Oto mam przed sobą książkę napisaną tak niechlujnie, że nie da się jej zbyć zwykłym machnięciem ręki.
Pierwszym sygnałem ostrzegającym, iż mamy do czynienia nie z rzetelną historiografią, a z szarlatanerią, są już pewne sformułowania ze wstępu omawianej publikacji. Otóż pisze w nim R. Gogosz o próbie „wejścia w skórę” księcia Henryka, a także, iż „momentami chciałby spojrzeć” na jego postać „z trochę innej perspektywy, próbując zarysować jego portret psychologiczny”, przyglądając się jego emocjom (s. 9). Tak się jednak składa, że historyk nie „wchodzi w skórę” postaci historycznych, którymi zajmuje się jako uczony, ponieważ wie, że nie jest to możliwe. Oczywiście również Gogoszowi taki zabieg się nie udał. W książce nie ma także śladu żadnego „portretu psychologicznego”. Z powodu braku źródeł jakakolwiek próba nakreślenia takiego portretu z góry skazana była na porażkę. Byłoby to potknięcie może nawet niewarte wzmianki, gdyby w dalszej części pracy jej autor przestrzegał wymogów stawianych rozprawom naukowym. Tak się jednak nie stało, a niedostatek bazy źródłowej, jak się okazało, ma swoje daleko idące konsekwencje.
Z powodu tego braku bowiem autor wiele miejsca poświęca zwykłemu gdybaniu, np. dywagując hipotetycznie o postrzyżynach Henryka (gdyż akurat przeczytał książkę J. Banaszkiewicza o Piaście i Popielu), o których w istocie nic nie wiadomo. Na gołosłownych hipotezach opiera się m.in. cały rozdział drugi książeczki i wiele podrozdziałów kolejnych jej części.
Siłą rzeczy mało tu badań własnych i nowych interpretacji, dużo za to streszczania wyników badań innych historyków. Gdyby zostawić tylko to, co jest w tym tekście oryginalne, usuwając wszystkie zapychacze dokładane zupełnie bez sensu tylko po to, żeby nadać mu większą objętość, pozostałoby materiału zaledwie na średniej długości artykuł. Inna sprawa, że nadal byłby to artykuł niewielkiej wartości i nie wiem, czy jakieś szanujące się czasopismo przyjęłoby go do publikacji.
Absolutnie kuriozalne są te fragmenty pracy, w których Gogosz na podstawie opracowań opisuje ogólnie pewne praktyki stosowane w epoce czy też formułowane ówcześnie zalecenia prawne lub teologiczne, po czym z rozbrajającą szczerością kwituje: niestety nie wiemy, czy Henryk do tych praktyk się stosował lub też czy owe zalecenia wypełniał. Wisienką na torcie jest zdanie: „Jeśli chodzi o sfinansowanie wyprawy, to książę musiał je jakoś zorganizować” (s. 71). Thank you captain Obvious.
W książeczce tej na każdej niemal stronie czytelnik potyka się o wzbudzające złość niechlujstwo. W niektórych miejscach nie zgadza się chronologia, pomylone są daty, co jest może wynikiem raczej niedbalstwa niż nieuctwa, ale nadal stawia całość w złym świetle. Na s. 30 Gogosz pisze, że Jan Długosz był biskupem („Jan Długosz, sam będąc biskupem (…)”), co jest oczywistym nieporozumieniem (być może pomieszały mu się postaci dwu kronikarzy, z których dzieł korzystał: Długosza i Kadłubka). Rażą powtórzenia, jak w akapicie na s. 45-46 i w wielu miejscach dalej. Równie niechlujnie, z wieloma literówkami, opracowane są przypisy. Książce dramatycznie zabrakło jakiejkolwiek korekty.
Świadectwem tego są także najróżniejsze spotykane w niej potworki językowe, np.: „Wojska oblegające, mające przewagę nad obleganymi oddziałami schowanymi w Poznaniu, doznali porażki” (s. 31); „U zarania XII wieku według źródeł około roku 1102 (…)” (s. 67); „(…) to świadczy to o niezwykle popularnej destynacji ludności europejskiej, jakim była dla nich Ziemia Święta” (tamże).
Ale jest jeszcze gorzej. Na stronie 32 czytamy: „(…) tworzenie zakładnika i bycie nim tworzyło nowe struktury hierarchii pomiędzy ludźmi w już istniejące warstwy średniowiecznych struktur społecznych. Zakładnictwo kreowało nową strukturę społeczną autorytetu hierarchię społeczną pomiędzy zakładnikiem a biorącym go w niewolę”. Ten cytat jest omówieniem fragmentu publikacji anglojęzycznej i nasuwa graniczące z pewnością przypuszczenie, że mamy do czynienia z nieskorygowanym tłumaczeniem maszynowym, bezrefleksyjnie wklejonym do tekstu. Jest to spostrzeżenie istotne w omawianiu tej pracy, ponieważ pojawia się w niej o wiele poważniejszy błąd tego rodzaju. Dochodzimy bowiem do kulminacyjnego momentu książki Gogosza. Oto Gogoszowy przekład fragmentu „Liber beneficiorum dioecesis Cracoviensis” Jana Długosza. Trzymajcie się mocno:
„który na wejściu do portalu zachodnie kościoła opatowskiego, ponad obu stronami futryny wizerunki dwóch pod przykrywką templariuszy a które zostały zniszczone a które widzieliśmy, że istniały ulokowane tam. Kiedyś według zeznań był tam klasztor Templariuszy, co niektórzy przesądni i trochę w przód, wyobraźnia, Rafael de Brzesze Dean następnie Oppatoviensis szlachetnie zbrojeń Lelywa pod naszym wieku niezamocowane głowy i wyposażenie ich w strzały, jeden po wielu wieków i siejąc spustoszenie templariorum” (s. 95-96).
Nie ma cienia wątpliwości, że mamy tu do czynienia z niczym innym jak tylko bezmyślnym przeklejeniem z komputerowego translatora tekstu, którego później już nikomu nie chciało się choćby przejrzeć – ani autorowi, ani recenzentowi, ani redaktorom, ani korektorce.
W notce biograficznej o autorze czytamy m.in., że „Jest uczestnikiem projektu grantowego Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki mającego na celu przetłumaczenie norweskiej kroniki ‘Heimskringla’ Snorriego Sturlusona na język polski”. Biorąc pod uwagę jakość cytowanego tłumaczenia z Długosza, są powody, by poważnie obawiać się o przekład Sturlusona.
Reasumując, jest to praca porażająco wręcz niedobra, nie tyle nawet jeśli chodzi o warstwę merytoryczną, ponieważ tej tu prawie nie ma, ale porażająca nieudolnością i dyletanctwem metodologicznym, warsztatowym oraz językowym. Jest to książczyna sklecona byle jak bez pomysłu i bez sensu, pozszywana jak stwór Frankensteina z różnych przypadkowych części opracowań innych historyków, przygotowana z lekceważeniem elementarnych choćby zasad warsztatu pracy naukowej. To kompromitacja nie tylko autora, ale także wydawnictwa, korektorki (która w sposób wręcz haniebnie ewidentny nie wykonała swojej pracy) oraz recenzenta (jeśli wystawił temu dziełu ocenę pozytywną).
R. Gogosz, "Od Ziemi Świętej do ziemi Prusów. Książę Henryk Sandomierski jako ideał krzyżowca", InfortEditions, Zabrze-Tarnowskie Góry 2020
O ja pier... Słyszałem złe opinie o tej książce, ale cytaty mnie rozbawiły do łez.
OdpowiedzUsuń