestety trudno mi ten metodologiczny optymizm podzielać, podobnie jak wiarę w racjonalność polityki.

Równie fałszywe jest ufne stwierdzenie węgierskiego Autora, iż „w odniesieniu do sił, strony konfliktu mają zwykle bardzo dokładny obraz potencjału militarnego własnego kraju i siły swojego wojska, jak również właściwie porównują je z możliwościami militarnymi przeciwnika”. Jak bardzo dalekie jest to od prawdy wie każdy historyk zajmujący się średniowiecznymi, ale także wczesnonowożytnymi wojnami. Dowodzą tego także wydarzenia związane z bitwą pod Mohácsem. Podajmy tu tylko jeden przykład owej „dokładnej wiedzy” Gézy Perjésa „w odniesieniu do sił stron konfliktu”. Otóż podaje on, iż około 1523 roku Węgrzy dysponowali armią o liczebności 142 000 do nawet aż 177 000 żołnierzy. Późniejsze dokładniejsze badania wybitnego historyka Andrása Kubinyi’ego znacznie ograniczają te szacunki do około 50 000-60 000 żołnierzy (czyli około trzykrotnie), jednak nawet i to jest jedynie wartością teoretyczną, jako że w praktyce wartość bojowa tych wojsk była bardzo nierówna (najczęściej niezbyt duża), a banderie często nie osiągały pełnego składu – czasem dlatego, że magnaci zatrzymywali pieniądze na zaciągi dla siebie, czasem zaś dlatego, że zaciężni pobierali żołd, a nie zgłaszali się na służbę. Podstawową trudnością stanowiącą przeszkodę dla precyzyjniejszych obliczeń (nominalnej) liczebności armii węgierskiej jest to, że nie wiadomo dokładnie, jaką podstawę należy w tych rachunkach przyjąć. Opinie badaczy różnią się bowiem już podczas szacowania liczby gospodarstw chłopskich czy majątków ziemskich, na których opierał się system banderyjny. Ponadto szacunki te uzupełnić trzeba jeszcze wzmianką na temat pospolitego ruszenia, którego liczebność Géza Perjés ocenia na 70 000-80 000, jednakże A. Kubinyi stwierdza wprost, że w praktyce było ono bezwartościowe. Znacznie przesadzone są również szacunki liczebności armii osmańskiej.

W wielu miejscach Autor autorytatywnie odrzuca nie tylko opinie historyków, ale także przekazy źródłowe, gdy nie pasują one do jego tez czy też wspomnianego „modelu”. Perjés niezachwianie przekonany jest o swojej słuszności nawet wtedy, gdy nie potrafi podać żadnego uzasadnienia swoich twierdzeń. Jedynym, ale za to decydującym i nie podlegającym dyskusji dowodem jest jego najgłębsze przekonanie. I tak m.in. twierdzi, nie uzasadniając w żaden sposób swej tezy, że pewną znaną nam relację (dotyczącą przygotowań Turków do ataku na Węgry) nuncjusz papieski Antonio Giovanni Puglioni, baron de Burgio, którego korespondencja wysyłana z Węgier w ciągu kilku lat przed ich upadkiem jest znakomitym źródłem historycznym, zmyślił sobie dowolnie komponując elementy tu i ówdzie zasłyszanych opowieści, lub też w najlepszym wypadku – pisał co bądź nie rozumiejąc, o czym była mowa. Perjés ogólnie nisko ceni wartość źródłową listów tego dyplomaty, co wydaje mi się nieuzasadnione.

Jednym z centralnych punktów koncepcji G. Perjésa jest hipoteza „sułtańskiej oferty”, tj. bronionego przez tego badacza założenia, iż Turcji osmańskiej zależało na pokojowym ułożeniu stosunków z jagiellońskimi Węgrami. W zamian za zawarcie traktatu pokojowego Sulejman domagać się miał jedynie zgody na przemarsz wojsk tureckich przez terytorium węgierskie (tranzytu) w kierunku Austrii. Założenie to krytykowane jest przez historyków, w tym m.in. P. Fodora  czy J. F. Guilmartina Jr. Perjés sam zresztą przyznaje, że te jego spekulacje mają nikłą podstawę źródłową, kategorycznie stwierdza jednak, że inaczej po prostu być nie mogło (sic!). Oczywistego nonsensu taktycznego takiego kroku (wysyłania armii daleko od własnych granic, ze szlakami komunikacyjnymi prowadzącymi przez terytorium, które w każdej chwili mogło stać się wrogie) nie trzeba nawet tłumaczyć. Teza, iż Sulejman mógł na poważnie wysunąć taką propozycję, jest nie do przyjęcia. Jeżeli nawet uznamy, że posłowie sułtańscy w rzeczywistości złożyli tego typu propozycję na dworze budzińskim, to nie mogło to być nic więcej niż gra dyplomatyczna obliczona na dalsze rozbicie ewentualnego sojuszu węgiersko-habsburskiego. W takich grach pozorów Porta miała już ogromne doświadczenie.

Polityka Imperium Osmańskiego wobec państw europejskich przez stulecia prowadzona była na zasadzie kija i marchewki. Negocjowano układy, zawierano sojusze, rozejmy i pokoje nie tylko z Polską, Wenecją czy Francją, ale nawet z dworem papieskim. „Propozycję Sulejmana” należałoby rozpatrywać w tym szerokim kontekście, czego jednak Autor nie czyni, nadając jej przesadnie wielkie, jednostkowe znaczenie. Nieznajomość tego kontekstu sprawia także, że ta propozycja pokojowa wydaje się węgierskiemu Autorowi tak wyjątkowa i zaskakująco niewytłumaczalna. By ją zrozumieć odwołuje się do swojego teoretycznego modelu oraz do… dzieła Carla von Clausewitza.

Szkoda jednak miejsca na wypisywanie podobnych budzących sprzeciw czy wręcz fałszywych hipotez Perjésa, ich lista jest długa. O tym, że Autorowi zdarzają się szkolne błędy faktograficzne, nie warto już nawet wspominać (np. w początkach XVI wieku we Francji panowali królowie z dynastii Walezjuszy, nie Burbonów; król Jan Zápolya nie mógł pisać listów do papieża Innocentego VIII, ponieważ ten zmarł w 1492 roku, etc.). Niezrozumiałe jest, dlaczego redaktor i tłumacz tekstu nie zwrócił uwagi na takie oczywiste pomyłki.

Pod jego adresem należy zgłosić także kilka dalszych uwag krytycznych. Autor średniowiecznego dzieła De Regimine Principum (nie Principium) to w polskiej nauce Idzi Rzymianin. Niezbyt udane są przekłady osmańskich terminów i nazw urzędów, np. potworek „w interesie begów beglerbegilik i sandżaków” oznacza, jak należy rozumieć, bejów, zarządców bejlerbejlików i sandżaków. Nie jest najszczęśliwsze sformułowanie „karygodnie niewybaczalnych zaniedbań”. Wynika stąd chyba, że karygodne jest niewybaczenie zaniedbań, a raczej nie taka jest myśl tego zdania.

Czy warto zatem jeszcze dziś zajmować się dziełem Gézy Perjésa? Wartość książki dostrzegam w czym innym niż jej tłumacz. Nie w metodologii, bo ta, choć może wydać się interesująca i z pewnością stanowi dobre ćwiczenie intelektualne, oparta jest na fałszywych bądź zdezaktualizowanych  przesłankach. Bitwa pod Mohácsem była przełomowym wydarzeniem w historii Królestwa Węgier, które wymazało je z mapy Europy Środkowej w jego dotychczasowej postaci. Dlatego też warto pisać o wydarzeniach z przełomu pierwszej i drugiej ćwierci XVI wieku. Warto tym bardziej, że nie pozostawały one bez związku z dziejami Polski. Upadek Węgier zakończył pewną epokę w dziejach całego regionu, epokę Europy Jagiellońskiej, o której pisał Profesor Krzysztof Baczkowski.

Głównym tematem książki jest upadek średniowiecznych Węgier, czemu towarzyszą szkicowo zarysowane kwestie strategii i sił militarnych walczących stron, rozwoju Imperium osmańskiego, historii, gospodarki, dyplomacji i polityki obu państw. Bez tego zasadnicza treść studium nie mogłaby zostać należycie przedstawiona, aczkolwiek w wielu miejscach treści te są mocno przestarzałe i zdezaktualizowane przez nowsze badania. Tym zagadnieniom poświęcona jest pierwsza część dzieła. Druga część stanowi szczegółowy opis bitwy pod Mohácsem, jej taktyki i strategii, który z pewnością usatysfakcjonuje wszystkich wielbicieli militariów.

Synteza przedstawiona przez Perjésa jest z pewnością na swój sposób interesująca i nie pozbawiona pewnej wartości w opisie bitwy mohackiej. Dobrze, że książka ta została wreszcie udostępniona polskiemu czytelnikowi. W studiach nad tą bitwą, pomimo wszystkich zastrzeżeń, nie można nie odnieść się do tej książki. Jakkolwiek byśmy ją dziś oceniali, jest to już pozycja w historiografii klasyczna.

Géza Perjés, Upadek średniowiecznego Królestwa Węgier: Mohacz 1526-Buda 1541, Napoleon V, Oświęcim 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz