Tytuł tego dzieła może być nieco
mylący, ponieważ nie jest to książka o Europie. Profesor Dipesh Chakrabarty był
gościem Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza 5 marca 2009
roku. Słowo wstępne przed jego wykładem wygłosiła dr hab. Ewa Domańska, zaś sam
tekst jego wystąpienia jest wystąpienia jest dostępny na stronie internetowej
prof. Domańskiej (http://www.staff.amu.edu.pl/~ewa/Chakrabarty_guest_lecture.htm).
Artykuł ten przedstawia zarys problematyki recenzowanej książki. Myślę, że
uprawnione będzie postawienie jej w jednym rzędzie ze znanymi już od lat
polskiemu czytelnikowi takimi pozycjami jak Egipt
na wystawie świata T. Mitchella (Warszawa 2001) czy przede wszystkim Orientalizm E. W. Saida (Warszawa 1991).
Czy jednak jest to tekst o równie doniosłym znaczeniu, wart równie wnikliwej
lektury, refleksji i dyskusji? Wahałbym się udzielić pozytywnej odpowiedzi na
to pytanie.
Autor,
specjalizujący się w nowoczesnej historii Azji Południowej, jest historykiem
marksistowskim. Nieczęsto wpadają mi w ręce książki współczesnych myślicieli
reprezentujących tę szkołę, nieco w Europie Środkowej i Wschodniej
skompromitowaną, z tego też względu lektura ta była dla mnie interesującym
doświadczeniem. Cały rozdział drugi pierwszej części Prowincjonalizacji stanowi wykład filozofii marksistowskiej,
co również można uznać za dość ciekawe. Biorąc to pod uwagę nie może dziwić
fakt, że pojęciem nadrzędnym wobec „czasu” i „historii” jest w całej książce
„praca”.
Sam patrzę na tę
pracę okiem historyka, niemniej należy pamiętać, że można ją analizować także w
płaszczyźnie myśli politycznej czy społecznej. Z tego punktu widzenia książka
ta interesująca jest nie tyle ze względu na faktografię, której w niej prawie
nie ma (o wiele ważniejsza dla Autora jest literatura, głównie bengalska,
której omówieniom poświęca wiele stron; wiele miejsca zajmuje także dyskusja
nad pisarstwem Rabindranath Tagore’a
i interpretacja jego poezji), ile ze względu na rozważania metodologiczne,
które będą ważne nie tylko dla marksistowskich badaczy dziejów najnowszych.
Otrzymujemy więc eseje oscylujące między metodologią historii a
literaturoznawstwem, z licznymi odwołaniami do filozofii i nauk społecznych, myślicieli (europejskiego, a jakże!) Oświecenia i XX-wiecznych
antropologów, a wszystko to wymieszane z indyjskim nacjonalizmem.
Czym jest jednak tytułowa
prowincjonalizacja Europy? Jak wyjaśnia Autor, „nie jest [ona]
projektem odrzucenia czy zdyskredytowania myśli europejskiej. Odnoszenie się do
całości myśli, której w dużym stopniu zawdzięcza się swą intelektualną
egzystencję nie może mieć charakteru [postkolonialnego odwetu]. Myśl europejska
jest zarówno niezbędna, jak i nieadekwatna jako pomoc w refleksji nad
doświadczeniami nowoczesności politycznej narodów niezachodnich, a
prowincjonalizacja Europy staje się zadaniem polegającym na zbadaniu, w jaki
sposób owa myśl, która jest dziś dziedzictwem nas wszystkich i która nas
wszystkich dotyczy, może się odnowić – przez to, co niosą jej marginesy, a
także dla swoich marginesów”. I rzeczywiście, pomimo ich „nieadekwatności”,
Autor czerpie pełnymi garściami z dorobku myśli europejskiej ostatnich trzech
stuleci (stąd ten wykrzyknik w poprzednim akapicie).
Główną problematyką dzieła jest
proces, który nazwałbym dekolonizacją historii, polegający na uświadomieniu
czytelnikowi istnienia innych niż zachodnia historii, równorzędnych wobec niej.
Historia (czy też nauczanie historii) staje się w ujęciu Chakrabarty’ego
narzędziem imperializmu europejskiego, upowszechnia ona bowiem przeświadczenie,
że państwo narodowe jest najdoskonalszą formą wspólnoty politycznej. W tym
sensie europejskie = nowoczesne, zaś to, co niezachodnie, staje się podrzędne. „Prowincjonalizacja
Europy” jest procesem przywracania historiom krajów niezachodnich należnego im
miejsca, sprzeciwu wobec marginalizowania ich, nadania historii właściwych
proporcji (przy czym to, co jest „właściwe”, określać teraz mają ci spychani
wcześniej na margines), decentralizacji świata postkolonialnego w czasach, gdy
prowincje stają się silniejsze niż ich dawne centrum.
Cechą
charakterystyczną historyzmu epoki kolonialnej jest zapóźnienie kolonii
(peryferiów) w stosunku do centrum. Dla myślicieli europejskich Indusi czy
Afrykanie pozostawali „z tyłu”, w wyobrażonej „poczekalni” historii, z której
będzie im wolno wyjść dopiero po ich „ucywilizowaniu”. Nic dziwnego, że
przeciwstawiły się temu nowoczesne, dwudziestowieczne demokratyczne ruchy dekolonizacyjne,
wysuwające żądania samostanowienia. „Taki projekt, jak «prowincjonalizacja
Europy» możliwy jest w wymiarze historycznym właśnie dzięki doświadczeniu
nowoczesności politycznej w kraju takim jak Indie”.
W ujęciu Chakrabarty’ego charakterystycznym rysem kultury Europy Zachodniej jest ignorancja,
niezrozumienie i nieznajomość innych kultur (Indii czy ogólnie Wschodu). Co
więcej, Europejczycy milcząco zakładają zarówno podrzędność, jak i jedność
innych kultur, nie znając ich i nie odczuwając potrzeby ich poznawania. I
rzeczywiście, znajomość kultur pozaeuropejskich nie jest u nas powszechna. Z
doświadczenia wiem, że trudno podjąć ze studentami dialog na temat „Obcego”,
nawet jeśli jest to „Obcy” stale obecny czy wręcz modny (kultura arabska czy
afrykańska, południowoamerykańska, chińska, żydowska). Gdzie jednak w tej
teorii miejsce na popularne przecież na Zachodzie studia orientalistyczne czy
choćby mody na orientalizm w sztuce, kulturze czy na wschodnią duchowość? Może Zachód
nie jest jednak aż tak bardzo zamknięty na Wschód, jak chciałby tego indyjski
filozof.
Chakrabarty winę za taki,
zakładany przez siebie stan rzeczy składa nie tylko na arogancję historyków
europejskich; obarcza nią również przedstawicieli „tych innych”, tu: Indusów.
Ich winą jest to, że zgadzają się, aby tak było, że przyjmują europocentryczne
teorie i nie podejmują z nimi dyskusji, krótko mówiąc to, że zgadzają się na
kolonializm historyzmu i poddają się mu. Co więcej, badacze niezachodni sami
przyjmują takie modele za użyteczne w ich własnych badaniach (co robi również
sam Chakrabarty, choć różnicę stanowić ma chyba zakładana przez niego
„nieadekwatność”).
Co do wspomnianej już faktografii
natomiast, to o ile już pojawia się na kartach książki Chakrabarty’ego, służy
raczej jako przykłady do budowania hipotez. I tak początkowe rozdziały drugiej
części dotyczą realnej sytuacji wdów bengalskich. Różne formy
pisarskie poruszające problemy okrucieństwa wobec nich doprowadziły do
powstania „czegoś na kształt europejskiej burżuazyjnej sfery publicznej”. To z
kolei prowadzi Autora do wniosku, że nowoczesna tożsamość burżuazyjna w Indiach
uformowana została na europejskich wzorcach oświeceniowych. Inna sprawa, że na
podstawie książki Chakrabarty’ego trudno uznać za dowiedzione, iż rzeczywiście taka korelacja zachodzi. Tym, na co chciałem
zwrócić uwagę jest fakt, że bengalskie wdowy same w sobie oraz ich sytuacja
społeczna nie są dla Autora istotne i nie dowiadujemy się w zasadzie niczego na
ich temat. Stanowią one tylko mało istotną podwalinę, mierzwę, na której
budowane są sformułowania ogólne.
Książka ta nie
stanowi spójnej całości, w takim sensie, że obie jej części można czytać
oddzielnie. Czytelnik otrzymuje więc zbiór esejów, a nie monografię. Jak już
wspomniałem, również pojawiające się tu z rzadka fakty nie dają żadnego
szerszego obrazu Indii. Są to dla Autora po prostu exempla. Bo tak jak
nic ta książka nie mówi o Europie, tak też niewiele mówi o Indiach. Ja
przeczytałem ją z zainteresowaniem, ale na pewno już do niej nie wrócę.
Dipesh Chakrabarty, Prowincjonalizacja Europy : myśl
postkolonialna i różnica historyczna, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz