Przed
kilku laty, pisząc własną książkę o bitwie pod Mohácsem (P. Tafiłowski, Mohács
29 VIII 1526,
InfortEditions, Zabrze 2010), po raz pierwszy zetknąłem się z opracowaniem autorstwa
Gézy Perjésa, węgierskiego wojskowego i socjologa, który zainteresował się
historią. Przeczytałem wówczas angielski przekład jego pracy, The Fall of the Medieval Kingdom of Hungary
: Mohács 1526 – Buda 1541, New Jersey 1989 (wydanie oryginalne – 1977),
dostępny bezpłatnie w Internecie (jest to również podstawa recenzowanego
wydania polskiego). To właśnie dzieło węgierskiego historyka, jako że
udostępnione zostało we współczesnym lingua
franca, jest najszerzej znanym poza granicami Węgier studium poświęconym
okresowi pomiędzy klęską Ludwika II w bitwie z Turkami a zdobyciem przez nich
Budy. Siłą rzeczy ono też wywiera największy wpływ na zagranicznych badaczy. Paradoksalnie
jednak Géza Perjés jest równocześnie autorem powszechnie krytykowanym w swoim kraju
za „nie dające się weryfikować i wzajemnie sprzeczne przyjmowane z góry
założenia, a także za nazbyt swobodny stosunek do źródeł”, jak to określił P.
Fodor (Ottoman Policy Towards Hungary,
1520-1541, „Acta Orientalia Academiae Scientiarum Hungaricae” 45 (1991), s.
276, przypis 10). Dyskusje te trwają od chwili ukazania się pierwszego wydania książki
po dziś dzień.
We
wstępie G. Perjés stwierdza, że nie zachowały się prawie żadne źródła
węgierskie dotyczące omawianego okresu, źródła tureckie natomiast pozostają
niedostępne. W związku z tym proponuje on zbudowanie „modelu wojny”, który
służyć ma wyjaśnieniu zjawisk prowadzących do upadku Królestwa Węgier w bitwie
pod Mohácsem. Model ten stworzył na gruncie nauk behawioralnych, które jednak,
podobnie jak nauki historyczne, dokonały postępu w ciągu ostatniego
czterdziestolecia, wobec czego zdezaktualizował się również konstruowany przez Perjésa
model. W świetle dzisiejszej wiedzy za nieprawdziwe uznać trzeba wstępne
założenie, przyjęte przez Autora za pewnik, że ludzie (a szczególnie władcy i
politycy, bo to w ich racjonalność Perjés niewzruszenie wierzy) podejmują
zawsze racjonalne decyzje. Konsekwencją takiego założenia jest fakt, że dzieło
to nabiera charakteru spekulatywnego, na niekorzyść bazy źródłowej, wobec czego
w istocie należy je przyjmować krytycznie.
We
wstępie do wydania polskiego Dariusz Maliszewski, tłumacz i redaktor, pisze: „Książka
Gézy Perjésa od ukazania się w 1977 r. wzbudziła żywe zainteresowanie nie tylko
na Węgrzech, ale i na świecie, czego wyrazem było jej wydanie w USA. Nic w tym
dziwnego, ponieważ dzieło zawiera niezwykle interesujące rozważania
metodologiczne dotyczące uwarunkowań procesu decyzyjnego i racjonalności
polityki”. Niestety trudno mi ten metodologiczny optymizm podzielać, podobnie
jak wiarę w racjonalność polityki.
Równie
fałszywe jest ufne stwierdzenie węgierskiego Autora, iż „w odniesieniu do sił,
strony konfliktu mają zwykle bardzo dokładny obraz potencjału militarnego
własnego kraju i siły swojego wojska, jak również właściwie porównują je z
możliwościami militarnymi przeciwnika”. Jak bardzo dalekie jest to od prawdy
wie każdy historyk zajmujący się średniowiecznymi, ale także wczesnonowożytnymi
wojnami. Dowodzą tego także wydarzenia związane z bitwą pod Mohácsem. Podajmy tu
tylko jeden przykład owej „dokładnej wiedzy” Gézy Perjésa „w odniesieniu do sił
stron konfliktu”. Otóż podaje on, iż około 1523 roku Węgrzy dysponowali armią o
liczebności 142 000 do nawet aż 177 000 żołnierzy. Późniejsze dokładniejsze
badania wybitnego historyka Andrása Kubinyi’ego znacznie ograniczają te szacunki
do około 50 000-60 000 żołnierzy (czyli około trzykrotnie), jednak nawet i
to jest jedynie wartością teoretyczną, jako że w praktyce wartość bojowa tych
wojsk była bardzo nierówna (najczęściej niezbyt duża), a banderie często nie
osiągały pełnego składu – czasem dlatego, że magnaci zatrzymywali pieniądze na
zaciągi dla siebie, czasem zaś dlatego, że zaciężni pobierali żołd, a nie
zgłaszali się na służbę. Podstawową trudnością stanowiącą przeszkodę dla
precyzyjniejszych obliczeń (nominalnej) liczebności armii węgierskiej jest to,
że nie wiadomo dokładnie, jaką podstawę należy w tych rachunkach przyjąć.
Opinie badaczy różnią się bowiem już podczas szacowania liczby gospodarstw
chłopskich czy majątków ziemskich, na których opierał się system banderyjny.
Ponadto szacunki te uzupełnić trzeba jeszcze wzmianką na temat pospolitego
ruszenia, którego liczebność Géza Perjés ocenia na 70 000-80 000,
jednakże A. Kubinyi stwierdza wprost, że w praktyce było ono bezwartościowe. Znacznie
przesadzone są również szacunki liczebności armii osmańskiej.
W
wielu miejscach Autor autorytatywnie odrzuca nie tylko opinie historyków, ale
także przekazy źródłowe, gdy nie pasują one do jego tez czy też wspomnianego „modelu”.
Perjés niezachwianie przekonany jest o swojej słuszności nawet wtedy, gdy nie
potrafi podać żadnego uzasadnienia swoich twierdzeń. Jedynym, ale za to
decydującym i nie podlegającym dyskusji dowodem jest jego najgłębsze przekonanie.
I tak m.in. twierdzi, nie uzasadniając w żaden sposób swej tezy, że pewną znaną
nam relację (dotyczącą przygotowań Turków do ataku na Węgry) nuncjusz papieski Antonio
Giovanni Puglioni, baron de Burgio, którego korespondencja wysyłana z Węgier w
ciągu kilku lat przed ich upadkiem jest znakomitym źródłem historycznym, zmyślił
sobie dowolnie komponując elementy tu i ówdzie zasłyszanych opowieści, lub też
w najlepszym wypadku – pisał co bądź nie rozumiejąc, o czym była mowa. Perjés ogólnie
nisko ceni wartość źródłową listów tego dyplomaty, co wydaje mi się
nieuzasadnione.
Jednym
z centralnych punktów koncepcji G. Perjésa jest hipoteza „sułtańskiej
oferty”, tj. bronionego przez tego badacza założenia, iż Turcji osmańskiej
zależało na pokojowym ułożeniu stosunków z jagiellońskimi Węgrami. W zamian za
zawarcie traktatu pokojowego Sulejman domagać się miał jedynie zgody na
przemarsz wojsk tureckich przez terytorium węgierskie (tranzytu) w kierunku
Austrii. Założenie to krytykowane jest przez historyków, w tym m.in. P. Fodora czy J. F. Guilmartina Jr. Perjés sam
zresztą przyznaje, że te jego spekulacje mają nikłą podstawę źródłową,
kategorycznie stwierdza jednak, że inaczej po prostu być nie mogło (sic!).
Oczywistego nonsensu taktycznego takiego kroku (wysyłania armii daleko od
własnych granic, ze szlakami komunikacyjnymi prowadzącymi przez terytorium,
które w każdej chwili mogło stać się wrogie) nie trzeba nawet tłumaczyć. Teza,
iż Sulejman mógł na poważnie wysunąć taką propozycję, jest nie do przyjęcia.
Jeżeli nawet uznamy, że posłowie sułtańscy w rzeczywistości złożyli tego typu
propozycję na dworze budzińskim, to nie mogło to być nic więcej niż gra
dyplomatyczna obliczona na dalsze rozbicie ewentualnego sojuszu
węgiersko-habsburskiego. W takich grach pozorów Porta miała już ogromne
doświadczenie.
Polityka
Imperium Osmańskiego wobec państw europejskich przez stulecia prowadzona była
na zasadzie kija i marchewki. Negocjowano układy, zawierano sojusze, rozejmy i
pokoje nie tylko z Polską, Wenecją czy Francją, ale nawet z dworem papieskim. „Propozycję
Sulejmana” należałoby rozpatrywać w tym szerokim kontekście, czego jednak Autor
nie czyni, nadając jej przesadnie wielkie, jednostkowe znaczenie. Nieznajomość tego
kontekstu sprawia także, że ta propozycja pokojowa wydaje się węgierskiemu
Autorowi tak wyjątkowa i zaskakująco niewytłumaczalna. By ją zrozumieć odwołuje
się do swojego teoretycznego modelu oraz do… dzieła Carla von Clausewitza.
Szkoda
jednak miejsca na wypisywanie podobnych budzących sprzeciw czy wręcz fałszywych
hipotez Perjésa, ich lista jest długa. O tym, że Autorowi zdarzają się szkolne
błędy faktograficzne, nie warto już nawet wspominać (np. w początkach XVI wieku
we Francji panowali królowie z dynastii Walezjuszy, nie Burbonów; król Jan Zápolya
nie mógł pisać listów do papieża Innocentego VIII, ponieważ ten zmarł w 1492
roku, etc.). Niezrozumiałe jest, dlaczego redaktor i tłumacz tekstu nie zwrócił
uwagi na takie oczywiste pomyłki.
Pod
jego adresem należy zgłosić także kilka dalszych uwag krytycznych. Autor
średniowiecznego dzieła De Regimine Principum (nie Principium) to w polskiej nauce Idzi Rzymianin. Niezbyt udane
są przekłady osmańskich terminów i nazw urzędów, np. potworek „w interesie
begów beglerbegilik i sandżaków” oznacza, jak należy rozumieć, bejów, zarządców
bejlerbejlików i sandżaków. Nie jest najszczęśliwsze sformułowanie „karygodnie
niewybaczalnych zaniedbań”. Wynika stąd chyba, że karygodne jest niewybaczenie
zaniedbań, a raczej nie taka jest myśl tego zdania.
Czy
warto zatem jeszcze dziś zajmować się dziełem Gézy Perjésa? Wartość książki dostrzegam
w czym innym niż jej tłumacz. Nie w metodologii, bo ta, choć może wydać się
interesująca i z pewnością stanowi dobre ćwiczenie intelektualne, oparta jest
na fałszywych bądź zdezaktualizowanych przesłankach. Bitwa pod Mohácsem była
przełomowym wydarzeniem w historii Królestwa Węgier, które wymazało je z mapy
Europy Środkowej w jego dotychczasowej postaci. Dlatego też warto pisać o
wydarzeniach z przełomu pierwszej i drugiej ćwierci XVI wieku. Warto tym
bardziej, że nie pozostawały one bez związku z dziejami Polski. Upadek Węgier
zakończył pewną epokę w dziejach całego regionu, epokę Europy Jagiellońskiej, o
której pisał Profesor Krzysztof Baczkowski.
Głównym tematem książki jest upadek
średniowiecznych Węgier, czemu towarzyszą szkicowo zarysowane kwestie strategii
i sił militarnych walczących stron, rozwoju Imperium osmańskiego, historii, gospodarki,
dyplomacji i polityki obu państw. Bez tego zasadnicza treść studium nie mogłaby
zostać należycie przedstawiona, aczkolwiek w wielu miejscach treści te są mocno
przestarzałe i zdezaktualizowane przez nowsze badania. Tym zagadnieniom
poświęcona jest pierwsza część dzieła. Druga część stanowi szczegółowy opis
bitwy pod Mohácsem,
jej taktyki i strategii, który z pewnością usatysfakcjonuje wszystkich
wielbicieli militariów.
Synteza
przedstawiona przez Perjésa jest z pewnością na swój sposób interesująca i nie
pozbawiona pewnej wartości w opisie bitwy mohackiej. Dobrze, że książka ta
została wreszcie udostępniona polskiemu czytelnikowi. W studiach nad tą bitwą, pomimo
wszystkich zastrzeżeń, nie można nie odnieść się do tej książki. Jakkolwiek byśmy
ją dziś oceniali, jest to już pozycja w historiografii klasyczna.
Géza Perjés, Upadek średniowiecznego Królestwa Węgier: Mohacz 1526-Buda 1541, Napoleon V, Oświęcim 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz