niedziela, 7 kwietnia 2013

S. J. Shaw, Historia Imperium Osmańskiego i Republiki Tureckiej, tom I



Nie sposób lepiej rozpocząć recenzji dzieła Stanforda J. Shawa niż posługując się cytatem z jego własnej przedmowy: „Historia Imperium Osmańskiego jest dość skomplikowana. Obejmuje nie tylko ród Osmanów i grupę narodowościową, dziś nazywaną Turkami, lecz również wszystkie ludy wchodzące w skład Imperium Osmańskiego czy oddziaływujące na nie z zewnątrz (Arabowie, Serbowie, Grecy, Ormianie, Żydzi, Bułgarzy, Węgrzy, Albańczycy i wiele innych)”. Już te dwa zdania uświadamiają czytelnikowi, w obliczu jak ogromnie złożonej problematyki staje. Nie da się mówić o historii Europy bez uwzględnienia historii Imperium Osmańskiego.


Pierwszy tom Historii omawia „prapoczątki Imperium Osmańskiego, szczyt jego chwały i rozkwitu w XVI wieku i początek jego upadku, aż do wczesnego wieku XIX”. Opowieść rozpoczyna się zatem nie od Osmana, lecz o wiele wcześniej, od innych dawnych ludów tureckich, głównie tych, które stworzyły silne organizmy państwowe, jak kaganat Göktürków (552-744) czy imperium Wielkich Seldżuków (XI-XIII w). Tego okresu sięgają m.in. walki Turków z Bizancjum (bitwa pod Manzikert 19 sierpnia 1071 r. to jedna z najważniejszych bitew w historii). Ekspansja turecka szła jednak także w innych kierunkach, niż tylko przeciwko Cesarstwu Wschodniorzymskiemu. Chrześcijanie z Zachodu zetknęli się z Seldżukami pod koniec XI w. w czasie pierwszej wyprawy krzyżowej, mającej na celu odbicie z ich rąk Ziemi Świętej. Państwo Seldżuków rozpadło się po uderzeniu Mongołów w połowie XIII w. Nikt nie mógł wtedy nawet podejrzewać, że bejlik utworzony pod koniec XIII w. w Anatolii, na pograniczu z bizantyńską Bitynią, da początek wielkiemu imperium, które zaważy na losach świata. Władca tego bejliku, Osman, był nie tylko założycielem dynastii, lecz także przekształcił swoje prowincjonalne państewko koczowników w prawdziwe państwo ze stolicą, dysponujące zapleczem administracyjnym, gospodarczym i wojskowym.

W ciągu XIV w. państwo to rozrastało się kosztem słabnącego Cesarstwa Bizantyńskiego, unikając zatargów z turkmeńskimi i muzułmańskimi sąsiadami. Po zdobyciu przewagi nad Bizancjum (po 1363 r.) jego ekspansja skierowana została na Bałkany. W XVI w. podbite i podporządkowane zostały Wielka Syria, Egipt, Irak, Półwysep Arabski i Jemen (zob. Jane Hathaway, Arabowie pod panowaniem Osmanów 1516-1800, współpraca Karl K. Barbir, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa 2012).

Shaw pisze historię polityczną Imperium, przedstawiając zarówno dość szczegółowo podboje militarne Osmanów, jak i organizację ich armii. Dynamika państwa była bowiem taka, że wymuszała prowadzenie przez nie wojen. Omawiane przez autora zagadnienia można ująć w kilka grup problemowych.

Wraz ze wspomnianymi zmianami, w miarę postępów w budowie i umacnianiu państwa, zachodzić musiały także zmiany w strukturze rządów i administracji. Następcy Osmana przekształcić musieli pograniczny bejlik zamieszkały przez ludność koczowniczą, którego władca również rządził „z siodła”, w państwo zbudowane wokół wyraźnych struktur władzy, ze stolicą i władcą, który nie był już tylko jednym z wielu równych sobie przywódców klanów. W miarę rozwoju państwa, jego rozrostu terytorialnego, dawny model zarządzania przestał wystarczać. Gdy do imperium przyłączano nowe prowincje, należało także uelastyczniać administrację, przystosowywać ją do zarządzania nowymi nabytkami. Tym bardziej, że ekspansja dokonywała się w różnych kierunkach, do imperium przyłączano krok po kroku tak różne organizmy, jak z jednej strony chrześcijańskie Bałkany, z drugiej zaś – muzułmańskie prowincje arabskie. Należało także przystosować skarb, aby finansować nowy, rosnący aparat administracyjny i armię, a także skutecznie ściągać podatki. Stało się konieczne wyodrębnienie wyspecjalizowanych instytucji państwowych.

W związku z tym Osmanie dokonując podbojów nie niszczyli lokalnych struktur, lecz starali się je wykorzystywać i adaptować. Np. na Bałkanach nie usuwali miejscowych książąt, lecz podporządkowywali ich sobie. Kiedy ci uznali osmańskie zwierzchnictwo, dostarczali nowym panom posiłków wojskowych i płacili im podatki. Życie lokalnych społeczności po dokonanym podboju niewiele się zmieniało, nie były one zmuszane do przyjmowania islamu. Ludności chłopskiej niejednokrotnie wręcz powodziło się lepiej po zmianie rządów. Wielu chrześcijan wchodziło na służbę w osmańskim aparacie urzędniczym czy też podejmowało służbę wojskową jako dzierżyciele timarów. Wbrew utartym stereotypom brankę, czyli dewszirme, postrzegano jako szansę na awans dla chłopca przyjętego do służby sułtana, a tym samym również dla całej rodziny. Jednak nadawanie niemuzułmanom przywilejów (np. przez Mehmeda II) oraz mianowanie ich na stanowiska w administracji, wywoływało niezadowolenie muzułmanów, którzy np. musieli płacić podatki chrześcijanom, i z czasem prowadziło do konfliktów.

Wydaje się, że omawiając tę problematykę, warto byłoby więcej uwagi poświęcić postaci Mehmeda Sokollu Paszy, jednego z najwybitniejszych mężów stanu (mówiąc współczesnym językiem) XVI wieku. Sokollu (Sokolović), Bośniak, jako nastoletni braniec z dewszirme trafił do Stambułu, by z czasem stać się drugą osobą w państwie. Jego kariera, choć może niekoniecznie typowa, była jednak charakterystyczna dla mechanizmów państwa osmańskiego. Natomiast ocena Sokolovićia, która znalazła się na stronie 185, jest w moim przekonaniu powierzchowna i niesprawiedliwa: „słaby i leniwy syn sułtana [Selim] miał teraz u swojego boku genialnego doradcę, który wprawdzie zapewnił mu sukcesję, ale również skupił w swych rękach większość faktycznej władzy i manipulował Selimem według własnych potrzeb do końca XVI wieku”. To prawda, że Sokollu (zamordowany w 1579 r.) przyjął na swoje barki ciężar władzy, lecz nie z pobudek egoistycznych, ponieważ całe swoje życie poświęcił pracy dla dobra państwa.

W dziejach Imperium wyraźnie można wyodrębnić przeplatające się okresy wzrostu i upadku. Działo się tak już od samych jego początków w XIV wieku. Po sukcesach militarnych i podbojach terytorialnych, na początku XV w. Osmanom zadali klęskę Mongołowie pod wodzą Tamerlana. Mimo to jednak niedługo państwo znów wzrosło w siłę. Fascynujące jest, jak w ciągu stuleci potrafiło ono radzić sobie z kryzysami, w jaki sposób potrafiło je przetrwać i podnosiło się po odniesionych porażkach.

Od bitwy na Kosowym Polu (1389), poprzez Nikopolis (1396), Warnę (1444), Konstantynopol (1453), Belgrad (1521), Mohács (1526) walki Osmanów z chrześcijanami to jedno prawie nieprzerwane pasmo sukcesów. Zwycięstwa te wzmagały strach przed Osmanami w Europie, a równocześnie podnosiły ich prestiż i znaczenie w świecie islamu. Dopiero bitwa pod Lepanto (1571), aczkolwiek nie przyniosła trwałego sukcesu militarno-politycznego, miała charakter przełomu symbolicznego i zmieniła stosunek chrześcijan do problemu tureckiego, kończąc pewien okres w budowaniu obrazu „Turka” jako niezwyciężonego przeciwnika militarnego.

