Powrót Martina Guerre’a to książka jakich mało. Niewiele publikacji
poświęconych mikrohistoriom ukazuje się na naszym rynku. Najsłynniejszą z nich
jest oczywiście Ser i robaki : wizja
świata pewnego młynarza z XVI w. (polskie wydanie: Warszawa 1989) Carlo
Ginzburga, w której włoski historyk dokonuje rekonstrukcji światopoglądu
młynarza z Friuli imieniem Menocchio, oskarżonego o herezję (dzieło to
wielokrotnie przywoływane jest na kartach książki Pawła Rodaka, Pismo, książka, lektura. Rozmowy: Le Goff,
Chartier, Hébrard, Fabre, Lejeune, Warszawa 2009, jako modelowy i
najdoskonalszy przykład tego nurtu historiografii). Mamy także Montaillou, wioskę heretyków 1294-1324
Emmanuela Le Roy Ladurie (polskie wydanie: Warszawa 1988), w której autor
rekonstruuje życie codzienne wsi langwedockiej pozwalając przemówić jej
mieszkańcom, autentycznym postaciom wymienionym z nazwiska. Charakterystyczne,
że obie te książki powstały na podstawie akt inkwizycji.
W piśmiennictwie polskim można by
tu zaliczyć próbę podjętą przez Jacka Wiesiołowskiego (Jak poznańska burmistrzowa ze swą krawcową do Rzymu na jubileusz 1500 r. pielgrzymowała, Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Poznań 2010), jednakże niestety książka ta
wypada bardzo blado w porównaniu ze wspomnianymi pracami Ginzburga i Le Roy
Ladurie jako „historia gdybana”, zupełnie pozbawiona tego, co stanowi o
wielkości tamtych dzieł. Oczywiście nie jest to zarzut pod adresem polskiego
Autora, musimy jednak pamiętać, że stan zachowania polskich archiwaliów nie
pozwala na konstruowanie tak zakrojonych prac i sięganie tak głęboko w tkankę
struktury społecznej oraz poglądów i przekonań mieszkańców dawnej Polski.
Ostatnie z górą 40 stron stanowiącego przedmiot tej recenzji Powrotu Martina Guerre’a zajmuje posłowie profesor Ewy Domańskiej, poświęcone właśnie teorii i metodologii historii antropologicznej i mikrohistorii, jednakże tej części książki nie będę już tutaj referował.
Ostatnie z górą 40 stron stanowiącego przedmiot tej recenzji Powrotu Martina Guerre’a zajmuje posłowie profesor Ewy Domańskiej, poświęcone właśnie teorii i metodologii historii antropologicznej i mikrohistorii, jednakże tej części książki nie będę już tutaj referował.
Natalie Zemon Davis sama na
wstępie streszcza krótko intrygę, wokół której osnuta jest jej opowieść: „W
latach czterdziestych szesnastego stulecia w Langwedocji pewien bogaty wieśniak
opuścił żonę, dziecko i swoją zagrodę i na wiele lat wszelki słuch o nim
zaginął. Po czym wrócił - przynajmniej tak każdy sądził - lecz po trzech lub
czterech latach zgodnego małżeńskiego pożycia żona obwieściła, że została
zwiedziona przez oszusta i wytoczyła mu proces. Mężczyzna ten już niemal
przekonał sąd, że jest Martinem Guerre’em, kiedy nagle, w ostatniej chwili,
pojawił się prawdziwy Martin Guerre”. Ta prosta historia, która brzmi jak
scenariusz filmu sensacyjnego, od prawie pięciuset lat cieszy się
zainteresowaniem szerokiej publiczności. Już współcześnie jeden z sędziów, Jan
de Coras, opisał ją w książce Arrest
Memorable.
Rodzina Guerre przybyła do wioski
Artigat z Kraju Basków. Martin poślubił Bertrande de Rols, gdy mieli oni
odpowiednio około 14 i 10 lat. Było to zbyt wcześnie jak na miejscowe obyczaje,
poza tym Martin nie tylko nosił imię, którym w Artigat tradycyjnie nazywano
zwierzęta domowe, zazwyczaj osły, ale jeszcze okazał się impotentem (małżeństwo
zostało skonsumowane dopiero po około ośmiu latach), w związku z czym jego już
dorosłe życie w Langwedocji rozpoczynało się pasmem upokorzeń.
Nie ma więc chyba nic dziwnego w
tym, że Martina niezbyt interesowało życie wiejskie, był raczej - jak
moglibyśmy to dziś określić - marzycielem i czuł zew „szerokiego świata”.
Wreszcie w 1548 r. doszło do konfliktu rodzinnego, w wyniku którego na wiele
lat opuścił on dom, nie dając znaku życia. Przez pewien czas był służącym na
dworze kardynała Francisca de Mendozy w Burgos. Później zaciągnął się do
hiszpańskiej armii, by w bitwie z Francuzami 10 sierpnia 1557 r. stracić nogę
po groźnym postrzale.
Zniknięcie Martina postawiło w
niezwykle trudnej, skomplikowanej i kłopotliwej sytuacji całą jego rodzinę, a
zwłaszcza Bertrande, która zyskała niejasny status nie-żony i nie-wdowy. „Młoda
kobieta, która ledwo doznała życia seksualnego, po małżeństwie, w którym mąż
jej nie rozumiał, a może nawet budził lęk i opuścił, marzyła o mężu i kochanku,
który po powrocie byłby inny. I oto latem 1556 roku człowiek taki przedstawił
się jej jako dawno temu zaginiony Martin Guerre. Poprzednio był on znany jako
Arnaud du Tilh alias Pansette” (czyli Pasibrzuch).
Arnaud dobrze przygotował się do
roli, jaką miał odegrać. Z plotek i opowieści dowiedział się wiele na temat
postaci, w którą zamierzał się wcielić, w tym także wielu intymnych szczegółów
z życia domowego Martina. To właśnie dzięki tym informacjom udało mu się
przekonać Bertrande, Pierre’a Guerre i mieszkańców wioski, że jest Martinem,
ponieważ z wyglądu większość z nich go nie rozpoznała. Trudno zrozumieć i
wytłumaczyć, czy Bertrande naprawdę nie zorientowała się w oszustwie (Autorka
sugeruje, że kobieta zdawała sobie sprawę, że żyje nie z prawowitym małżonkiem,
lecz z mężczyzną podszywającym się tylko pod niego), prawdopodobnie jednak po
prostu opuszczona kobieta uwierzyła w to, w co chciała uwierzyć, lub też nawet
jeśli nie uwierzyła, to wolała wieść żywot u boku innego mężczyzny niż samotny;
po prostu i banalnie: chciała jak najlepiej ułożyć sobie życie. Wybór ten, tym
razem świadomy („pierwsze” małżeństwo zostało uzgodnione przez rodziny), był o
tyle dobry, że przez kilka lat ich pożycie układało się nad wyraz zgodnie, a
Martin-Arnaud szczerze pokochał swoją nową-starą żonę.
Mieszkańcy wsi prawdopodobnie również
byli świadomi oszustwa, z biegiem czasu coraz bardziej, jednakże zapewne byli
skłonni patrzeć na to przez palce i udawać, że mieszka wśród nich prawdziwy
Martin Guerre. Nie dopuścił się on czynu jakoś specjalnie potępianego w
społeczności wiejskiej. Gdyby więc w rodzinie panowała zgoda, a prawdziwy
Martin nie powrócił, prawdopodobnie Arnaud mógłby dożyć swych dni u boku
Bertrande jako jej prawowity małżonek.
Jednakże „nowy Martin był nie
tylko mężem, ale również spadkobiercą, bratankiem i ważnym chłopskim
posiadaczem w Artigat. To z powodu odgrywania tak wielu ról społecznych popadł
w końcu w kłopoty”. Kiedy więc nowy Martin poprosił wuja Pierre’a o zdanie
rachunków za czas, kiedy ten zarządzał jego gospodarstwem, Pierre Guerre
utwierdził się w przekonaniu, że ma do czynienia z oszustem, który nie tylko
„zapomniał” wielu słów po baskijsku, ale także całkowicie zmienił
zainteresowania. Przez ponad rok rodzina była zwaśniona (namawiano Bertrande,
by odeszła od uzurpatora i wniosła przeciwko niemu pozew, ale ta odmawiała), a
spór stawał się głośny w całej okolicy.
W tym stanie rzeczy oskarżenie
nowego Martina o oszustwo byłoby nie do utrzymania, tym bardziej, że zajadle
broniła go żona, jednakże w 11 lat po zniknięciu prawdziwego Martina Guerre’a
zaczęło pojawiać się coraz więcej dowodów, że w Artigat zadomowił się oszust. Na
nieszczęście dla uzurpatora, Pierre’owi Guerre w końcu udało się dowiedzieć, że
w rzeczywistości jest on Arnaud’em du Tilh i siłą doprowadzić go przed sąd.
Pod presją szwagra i matki Bertrande
zgodziła się wytoczyć mężowi proces o oszustwo, była to jednak gra obliczona na
to, że uda jej się ten proces przegrać (!) i na tym sprawa wreszcie ostatecznie
się zakończy. Trzeba przy tym pamiętać, że wniesienie oskarżenia wystawiało na
szwank reputację kobiety, która tym samym przyznawała się do życia przez trzy
lata w cudzołóstwie.
Pomimo iż ponad 50% świadków (co
ciekawe, ponad 60 osób w ogóle odmówiło udziału w identyfikacji obawiając się
prawdopodobnie późniejszych nieprzyjemności) na procesie zeznało, że w
oskarżonym rozpoznali w rzeczywistości Arnaud’a du Tilh, początkowo wydawało
się, że wszystko przebiegnie po myśli małżonków. Linia obrony nowego Martina
była prosta: oskarżenie przeciwko niemu jest zemstą Pierre’a za jego roszczenia
do rodzinnego majątku.
Niestety oboje się przeliczyli:
sędzia w Rieux uznał oskarżonego winnym podawania się za Martina Guerre i
skazał go na ścięcie i poćwiartowanie. Skazany natychmiast odwołał się do
Parlamentu Tuluzy. Tutaj, w postępowaniu apelacyjnym, sąd dał wiarę zeznaniom
Martina o tyle, że nakazał uwięzić Bertrande i Pierre’a. Nawet wówczas kobieta
nie zdradziła nowego Martina i wzywana przed sąd zeznawała tak, by mu w niczym
nie zaszkodzić.
Sąd w Tuluzie miał twardy orzech
do zgryzienia. Rozważając wszelkie za i przeciw przygotowywano się do wydania
wyroku na korzyść oskarżonego i w ten sposób cała sprawa zakończyłaby się
szczęśliwie dla „małżeństwa”, gdyby w ostatniej chwili nie pojawił się
prawdziwy Martin Guerre. I tu stajemy przed największą zagadką w całej tej
historii: dlaczego Martin zdecydował się powrócić z Hiszpanii, w której zdążył
się stosunkowo wygodnie urządzić otrzymując pewne uposażenie mające stanowić
rodzaj renty inwalidzkiej?
Arnaud nadal grał swoją rolę,
jednakże tym razem wszyscy ponownie zawezwani świadkowie rozpoznali prawdziwego
Martina w przybyszu o drewnianej nodze. Wówczas również i Bertrande nie
pozostało nic innego, jak rozpoznać męża. Arnaud du Tilh natomiast został
uznany winnym oszustwa i cudzołóstwa i skazany na karę śmierci przez
powieszenie.
Tym razem przedstawiłem raczej
streszczenie książki niż jej recenzję, czego powodem jest fakt, że naprawdę
wciągnęła mnie historia opowiadana przez Davis, zarówno jej doskonała znajomość
materii historycznej, jak i swobodna, znakomita narracja. Imponująca jest
kwerenda archiwalna przeprowadzona przez Autorkę. Oprócz źródeł drukowanych
wykorzystała ona akta sądowe Parlamentu Tuluzy oraz księgi notarialne wielu
wiosek departamentu. Oprócz mikrohistorii rodziny Guerre, z dzieła Davis poznajemy
także organizację życia wiejskiego.
Książkę tę warto polecić nie
tylko zawodowym historykom, a nawet nie tylko miłośnikom historii, lecz również
wielbicielom literatury sensacyjnej. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Co do
mnie, to z niecierpliwością czekał będę na tłumaczenia kolejnych książek
profesor N. Z. Davis.
Natalie Zemon Davis, Powrót Martina Guerre’a, Zysk i S-ka,
Poznań 2011
Gdy czytałam tę recenzję, ciąg zdarzeń wydał mi się dziwnie znajomy, a to za sprawą amerykańskiego filmu "Sommersby" z Richardem Gerem i Jodie Foster w rolach głównych (http://www.filmweb.pl/film/Sommersby-1993-9664), będącego remakiem francuskiego "Powrót Martina Guerre" (1981, z Gerardem Depardieu, http://www.filmweb.pl/film/Powr%C3%B3t+Martina+Guerre-1981-7209), którego niestety nie oglądałam. Z kolei pierwowzór ów jest ekranizacją (jak czytamy na Filmwebie: "bestsellerowej") powieści historycznej Janet Lewis. Jestem ciekawa wzajemnych relacji treści książek i czy recenzowane dzieło N. Z. Davis w jakikolwiek sposób nawiązuje do książki J. Lewis, napisanej w 1941 r.
OdpowiedzUsuńPróbowałam natrafić na ślad powstałej wcześniej powieści, ale nie mogę jej odnaleźć w polskich katalogach bibliotecznych - czyżby Lewis nie była tłumaczona na język polski?...
Nie ma żadnej wzajemnej relacji :) Powieść Lewis powstała kilkadziesiąt lat wcześniej niż opracowanie Davis, która do tej pierwszej nie nawiązuje. Natomiast na stronach 177-181 znajduje się "Wybrana bibliografia książek na temat Martina Guerre'a".
OdpowiedzUsuńLewis nie była dotychczas tłumaczona na polski.
Trochę szkoda, że nie była tłumaczona, poczytałoby się :)
OdpowiedzUsuńA czy powieść jest wymieniona w tej bibliografii?
Jest, jak najbardziej, angielski oryginał (1941) i francuski przekład (1947).
OdpowiedzUsuńChociaż tyle ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odpowiedź :)
Swoją drogą myślę, że można byłoby napisać ciekawy artykuł na temat postaci Martina w kulturze popularnej.
OdpowiedzUsuń