niedziela, 24 maja 2015

K. Baczkowski, Kongres wiedeński 1515 roku


W roku 2015 przypada pięćsetna rocznica niezwykle istotnego dla dziejów Europy Środkowej wydarzenia – pierwszego kongresu wiedeńskiego. Przed pół tysiącem lat w stolicy Austrii z cesarzem Maksymilianem I spotkali się władcy z dynastii jagiellońskiej, Władysław i Zygmunt, królowie Czech, Węgier i Polski. To doniosłe wydarzenie, które ukształtowało na cztery kolejne stulecia kształt geopolityczny naszego regionu, do dziś budzi zainteresowanie uczonych, a w jednej z jubileuszowych konferencji piszący te słowa miał zaszczyt uczestniczyć wspólnie m.in. z Profesorem Krzysztofem Baczkowskim, najwybitniejszym polskim historykiem  badającym dzieje Europy Centralnej w XV i XVI wieku (http://www.khm.at/erfahren/forschung/tagung-1515/).

W tym też roku ukazało się drugie, uzupełnione i uwspółcześnione wydanie poświęconej zjazdowi książki Krzysztofa Baczkowskiego (pierwsze wydanie: 1975). Jak pisze Autor: „Zadaniem niniejszej pracy jest przedstawienie jego genezy i rezultatów. Prowadzić to musi do zbadania zależności politycznych między krajami Europy środkowej i wschodniej na możliwie szerokim tle ogólno dziejowym, poczynając od ok. 1490 r.”. Przedmiotem opracowania są zatem skomplikowane zabiegi dyplomatyczne, które w konsekwencji doprowadziły do umocnienia władzy Habsburgów w Europie Centralnej.



Układy zawarte pomiędzy Jagiellonami a Habsburgami w 1515 r. były wynikiem całego kompleksu wydarzeń politycznych, splotu okoliczności i gier dyplomatycznych. Droga do nich zaczęła się kilkadziesiąt lat wcześniej, a grunt przygotowywany był nie tylko na arenie międzynarodowej, lecz także przez układy sił w poszczególnych państwach. Nie da się zatem sensownie mówić o kongresie nie sięgając przy tym głęboko w wiek XV, nie mając świadomości procesów integracyjnych z jednej strony, a centralizacyjnych z drugiej. Inne dążenia miały szlacheckie „stronnictwa”, z braku lepszego określenia nazywane „narodowymi”, inne zaś realizująca swe cele w polityce ponadnarodowej magnateria. W rozgrywki wciągane były nie tylko państwa jagiellońskie, lecz także Wielkie Księstwo Moskiewskie, Zakon Krzyżacki czy Mazowsze. Wszystkie te czynniki wywierały wpływ na proces, którego wiedeński zjazd był jedynie kulminacją. One też stanowią ważny przedmiot badań Krzysztofa Baczkowskiego. Dość powiedzieć, że poświęcono im trzy z czterech rozdziałów książki, natomiast relacja z wiedeńskiego szczytu dyplomatycznego zajmuje ledwie 20 końcowych stron.

Tak jak różnią się prezentowane przez historyków w różnych okresach oceny władców uczestniczących w kongresie, tak też nie istnieje sposób, by jednoznacznie ocenić skutki polityczne tego wydarzenia. W naturalny sposób prezentują się one zawsze inaczej z różnych punktów widzenia. Przegląd stanowisk i rekonesans zagranicznej literatury w tym zakresie prezentuje Krzysztof Baczkowski we wstępie.

Osobiście przychylam się do opinii sceptycznych wobec rezultatów kongresu i polityki jagiellońskiej w stosunku do Habsburgów. O ile same postanowienia kongresowe nie przesądzały jeszcze o tym, że korony Czech i Węgier przypadły w niedługim czasie dynastii habsburskiej, to jednak bierna i ślepo formalistyczna polityka Zygmunta I w pewnym stopniu przyczyniła się do tego, że wpadły one w ich ręce. Król de facto posiadał więcej swobody i więcej narzędzi kształtowania polityki w regionie, niż sobie tego życzył. Nadal bowiem było możliwe, by na bieżąco dokonywać pewnych korektur prowadzonej polityki, Zygmunt jednak trwał w biernej lojalności wobec nielojalnego partnera.

Profesor Krzysztof Baczkowski omawia ustalenia przyjęte w Wiedniu, nie bada natomiast w tej książce, jakie miały one skutki dla państw jagiellońskich w nieodległej przyszłości. Polska trochę zyskała na północy i wschodzie (tymczasowa pacyfikacja stosunków z Zakonem i Moskwą, przy czym „zasługą” Maksymiliana było w zasadzie jedynie to, że przestał przeciwko Polsce intrygować; natomiast konflikt z Zakonem wkrótce rozgorzał na nowo, por. J. Tyszkiewicz, Ostatnia wojna z Zakonem Krzyżackim 1519-1521, Warszawa 1991), całkowicie jednak zrezygnowała ze swoich wpływów w Czechach i na Węgrzech. I nie chodzi o czynienie Zygmuntowi zarzutów z tego powodu, że nie przyjął korony węgierskiej. Niemniej całkowitą rezygnację z utrzymania wpływów polskich na dworze w Budzie i „oddanie” Ludwika pod wpływy habsburskie (co, jak wiemy, przyniosło opłakane skutki) trudno usprawiedliwić. Pikanterii tej kwestii dodaje fakt, iż to Zygmunt osobiście, wbrew opiniom części polskich polityków, postanowił dystansować Polskę od zaangażowania nad Dunajem. W całej okazałości ujawniło się to już w kilka miesięcy po kongresie, w 1516 roku, gdy po śmierci króla Władysława prymas Jan Łaski próbował osadzić polskich tutorów przy jego synu, Ludwiku II. Łaski nie dążył do konfliktu z cesarstwem, był jednak świadom, że Habsburgowie nie byli i nigdy nie będą bezinteresownymi przyjaciółmi Polski, wobec czego należy w stosunku do nich prowadzić politykę tyleż zręczną, co niezależną, należy także znaleźć środek zrównoważenia czy też zneutralizowania ich wpływu. W tych jednak kwestiach jego działania neutralizowane były przez króla.

Król Węgier Władysław II Jagiellończyk, brat polskiego władcy, zmarł 14 marca 1516. Arcybiskup gnieźnieński został poinformowany listownie przez Zygmunta o tym smutnym wydarzeniu. Król nakazywał, aby tymczasem powstrzymał się on od wszelkich przygotowań do wyjazdu na Węgry i oczekiwał osobnego dokumentu w tej sprawie. Ograniczyć się miał jedynie do obwieszczenia tej wieści w kościołach swojej diecezji i ogłoszenia w nich żałoby. Niedługo później senat Rzeczypospolitej oficjalnie wyznaczył jako posłów do Budy Jana Łaskiego oraz wojewodę krakowskiego Krzysztofa Szydłowieckiego. Udający się do węgierskiej stolicy posłowie otrzymali od króla instrukcję. Pisał w niej Zygmunt, iż panowie węgierscy, za pośrednictwem przebywającego na Węgrzech jego sekretarza Jana Karnkowskiego proszą, „abyśmy przez wzgląd i szacunek dla naszego zmarłego brata Władysława objęli pieczę nad naszym bratankiem Ludwikiem i jego królestwem” oraz o przysłanie pełnomocnych posłów, którzy mogliby w imieniu polskiego króla prowadzić rozmowy z węgierskimi senatorami. Zalecał im jednocześnie jak najszybszy wyjazd, aby mogli zdążyć na sejm budziński.

Ta spisana instrukcja miała mieć jedynie charakter ramowy i ulegać rozszerzeniu stosownie do okoliczności i zgodnie z roztropnością posłów. Zaznaczał przy tym monarcha, iż „co do innych rzeczy, które powinniście uczynić, chociaż nie możemy tego tutaj napisać, z pewnością pojmiecie, o co chodzi”. Podstawowym zadaniem Szydłowieckiego i Łaskiego miało być dopilnowanie, by na sejmie w Budzie nie doszło do jakiegoś buntu, zamieszek i do zagarnięcia regencji przez kogoś niepowołanego, „kto jedynie dla siebie pragnąłby tego urzędu”. Mieli doprowadzić do zgody i wzajemnego porozumienia w sprawie ustabilizowania stanu Królestwa Węgierskiego i dalszego kierowania jego sprawami.