Równocześnie na innych frontach Osmanów spotykały także porażki. Wspomniałem już o klęsce odniesionej w 1402 r. z rąk Tamerlana, której wynikiem były interregnum, kryzys i wojna domowa, rozłam w rodzinie Osmanów, zakończone przez Mehmeda I w 1413 r. Nastąpiła wówczas odbudowa potęgi państwa.

Kolejnym problemem były bunty wewnętrzne, które musieli tłumić władcy osmańscy. Mehmed I po przywróceniu władzy musiał sobie z poradzić z rebelią w Anatolii. W okresie późniejszym rewolty miały miejsce m.in. w prowincjach arabskich (o czym szerzej we wspomnianej książce J. Hathaway).

Potęga Osmanów w Europie i Azji została ugruntowana za czasów Murada II, który również, poprzez rozwijanie instytucji państwa i armii, przygotował swojemu następcy, Mehmedowi II zwanemu Zdobywcą, pole do odniesienia spektakularnych sukcesów militarnych. Osmańska armia w XV w. była instytucją nowoczesną i dobrze wyposażoną, wcześnie zaczęła używać dział i broni palnej. Osmanie ściągali na swoją służbę europejskich inżynierów i puszkarzy, rozbudowywali także flotę.

Nie trzeba przypominać, jak ważnym wydarzeniem w dziejach Europy i samego Imperium było zdobycie Konstantynopola. Dla Mehmeda II był to sukces o wiele ważniejszy ideologicznie i politycznie niż militarnie. Dzięki niemu nadał swojej władzy mocniejszą legitymację, umocnił także swoją pozycję na arenie międzynarodowej. Również dla Europy był to wstrząs bardziej w płaszczyźnie symbolicznej. Warto zwrócić uwagę na ważną rzecz: na Zachodzie wydarzenie to przedstawia się jako dramatyczny upadek miasta, stolicy Cesarstwa, w którego obronie padł na murach jego ostatni władca. W istocie jednak, jak podkreśla Shaw, dla samego Konstantynopola-Stambułu, popadającego w pierwszej połowie XV wieku w ruinę, przejście pod rządy osmańskie było wybawieniem. Mehmed Zdobywca przemyślaną polityką zaludnił je na nowo kupcami, bankierami i rzemieślnikami, odbudował jego infrastrukturę (wodociągi, ulice). Trzeba zresztą zauważyć, iż Mehmed dbał o rozwój gospodarczy całego państwa.

W swojej książce w obrębie rozdziałów S. J. Shaw opisuje na przemian politykę zagraniczną (wojny, podboje) i wewnętrzną Imperium. Był to pewien naturalny rytm funkcjonowania państwa. Padyszachowie organizowali wyprawy wojenne, które wymagały znacznych nakładów finansowych, co rozregulowywało system, wiązało się bowiem z nakładaniem specjalnych podatków czy cofaniem przywilejów, po powrocie do stolicy musieli więc poświęcać więcej uwagi sprawom wewnętrznym i przywracaniu równowagi.

I tak np. warto wspomnieć, iż Mehmed II zbudował podwaliny systemu legislacyjnego, który ukształtował się w pełni pół wieku później, za czasów Sulejmana Wspaniałego, którego poddani nazywali Kanuni, czyli Prawodawca (Wspaniały to przydomek nadany mu przez Europejczyków).

W kwestii polityki zagranicznej Imperium Shaw zdecydowanie więcej uwagi poświęca jego kontaktom z Europą (zdobycze bałkańskie, wojny z Habsburgami, traktaty z Francją, Wenecją, Polską itp.) niż problemom prowincji arabskich (Półwysep Arabski, Afryka Północna). Nieznacznie większym zainteresowaniem autora cieszyły się osmańskie wojny z Persją. Dlatego też wspomniana książka J. Hathaway będzie doskonałym uzupełnieniem lektury.

Ważnym problemem wewnętrznym, z którym państwo musiało sobie radzić, były spory dynastyczne. Kwestia sukcesji władzy była pierwszoplanowym zagadnieniem w całym okresie istnienia Imperium Osmańskiego. Poszukiwano różnych rozwiązań, żadne jednak nie okazało się być trwale efektywne i bezdyskusyjne. Mehmed I wywalczył sobie władzę prowadząc wojnę przeciwko braciom. Mehmed II miał dwu synów, Bajezida i Cema, którym powierzył zarząd prowincji w równej odległości od stolicy, by po jego śmierci mieli równe szanse na objęcie władzy. Niestety każdego z nich popierały różne wpływowe grupy, w związku z czym wyścig po władzę nie był rozgrywką sportową, jak zakładał Zdobywca, a po objęciu władzy przez Bajezida wybuchła wojna domowa, która jednak nie przyniosła sukcesów młodszemu pretendentowi. Selim I, syn i następca Bajezida II, po objęciu władzy i bratobójczej walce, postanowił stracić nie tylko braci, lecz także bratanków i własnych synów, poza jednym, swoim ulubieńcem Sulejmanem. Odtąd mord konkurentów i pretendentów do władzy stał się na kilkadziesiąt lat zwykłym narzędziem przeciwdziałania wojnom sukcesyjnym i stabilizacji władzy dynastii. W okresie późniejszym, choć zaprzestano mordowania członków dynastii, instytucja władzy padyszacha zdegenerowała się.

Szczyt potęgi państwa osmańskiego przypada na czasy Sulejmana Wspaniałego (1520-1566). W okresie tym, zwanym klasycznym, Imperium było bardzo precyzyjnie zorganizowanym mechanizmem. Shaw wskazuje jednak, że kryzys rozpoczął się już w ostatnim dziesięcioleciu rządów Sulejmana, w związku z czym stwierdza wbrew ogólnie przyjmowanej periodyzacji, że szczyt potęgi osmańskiej przypadał na lata 1451-1556 (rozdział IV). Bowiem oprócz ogromnego terytorialnie imperium o silnych instytucjach państwowych i bogatej kulturze, Sulejman pozostawił w spadku swoim następcom także zaczątki kryzysu: „umocnienie się klasy dewszirme, wycofywanie się sułtana z zajmowania się bieżącymi sprawami administracyjnymi, wzrost wpływu haremu oraz niemożność rozwiązania problemów gospodarczych i społecznych”.

„Począwszy od półmetka rządów Sulejmana Wspaniałego w złożonej strukturze osmańskiej administracji i społeczeństwa dały się zauważyć oznaki słabości. Proces ten, trwający prawie nieprzerwanie do końca XVIII wieku, wiązał się z postępującą utratą potęgi imperium, z kurczeniem się jego terytorium i rosnącą dominacją imperializmu europejskiego. Gdy Turcja dołączała do nowoczesnego świata w XIX wieku, była już chorym człowiekiem”. Shaw stoi więc na stanowisku, zdezaktualizowanym przez nowsze badania, że czasy po Sulejmanie to okres upadku i rozpadu Imperium. Nowsza historiografia mówi raczej o kryzysie i przystosowaniu.

Kiedy Shaw pisze, że „oznaki słabości dawały się już zauważyć w okresie największego rozkwitu imperium za panowania Sulejmana Wspaniałego”, nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż jest to myślenie w podobny sposób ahistoryczne jak twierdzenie, że w Polsce już za panowania Zygmunta Starego dawało się odczuć oznaki nadciągających rozbiorów (hołd pruski). To my dzisiaj znamy bieg wydarzeń i z naszej dzisiejszej perspektywy możemy rozprawiać o rozwoju i upadku państw. Jednak w XVI w. ludzie nie mogli wiedzieć, jak się potoczą dalsze dzieje i nie mogli przewidzieć, co wydarzy się za 300 czy 400 lat, tak samo zresztą jak i my tego nie potrafimy.

Faktem jest jednak, że od drugiej połowy XVI w. w państwie osmańskim rozpoczęły się kryzysy aparatu władzy centralnej, gospodarki i wojska. Ale przecież wiek XVII to również stabilizacja państwa za rządów Murada IV (1623-1640), nazwana przez samego Shawa „odrodzeniem”, a także, po okresie destabilizacji w latach 1640-1656, reformy wezyrów z rodu Köprülü, dzięki którym udało się w znacznej mierze zażegnać kryzys (1656-1683). Przełom nastąpił pod koniec XVII w., a za punkt zwrotny w dziejach Imperium uznaje się pokój w Karłowicach (1699), który oznaczał początek wycofywania się Osmanów z Europy. „Traktat karłowicki stanowił nie tylko punkt zwrotny w stosunkach osmańskich z Europą, lecz również kulminację pewnej ery dezintegracji wewnętrznej oraz początek coraz szybszego słabnięcia państwa osmańskiego”.

Społeczeństwo i administracja Imperium Osmańskiego do końca XVI wieku bardzo szczegółowo omówione zostały w rozdziale piątym (s. 187-263). Bowiem w tym właśnie okresie, po zakończeniu dynamicznej ekspansji terytorialnej, ostatecznie uformowały się odnośne instytucje. Tutaj także kilka stron poświęcono kulturze w Imperium Osmańskim oraz literaturze osmańskiej okresu klasycznego.

Jednakże ogólnie rzecz biorąc zagadnienia kultury, literatury oraz architektury Imperium pozostały w dziele Shawa na marginesie. Odnośnie do kultury książki wspomnieć warto interesujący fragment poświęcony początkom drukarstwa w języku tureckim, którego pionierem został Węgier nawrócony na islam, Ibrahim Müteferrika (1674-1745). Wcześniej co prawda w państwie osmańskim drukowano już książki po hebrajsku, grecku, ormiańsku i łacinie, jednakże jeszcze nie po turecku. Müteferrika publikował książki naukowe, tłumaczone z języków europejskich, które opatrywał własnymi komentarzami, ale był także oryginalnym autorem. Natomiast pierwsza osmańska papiernia prowadzona być miała przez mistrzów sprowadzonych z Polski. Około połowy XVIII w. powstało kilka bibliotek publicznych, ufundowanych w Stambule przez Mahmuda I. Rozwojowi kultury w XVII i XVIII w. (głównie poezji, biografistyki, historiografii i geografii) poświęconych zostało ostatnich 19 stron książki.

W wielu miejscach recenzowanego dzieła znajdują się odniesienia do historii Polski, niestety kilkakrotnie popełniono tu szkolne błędy. Najpoważniejszy z nich polega na próbie wymazania z kart historii króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego (1669-1673). Na stronie 333 czytamy: „Król Jan Kazimierz zmarł rok później (10 listopada 1673), a Jan III Sobieski – jeszcze zanim został jego następcą w 1674 roku (…)”. Otóż Jan Kazimierz abdykował w 1668 r., a jego następcą na polskim tronie został Wiśniowiecki. Charakterystyczna jest również pomyłka w dacie śmierci Jana Kazimierza – otóż 10 listopada 1673 zmarł właśnie Korybut, natomiast Jan Kazimierz zakończył żywot jedenaście miesięcy wcześniej, 16 grudnia 1672. Podobnej kontaminacji dokonano w przypadku dwóch Walezjuszów: król Francji, który zginął raniony w oko ułamaną kopią w czasie turnieju w 1559 r., to Henryk II, a nie Henryk Walezy, które to miano odnosi się tylko do Henryka III, pierwszego elekcyjnego króla Polski (s. 280-281). Wreszcie na stronie 388, odnośnie do pierwszego rozbioru Polski w 1772 r., czytamy: „wojna rozpoczęta pod pretekstem obrony Polski przed zakusami Rosjan przez Osmanów dała tym pierwszym okazję do ekspansji kosztem Porty, a nie Imperium Osmańskiego”. Zdanie to jest zupełnie niezrozumiałe.

Polska zawarła w 1533 r. traktat pokojowy z Wysoką Portą, nie wiadomo natomiast, na jakiej podstawie Shaw pisze, że Polacy pośredniczyli w negocjacjach pomiędzy Sulejmanem a Ferdynandem I. O ile nam wiadomo, poseł polski Piotr Opaliński, przebywający wówczas w Stambule, poproszony został o uczestnictwo w negocjacjach z przybywającym tamże posłem Ferdynanda (A Dziubiński, Stosunki dyplomatyczne polsko-tureckie w latach 1500-1572 w kontekście międzynarodowym, Wrocław 2005, s. 96). Wniosek o polskim pośrednictwie jest chyba jednak zbyt daleko idący.

Na stronie 102 znalazło się następujące zdanie odnośnie do sytuacji zaistniałej po bitwie pod Warną (1444): „Hunyadi został mianowany regentem Ludwika, syna poległego króla [Władysława Warneńczyka]”. Jest to błąd, ponieważ król Polski i Węgier Władysław III zwany Warneńczykiem nie był żonaty i nie miał dzieci (współcześni spekulowali na temat jego skłonności homoseksualnych). Ludwik Jagiellończyk był synem innego Władysława z rodu Jagiellonów, króla Czech i Węgier, i zginął 80 lat później w bitwie pod Mohácsem (1526). Ten sam akapit zresztą rozpoczyna się komicznym sformułowaniem „Hunyadi nie zraził się tym, że pod Warną nie zginął”.

Wyjaśnić trzeba, że Stefan Wielki nie był władcą Bośni (która zresztą w okresie, którego dotyczy ten akapit, należała już do Imperium Osmańskiego), tylko hospodarem Mołdawii (s. 122). Zarządca prowincji państwa osmańskiego to nie gubernator, lecz bejlerbej (co zostało zresztą wyjaśnione w książce na s. 199, lecz niestety mimo to w następnym akapicie na tej samej stronie znów pojawia się owo nieszczęsne słowo gubernator). Podobnie tytuł władcy osmańskiego brzmiał padyszach, nie sułtan. Zdobycie Belgradu miało miejsce w 1521, nie 1520 r.

W książce zaskakuje spora ilość błędów fleksyjnych („nasłał głuchoniemych skrytobójców na ponad dwadzieścia swoich sióstr, którzy je udusili”, s. 287) oraz interpunkcyjnych („Osmanowie wyczerpani długotrwałymi, wojnami i byli gotowi do rozmów pokojowych”, s. 291). Zgodnie z zasadami transliteracji w języku polskim raczej powinno się stosować formę Chayreddin niż Hayreddin, zdarzają się również niepoprawne transliteracje niektórych nazw geograficznych (np. Temesvar). Tłumacz wyraźnie nie miał pomysłu, w jaki sposób używać w tekście słowa „sipahi”, a przecież dysponujemy jego spolszczeniem: spahis. Transylwania to po polsku Siedmiogród. Wreszcie przykład ze strony 398: „służył w instytucji piśmienniczej”. Dalszy ciąg zdania wskazuje, że chodziło tu po prostu o kancelarię: „nadzorował korespondencję sułtana z zagranicznymi ambasadorami”. Tom kończy obszerna bibliografia z redakcyjnym dodatkiem bibliografii polskiej (w sumie 20 pozycji), który jednak sprawia przykre wrażenie zestawienia przypadkowego i chaotycznego.

Stanford J. Shaw w swoim dziele obrazowo przedstawia, z jakimi problemami musieli borykać się władcy Imperium. Z zewnątrz, z perspektywy europejskiej, wydawało się ono bardzo zwarte i jednolite, jednak w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Im większe terytorialnie się stawało, tym bardziej rozrywała je wewnętrzna dynamika, tym więcej sprzecznych interesów należało pogodzić w jego łonie i więcej wysiłku wymagało utrzymanie państwa w całości. Nie dałoby się tego z pewnością osiągnąć próbując centralnie narzucić prowincjom jakieś sztywne struktury, dlatego podziw musi budzić elastyczność administracji osmańskiej, która potrafiła przez kilkaset lat utrzymać w granicach jednego państwa tak różne prowincje, jak Bałkany na północy, a Egipt, Wielka Syria i Irak na południu. O konfliktach tlących się nieustannie pomiędzy ludźmi „wschodu” i „zachodu” pisała J. Hathaway. Jeśli będziemy o tym pamiętać, w inny sposób będziemy postrzegać także kryzysy, które przeżywało Imperium (i z których mimo wszystko wychodziło obronną ręką dzięki mechanizmom przystosowania). A trudności były przecież nie tylko wewnętrzne. Imperium było ze wszystkich stron otoczone nieprzyjaciółmi. Dopiero w latach 30. XVI w. zaczęło zdobywać sojuszników na zachodzie (1533 traktat pokojowy z Polską, która zresztą już wcześniej po cichu sprzyjała Turkom; 1536 przymierze z Francją). Istniało też stałe zagrożenie wyprawą krzyżową. Było ono co prawda raczej tylko hipotetyczne, jednakże jej zorganizowanie wielokrotnie zapowiadali kolejni papieże i władcy chrześcijańscy.

Pod koniec XVIII w. konserwatywne dotychczas Imperium zaczęło otwierać się na Zachód. W XIX wiek państwo wchodziło już jednak osłabione i z uszczuplonym terytorium.


Stanford J. Shaw, Historia Imperium Osmańskiego i Republiki Tureckiej, tom I: 1280-1808, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa 2012

2 komentarze:

  1. Niewątpliwie dość rzadkie w polskojęzycznych publikacjach dogłębne opracowanie historii Imperium Osmańskiego kusi, by sięgnąć po tę książkę. By dowiedzieć się czegoś o przeszłości krajów, które dzisiaj są najbardziej znane z wycieczkowych ofert biur podróży. Oprócz licznych zachęt do spędzania tam wakacji - o Turcji słyszymy właściwie jedynie przy napomykaniu o jej aspiracjach do wejścia do Unii Europejskiej. Ze szkoły wiemy o Warnie, oblężeniu Kamieńca Podolskiego, odsieczy wiedeńskiej, nieuznaniu rozbiorów Polski i w zasadzie tu kończy się nasza wiedza o Turkach. Jednak o ile egzotyczne (dosłownie i w przenośni) meritum książki pociąga, o tyle forma nieco zniechęca.
    Z recenzji wynika, że w książce są błędy, których przeciętny, zainteresowany tematyką czytelnik, ale nie będący historykiem, nie wychwyci. Zaakcentowane nieścisłości w publikacji naukowej są rzeczą - chciałoby się zakrzyknąć - niedopuszczalną. A jednak, jak widać, dopuszczalną, a przynajmniej dopuszczoną do druku. Biorąc do ręki książkę naukową, ufam, że będzie ona źródłem cennej wiedzy, że nie muszę opisanych w niej faktów konfrontować z innymi źródłami. Wypunktowane w recenzji błędy zdecydowanie obniżają jej wartość, zwłaszcza jako dzieła, które może być cytowane w innych pracach, a zatem - fałsz zostanie wzięty za prawdę, a błędy powielone.
    Niepokoi też fakt, że coraz więcej ukazujących się współcześnie książek, które przeszły cały proces wydawniczy z korektą włącznie, zawiera tyle błędów językowych i stylistycznych, jak chociażby te zdania zacytowane w recenzji. Dlaczego wydawnictwa coraz mniej dbają o poprawność językową publikacji? Czy ta niechlujność wynika z pośpiechu, który narzucają prawidła rynku wydawniczego czy też z braków w wykształceniu i niechęci do samodokształcania się osób, które powinny znać reguły gramatyki, składni oraz interpunkcji w języku polskim? Przykro to stwierdzić, ale przyjemniej czyta się książki wydane kilkadziesiąt lat temu, choćby na gorszym papierze i w mniej atrakcyjnej szacie graficznej, ze względu na to, że cechuje je nienaganna wręcz polszczyzna i brak szpecących tekst licznych "literówek", od których tak trudno uchronić się obecnym publikacjom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoja ocena jest zbyt surowa. Mimo wszystko to jest książka, którą warto mieć na półce i którą warto przeczytać. Błędy, które wyłapałem, nie dezawuują jej wartości. Aczkolwiek zgadzam się z Tobą, że sito recenzyjno-redakcyjne powinno być bardziej gęste.

    OdpowiedzUsuń