Dotychczas na blogu nie pisałem o powieściach historycznych, ale zawsze w końcu musi nadejść ten pierwszy raz... Trudno zawodowym historykom ignorować to zjawisko.
Historia jest moją pasją, dlatego też z niezwykłą przyjemnością
odnotowuję fakt, że polska powieść historyczna ma się dobrze, a literaci
uprawiający ten gatunek wciąż mają dla nas wiele ciekawych opowieści. Dzięki wielu
zdolnym pisarzom, do których grona dołączył także podróżnik i reporter Łukasz
Czeszumski, ten rodzaj literatury rozwija się i przyciąga nowych czytelników.
„Książę” to wciągająca powieść przygodowa spod znaku
płaszcza i szpady. Jest oczywiste, że historyk czytający beletrystykę
historyczną zawsze będzie ją oceniał przez pryzmat swojej wiedzy, co zazwyczaj nie
jest korzystne ani dla powieści, ani dla samej lektury. Jasne, że także Łukaszowi
Czeszumskiemu zdarzają się pewne potknięcia i anachronizmy. W moim przekonaniu
jednak nie odbierają one przyjemności z czytania jego dzieła.
Ogólnie ramy faktograficzne, w jakich umieszczona
została akcja powieści, są zgodne z rzeczywistością historyczną, niemniej sam jej
kontekst historyczny jest mało wyraźny i pozostaje rozmyty. Stanowi tylko pobieżnie
naszkicowane tło dla przygód bohaterów opowieści i czytając ją nie dowiemy się,
co właściwie działo się w Italii około 1520 r. i o co toczyły się trwające tam
walki, w których zmagali się Hiszpanie i Francuzi, Niemcy i Szwajcarzy. Nie jest
to jednak kwestia pierwszorzędnej wagi, „Książę” bowiem nie jest podręcznikiem
akademickim, a potencjał książki oparty jest na jej wartościach literackich.
Odnosząc się do faktografii: zagadnieniem wartym
skądinąd odrębnego omówienia naukowego są
mikrohistorie – biografie postaci takich jak fikcyjny główny bohater „Księcia”,
Jarosław Burzyński, czyli polskich „błędnych rycerzy” epoki nowożytnej. Nie
było ich zbyt wielu, Polacy raczej niezbyt często puszczali się w daleki świat
w poszukiwaniu przygód wojennych. Bywało wszakże i tak, lecz o tych, którzy
wybrali taki żywot, nie wiemy zbyt wiele. Ale kto wie, może w trzeciej części „Krwi
wojowników” Burzyński spotka się ze Stanisławem Łaskim, pochodzącym z
sieradzkiego szlachcicem pozostającym przez kilka lat w służbie francuskiego
króla Franciszka I…?
Warto zaznaczyć, że postaci pojawiające się na
kartach powieści, zarówno historyczne, jak i fikcyjne, zostały bardzo ciekawie naszkicowane.
Interesująco prezentuje się choćby szwajcarski najemnik i malarz Urs Graf
(postać historyczna). Łukasz Czeszumski
z wielkim talentem opowiada o sprawach wojskowych, m.in. pisząc o hiszpańskich tercios.
Znakomity jest barwny opis bitwy pod Bicoccą. Wybornie czyta się fragmenty
powieści poświęcone roli propagandy politycznej i legitymizacji władzy, w służbę
których zaprzęgano sztukę (zjawisko jak najbardziej prawdziwe!) – tutaj konkretnie
pióro Pietra Aretino i pędzel pewnego fikcyjnego weneckiego malarza-batalisty. A
wreszcie doskonale poprowadzony został opis intrygi dyplomatycznej, zmontowanej
przez protagonistę powieści, kalabryjskiego księcia Damiano Dimarco, której
celem była zmiana sojuszów polityczno-militarnych Wenecji. Wszystko to daje nam
bardzo plastyczny literacki obraz początku lat 20. XVI w. w rozrywanej
konfliktami, ale też pełnej przepychu i bawiącej się (czy też: grzeszącej) do
upadłego Italii.
Jeśli lubicie literaturę przygodową w historycznym
sztafażu i zastanawiacie się, czy warto sięgnąć po książkę Czeszumskiego,
odpowiadam: warto! Ja z niecierpliwością czekam już na kolejny tom „Krwi
wojowników”.