piątek, 22 grudnia 2023
D. Charpin, Sztuka czytania i pisania w Babilonie
wtorek, 5 grudnia 2023
Humanistyka vs. nauki ścisłe
środa, 29 listopada 2023
Recenzenci
piątek, 3 listopada 2023
W. Tomasik, Nie wszystkie podróże Sienkiewicza
czwartek, 2 listopada 2023
R.T. Tomczak, Powstanie i rozwój Konfederacji Szwajcarskiej w średniowieczu
środa, 1 listopada 2023
Czy warto czytać starsze książki?
Dyskusje
o książkach historycznych – to hasło jednej z grup, do których należę
na FB. Ostatnio kilkakrotnie pojawiły się na niej pytania o książki
starsze, o to, czy warto je czytać. I często pojawiają się odpowiedzi
(specjalizuje się w nich szczególnie jeden użytkownik, przede wszystkim w
odniesieniu do książek starożytniczych czy egiptologicznych), że np.
książka ma już 25 lat, wobec czego jest nic nie warta. Trzeba jednak
wiedzieć, że takie kryterium ma bardzo ograniczone zastosowanie w
naukach humanistycznych.
Oczywiście są różne książki, lepsze i
gorsze. Te złe charakteryzują się np. tym, że ich autor popełnił
kardynalne błędy faktograficzne, merytoryczne, metodologiczne czy
warsztatowe lub tendencyjnie dobierał źródła. Takie książki są jednak
złe już od początku, ich wartość nie spada wraz z wiekiem. I choć
wiadomo, że badania naukowe są kontynuowane, uczeni dokonują nowych
odkryć, dochodzą do nowych ustaleń, przedstawiają nowe interpretacje
źródeł, to jednak w dobrych starszych książkach nadal jest wiele
ciekawych ustaleń, dobrych pomysłów, interesujących pytań i odpowiedzi.
Ba, nie każda nowsza książka jest lepsza od starszej tylko dlatego, że
ma świeższą datę publikacji. Przykłady można by mnożyć.
Co
więcej, ocenianie książek po samej dacie wydania wskazuje na
niezrozumienie, jak działa humanistyka. Bo ona rozwija się w dialogu, w
tym także w dialogu z naszymi poprzednikami, którzy czasem się mylili,
często wiedzieli mniej niż my dziś (choć też niejednokrotnie znali
źródła, którymi my dziś już nie dysponujemy), jednak działali w dobrej
wierze, a my nie jesteśmy pierwsi. Ten dialog jest immanentną częścią
procesów komunikacji naukowej.
Są książki, na które rzeczywiście szkoda czasu, nie wynika to jednak z daty ich publikacji.
wtorek, 19 września 2023
Leksykon oprawoznawczy
czwartek, 24 sierpnia 2023
Łódź poprzez wieki. Historia miasta, tom 1: do 1820 roku
Również wczoraj, oprócz egzemplarzy autorskich książki o wojnach włoskich, otrzymałem interesującą nowość z Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Jest to pierwszy z zaplanowanej na pięć tomów całości poświęconej historii Łodzi. Książka jest pięknie wydana, z wieloma barwnymi ilustracjami oraz reprodukcjami dokumentów rękopiśmiennych, mapami itp. Typograficznie jest to majstersztyk. I jestem przekonany, że treść nie ustępuje formie, że pod względem merytorycznym również jest to dzieło warte uwagi. Trzeba podkreślić, że w ten projekt wydawniczy zaangażowane są główne instytucje miejskie – Muzeum Miasta Łodzi, Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, Archiwum Państwowe w Łodzi oraz Biblioteka Miejska w Łodzi, która jest koedytorem publikacji.
Od Fornovo do Cateau-Cambresis. Dzieje wojen włoskich (1494-1559)
Książka jest dostępna w księgarniach, na Allegro oraz na stronie wydawcy.
środa, 16 sierpnia 2023
N. Davies, Sam o sobie
środa, 26 lipca 2023
Ph.E. Steele, Nawrócenie i chrzest Mieszka I
środa, 28 czerwca 2023
Z. Mazarczuk, Pierwsza wojna włoska z lat 1494-1495
Pisząc na temat tej książki mam poczucie, że w jakimś sensie popadam w konflikt interesów, niemniej zdecydowałem się wypowiedzieć kilka zdań na jej temat, ponieważ, jak sądzę, mam niejakie kompetencje w zakresie omawianej w niej problematyki.
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy już od pierwszych akapitów tekstu, to fakt, że niestety – mówiąc eufemistycznie – wiele do życzenia pozostawia korekta tekstu. Do tego jednak Infort Editions zdążył już czytelników przyzwyczaić.
Mamy zatem papieża Kalikstusa III i „sojusz francusko-milański”. Francuski dyplomata i pamiętnikarz z czasów Ludwika XI i Karola VIII nazywał się Philippe de Commines (Commynes), a nie Comnmines. Dużym nieporozumieniem, dającym niezamierzony efekt komiczny, jest termin „polityka ‘błyskotliwej izolacji’” – niewątpliwie jest to źle przetłumaczone odniesienie do brytyjskiej polityki zagranicznej określanej jako „splendid isolation”. Na określenie stulecia, w którym rozgrywają się opisywane wypadki, w zasadzie dowolnie używa się rzymskich cyfr XIV, XV i XVI. A to tylko część przykładów tego rodzaju pochodzących z samego "Wstępu".
W całej książce takich pomyłek, błędów gramatycznych (zdania z niezgodnością liczb, czasów, przypadków i rodzajów, brak deklinacji imion i nazwisk – choć akurat imię Melchiorre według W. Biernackiego w celowniku ma formę „Melchiorze”: „gdy ktoś zaproponował Melchiorze Trevisanowi ucieczkę (…), s. 198), literówek, braku ujednolicenia zapisu nazwisk, niechlujnej korekty oraz zwykłego bałaganiarstwa jest bez liku i nie ma sensu wymieniać ich wszystkich. Nie wiem jak innych czytelników, ale mnie to niestety bardzo rozprasza, łapię się bowiem na tym, że zamiast śledzić tok narracji, szukam kolejnego babola.
Zawiniła nie tylko korektorka (Katarzyna Jezierska), lecz także tłumacz. Przede wszystkim wydawnictwa, które mają polskie edycje, sensowniej byłoby cytować według nich niż podawać je za dawnymi wydaniami radzieckimi (np. Machiavelli cytowany jest za moskiewskim wydaniem z 1982 r., choć mamy dobre przekłady polskie).
W książce zresztą w ogóle dominują opracowania stare i bardzo stare (to już zarzut pod adresem autora). Wydanych po 2000 r. jest zaledwie 30 na ogółem 117 pozycji bibliograficznych, wliczam w to jednak także rosyjskie przekłady książek dawniejszych, liczących sobie kilka dekad. Samo w sobie oczywiście nie musi to automatycznie źle świadczyć o książce, jednak powinno uruchomić jakiś sygnał alarmowy, że najnowsze ustalenia naukowe są tu nieobecne.
Dziwactwem tłumacza jest, że w całej książce w podawanych w przypisach dolnych opisach bibliograficznych cytowanych publikacji nie stosuje on ujednoliconego skrótu „s.” (pol. strona) na oznaczenie numeru strony, ale przy publikacjach zachodnich podaje „p.” (ang. page), przy rosyjskojęzycznych zaś – „c.” (ros. страница). Ale przynajmniej trzeba przyznać, iż jest to dziwactwo konsekwentne.
Radosna twórczość tłumacza nie odpuściła także nazwom włoskich miast i twierdz. Podam tylko kilka przykładów: Fividzano, Sartana, Savoy/Savoie, w Lukke (zamiast w Lukce), Poggoreale, rzeka Tarot.
Niestety błędy polskiego wydania sprawiają, że tekst jest trudny w odbiorze, a w pewnych fragmentach wręcz niezrozumiały. Przykładowo, zupełnie nonsensowny jest ten ustęp: „Tak więc Liga św. Marka nie trwała długo. Jego kluczowe ogniwo, papież, podstępnie zdradził sojuszników, zwracając się przeciwko dawnemu wspólnemu wrogowi” (s. 53). W kolejnym zdaniu amerykański historyk Kenneth Meyer Setton stał się C. Setonem. Na s. 55 wspomniana jest „koronacja Alfonsa II na legata papieskiego” (nie wiem nawet, co by to mogło znaczyć). Kardynał Giuliano della Rovere wzywał Karola VIII, by „zdymisjonował Aleksandra VI”, a „Alfons II (…) przyznał swemu synowi Juanowi Borgii księcia Gandii feudała z dochodem (…)” (s. 64). Co jest natomiast zadaniem papieża? Otóż „sprawowanie Stolicy Apostolskiej” (s. 96). Flota Karola VIII składała się z „okrętów genueńskich i prasłowiańskich” (s. 117).
Pomimo strategicznego sojuszu z Wielką Lechią nie wszystko udawało się królowi francuskiemu tak, jak by sobie tego życzył: „(…) nawet po śmierci sułtana Zadeha i zdobyciu Neapolu Karol VIII po raz pierwszy nie zrezygnował z tych planów”. „Sułtan Zadeh” to oczywiście Dżem (Cem, Zizimos), brat władcy osmańskiego pozostający w niewoli francuskiej, później papieskiej, a w czasie inwazji Karola oddany przez Aleksandra VI pod kuratelę Karola. Zagadkę stanowi, skąd tłumacz wytrzasnął imię Zadeh. Być może jest to jakaś zniekształcona forma tytułu şehzade, oznaczającego męskiego potomka rodu Osmanów, „księcia krwi”. Co do Karola zaś, to miejmy nadzieję, że do końca życia pozostawał konsekwentny i później jeszcze wiele razy nie rezygnował z tych (oraz innych) planów.
Lombardowie to nie poddani księcia Mediolanu, tylko lud germański zamieszkujący Italię we wczesnym średniowieczu. Ferdynand II, król Neapolu, nie był rodzicem hiszpańskich Królów Katolickich, Ferdynanda Aragońskiego i Izabeli Kastylijskiej (s. 237). Taki i podobny bełkot ciągnie się aż do ostatniej strony książki. Niczego aż tak złego nie miałem w rękach od czasu wydanej również przez Infort książki R. Gogosza.
Przechodząc do oceny merytorycznej: Zmicier Mazarczuk pisze o Italii jako „nauczycielce Europy” wspominając m.in. że to „tam właśnie narodziły się pierwsze stałe armie”. To stwierdzenie nie jest prawdą. Choć w wielu dziedzinach Włochy rzeczywiście miały pozycję wiodącą, to w zakresie wojskowości górowali nad nimi Francuzi, Hiszpanie i Niemcy. Sam Mazarczuk przyznaje to pod koniec książki, po opisie bitwy pod Fornovo, nie zauważa jednak tej niekonsekwencji własnych poglądów.
Białoruski autor podaje jednoznacznie pozytywną ocenę papieża Aleksandra VI, choć wiemy przecież, jak kontrowersyjna była to postać i jak skrajnie różne emocje wzbudzała i wzbudza w historykach do dziś. Pominięcie tego aspektu nie jest już tylko zwykłym uproszczeniem.
O Karolu VIII pisze, że „Głównym powodem jego krótkiego panowania był fakt, że młody król nie miał silnego charakteru i ulegał wpływom najbliższych mu osób”. Nie wiem, jak interpretować to zdanie, być może to znów niedoskonałość przekładu, jednak trzeba pamiętać, że Karol zmarł z powodu urazu głowy, a nie słabości charakteru.
Zmicier Mazarczuk w pierwszym rozdziale opisuje dość obszernie, skąd się wzięły francuskie pretensje do Królestwa Neapolu (kilkustronicowy wywód dynastyczny), natomiast bardzo pobieżnie wspomina o roli Ludovica Sforzy il Moro. W zasadzie nie wyjaśnia powodów, dla których il Moro sprowadził Francuzów do Włoch, nie wspomina też w ogóle o tym, że jako władca Mediolanu był on uzurpatorem. Rola, jaką odegrał Sforza, choć jego imię pojawia się na kartach tej książki wielokrotnie, pozostaje bardzo niejasna. A przecież jest to postać kluczowa i dla zrozumienia przyczyn wybuchu wojen włoskich należy poznać jego motywacje.
W rozdziale drugim, w którym omówiono przygotowania dyplomatyczne Karola VIII do wyprawy przeciwko Italii, sytuację polityczną państw włoskich, kombinacje sojuszów, jakie zawierano, enigmatycznie wspomina się także o anonimowym cesarzu (imię Maksymiliana pojawia się dopiero na s. 104) oraz jego nieznanym synu, który obiecywał Karolowi VIII pomoc w czasie inwazji. Z książki Mazarczuka niewiele dowiemy się na temat tego, kim był ów nieznany cesarz, jaka była jego rola w wojnach włoskich, nie dowiemy się też, dlaczego jego syn (nazwany w innym miejscu „Filipem Sprawiedliwym”) ratyfikował wspomniany tajny dokument.
Niejasno i nieprecyzyjnie omówione zostały działania Ludwika Orleańskiego w Asti i Novarze. Oblężeniu tej ostatniej oraz negocjacjom pokojowym poświęcono odrębny rozdział, Mazarczuk nie wspomina jednak o upokorzeniu, jakie spotkało wówczas Ludwika Orleańskiego ze strony Ludovika Sforzy, choć miało to kluczowe znaczenie dla późniejszych wydarzeń.
Bitwa pod Fornovo opisana została bardzo skrótowo, w zaledwie kilku akapitach (miłośnicy opisów starć zbrojnych będą bardzo rozczarowani). Zabrakło wzmianki o pewnym pikantnym szczególe, a mianowicie o należącej do Karola VIII „pewnej książeczce”, którą Włosi zdobyli wraz z francuskim taborem.
Ogólnie rzecz ujmując, w „Pierwszej wojnie włoskiej” znaleźć można pewne szczegóły, głównie dotyczące polityki i dyplomacji, które ja musiałem pominąć lub skrócić pisząc syntezę całego okresu. Niestety wielu ważnych elementów, koniecznych do tego, żeby obraz był pełny, brakuje. Nie omawiam tych braków dokładniej, ponieważ wszystko to znajduje się w mojej książce o wojnach włoskich. Obraz malowany przez Zmiciera Mazarczuka jest rozmyty, a w pewnych miejscach zupełnie nieczytelny.
Wiele istotnych kwestii pozostało w tej książce niezauważonych. Powiedziałbym zatem, że Mazarczuk zebrał wiele danych, jednak brakuje mu kluczowych detali, by stworzyć ze zgromadzonego materiału całościowy obraz opisywanych wydarzeń. W moim odczuciu książka ta nie poszerza naszej wiedzy na temat pierwszej wojny włoskiej. Nie ma tu żadnych nowych ustaleń, nowych hipotez, nowych pytań badawczych, autor nie odnalazł też żadnych nowych źródeł. Tekstowi Mazarczuka można więc niejedno zarzucić, nie mam jednak też wątpliwości, że największą krzywdę zrobili mu polscy wydawcy.
Jest to pozycja adresowana raczej do osób zainteresowanych historią polityczną niż militarną. Ze względu na niechlujstwo wydawców (#FaktNieOpinia) książkę tę mogę szczerze polecić jedynie miłośnikom kuriozów. Jako lektura uzupełniająca może ewentualnie stanąć też na półce zainteresowanych wojnami włoskimi lub jako gadżet u kolekcjonerów serii.
Z. Mazarczuk, Pierwsza wojna włoska z lat 1494-1495, przekł. W. Biernacki, Tarnowskie Góry 2023
czwartek, 23 marca 2023
Jan ze Stobnicy, Wprowadzenie do „Kosmografii” Ptolemeusza
środa, 22 marca 2023
Jan z Głogowa, Wprowadzenie do „Traktatu o sferze” Johna z Holywood
Publikacja wprowadzenia Jana z Głogowa do „Traktatu o sferze” Johna z Holywood to kolejne ważne dzieło edytorskie prof. Roberta K. Zawadzkiego (10 lat temu pisałem już o jego edycji Wawrzyńca Korwina). W jednym woluminie otrzymujemy łaciński tekst dzieła wraz z polskim przekładem, a także obszerne, 120-stronicowe wprowadzenie, w którym R.K. Zawadzki obszernie omawia i komentuje treść dzieła Głogowczyka. Wstęp ten rozpoczyna się od zwięzłego przedstawienia historii astronomii – „krótkiego przeglądu rozwoju teorii geocentrycznej”. Badacz pokazuje wagę Jana z Głogowa jako nowoczesnego już uczonego, postulującego, „by wszelkie modele astronomiczne odpowiadały realnym obserwacjom”. Jest to kapitalne spostrzeżenie.
Zaginiony rękopis dzieła Cycerona wrócił do Wrocławia