sobota, 13 grudnia 2014

Śmierć ostatnich książąt mazowieckich

Przedwczesne i tajemnicze zgony ostatnich książąt z mazowieckiej linii Piastów w latach 1524 i 1526 (obaj książęta rozstali się z życiem w wieku 24 lat), stały się przyczyną wielu spekulacji i teorii spiskowych, snutych zarówno przez współczesnych, jak i historyków. Ponieważ ci pierwsi nie przyjmowali jako wyjaśnienia naturalnych przyczyn tych śmierci, szukali zaś winnych zgładzenia książąt, ta dramatyczna historia zaprowadziła na szafot i stos wiele dalszych osób. Nie rekonstruując w tym miejscu przebiegu wydarzeń zacytujmy jedynie opis egzekucji dwu nieszczęsnych niewiast skazanych za otrucie księcia Janusza. Nie jest to źródło historyczne, lecz relacja literacka, zachowująca jednak historyczne realia. Autorem tego apokryfu był Marian Wawrzeniecki, który wydał go w 1906 r. pod tytułem „Ucieszne teatrum albo sprawiedliwe niektórych niewiast karanie u Warszawy”.

„Tedy je obie Kliczewską i Delewską rzeczone najpierwej dnia czwartkowego w ciężkie a stateczne łańcuszki kowano, worem grubym wpół ciała przepasawszy pokutę czynić jawną u grobu paniąt naszych niewolono. Już się były ciała ich pasować poczynały a smrody srogie z grobów szły, gdy one sprośnice niegodne ze świecami w ręku jarzącymi wiedziono przykładnie chłostając i głośno wyznawać winę swoją musiały jako z naprawy demona Anulusa panów a władców niewinnych gładkością cielesną zapaliły, a uwiedły z nimi nieprawości sprośne… a ku grzechowi ciągnęły w końcu z naprawy a poduszczenia onego belzebuba jady młodym ustom podały a o zgubę duszy przyprawić usiłowały; co każda z osobna kajając się jawnie przy wielu wyznawała dodawając: ‘A gdy na stosie będę, nie odwołam i z tym na straszny sąd boży pójdę’.

Czem się wszystek lud kontentował. Panwie zaś katedralni, że to u św. Jana było, miłosiernie każdą z niewiast tych klątwą opatrzyli, świece łomając a śpiewanie wielkie czyniąc z wołaniem: ‘Anatema! Amen!’.

Dano je potem na izbę katowską wyższą na Ratuszu, karmiąc, a pojąc, a strzegąc, by zasię siłę ku karaniu miały, które dla postu piątkowego, że się to niby pieczonego mięsiwa dnia tego mieć nie godzi aż do dnia poniedziałkowego odwleczono, tylko zasię katowie draby drwa z boru od Czerska wozili, stos czyniąc.

Dnia poniedziałkowego w godzinie jako dziesiątej na półzegarzu, co go był pan Giza z Norymberku miasta przywiózł, do izby wyrocznej je wiedziono, odziane w szatki zwyczajne niewieście tylko im gzła całodziane, od szatana ustraszenia, podwdziano.

Ciżba w krag Ratusza zebrana głośne wołanie czyniła: ‘Wyrok na srogie czarostwo a truciciele kneziów miłościwych naszych’. Tedy sąd wójtowski a pany polskie i mazowieckie zgromadzone wyroku wysłuchali, iż żywo ogniem karane a ze świata tracone być miały. Na co one plugastwo niewieście płacz a szloch, a wołanie puściło. Gdy zasię drewienko przełamano, katu dane są, który je na wóz wysoki przyprawiwszy za ręce wspak mocno przywiązawszy, miecz nagi dzierżąc, między nie siadł.

Tłum zasię wielki a ciżba ludu sroga podle onego wozu idąc krzyk a naigrywanie czynił.

Pewien zasię dworski, na koniu jadąc z naprawy panów polskich, obwoływał jako morderczynie panów a kneziów naszych na błoniu ode Ujzadu u Warszawy palone być mają. Jakoż… tu je z onego woza zdjęto a z szatek do cna zwleczono, tak iż się stały nagie, ręce im zasię katowie na plecach mocno łańcuszkami wiązali, potem je w pasie na długich łańcuchach zamkniono, tak iż zasię biegać około stosu a drew mogły łacnie.

Poczem lud wszystek po murach a walech natłoczony podniósł głos wielki a kat stos smolisty zażegać jął.

Tu się sztuka paskudna szatańska wydała, że się stosu płomie imać nie chciało, aż węgliki w kadzielnicy od św. Jerzego niesiono i od jednego najmniejszego ogień wziął.

Tak tedy wstyd niewieści a poczciwość białogłowską po czasie kryjąc ku ziemie przypadły, niby kury polne przed rarogiem, aż się łańcuchy one od ognia nagrzewać poczęły parząc a piekąc srodze, iż się od ziemie porwały i biegać a skakać jęły ochłody iszcząc, a dole się swej użalając płaczliwie, na co pospólstwo piskiem a zgrzytaniem odpowiadało, kamieńmi miotając a ku żarowi żenąc.

I tak godzin nad trzy piekły się one żywe pieczenie to od siebie uciekając, to zasię potkawszy zębami się rwąc, ciała na sobie wzajem szarpiąc, włosy jeżąc, co uciechę wielką na niektórym czyniło…

Wicher, który się był uśmierzył, płomie nagle a dymy srogie na nie rzucił, aż padły, a katowie osękami smoliste głownie narzucili wprędce, iż się upiekły a ducha puściły…”

S. Szenic, Pitaval warszawski, t. I (1524-1794), Warszawa 1957, s. 26-28

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz