środa, 11 marca 2020

O (bez)sensie zniesienia habilitacji

„W latach 60., kiedy byłem młodszy i głupszy, fascynował mnie system anglosaski, z jednym tylko stopniem naukowym oraz konkursowym obsadzaniem stanowisk naukowych i dydaktycznych. Po bliższym wejrzeniu w ten system podziwiam jego sprawność i wydajność, ale fascynacji się wyzbyłem. Nabrałem konserwatywnego uznania dla modelu europejskiego. W czasach gierkowskich już tego modelu zdecydowanie broniłem i opierałem się próbom jego rewidowania.

Dlaczego?

Skłoniły mnie do tego następujące motywy. W krajach anglosaskich uczelnie wyższe, nawet finansowane przez państwo, są całkowicie niezależne i autonomiczne. W USA nie ma ministerstwa nauki, nie ma ustawy o szkołach wyższych i stopniach naukowych żadne władze nie nadają tytułów profesorskich. Wszystkie regulacje są wynikiem dobrowolnego porozumienia wiodących uczelni i bazują na ich autorytecie. W tych warunkach praktycznie nie jest możliwa ingerencja w procesy formowania kadr naukowych spoza uczelni, protekcjonizm polityczny czy populistyczny. W Europie inaczej, tradycja preferuje etatyzm, władze państwa regulują model uczelni, tryb promowania kadry, kontrolują mianowania profesorskie. Jest tu wielkie pole do politycznego, pozamerytorycznego, zabójczego dla nauki protekcjonizmu. Uczelnie broniły się przed tym właśnie systemem uzależnienia awansu kadry od środowiska, między innymi habilitacją. Próba pożenienia amerykańskiego systemu z europejskim etatyzmem musi – w moim przekonaniu – prowadzić do biurokratycznej deformacji, do wyhodowania bezpłodnego naukowo potworka. Obawiam się, że współczesne polskie reformy szkolnictwa wyższego i nauki, niszczące tradycję i wojujące z rzekomą supremacją starej profesury, ku temu zmierzają”.

A. Werblan , R. Walenciak, Polska Ludowa. Postscriptum, Warszawa 2019, s. 229-230