niedziela, 26 grudnia 2021

Zachodnie fałszerstwa historyczne


Śmiejemy się nieraz z naszych urzędników oraz niektórych historyków dowodzących naczelnej roli dziejów Polski w Europie. Tymczasem znacznie dalej poszedł reprezentujący teorię sinocentryczną prof. Huang Heqing z uniwersytetu w Zhejiang. Otóż stwierdził on, że egipskie piramidy, Sfinks czy Partenon w Atenach są współczesnymi podróbkami, które wykonane zostały ni mniej, ni więcej tylko po to, by zdeprecjonować tysiąclecia cywilizacji chińskiej.

Według chińskiego uczonego np. piramida Cheopsa zbudowana została z betonowych bloków, a tylko jej górna warstwa to kamień naturalny. Starożytny Egipt jaki znamy to bajkowa opowiastka sklecona przez zachodnich historyków w XIX wieku.

Dowodem na tę ryzykowną tezę mają być zdjęcia i rysunki przedstawiające starożytne krainy bez ich znanych zabytków. Na przykład pierwszy kustosz Luwru, Dominique-Vivant Denon, wykonywał rysunki Egiptu, gdy znalazł się tam jako uczestnik wyprawy Napoleona w 1798 roku. Na rysunkach tych piramidy znajdują się w pagórkowatym terenie, który wyglądał zupełnie inaczej niż okolica, którą dziś kojarzymy z tymi monumentalnymi budowlami. Huang Heqing twierdzi ponadto, że na podstawie analiz chemicznych ustalił, że piramidy nie były wykonane z kamienia naturalnego, lecz z betonu. Kształt kamieni również podobno sugeruje, że zostały one odlane, a nie wyciosane.

Wypowiedzi te o tyle zasługują na odnotowanie, że ich autorem nie jest wyznający teorie spiskowe maniak. Uniwersytet Zhejiang jest jednym z najstarszych uniwersytetów w Chinach. Profesor Huang studiował historię sztuki zachodniej i uzyskał doktorat na Sorbonie w Paryżu.

Huang należy do szerszego nurtu chińskich rewizjonistów historycznych. Głoszą oni, że kultura zachodnia wraz z jej mezopotamskimi korzeniami to zwykła fikcja stworzona przez gorszy kulturowo Zachód. Niestety nie wyjaśniają jednak, dlaczego zachodni archeolodzy-fałszerze mieliby sztucznie tworzyć swoje kulturowe korzenie akurat na Bliskim i Środkowym Wschodzie.

https://www.stern.de/panorama/weltgeschehen/professor-aus-china-erklaert-pyramiden-fuer-eine-faelschung-30379314.html

 

Naukowe kompromitacje


Szanowni Państwo, przedstawiam Jordana Michowa, badacza historii średniowiecznej, który po przejrzeniu ponad 1000 „listów (naprawdę, bez przesady, ponieważ badam ten odcinek historii od ponad 10 lat) w Narodowym Archiwum Historii w Budapeszcie w 2017 r” postanowił do mnie napisać przekonując, że król Władysław III wcale nie zginął w bitwie pod Warną, lecz żył po jej stoczeniu długo i szczęśliwie. Niestety nieopatrznie skompromitowałem się w kontakcie z tym poważnym badaczem wskazując mu, że pomylił Władysława II Jagiellończyka z Władysławem III Warneńczykiem. Jedyna pociecha w tym, że dostarczyłem Panu Jordanowi ubawu.

O pośmiertnych losach Warneńczyka już raz zresztą dyskutowałem z bułgarskim trollem. To chyba jakieś fatum.

„Pedagogika Katolicka”


„Pedagogika Katolicka” to nie jest czasopismo historyczne, ale rzecz dotyczy zasad parametryzacji, której podlegamy wszyscy, warto więc spojrzeć na ten przypadek. Według najnowszego uzupełnienia ministerialnej listy czasopism punktowanych, „PK” skoczyła z zera punktów do stu (przyspieszenie od 0 do setki porównywalne z bolidami F1). Wpis na stronie internetowej czasopisma informujący o tym fakcie podpisany jest ksywką, a nie imieniem i nazwiskiem redaktora. Osoba ta zresztą nie stosuje się do zasad polskiej ortografii, interpunkcji i pisowni (screen robiłem wczoraj wieczorem, dziś część najbardziej rażących błędów została poprawiona). Po dokonaniu nagłego skoku na 100 punktów redakcja odkrywa rolę samodzielnych badań oraz recenzentów w procesie naukowym. I z rozbrajającą szczerością przyznaje, że teraz, kiedy wreszcie czasopismo znalazło się w gronie renomowanych, będzie pobierać od autorów wyższą opłatę za opublikowanie tekstu. I to jest chyba clou tej zmiany - lojalnie przyznają, że są stupunktową maszynką do zarabiania pieniędzy. Po angielsku to się ładnie nazywa "predatory journal", ale nie wiem, czy "PK" na taką delikatną nazwę zasługuje i czy nie lepiej wprost nazywać taką praktykę dosadniejszy polskim określeniem.

No i jak widać, żarty się kończą: "Szanowni Państwo! Przed nami kolejny etap, kolejna szansa, kolejna możliwość rozwoju naukowego poprzez publikowanie tekstów w naszych czasopiśmie. Zapraszamy państwa do dalszej współpracy. Jednak, z tej racji, że czasopismo zajmuje wysoką pozycję wśród renomowanych czasopism, wymagania tekstów ulegają zmianie. Teksty winny być oparte na badaniach przeprowadzonych przez danego autora, a nie kopiowane z Internetu czy innych źródeł. Teksty winny mieć charakter naukowy. W tym znaczącą role będą pełnić recenzenci, którzy pilnować będą charakteru naukowego artykułu. Opublikowanie tekstu począwszy od numeru 01/2022 będą wiązać się z realna opłatą przygotowania, recenzowania i wydawania czasopisma. Zwracamy na to uwagę, gdyż do tej pory ci, którzy wnosili opłatę otrzymywany egzemplarz, była to jedynie opłata za druk czasopisma."

Niesamodzielne, plagiatowane kopypasty z internetów to możecie sobie publikować w szmatławcach po 40 punktów.

http://pedkat.pl/1537-pedagogika-katolicka-100-pkt-2

 

poniedziałek, 5 lipca 2021

„Chamstwa” ciąg dalszy


„Chamstwa” ciąg dalszy. Kacper Pobłocki odpowiada na polemiczny tekst Anny Sosnowskiej z Krytyki Politycznej.

Jest to ciekawie napisany esej (pomijam jego liczne błędy językowe, przydałaby mu się staranniejsza korekta, a także jego nadmierną rozwlekłość; własny punkt widzenia można wyrazić zwięźlej), choć raczej nie przekona nieprzekonanych. Aczkolwiek Autor bardzo stara się dowieść słuszności swojego nowatorskiego, interdyscyplinarnego ujęcia, swojej racji, a także rozlicznych błędów popełnianych przez historyków*, to jednak u krytycznie nastawionego czytelnika lektura ta spotęgować może wrażenie trwania w rozpaczliwym rozkroku. Otóż Pobłocki deklaruje: „Odwróciłem w Chamstwie irytującą mnie konwencję z książek akademickich – gdzie z nazwiska i imienia są wyszczególnieni głównie badacze i badaczki, a obiekt ich badań to anonimowi „chłopi pańszczyźniani” (tak pisze np. Witold Kula w Teorii ekonomicznej ustroju feudalnego). Zamiast tego zanonimizowałem badaczy – są teraz anonimowym „historykiem” czy „antropologiem”, a z imienia i nazwiska na kartach książki pojawiają się chłopi i chłopki. Zamiast tylko postulować „oddawanie głosu” tym, którzy pozostawali „wielkimi niemowami”, a następnie pisać głównie o debatach w kręgach akademickich, oddaję głos klasie ludowej za pomocą niniejszego zabiegu formalnego”. Obok tego jednak całość naszpikowana jest do granic nazwiskami badaczy z różnych dyscyplin: Witold Kula, Jerzy Topolski, Andrzej Wyczański, Marcin Kamler, Jan Bystroń, Józef Burszta, Jacek Olędzki, Julian Krzyżanowski, Stanisław Pigoń, Stanisław Czernik, Walter Benjamin, Julius Scott, Georges Lefebvre, Terry Eagleton, Clifford Geertz itd. Ktoś złośliwie mógłby skonkludować: czyli teraz już nie akademicy mówią za niepiśmiennych chłopów; teraz to chłopi gadają Benjaminem, Lefebvrem, Bursztą czy Kamlerem.

Pobłocki broni się jednak: „Dlaczego o tym tutaj wspominam? Bo choć w swojej formie Chamstwo jest esejem literackim nawiązującym do literatury ludowej, to w treści pozostaje książką naukową (która przeszła też test recenzencki). To, że ustalenia nauki (antropologii, historii, literaturoznawstwa, socjologii, religioznawstwa) są na drugim planie narracji, nie oznacza, że to jest „tylko” esej literacki – w domyśle, fikcja, która powinna „odwalić się” od poważnej nauki. Teoria służy mi do tego, aby otwierać nowe tematy – na pewne sprawy patrzeć pod innym kątem”.

To prawda, że źródłom historycznym można zadawać różne pytania, można naświetlać je na różne sposoby, każda epoka czy nawet każde pokolenie historyków bada je na swój sposób i wyciąga z nich własne wnioski. Ale dla historyków praca ze źródłami zawsze ma swoje rygory, nie można do nich podchodzić w sposób zupełnie woluntarystyczny (jak mi się nie podoba, co na ten temat napisali Wyczański czy Kula, to przywalę Lacanem albo Derridą). W eseju literackim można dobierać teorie do przyjmowanych z góry założeń („patrzenie pod określonym kątem”). W książce naukowej takie ujęcie niekoniecznie się broni. Szczególnie dla historyka, dla którego ostateczną instancją zawsze jest źródło. Co więcej, tam, gdzie nie ma źródeł (pisanych, materialnych, archeologicznych) historyk musi się zatrzymać. Dla Pobłockiego brak źródeł nie jest żadną przeszkodą. Jak sam deklarował, gdy nie ma źródeł, po prostu „łata dziury” czym innym. Dla historyka – horrendum; dla Pobłockiego – zwykła praktyka, której zakwestionowanie budzi zdumienie.

To, o czym tutaj piszę, jest właśnie powodem krytyki, jaka spotyka Pobłockiego ze strony historyków. W odpowiedzi Annie Sosnowskiej pisze on, że nigdy historyków nie atakował. W swojej książce bezpośrednio może rzeczywiście nie, prawda jednak jest taka, że kiedy historycy przeczytali „Chamstwo” i zaczęli się na jego temat wypowiadać, jego reakcja była dość jednoznaczna: my, historycy, nie rozumiemy i nie znamy się (przecież jeden historyk, Jarosław Kita, napisał pozytywną recenzję, a z tego dla Pobłockiego jednoznacznie wynika, że jego książka jest bez zarzutu!), przekłamujemy, nie robimy tego, co powinniśmy, mamy braki w wykształceniu, w metodologii i w ogóle brak nam oczytania (a pewnie jeszcze po prostu zazdrościmy). Nic podobnego. My po prostu mówimy o tym, co Pobłocki zrobił źle, próbując poruszać się w ramach naszej dyscypliny. Z większą korzyścią byłoby przyjąć te uwagi i się nad nimi zastanowić, niż obrażać się i bić na odlew.

Konfrontacyjny jest zresztą nawet tytuł komentowanego tekstu, wskazujący, że dla Pobłockiego jesteśmy „Moskalami”, a jego odpowiedź skierowana jest jedynie do „dobrych” historyczek i historyków, a nie do tych, którzy jego książkę krytykują. Nie wiem, czy wybór tytułu to świadoma prowokacja, czy też zwykła ignorancja, ale tak czy inaczej nie sprzyja to prowadzeniu konstruktywnego dialogu.

Symptomatyczne że Pobłocki powołuje się m.in. na Stommę, pisząc: „Ludwik Stomma od etnologii przeszedł do pisania książek o przeszłości”. Co z tego przejścia do przeszłości wyszło, pisałem tutaj: https://ohistorii.blogspot.com/2013/11/l-stomma-jesli-byo-inaczej.html

I na koniec zupełna perełka, którą pozostawię bez komentarza: „Literackość formy i akademickość treści dostrzegł też i bez problemu Remigiusz Okraska (w bodaj najbardziej szczegółowym omówieniu tej książki).”
*A skoro tak, to proszę bardzo, jeden tylko przykład: od dobrych kilkunastu lat już historycy nie mówią na poważnie o „Rzeczpospolitej szlacheckiej”. Proszę zacząć od lektury książek prof. prof. J. Dzięgielewskiego i J. Ekesa.

wtorek, 8 czerwca 2021

Ludowe historie Polski

 


Na polskim rynku wydawniczym pojawia się kolejna pozycja poświęcona historii ludowej, uciskowi włościaństwa oraz chłopskim buntom. Po ciekawej, choć mającej swoje wady "Ludowej historii Polski" Adama Leszczyńskiego przyszło do nas absolutnie dyletanckie "Chamstwo" Kacpra Pobłockiego, a teraz jeszcze "Siła podporządkowanych" Michała Rauszera (i prawdopodobnie coś jeszcze przeoczyłem). Tej trzeciej książki nie czytałem i jej nie komentuję.

Warto jednak zwrócić uwagę, że dwóch trzech tych autorów nie jest historykami. Podstawowy zarzut wobec Leszczyńskiego (którego doktorat zresztą – „Solidarność” w małych miastach – sytuuje się raczej moim zdaniem w zakresie politologii niż historii) i Pobłockiego polega na tym, że nie znają oni epok, do których w swoich książkach sięgają (średniowiecze i wczesna nowożytność), nie rozumieją ich, nie znają w stopniu choćby dostatecznym ani źródeł, ani literatury przedmiotu, nie dysponują też najprawdopodobniej podstawowymi narzędziami, by te epoki poznać (znajomość łaciny czy warsztat naukowy historyka).
 
Warto też wrócić do pytania, dlaczego przedstawiciele innych nauk humanistycznych i społecznych czują się powołani do pisania akurat o historii. Czy w polskiej historiografii istnieje tak dotkliwa luka, że wypełnienie jej staje się potrzebą chwili, a skoro historycy nie podejmują się tego zadania, spada ono na barki innych? Czy też może po prostu kulturoznawcom historia wydaje się łatwa, bo co tu może być trudnego, skoro zna się kilka dat i faktów, a na dodatek przeczytało się jedną czy dwie książki?
 
Chciałbym być dobrze zrozumiany: nie uważam, że nie warto pisać historii wykluczonych. Nie odmawiam też prawa do pisania o historii nie-historykom. Zastanawiam się tylko, dlaczego poziom dyskursu tak bardzo się obniża.
 
I jeszcze jedna uwaga na marginesie: skoro już o tym mowa, bardzo przydałaby się nam nowoczesna monografia poświęcona wojnie chłopskiej w Niemczech (1524-1526). W języku polskim mamy trzy książki na ten temat, wszystkie jednak dość stare i bardzo mocno marksistowskie, a ujęcie to nie do końca już dziś przekonuje (F. Engels, "Wojna chłopska w Niemczech", Warszawa 1950; M. Smirin, "Reformacja ludowa Tomasza Münzera i wielka wojna chłopska", cz. 1-2, Warszawa 1951; M. Bensing, S. Hoyer, "Wojna chłopska w Niemczech 1524-1526", Warszawa 1973 (pierwsze wydanie oryginalne w NRD – 1965)).

wtorek, 27 kwietnia 2021

R. Mitter, Chiny nowoczesne


Chińskie miasto Wuhan słynne jest dziś jako miejsce, w którym rozpoczęła się, ogarniając wkrótce cały świat, pandemia COVID-19. Mało kto jednak wie, że niemal 110 lat temu, w październiku 1911 r., wybuchło tam lokalne powstanie, które rozszerzyło się na inne ośrodki i w konsekwencji doprowadziło do upadku cesarskiej dynastii Quing. Jej ostatni przedstawiciel, sześcioletni cesarz Puyi, abdykował 12 lutego 1912 roku*. Po dokonaniu tego aktu proklamowane zostało powstanie Republiki Chińskiej. Rewolucja rozpoczęta w Wuhan zakończyła pewien etap historii Chin i pchnęła je na zupełnie inne tory. I być może obecnie sytuacja się powtarza, tylko już na skalę globalną.

Dwa tygodnie temu pisałem o wydanym przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego eseju poświęconym syryjskiemu miastu Palmyra. Dziś chciałbym podzielić się z Państwem innym esejem tegoż Wydawnictwa, wydanym w serii „Krótkie wprowadzenie” i poświęconym Chinom.

Chiny to kraj o bardzo bogatej kulturze i ciekawej historii, aspirujący dziś do odgrywania roli globalnego mocarstwa. Kraj dynamicznych przemian, zachodzących tak szybko, że książki o nim dezaktualizują się zaraz po publikacji, co trafnie zauważył polski tłumacz prezentowanego eseju: „biorąc pod uwagę czas dzielący datę publikacji drugiego, ostatniego wydania oryginału (zaktualizowanego w 2016 roku) od ukazania się wersji polskiej, opracowanie wydaje się przedstawiać nader optymistyczny obraz otwartości chińskiej gospodarki, a zwłaszcza wolności obecnie panującej w Chinach, niekorzystnie zweryfikowany przez blisko pięć lat, które od tej chwili zdążyły upłynąć”. Bartosz Kowalski zaznacza również, iż zaprezentowane przez Ranę Mittera nadzwyczaj zwięzłe ujęcie „niezwykle złożonego zagadnienia Chin nowoczesnych”, ma „wszystkie wady swoich zalet”, co wydaje się być obserwacją bardzo trafną.

Aczkolwiek zasadniczym punktem odniesienia dla Rany Mittera jest chińskie państwo współczesne, to jednak patrzy on na nie z perspektywy historycznej. Ostatecznie zatem otrzymujemy książeczkę nie tyle o tym, jakie Chiny są obecnie, ile o tym, skąd się wzięły; nie tyle o współczesnych Chinach, ile o drodze do tego, by to państwo stało się współczesnymi Chinami. Próbując pokazać dynamikę ich rozwoju, a nie statyczny obrazek z chwili obecnej, Chinom XXI w. Autor poświęcił ogółem zaledwie kilka ze stu pięćdziesięciu stron całości.

Jeśli jesteście ciekawi, na jakich podstawach ufundowana została i wyrosła dzisiejsza „fabryka świata”, na którą Zachód patrzy na ogół z mieszaniną podziwu, pogardy, fascynacji i strachu, sięgnijcie po ten tekst. Oczywiście ta mała książeczka (której niestety zabrakło starannej korekty językowej) nie daje zbyt wielu odpowiedzi, a jej lektura nie wystarczy do tego, żeby Chiny poznać czy zrozumieć, jednak z pewnością jest dobrym krótkim wprowadzeniem i podpowiada, jakie pytania o Państwo Środka powinniśmy zadawać. A to, że warto ten kraj poznawać, nie ulega wątpliwości.


R. Mitter, Chiny nowoczesne, tłum. B. Kowalski, Łódź 2021

*Na podstawie spisywanych przez niego w zeszytach wspomnień powstała książka „Byłem ostatnim cesarzem Chin” (wydana w Polsce w 1988 r.). Na jej podstawie w 1986 r. Bernardo Bertolucci nakręcił film „Ostatni cesarz”.


poniedziałek, 12 kwietnia 2021

P. Veyne, Palmyra której już nie ma


O antycznym syryjskim mieście Palmyra cały świat usłyszał w 2015 r., gdy bojownicy Państwa Islamskiego zaczęli udostępniać w Internecie nagrania dokumentujące zniszczenia budowli, jakich tam dokonywali: wysadzenia w powietrze świątyni boga Balszamina, świątyni boga Bela, trzech wież grobowych czy łuku palmyreńskiego. „Dżihadyści zamordowali jednego z najbardziej zasłużonych archeologów w Palmyrze, 81-letniego Chaleda al-Asaada [który stanął przeciwko nim w obronie zabytków]. Jego pozbawione głowy ciało powiesili na jednej z kolumn na głównym placu starożytnego miasta” (wyborcza.pl).

Nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego ukazała się właśnie książka francuskiego archeologia i historyka, Paula Veyne, poświęcona temu obróconemu w perzynę miastu, na początku naszej ery tętniącemu życiem, wielokulturowemu, czerpiącemu z dorobku cywilizacji Wschodu i Zachodu.

Jak pisze o tej publikacji jej tłumacz: „To esej, w którym głębia oraz zasięg refleksji Autora daleko wykracza poza granice jednej tylko naukowej dyscypliny. To esej o różnych kulturach, śródziemnomorskich i orientalnych, o ich wzajemnym przenikaniu, o ich długim trwaniu”. Dodajmy, iż jest to esej o wspaniałym starożytnym mieście, którego już nie ma. O mieście, którego nie zniszczyły do szczętu żywioły ani wrogie armie, lecz szaleństwo współczesnych barbarzyńców. To książka o tym, co traci światowa kultura przez religijny fanatyzm i opowieść o historii liczącej kilka tysięcy lat, zakończonej wybuchem fanatycznego szaleństwa.

Pomimo niewielkich rozmiarów (137 stron tekstu wraz ze zdjęciami) tomik ten ujawnia wielką humanistyczną erudycję Autora. Jest to jedna z niewielu książek, które naprawdę czyta się jednym tchem.

Według Veyne’a wysadzenie zabytków przez Państwo Islamskie było gestem tożsamościowym, mającym podkreślać odrębność i podmiotowość kultury islamskiej, całkowicie różnej i niezależnej od innych kultur, a szczególnie od dominującej kultury zachodniej. Palmyrze najbardziej zatem zaszkodziło nie to, że w czasach przedmuzułmańskich wyznawano tam pogaństwo, lecz to, że tak bardzo interesował się nią znienawidzony przez islamistów Zachód. Sięgnijcie po tę książkę by przekonać się, czemu to miasto było tak fascynujące.

P. Veyne, Palmyra której już nie ma, tłum. P. Filipczak, Łódź 2021

Zdjęcia: https://wyborcza.pl/5,140981,18669402.html?i=0

https://whc.unesco.org/en/list/23/gallery/

https://pcma.uw.edu.pl/2017/11/13/palmyra/

https://www.polityka.pl/galerie/1656760,1,jak-tzw-panstwo-islamskie-zniszczylo-palmyre.read

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1762452,1,starozytna-palmyra-otwarta-dla-turystow-juz-w-2019-r.read

wtorek, 6 kwietnia 2021

Monsieur de la Palisse est mort


Ilustracja przedstawia Jaquesa de Chabannes, seigneura de la Palice (Palisse), marszałka Francji (1468-1525). Jego śmierć w bitwie pod Pawią zainspirowała powstanie piosenki „Monsieur d’la Palisse est mort”. Jej pierwsza zwrotka brzmi:

Monsieur de la Palisse est mort
Est mort devant Pavie
Un quart d'heure avant sa mort,
Il était encore en vie.

W XVIII w. przyśpiewkę tę przerobiono na prześmiewczy kuplet, a w kolejnych stuleciach powstawały kolejne zwrotki (po francusku i włosku), których do dziś doliczono się już ponad pięćdziesięciu. Współcześnie w języku francuskim słowo lapalissade oznacza truizm, banał, coś oczywistego. Skąd te kpiny pod adresem poległego na polu bitwy wysokiego oficera? Otóż niedźwiedzią przysługę wyświadczyli de la Palice’owi jego właśni żołnierze, którzy po śmierci poważanego dowódcy na trumnie z jego szczątkami umieścili napis: „Tu spoczywa pan de la Palisse, który na kwadrans przed śmiercią był jeszcze żyw”. Ten naiwny epigram podkreślać miał odwagę marszałka, który jeszcze na kilka chwil przed śmiercią walczył z wielką odwagą. W pamięci potocznej zapisało się to jednak zupełnie inaczej.

 


 



czwartek, 25 marca 2021

Rys historyczny do użytku młodzieży salonowej


Kiedy Kara Mustafa wielki mistrz Krzyżaków
Szedł z licznemi zastępy przez Alpy na Kraków,
Do obrony swych granic zawsze będąc skory,
Pobił go pod Grünwaldem król Stefan Batory.
I bitny, nieugięty, twardy jak opoka,
Zabrawszy z innym łupem chorągiew proroka,
Gonił przez godzin dziesięć w całym pędzie koni
Uciekających wrogów aż do Macedonii.
Tam królowa Medicis, pani wielkiej cnoty,
Bawiła go w stolicy przez cztery... soboty,
A syn jéj bohaterski Alexander wielki
Darował mu do zbroi dwie złote pętelki.
Na północy tymczasem w jakąś złą godzinę
Marjusz mieczem i ogniem niszczył Kartaginę.
Prawnuk zaś jego Tytus patrząc na to z żalem
Od najścia dzikich Franków bronił Jeruzalem.
Wtedy to wśród Sahary w owym kraju... futer
Szczepił nową religję sławny Marcin Luter,
I pracując gorliwie piórem i wymową,
Zginął razem z Homerem w noc Bartłomiejową,
Którą, pragnąc dać uczuć moc swojéj tyranji,
Królowa Marja Stuart wyprawiła w Danji.
August trzeci król saski wezwał Salomona,
Sądząc, że z nim niegodną królowę pokona,
Lecz zdradzony przez szczęście w złych losów kolei,
Zaszczycił swą niewolą przylądek nadziei.
Wenecjanie nań patrząc nieprzychylnym okiem,
Zabili go w Mexyku z kapitanem Kokiem.
W tym czasie zaś Kopernik wojażer na wschodzie
Robił świeże odkrycia na lądzie i wodzie,
Objechawszy frachtówką Azję i Afrykę,
Po tygodniu podróży odkrył Amerykę,
A Kolumb z nim zwiedziwszy wszystkie świata końce,
Wyrzekł, iż koło ziemi obraca się słońce.
Kortez mąż Izabelli hiszpańskiej królowy
Powstawał na ten wniosek bluźnierczemi słowy,
Ale że świat mu przeczył zanadto upornie,
Pod swoje panowanie podbił... Kalifornię,
Gdzie Palmerston Sardyńczyk i książę de Conde
Przeciwko tyranowi obudzili Frondę,
Richelieu tam będący na silnéj pozycji,
Zginął pod krwawym mieczem świętéj inkwizycji.
Sthepenson [!] ucieszony tą okrutną karą,
Wynalazł nowe statki poruszane parą
Lecz wypędzony z Tracji rodzinnego kraju,
Uczynił z nich użytek na rzece Dunaju.
Fulton jego przyjaciel, mąż z sercem nie płochem,
Myślał nad Telegrafem, a Byron nad prochem,
I kiedy ich odkrycie było uwieńczonem,
Puścili się na morze sukiennym balonem,
Tam zaskoczeni burzą i straszną zawieją,
Unieśli się w powietrze żelazną koleją.
Mazarini król Persji rozgniewany o to,
Z kopalń Bochni wydobył prawie wszystko złoto,
Za nie uformowawszy trzy pułki ułanów
Rozbił w trojańskiej wojnie walecznych Spartanów.
Mieszkańcy wysp sandwichskich schwytawszy go wreszcie,
Uwięzili w Sztokholmie, a zabili w Peszcie.
W tem przybył od Papieża do Saula goniec,
I na miesiąc położył wszystkim wojnom...
...Koniec.

(„Kurjer Świąteczny” nr 57/1869)