środa, 3 lipca 2013

D. Chakrabarty, Prowincjonalizacja Europy : myśl postkolonialna i różnica historyczna


Tytuł tego dzieła może być nieco mylący, ponieważ nie jest to książka o Europie. Profesor Dipesh Chakrabarty był gościem Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza 5 marca 2009 roku. Słowo wstępne przed jego wykładem wygłosiła dr hab. Ewa Domańska, zaś sam tekst jego wystąpienia jest wystąpienia jest dostępny na stronie internetowej prof. Domańskiej (http://www.staff.amu.edu.pl/~ewa/Chakrabarty_guest_lecture.htm). Artykuł ten przedstawia zarys problematyki recenzowanej książki. Myślę, że uprawnione będzie postawienie jej w jednym rzędzie ze znanymi już od lat polskiemu czytelnikowi takimi pozycjami jak Egipt na wystawie świata T. Mitchella (Warszawa 2001) czy przede wszystkim Orientalizm E. W. Saida (Warszawa 1991). Czy jednak jest to tekst o równie doniosłym znaczeniu, wart równie wnikliwej lektury, refleksji i dyskusji? Wahałbym się udzielić pozytywnej odpowiedzi na to pytanie.

Autor, specjalizujący się w nowoczesnej historii Azji Południowej, jest historykiem marksistowskim. Nieczęsto wpadają mi w ręce książki współczesnych myślicieli reprezentujących tę szkołę, nieco w Europie Środkowej i Wschodniej skompromitowaną, z tego też względu lektura ta była dla mnie interesującym doświadczeniem. Cały rozdział drugi pierwszej części Prowincjonalizacji stanowi wykład filozofii marksistowskiej, co również można uznać za dość ciekawe. Biorąc to pod uwagę nie może dziwić fakt, że pojęciem nadrzędnym wobec „czasu” i „historii” jest w całej książce „praca”. 
 
Sam patrzę na tę pracę okiem historyka, niemniej należy pamiętać, że można ją analizować także w płaszczyźnie myśli politycznej czy społecznej. Z tego punktu widzenia książka ta interesująca jest nie tyle ze względu na faktografię, której w niej prawie nie ma (o wiele ważniejsza dla Autora jest literatura, głównie bengalska, której omówieniom poświęca wiele stron; wiele miejsca zajmuje także dyskusja nad pisarstwem Rabindranath Tagore’a i interpretacja jego poezji), ile ze względu na rozważania metodologiczne, które będą ważne nie tylko dla marksistowskich badaczy dziejów najnowszych. Otrzymujemy więc eseje oscylujące między metodologią historii a literaturoznawstwem, z licznymi odwołaniami do filozofii i nauk społecznych, myślicieli (europejskiego, a jakże!) Oświecenia i XX-wiecznych antropologów, a wszystko to wymieszane z indyjskim nacjonalizmem. 

Czym jest jednak tytułowa prowincjonalizacja Europy? Jak wyjaśnia Autor, „nie jest [ona] projektem odrzucenia czy zdyskredytowania myśli europejskiej. Odnoszenie się do całości myśli, której w dużym stopniu zawdzięcza się swą intelektualną egzystencję nie może mieć charakteru [postkolonialnego odwetu]. Myśl europejska jest zarówno niezbędna, jak i nieadekwatna jako pomoc w refleksji nad doświadczeniami nowoczesności politycznej narodów niezachodnich, a prowincjonalizacja Europy staje się zadaniem polegającym na zbadaniu, w jaki sposób owa myśl, która jest dziś dziedzictwem nas wszystkich i która nas wszystkich dotyczy, może się odnowić – przez to, co niosą jej marginesy, a także dla swoich marginesów”. I rzeczywiście, pomimo ich „nieadekwatności”, Autor czerpie pełnymi garściami z dorobku myśli europejskiej ostatnich trzech stuleci (stąd ten wykrzyknik w poprzednim akapicie).

Główną problematyką dzieła jest proces, który nazwałbym dekolonizacją historii, polegający na uświadomieniu czytelnikowi istnienia innych niż zachodnia historii, równorzędnych wobec niej. Historia (czy też nauczanie historii) staje się w ujęciu Chakrabarty’ego narzędziem imperializmu europejskiego, upowszechnia ona bowiem przeświadczenie, że państwo narodowe jest najdoskonalszą formą wspólnoty politycznej. W tym sensie europejskie = nowoczesne, zaś to, co niezachodnie, staje się podrzędne. „Prowincjonalizacja Europy” jest procesem przywracania historiom krajów niezachodnich należnego im miejsca, sprzeciwu wobec marginalizowania ich, nadania historii właściwych proporcji (przy czym to, co jest „właściwe”, określać teraz mają ci spychani wcześniej na margines), decentralizacji świata postkolonialnego w czasach, gdy prowincje stają się silniejsze niż ich dawne centrum.

Cechą charakterystyczną historyzmu epoki kolonialnej jest zapóźnienie kolonii (peryferiów) w stosunku do centrum. Dla myślicieli europejskich Indusi czy Afrykanie pozostawali „z tyłu”, w wyobrażonej „poczekalni” historii, z której będzie im wolno wyjść dopiero po ich „ucywilizowaniu”. Nic dziwnego, że przeciwstawiły się temu nowoczesne, dwudziestowieczne demokratyczne ruchy dekolonizacyjne, wysuwające żądania samostanowienia. „Taki projekt, jak «prowincjonalizacja Europy» możliwy jest w wymiarze historycznym właśnie dzięki doświadczeniu nowoczesności politycznej w kraju takim jak Indie”.

W ujęciu Chakrabarty’ego charakterystycznym rysem kultury Europy Zachodniej jest ignorancja, niezrozumienie i nieznajomość innych kultur (Indii czy ogólnie Wschodu). Co więcej, Europejczycy milcząco zakładają zarówno podrzędność, jak i jedność innych kultur, nie znając ich i nie odczuwając potrzeby ich poznawania. I rzeczywiście, znajomość kultur pozaeuropejskich nie jest u nas powszechna. Z doświadczenia wiem, że trudno podjąć ze studentami dialog na temat „Obcego”, nawet jeśli jest to „Obcy” stale obecny czy wręcz modny (kultura arabska czy afrykańska, południowoamerykańska, chińska, żydowska). Gdzie jednak w tej teorii miejsce na popularne przecież na Zachodzie studia orientalistyczne czy choćby mody na orientalizm w sztuce, kulturze czy na wschodnią duchowość? Może Zachód nie jest jednak aż tak bardzo zamknięty na Wschód, jak chciałby tego indyjski filozof.

Chakrabarty winę za taki, zakładany przez siebie stan rzeczy składa nie tylko na arogancję historyków europejskich; obarcza nią również przedstawicieli „tych innych”, tu: Indusów. Ich winą jest to, że zgadzają się, aby tak było, że przyjmują europocentryczne teorie i nie podejmują z nimi dyskusji, krótko mówiąc to, że zgadzają się na kolonializm historyzmu i poddają się mu. Co więcej, badacze niezachodni sami przyjmują takie modele za użyteczne w ich własnych badaniach (co robi również sam Chakrabarty, choć różnicę stanowić ma chyba zakładana przez niego „nieadekwatność”).

Co do wspomnianej już faktografii natomiast, to o ile już pojawia się na kartach książki Chakrabarty’ego, służy raczej jako przykłady do budowania hipotez. I tak początkowe rozdziały drugiej części dotyczą realnej sytuacji wdów bengalskich. Różne formy pisarskie poruszające problemy okrucieństwa wobec nich doprowadziły do powstania „czegoś na kształt europejskiej burżuazyjnej sfery publicznej”. To z kolei prowadzi Autora do wniosku, że nowoczesna tożsamość burżuazyjna w Indiach uformowana została na europejskich wzorcach oświeceniowych. Inna sprawa, że na podstawie książki Chakrabarty’ego trudno uznać za dowiedzione, iż rzeczywiście taka korelacja zachodzi. Tym, na co chciałem zwrócić uwagę jest fakt, że bengalskie wdowy same w sobie oraz ich sytuacja społeczna nie są dla Autora istotne i nie dowiadujemy się w zasadzie niczego na ich temat. Stanowią one tylko mało istotną podwalinę, mierzwę, na której budowane są sformułowania ogólne.

Książka ta nie stanowi spójnej całości, w takim sensie, że obie jej części można czytać oddzielnie. Czytelnik otrzymuje więc zbiór esejów, a nie monografię. Jak już wspomniałem, również pojawiające się tu z rzadka fakty nie dają żadnego szerszego obrazu Indii. Są to dla Autora po prostu exempla. Bo tak jak nic ta książka nie mówi o Europie, tak też niewiele mówi o Indiach. Ja przeczytałem ją z zainteresowaniem, ale na pewno już do niej nie wrócę.

Dipesh Chakrabarty, Prowincjonalizacja Europy : myśl postkolonialna i różnica historyczna, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2011 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz