niedziela, 18 czerwca 2017

Polityka historyczna


„Rosyjski nacjonalizm państwowy zawsze marzył o partenogenezie. Zawsze poszukiwał mitu odrębnego pochodzenia, w którym to micie rodziłby się geniusz narodu rosyjskiego, tak jak z nasienia rozwija się łodyga, liście i owoce. Interpretacja „warangiańska”, podkreślająca historyczny fakt, że pierwsze rosyjsko-słowiańskie państwo zostało założone w okolicach Kijowa nad Dniestrem przez Wikingów, nie miała łatwego życia za ostatnich carów oraz stalinowskiej policji intelektualnej. Wersja „bizantyńska”, interpretująca wczesną kulturę i instytucje rosyjskie jako sprowadzone z Konstantynopola wraz z prawosławnym chrześcijaństwem, również nie cieszyła się uznaniem wśród biurokratów, którzy tworzą „patriotyczne” lub „postępowe” programy nauczania i decydują, którego uczonego należy zdymisjonować za podejrzane poglądy.

Za Stalina mit partenogenezy (bądź „autochtonii”) sięgnął wyżyn absurdu. Z archeologii radzieckiej usunięto samo pojęcie migracji. Zmiany kulturowe – zadekretowali partyjni biurokraci od archeologii – były pochodną rozwoju w obrębie trwałych zbiorowości, nie zaś przybycia nowej ludności ze wschodu lub zachodu. Wyrażenie „wędrówka ludów” (Völkerwanderungen) , określające ruchy ludnościowe po upadku Zachodniego Cesarstwa Rzymskiego, zostało zakazane. Uznano na przykład, że Goci krymscy nie byli germańskimi najeźdźcami, lecz „wyłonili się autochtonicznie i etapami z wcześniejszych plemion”. Chazarowie przestali być tureckimi koczownikami ze wschodu, przeradzając się w lud z dawien dawna zamieszkujący kraj doński i północny Kaukaz: „owoc autochtonicznej etnogenii [sic!] zrodzony z małżeństw mieszanych pomiędzy miejscowymi plemionami”. Tatarów odkryto na nowo jako rdzenny lud nadwołżański. Co groźniejsze, skandynawskich Warangów, którzy stworzyli pierwsze państwo ruskie wokół Kijowa, przerobiono na Słowian.

Od początku lat trzydziestych do końca lat pięćdziesiątych urzędnicy partyjni zawiadujący radziecką archeologią zaprojektowali i zbudowali strzelisty gmach szowinistycznego imbecylizmu. Chodzi o tezę, że cały obszar współczesnej Rosji, Ukrainy, Europy Wschodniej, a nawet Środkowej był zamieszkany przez ludność prasłowiańską od połowy epoki żelaza, czyli od około 900 roku p.n.e. Stalin wystrzelił z rewolweru w powietrze i cała przeszłość czarnomorskich stepów, złożona z nieustannych migracji i mieszania się plemion, zastygła w miejscu z przerażenia i zamieniła się w historię statycznego rozwoju społecznego.

Strzały nie były wyłącznie metaforyczne. Michaił Miller, archeolog rosyjski, który po drugiej wojnie światowej schronił się na Zachodzie, w swojej książce Archeology in the USSR opisał los, jaki spotkał jego kolegów, kiedy w latach 193-1934 wytyczano nową linię. Jakieś 85 procent członków tego zawodu padło ofiarą czystki. Większość z nich wywieziono do syberyjskich lub środkowoazjatyckich obozów pracy lub skazano na wygnanie. Niektórych rozstrzelano lub popełnili samobójstwo, gdy NKWD przyszło ich aresztować. Większość – łącznie z wybitnie uzdolnionym bratem Millera, Aleksandrem – przepadła w gułagu.

Dopiero wiele lat po śmierci Stalina przeszłość południowego stepu odważyła się znowu poruszyć, zrazu bardzo ostrożnie. A.L. Mongait był partyjnym lojalistą, któremu zlecono napisanie przeznaczonej dla zachodniego czytelnika książki  częściowo naprawiającej szkody wyrządzone przez Millera. Opublikowana w wersji angielskiej w 1961 roku, również pod tytułem Archeology in the USSR, niesmiało podnosiła „problem scytyjski”, jak to nazwał autor, czyli niezaprzeczalny fakt, że Scytowie przybyli na step nad Dnieprem i Donem z innych obszarów. Pozwolił Scytom migrować – ale tylko trochę. „Parli na zachód znad dolnej Wołgi”, gdzie, twierdził Mongait, przyszli na świat w którymś okresie epoki brązu. Prawda znana nauce od niemal pięćdziesięciu lat – że Scytowie byli związkiem plemion mówiących językiem indoirańskim i przybyłych z Azji Środkowej – była dla niego nie do strawienia”.

N. Ascherson, Morze Czarne, Poznań 2002, s. 55-56