poniedziałek, 3 czerwca 2024

Zalecenia Teodora Studyty


Jednym z cieszących się największym poważaniem mnichów prawosławnych IX w. był igumen klasztoru Studion w Konstantynopolu, św. Teodor Studyta (zm. 11 listopada 826). Teodor był autorem licznych dzieł, w tym listów, katechez, mów pogrzebowych, pism teologicznych, a także epigramatów. W przypisywanych mu "Epitimia" znajdują się m.in. zalecenia dyscyplinarne dla skrybów i bibliotekarzy, przewidujące różnorodne kary za niedbałe wykonywanie ich obowiązków. Osiem zasad dotyczyło skrybów, trzy natomiast odnosiły się do bibliotekarzy oraz wypożyczania książek z klasztornej biblioteki.

Za zużywanie zbyt dużej ilości kleju czy też marnowanie go przez zbyt długie przetrzymywanie, karą było pięćdziesiąt przyklęknięć. Jeśli ktoś nie dbał wystarczająco o kodeks, z którego przepisywał oraz ten, który był kopiowany, nie odkładał ich na miejsce we właściwym czasie, nie zachowywał właściwej pisowni czy popełniał błędy akcentuacyjne i interpunkcyjne, wykonać musiał sto trzydzieści przyklęknięć. Jeśli ktoś podawał z pamięci tekst kopiowany, przez trzy dni nie mógł wchodzić do kościoła. Mnich, który czytałby z innej księgi niż ta, którą miał kopiować, nie mógł spożywać gotowanych potraw. Karą za połamanie pióra w gniewie było trzydzieści przyklęknięć. Gdyby ktoś zabrał innemu skrybie poszyt, w którym tamten pisał, bez jego wiedzy, miał przyklęknąć pięćdziesiąt razy, natomiast za nieprzestrzeganie poleceń przełożonego nie wolno było wchodzić do kościoła przez dwa dni. A wreszcie zaniedbywanie obowiązków przez przełożonego kopistów, takie jak stronnicze rozdzielanie pracy czy też traktowanie bez należytej troski pergaminu czy narzędzi, co prowadziłoby do ich zniszczenia, zagrożone było karą stu pięćdziesięciu przyklęknięć oraz zakazem wchodzenia do kościoła. 
 
Obowiązków bibliotekarzy oraz zasad korzystania z księgozbioru dotyczyły jedynie trzy zasady porządkowe. Jeśli ktoś wypożyczył książkę i nie dbał o nią należycie lub też dotykał bez pozwolenia książkę wypożyczoną przez innego mnicha albo marudząc szukał innej książki niż ta, którą wziął wcześniej, nie mógł już wziąć do ręki żadnego kodeksu do końca danego dnia. Bibliotekarz, który nie wykazywałby się należytą troską o książki, nie wytrząsał ich, nie odkurzał i nie układał na półkach, miał nie jeść gotowanych potraw. A wreszcie mnich, który ukrywałby we własnej celi książki bez dobrego uzasadnienia i nie zwracał ich do biblioteki w momencie, w którym bibliotekarz uderza w gong, miał za karę stać w refektarzu (tzn. nie wolno mu było siadać podczas posiłków).

poniedziałek, 27 maja 2024

Konstantynopol - Nowy Rzym


Pewnym zaskoczeniem jest dla mnie szerokie zainteresowanie dziejami Bizancjum wśród polskich miłośników historii. Na Facebookowych grupach historycznych regularnie pojawiają się pytania o opracowania na ten temat. W związku z tym chciałbym polecić książkę, o której nieczęsto się wspomina, a która warta jest lektury. Chodzi o tom „Konstantynopol - Nowy Rzym: Miasto i ludzie w okresie wczesnobizantyńskim” pod red. M.J. Leszki i T. Wolińskiej (Warszawa 2018). Jest to bardzo obszerna (751 s.) monografia poświęcona stolicy cesarstwa wschodniego w okresie IV-VI w., napisana bardzo ładnym, momentami wręcz literackim językiem, dzięki czemu czyta się ją o wiele łatwiej i przyjemniej niż np. jedno z klasycznych opracowań autorstwa Georgija Ostrogorskiego. I o ile to ostatnie skupia się w zasadzie wyłącznie na dziejach politycznych Bizancjum, to autorzy tomu o Konstantynopolu wiele miejsca poświęcają znacznie dla mnie ciekawszym kwestiom społeczno-kulturalnym. Bardzo polecam.

wtorek, 30 kwietnia 2024

B. Van Loo, Burgundczycy


Książka Barta van Loo rozpoczyna się frapująco. W „Prologu” Autor opisuje swoją drogę do studiów nad historią Burgundii. Ciekawi mnie odpowiedź na pytanie, jak zostaje się historykiem, a niestety u polskich badaczy przeszłości na ogół brakuje takiej autorefleksji. Z tym większym zainteresowaniem zatem przystąpiłem do lektury. Co nam ona daje poza oryginalnym prologiem?


„Burgundczycy” to niemal sześćsetstronicowy opis świetnego burgundzkiego stulecia, trwającego od 1369 do 1482 r. W tym okresie Burgundia rozkwitła, a następnie, po śmierci Karola Śmiałego, rozpadła się i utraciła byt jako niezależne księstwo. Czytelnik otrzymuje potoczyście opowiedzianą historię jednego z najważniejszych księstw późnośredniowiecznej Europy, leżącego pomiędzy Francją a Niemcami i rozciągającego się od Morza Północnego aż do Sabaudii na południu, stworzonego w początku nowej epoki przez przybyły z Bornholmu lud Burgundów.


W zależności od punktu widzenia, język jest największą zaletą lub wadą tej książki. Historykom akademickim prawdopodobnie nie spodoba się zbyt swobodny styl autora, jednak dzięki niemu książka ma szansę zyskać popularność wśród szerszego grona odbiorców. Uczciwie trzeba przyznać, że styl Van Loo bywa nieznośnie pretensjonalny, na przykład: „Plusk świętej wody wywołał fale, które unosiły się przez wieki”; „Wiara rosła na glebie rozpaczy chłopów pańszczyźnianych i bogactwa arystokracji, tak jak pokrzywy i róże rosną na kupie gnoju”; „W tamtych czasach wielki żarłok nazywany historią ledwo zaspokajał swój głód”.


Autora zajmuje głównie historia polityczna, ale podaje też wiele wiadomości z zakresu historii kultury czy życia codziennego. Te fragmenty są według mnie najciekawsze, choć wydaje się, że mogłoby być ich więcej.


Czego natomiast w tej książce nie ma? Przede wszystkim pogłębionej analizy. Jest to esej w formie zbliżonej do literackiej, z afektowanymi niekiedy, manierycznymi formami stylistycznymi, przenośniami i parabolami. Rozważania jednak pozostają raczej na dość płytkim poziomie i nie zadowolą zawodowych historyków. Wbrew zapewnieniom Wydawcy, w czasie lektury nie przeżyłem momentów ekscytacji.


Pierwszą ofiarą tych egzaltowanych wywodów padł sam Autor (lub też polska tłumaczka dzieła). W książce zdarzają się bowiem fragmenty, które są po prostu niezrozumiałe. Na przykład: „Jakobina była wściekła, że jej trzeci mąż nie rzucił się odważnie do boju. Musiała teraz patrzeć, jak Filip z Saint-Pol spokojnie kontynuuje oblężenie ‘s-Gravenbrakel. Na szczęście dla niego nie mógł się przebić do miasta (…)” (s. 279). Na szczęście dla kogo nie mógł się przebić i dlaczego był to szczęśliwy zbieg okoliczności? Nie wiadomo. Wielokrotnie w toku opowieści czytelnik gubi się w korowodzie postaci książąt i hrabiów, obdarzanych różnymi przydomkami, które Autor miesza ze zręcznością ulicznego naciągacza grającego w trzy kubki, pozostawiając czytelnika w stanie silnej dystrakcji. Który to kubek? Który to książę?


Korekta na ogół jest staranna, choć zdarzają się też literówki czy zabawne lapsusy językowe, jak np. „Papież bez mrugnięcia płacił okiem za (…)” (s. 44) czy „biskup biskupstwa” (s. 427).


Książka jest pięknie wydana, jej wartość podnoszą dwie wkładki z barwnymi, dobrej jakości fotografiami. I jeśli chodzi o ocenę końcową, to jestem pewien, że pozycja ta będzie świetnie prezentować się na półce.


B. Van Loo, Burgundczycy. Książęta równi królom, Znak Horyzont, Kraków 2024


środa, 6 marca 2024

K. Maliszewski, Droga chłopaka z Rudnik na Uniwersytet Mikołaja Kopernika


Bardzo lubię książki autobiograficzne i wspomnieniowe. Kolekcjonuję wspomnienia polskich historyków i na bieżąco uzupełniam ich bibliografię. Niektóre są świetne, inne grafomańskie. Wspominki K. Maliszewskiego niestety należą do tej drugiej kategorii. Raczej nie polecam.


Autor nie ma zbyt wiele ciekawego do opowiedzenia, więc strasznie wszystko rozciąga, naciąga i przeciąga. Opisy "śmiesznych kawałów", które robili sobie z kolegami w czasach studenckich, po prostu żenują, nie śmieszą. Zresztą skoro trzeba czytelnika uprzedzać, że teraz nastąpi opis "śmiesznego kawału", to znaczy, że wcale nie jest on śmieszny. Całość, a szczególnie sam bohater książki, robi wrażenie konstruktu wyjątkowo sztucznego, nierzeczywistego. Maliszewski prześlizguje się przez rzeczywistość PRL jak aniołek przez bramy piekielne, napędzany wyłącznie idealistycznym umiłowaniem zdobywania wiedzy. I to jest główny czy w zasadzie jedyny motyw tej książki: rozpisane na prawie 200 stron jedno zdanie: "zawsze bardzo chciałem się uczyć". Nie ma socrealizmu, cała rzeczywistość materialistyczna jest pomijalnym dodatkiem, jest tylko autor zawieszony w świecie platońskich idei, otoczony ludźmi-półbogami (tak, wszystkie pojawiające się tu osoby, od szkolnych kolegów aż po profesorów UMK, to "przyjaciele", wszyscy są znakomici, genialni, dobrzy, uczynni, zdolni, pracowici itd., itp., etc.). Maliszewski wymyślił sobie świat bez wad. A nie przepraszam, ma jedną wadę, a mianowicie taką, że przemija. Takiego gniota nie czytałem od czasu "Wspomnień" Marka Barańskiego. Całość aż razi sztucznością.
 
K. Maliszewski, Droga chłopaka z Rudnik na Uniwersytet Mikołaja Kopernika. Wspomnienia, Toruń 2023

sobota, 24 lutego 2024

Upadek Rzymu

Jak upadł starożytny Rzym, historia prawdziwa.

L. Gumilow, Od Rusi do Rosji, Warszawa 1996, s. 23.

Związek pomiędzy myciem się oliwą a jedwabnymi ubraniami wyjaśniono we wcześniejszym akapicie: "Ludziom dokuczały pasożyty, przed którymi chroniła tylko jedwabna odzież. I gdy kobieta Hiung-nu dostała jedwabne giezło, nie musiała się wciąż drapać". Natomiast "handel jedwabiem okazał się zgubny dla obu imperiów: rzymskiego i chińskiego" (s. 24).

Generalnie ta książka pełna jest takich infantylnych uproszczeń. Jest to fantastyczna lektura dla kogoś, kto szuka prostych odpowiedzi na skomplikowane pytania.

 

Polityka historyczna

 


Fantastyczny przykład polityki historycznej, która nadal ma wielu zagorzałych obrońców.

„(…) lud ruski zapłacił wysoką cenę za tę pozytywną rolę Kościoła: jad ideologii religijnej przenikał głębiej (niż w okresie pogańskim) we wszystkie przejawy życia, osłabiał walkę klasową, odradzał w nowej formie pierwotne poglądy i utwierdzał na długie wieki w świadomości ludzkiej idee świata pozagrobowego, boskiego pochodzenia władzy oraz wiary w przeznaczenie, przekonanie o tym, że losami ludzi rządzi wola Boga.

Chociaż lud ruski nie był tak religijny, jak to próbują przedstawić historycy kościelni, to jednak ideologia religijna była przeszkodą na drodze do nieskrępowanego pojmowania rzeczywistości” (s. 50-51).