Dalsza część listu to faktyczna kapitulacja Zygmunta wobec Maksymiliana Habsburga. „Władysław przed śmiercią przede wszystkim nam powierzył opiekę i zarząd oraz prawo namiestnicze nad jego synem i Królestwem, ku czemu również skłaniają się węgierscy panowie. Jednak ponieważ jak dotąd nie mamy co do tego żadnych pewnych wiadomości, nie życzymy sobie, abyście cokolwiek w sprawie tego namiestnictwa i opieki czynili bezpośrednio w moim imieniu, ponieważ nie możemy tak bezpośrednio i głęboko ingerować [w sprawy Królestwa Węgierskiego], a to dlatego, że nie chcemy źle usposabiać do siebie cesarza, gdyby dowiedział się on, że przyjmujemy te obowiązki, lub tylko zamierzamy je podjąć, bez jego zgody. Wiesz, kasztelanie, jak to zostało między nami uzgodnione, iż będziemy działać wspólnie. Zatem polecamy i taka jest nasza wola, jeśli przyjdzie do tego, że za wspólną zgodą regencja ta zostanie nam powierzona, abyście uczynili wszystko, co możliwe, aby zarząd ten przyznany został wspólnie nam i cesarzowi, co będzie korzystne zarówno dla umocnienia króla Ludwika i obrony jego państwa, jak i dla zachowania przyjaźni i złączenia naszego z cesarzem, co jest bardzo użyteczne i konieczne. Zadeklarujecie także posłom cesarskim, którzy bez wątpienia tam się pojawią, że macie polecone, by działać wspólną z nimi radą we wszystkim, co się tyczy dobra i spokoju Węgier oraz zgody z cesarzem, oraz że nie chcemy uczynić niczego wbrew woli cesarza. To samo oświadczycie Węgrom. Gdyby zaś naprawdę panowie węgierscy nie zechcieli się zgodzić na zmianę swego stanowiska i trwali w zamiarze powierzenia regencji jedynie nam, a cesarza nie chcieli przyjąć, nie zgodzicie się na to jako na rzecz sprzeczną z interesem naszym oraz Królestwa Węgierskiego” (Acta Tomiciana, t. IV, nr 19). Tak więc Krzysztof Szydłowiecki z polecenia króla przeciwdziałać miał jakimkolwiek próbom roztoczenia polskiej opieki nad Ludwikiem Jagiellończykiem czy utrzymania w stolicy Węgier polskich wpływów, czynionym przez Jana Łaskiego. Takie stanowisko królewskie było bezpośrednim wynikiem ustaleń zawartych w Wiedniu.

Profesor Krzysztof Baczkowski pisze w zakończeniu swojej książki: „Jednakże nie osobiste predyspozycje władców odgrywały w tym wypadku decydującą rolę. O wiele ważniejsze okazały się rozbieżności interesów politycznych i gospodarczych państw rządzonych przez Jagiellonów, tj. Polski, Litwy, Czech i Węgier”. Takiej konkluzji, choć zawiera ona dużą dozę prawdy, nie sposób przyjąć bez zastrzeżeń. Analogii nie trzeba daleko szukać. Przecież Habsburgowie musieli borykać się z o wiele większymi rozbieżnościami interesów rządzonych przez siebie państw, sięgających w samej Europie od Austrii po Hiszpanię, a mimo to potrafili rozpychać się łokciami na całym kontynencie, a nawet poza nim, utrzymując przy tym nominalną jedność  swego dominium. Co więcej, szczególnie Węgrzy widzieli swój interes w związkach dynastycznych z państwami jagiellońskimi, stąd liczne wezwania kierowane w latach 1516-1526 z Budy do Zygmunta I o osobistą interwencję. Zignorowanie tych głosów wydaje się być nie tyle wyrazem troski Zygmunta o interes Polski i Litwy, co kapitulacją na rzecz Habsburgów. Oczywiście, że dla Węgier bardziej palącym problemem było zagrożenie tureckie niż stosunki z Zakonem, jednak również dla Polski konflikt z państwem osmańskim od czasu utraty czarnomorskich portów, Kilii i Białogrodu, był czymś więcej niż tylko zagadnieniem akademickim. Solidarne współdziałanie wszystkich państw jagiellońskich byłoby korzystne dla każdego z nich, czego dowodziły wydarzenia z początków panowania Zygmunta I.

Brak tej jedności i solidarności doprowadził do największej katastrofy militarnej w dziejach regionu – rozbicia Królestwa Węgier w bitwie pod Mohácsem w 1526 r. Po klęsce tej Węgrzy oczekiwali pomocy nie od kogo innego, jak od Zygmunta właśnie. Listy z takimi wezwaniami adresowali do niego biskup Egeru Paweł Vardai, królowa wdowa Maria czy podskarbi Aleksy Turzo. Odpowiedź króla była jednakże dość ostrożna. Dziękując za pokładaną w nim wiarę wyrażał równocześnie zrozumienie i troskę z powodu niebezpieczeństwa. Niemniej według niego to Węgrzy sami powinni w pierwszej kolejności nie dopuścić, by Turcy zajęli cały kraj. List kończy się dość ogólnikową obietnicą, iż król nie opuści bratniego kraju w potrzebie i uczyni wszystko, co w jego mocy, by mu dopomóc. Prośby o pomoc powinny zostać skierowane także do innych sąsiadów: Czechów, Morawian i Ślązaków. Ostatecznie Zygmunt nie obiecał tego, na co najbardziej liczyli Węgrzy, czyli tego, że pociągnie przeciwko Turkom na czele wielkiej armii. Zrozumiałe, że Zygmunt nie mógł rozpocząć wojny z Sulejmanem Wspaniałym, wydaje się jednak, że takie całkowite wycofanie się ze spraw węgierskich było w pewnej mierze skutkiem, czy też echem ustaleń kongresu wiedeńskiego i przyjętej 10 lat wcześniej polityki niewchodzenia Habsburgom w drogę. Arcyksiążę Ferdynand I dostał od Jagiellona wolną rękę w podporządkowywaniu sobie krajów rządzonych do niedawna przez jego bratanka.

Dodajmy jeszcze, że arcybiskup Jan Łaski próbował wygrać też dla celów narodowych planowane małżeństwo Zygmunta z Boną, kandydatką cesarską, jednak i te jego kombinacje nie doczekały się zrozumienia i poparcia.

Biorąc to wszystko pod uwagę, sukcesy polskiej dyplomacji w 1515 r. w układach z Maksymilianem I wydają się dość kruche. Profesor Krzysztof Baczkowski bardzo chce je znaleźć i pokazać dobre strony zawartych porozumień, jednak posunięcia Zygmunta z lat 1516-1526 psują ten obraz. Podkreślam raz jeszcze, że krytycznej ocenie poddaję nie tyle literę traktatu (choć znalazło się z nim wiele pustosłowia i obietnic bez pokrycia), co wnioski, jakie król Polski wyciągnął z zawartych układów i opartą na nich politykę. Zmiana orientacji widoczna jest tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę, iż w latach 1512-1514, gdy ujawniało się coraz więcej antypolskich posunięć Maksymiliana w Moskwie, Prusach i Rzymie, Zygmunt pozwalał sobie niejawnie na pewne antyhabsburskie gesty, m.in. wchodząc w sojusz z Zapolyami (małżeństwo z Barbarą) oraz wspierając „stronnictwo narodowe” na Węgrzech przeciwko wpływom habsburskim.

W ostatecznym rozrachunku, jak sądzę, opinie, że rozgrywki te obnażyły słabość polskiej dyplomacji, nie są nieuprawnione. Nie potrafiła ona bowiem na dłuższą metę skutecznie przeciwdziałać niekorzystnym dla Polski przesunięciom na arenie międzynarodowej. Podobnie ustalenia zawarte w traktacie wiedeńskim nie przyniosły żadnych trwale korzystnych dla niej rozwiązań.

Polska miała utalentowanych, myślących perspektywicznie i propaństwowo polityków, jak w omawianym okresie Jan Łaski starszy, czy Filip Kallimach nieco wcześniej, którzy tworzyli programy utrwalenia dynastii i umocnienia państwa. Niestety władcom Jagiellońskim zabrakło czy to zdolności, czy zdecydowania, czy też łutu szczęścia w realizowaniu śmielszej i niezależnej polityki międzynarodowej. 

Kongres wiedeński 1515 roku jest kolejną już książką Profesora Krzysztofa Baczkowskiego, która doczekała się reedycji w Wydawnictwie Napoleon V (dwa miesiące temu pisałem o książce Między czeskim utrakwizmem a rzymską ortodoksją czyli walka Jagiellonów z Maciejem Korwinem o koronę czeską w latach1471-1479). Również i ta pozycja oparta jest na solidnej, budzącej szacunek podstawie źródłowej. Autor korzystał z wielu źródeł publikowanych i rękopiśmiennych, znajdujących się w polskich i zagranicznych archiwach. Jest to zarazem kolejna pozycja obowiązkowa na półce każdego historyka zajmującego się dziejami regionu.

Mankamentem książki jest bardzo niestaranna korekta, która wśród czytelników stała się już znakiem rozpoznawczym Wydawnictwa Napoleon V. Tekst usiany jest literówkami, brakuje (lub jest za dużo) znaków interpunkcyjnych i diakrytycznych, zdarzają się nawet błędy ortograficzne.

Krzysztof Baczkowski, Kongres wiedeński 1515 roku, Napoleon V, Oświęcim 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz