poniedziałek, 16 grudnia 2024

Strefa wolna od UFO


Châteauneuf-du-Pape, położone w regionie Provence-Alpes-Côte d’Azur w południowo-wschodniej Francji, jest jedną z najbardziej znanych francuskich wiosek produkujących wino. Posiada również jedno z najbardziej dziwacznych praw winiarskich na świecie, wywodzące się z histerii związanej z UFO z lat 1950.

 
We wrześniu 1954 r. robotnik kolejowy Marius Dewilde spotkać miał dwóch przybyszów z Marsa, którzy wylądowali na torach kolejowych niedaleko jego ogródka. Marsjanie podróżowali pojazdem w kształcie metalowego cygara. W związku z tym wydarzeniem sołtys i rada sołecka uchwalili przepis, mówiący, iż „Przelot, lądowanie i start statków powietrznych znanych jako latające spodki lub latające cygara, niezależnie od ich narodowości, są zabronione na terytorium Wspólnoty”, a „Każdy statek powietrzny, znany jako latający spodek lub latające cygaro, który wyląduje na terytorium społeczności, zostanie natychmiast zatrzymany w areszcie”. Za egzekucję tego przepisu, czyli aresztowanie kolejnych przybyszów z kosmosu, odpowiedzialni byli urzędnik leśny oraz miejscowy policjant.
 

czwartek, 5 grudnia 2024

J. Czerwińska, Topos piękna i brzydoty w antycznej kulturze greckiej

 

Wielokrotnie już wyrażałem zachwyt książkami publikowanymi przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Ta pozycja jednak jest inna i tym razem niestety zachwytów nie będzie. W istocie to najsłabsza książka z WUŁ, jaką do tej pory czytałem. Chodzi mi o katastrofalną słabość warsztatową, z powodu której nie bardzo potrafię powiedzieć, o czym ona jest. W każdym razie tekst tylko w niewielkim stopniu dotyczy tego, co obiecuje tytuł.

 
Książka w dużej mierze składa się z cytatów z opracowań. Jadwiga Czerwińska systematycznie prezentuje, co na różne tematy (z akcentem na „różne”; czytelnik zmuszony jest przez Autorkę do skakania z zagadnienia na zagadnienie) pisali historycy, literaturoznawcy czy filolodzy, natomiast wyłuskanie z tego gąszczu jej oryginalnej myśli jest na ogół bardzo trudne.
 
W pierwszym rozdziale w taki właśnie sposób omówiona została antyczna grecka refleksja filozoficzna na temat piękna i brzydoty. Dalsza część książki podzielona jest na dwie części równej objętości. Pierwsza dotyczy mitu pięknej Heleny, druga zaś postaci starej pijaczki.
 
W pierwszej części Autorka przedstawia różne aspekty mitu o Helenie, jej postaci, dzieł literackich i kontekstów, w których się ona pojawia, od rozważań literaturoznawczych dochodząc nawet do tych dotyczących teatru greckiego, natomiast sam ów topos piękna jest w tym wszystkim niemal nieobecny. De facto więc Czerwińska omawia mit Heleny w greckiej literaturze antycznej, a nie topos piękna. Trudno powiedzieć, czy robi to nieświadomie, czy też celowo wodzi czytelnika za nos.
 
Bardziej samodzielna, choć równie niezborna jest część druga. Znów, dotyczy ona bardziej motywu starości w literaturze greckiej niż toposu brzydoty na przykładzie starości.
 
Dziesięciostronicowe zakończenie jest wreszcie o czymś jeszcze innym, a mianowicie o antycznej mizoginii. Nie stanowi ono rekapitulacji rozważań z poprzednich 300 stronic, lecz wprowadza niejako nowy wątek.
 
Książka składa się więc zasadniczo z dwóch długich niepowiązanych ze sobą esejów dotyczących antycznej literatury greckiej: jednego na temat postaci Heleny, drugiego zaś o starości oraz winie (alkoholu; dionizyjskie upojenie pozwala na przekraczanie granic śmierci). Czy jednak w antycznej Grecji nie istniało piękno poza Heleną ani brzydota poza starymi pijaczkami? Oczywiście, że istniało. Ale tego się z książki Czerwińskiej nie dowiemy.
 
Być może założenie Autorki było takie, że to ma być praca interdyscyplinarna, łącząca zagadnienia z historii filozofii, literatury, kultury itd., jednakże zabrakło jej umiejętności warsztatowych, by skonstruować z tych elementów spójną narrację. W rezultacie wyszło dzieło eklektyczne, by nie rzec – patchworkowe. I nawet sama Czerwińska nie bardzo wiedziała, o czym i w jakim celu chce pisać, ponieważ „Wstęp” to tylko jeden akapit (!). Brak hipotezy wyjściowej, pytań badawczych, nakreślenia celu badań czy innych elementów warsztatowych, których wymaga się już na poziomie pracy licencjackiej, fatalnie odbił się na spójności dzieła.
 
Słabością metodologiczną pracy jest to, że Autorka zgromadziła zbyt mało materiału porównawczego. Do badania toposu piękna wybrała jedynie mit Heleny, a ten zawiera zbyt mało istotnej dla jej rozważań treści. Dlatego ostatecznie Czerwińska omawia mit Heleny w ogóle, odchodząc od tematu zakreślonego tytułem, co nie wychodzi dziełu na dobre. W oczywisty sposób bowiem gdyby chciała trzymać się ściśle tematu, materiału tego wystarczyłoby ledwie na artykuł, nie na monografię. Lepszym wyjściem byłoby zatem poszukanie innych przykładów niż tylko sama Helena, tego jednak Autorka nie uczyniła. Efektem jest z jednej strony ubóstwo argumentacji, z drugiej zaś rozsadzenie ram tematycznych książki.
 
Nie można Autorce odmówić znajomości zarówno literatury antycznej, jak i współczesnych opracowań. W książce tej bez wątpienia można znaleźć wiele ciekawych informacji. Ostatecznie jednak niewiele z tej akrybii wynika. Był tu ciekawy pomysł skonfrontowania dwóch antytetycznych wartości – piękna i brzydoty (pamiętajmy wszakże, iż z tej antytezy korzystali już autorzy starożytni, nie jest to więc nic nowego). Zawiodło natomiast wykonanie. Ten niewykorzystany potencjał nadal jest do zagospodarowania.
 
J. Czerwińska, Topos piękna i brzydoty w antycznej kulturze greckiej, Łódź2024

wtorek, 3 grudnia 2024

M. Winiarczyk, Słownik skrótów łacińskich


Dziękuję Wydawnictwu Chronicon za egzemplarz dzieła, nad którego przygotowaniem Marek Winiarczyk pracował przez 40 lat. Jak sam pisze we wstępie, zaczynał tę pracę „jako świeżo upieczony magister filologii klasycznej”, kończył natomiast jako „emerytowany profesor zwyczajny historii starożytnej”. „Słownik” miał już wcześniejsze wydania, ale Autor sukcesywnie pracował nad jego uzupełnianiem i poszerzaniem, zbierając i uwzględniając nowe materiały. Całość obejmuje 25 typów czy kategorii skrótów łacińskich, takich jak m.in. skróty epigraficzne, określające daty, tytulatury i urzędy kościelne, skróty w archiwistyce, numizmatyce, a wreszcie, co mnie osobiście cieszy najbardziej, w bibliologii. To nie jest książka do czytania, niemniej jest to pozycja niezbędna w księgozbiorze podręcznym każdego humanisty.

środa, 20 listopada 2024

Y.N. Harari, Nexus. Krótka historia informacji

 


Ponieważ historia informacji, komunikacji i mediów to moja specjalność naukowa, nie mogłem nie sięgnąć po nową książkę Yuvala Noaha Harariego, której podtytuł brzmi: „Krótka historia informacji”. I powiedzmy od razu, iż krótki podtytuł recenzji tej książki mógłby brzmieć: Rozczarowanie.

Całość rozpoczyna się od wyważania otwartych drzwi. Autor nie znając żadnej (matematycznej bądź informatologicznej) definicji informacji, a przynajmniej się do żadnej nie odwołując, próbuje stworzyć własną definicję informacji historycznej (?). Nie znając jednak klasycznego modelu dane-informacja-wiedza miesza ze sobą wszystkie trzy elementy, otrzymując absurdalne rezultaty, które następnie krytykuje. Czy zauważa, że krytykuje własną ignorancję? Nie. Zresztą w dalszych częściach książki Harari nadal miesza ze sobą różne zjawiska (np. pole działania biurokracji z pracą inżyniera), co jeszcze obniża wartość dzieła.
 
Stwierdzenie, że chodzi o stworzenie historycznej definicji informacji, różnej od tych już funkcjonujących, zupełnie mnie nie przekonuje. Autor ani nie zajmuje się w istocie informacją (choć sobie tego nie uświadamia), nie potrzebuje więc takiej definicji, ani też nie ma kompetencji, żeby taką definicję stworzyć. Cały pierwszy rozdział jest nie tylko niepotrzebny, ale wręcz dyskredytujący autora.
 
Pierwsze wrażenie jest zatem niekorzystne. Czy jest to więc książka przełomowa, jak górnolotnie zachwala wydawca? Nie.
 
Czy jest w jakikolwiek sposób nowatorska, czy oferuje nowe spojrzenie na omawianą problematykę? Nie. A przynajmniej nie całkiem. Nie ma tu niczego, czego byśmy już nie wiedzieli, zostało to jednak opisane przy użyciu kilkakrotnie większej liczby słów („Nexus” to przegadane, pięciusetstronicowe tomiszcze) i okraszone dykteryjkami z szerokiego spektrum zagadnień od historii literatury, przez politykę aż do biologii ewolucyjnej (choć to odniesienia polityczne są dla autora najważniejsze).
 
Czy jest to książka historyczna, jak sugeruje autor? Nie.
 
Harari opisuje zjawiska historyczne nakładając na nie współczesną siatkę pojęciową. W pracy stricte historycznej byłby to błąd anachronizmu, w popularyzatorskiej może być uznane za ciekawy chwyt, dzięki któremu objaśnia te zjawiska laikom nie mającym o nich pojęcia. Innym zabiegiem stosowanym przez Harariego jest ilustrowanie własnych tez przykładami z przeszłości. Ale to nie znaczy jeszcze, że to książka historyczna.
 
Jak sam Harari rozumie badania historyczne? Według niego „historia nie jest badaniem przeszłości – to nauka o zmianie”. Jednak czy jeśli nie będziemy badali przeszłości jako takiej, czyli nie będziemy znali stanu początkowego, będziemy mogli powiedzieć cokolwiek o zachodzących zmianach, ich przedmiocie i kierunkach? Nie. Jest to bon mot tyleż chwytliwy, co fałszywy.
 
W istocie Harari próbuje pisać społeczną historię informacji, jednak to, czy jego opracowanie może konkurować ze „Społeczną historią mediów” Asy Briggsa i Petera Burke’a, wydaje mi się kwestią mocno problematyczną. Dwa rozdziały poświęcone tradycyjnym technologiom informacyjnym: opowieściom (czyli mowie i kulturze oralnej) oraz dokumentom pisanym (czyli pismu) to zdecydowanie zbyt mało.
 
Pierwsza część książki poświęcona jest, z grubsza rzecz biorąc, historii technologii i sieci informacyjnych, druga zaś – niebezpieczeństwom, jakie one ze sobą niosą, w tym zagrożeniom ze strony algorytmów SI. SI zestawiana i porównywana jest z tradycyjnymi sieciami informacyjnymi, takimi jak Kościół czy NKWD (obie te instytucje w ujęciu Harraiego są przykładami sieci informacyjnych). Nowe, potężniejsze technologie niosą ze sobą nowe, poważniejsze zagrożenia. Czy jednak przeczytamy tu coś, czego nie mielibyśmy szansy przeczytać gdzie indziej? Raczej nie.
 
Rozważania Harariego skupiają się nie tyle na samej SI (jej inżynierii), co na możliwych negatywnych skutkach społecznych wdrażania SI. Owszem, obecnie nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jakie zagrożenia będą wiązać się z jej rozwojem, choć warto ten problem rozważać i już dziś szukać rozwiązań dla wyzwań, które będzie stawiać przed nami przyszłość. Czy w tej książce znajdziemy jakieś nowatorskie, oryginalne rozważania na ten temat? Nie.
 
Redakcja i korekta tekstu na ogół jest dobra, anegdotycznie tylko wspomnę o powtarzającym się kilkukrotnie sformułowaniu „Europa doby” – niestety nie dowiadujemy się, jakiej. Domyślać się tylko można, iż chodzi o Europę doby nowożytnej.
 
Zaletą „Nexusa” jest przeprowadzona przez autora krytyka religii oraz populizmu, a także apologia nauki, jednak potwierdzanie moich prywatnych opinii to trochę zbyt mało, żebym mógł uznać książkę za dobrą. Ostatecznie odnoszę wrażenie, że jest ona produktem głównie marketingowym. 
 
Y.N. Harari, Nexus. Krótka historia informacji. Od epoki kamienia do sztucznej inteligencji, Kraków 2024

czwartek, 14 listopada 2024

M. Delimata-Proch, Rycheza królowa Polski (ok. 995-21 marca 1063)


Jest to książka całkowicie i absolutnie wspaniała. Wspaniała nawet nie tyle ze względu na opowieść biograficzną na temat jej bohaterki (spoiler alert: o Rychezie wiemy bardzo mało), co przede wszystkim warsztatowo i metodycznie. Autorka jednoznacznie i bez wahania rozprawia się z różnymi historiograficznymi fantazjami tworzonymi przez polskich (ale także niemieckich) historyków, poczynając od Adama Naruszewicza aż po Grzegorza Paca, Przemysława Wiszewskiego czy Klaudię Dróżdż, a formułowanymi wbrew wymowie źródeł czy też wielokrotnie w ogóle bez żadnej podstawy źródłowej. Dla amatorów historii wywody te mogą być nużące, ale zawodowi historycy będą czytać (o ile jeszcze nie czytali) z wypiekami na twarzach.
 
M. Delimata-Proch, Rycheza królowa Polski (ok. 995-21 marca 1063). Studium historiograficzne, Kraków 2019

niedziela, 3 listopada 2024

B. Faron, Piastówny na tronach Europy


De facto jest to książka nie tyle o Piastównach, ile o polityce książąt piastowskich, w której kobiety pojawiały się marginalnie i na ogół tylko jako pionki. Ku mojemu rozczarowaniu niemal ani słowa nie poświęcono działalności fundacyjnej czy kulturalnej Piastówien, choć o tym można byłoby chyba napisać więcej niż o ich bezpośrednim zaangażowaniu w politykę, a działalność fundacyjna zawsze była jednym z najważniejszych narzędzi kształtowania polityki.

B. Faron, Piastówny na tronach Europy, Kraków 2021

czwartek, 31 października 2024

S. Gougenheim, Chwała Greków


Przyznaję, że podchodziłem do tej książki z nieufnością. I spotkała mnie miła niespodzianka. To bardzo ciekawe, dobrze napisane opracowanie popularne w formie eseju historycznego, poświęcone kulturze Bizancjum w X-XII w. I choć nie jest to dzieło przełomowe w studiach bizantynologicznych (sam Autor zresztą nie miał ambicji, by takie dzieło stworzyć, co zaznaczył we wstępie), to obszerna bibliografia (niestety głównie w języku francuskim; piszę: niestety, ponieważ obawiam się, iż nie jest to najpopularniejszy język obcy w Polsce) ułatwia dalsze studia i pogłębianie wiedzy. No i co ważne: bardzo dobrze się to czyta. Zakończyłem lekturę ze zdecydowanie pozytywnymi odczuciami.
 
S.  Gougenheim, Chwała Greków. Bizantyński wkład kulturowy w rozwój Europy romańskiej (od X do początku XIII wieku), Kraków 2024

środa, 30 października 2024

P. Janiszewski, Mroczna Selene


Pamiętacie opowieść o dwóch takich, co ukradli Księżyc? Motyw ściągania Księżyca z nieba jest o wiele starszy niż film z bliźniakami K. Najstarszy zabytek potwierdzający tego rodzaju wierzenia pochodzi z VII w. p.n.e.

Książka Pawła Janiszewskiego to dzieło wybitne, erudycyjne, dogłębnie analizujące ten magiczny wątek kulturowy w literaturze starożytnej, oparte na przenikliwej i wszechstronnej analizie treściowej i filologicznej. Tu naprawdę każde słowo ma znaczenie.

Na marginesie jedynie muszę też przyznać, że momentami w moim odczuciu jest ono "przegadane", wiele twierdzeń jest powtarzanych kilkakrotnie lub też Autor wprowadza pewne wątki tylko po to, żeby napisać, że obszerniej będzie je omawiał w innym, poświęconym im rozdziale. Nie do końca też przekonuje mnie metoda polegająca na dłuższej analizie fragmentu tekstu tylko po to, żeby ostatecznie stwierdzić, że nie odnosi się on w żaden sposób do przedmiotu badań Autora. Jest to zbieg mający być może sens w rozprawie na stopień naukowy, pisanej dla recenzentów, jednak w książce dla czytelnika chyba trochę nadmiarowy.

Mimo wspomnianych moich subiektywnych drobnych zastrzeżeń, bardzo polecam, bo to książka wyjątkowa i niepospolita.

wtorek, 13 sierpnia 2024

Zakazana nauka, red. J.D. Kenyon


Przeczytałem, żebyście Wy nie musieli. Choć w zasadzie w zupełności wystarczyłoby przeczytanie samego wstępu. Już on daje wyobrażenie, czym jest cała ta książka. Ale nie uprzedzajmy faktów.

„Zakazana nauka” to zbiór artykułów różnych autorów, publikowanych wcześniej w czasopismach, m.in. w magazynie „Atlantis Rising”, poświęconym… no tak, zgadliście: Atlantydzie, cywilizacjom sprzed potopu, zaawansowanej technice starożytności itd.

Autorzy tych tekstów uważają, że uprawiają „naukę alternatywną”, którą uznają za jedyną prawdziwą naukę, w odróżnieniu od nauki akademickiej – zakłamanej, skostniałej, służącej wyłącznie realizacji interesów bliżej nieokreślonego establishmentu i ochronie zbudowanych na kłamstwie, lenistwie i konformizmie karier, nie zaś poznawaniu prawdy o świecie. Tradycyjni naukowcy to „ludzie, którzy sami obwołali się strażnikami naszego współczesnego zbioru zasad obejmującego prawo naturalne - innymi słowy „dozorcy paradygmatow”, fundamentaliści z innego kościoła - nie chcą lub nie potrafią zauważyć możliwości, które istnieją poza ograniczeniami naszego obecnego rozumowania. Ci „wyżsi kapłani” panującej nauki uwielbiają klasyfikować wszystkich, którzy nie zgadzają się z ograniczeniami nałożonymi na rzeczywistość, jako zwolenników „nadprzyrodzonego” albo jeszcze gorzej. Innymi słowy, uważają tych, którzy myślą inaczej niż oni, za ignorantów i ludzi zabobonnych, jeśli nie za amatorów czarnej magii.”

poniedziałek, 3 czerwca 2024

Zalecenia Teodora Studyty


Jednym z cieszących się największym poważaniem mnichów prawosławnych IX w. był igumen klasztoru Studion w Konstantynopolu, św. Teodor Studyta (zm. 11 listopada 826). Teodor był autorem licznych dzieł, w tym listów, katechez, mów pogrzebowych, pism teologicznych, a także epigramatów. W przypisywanych mu "Epitimia" znajdują się m.in. zalecenia dyscyplinarne dla skrybów i bibliotekarzy, przewidujące różnorodne kary za niedbałe wykonywanie ich obowiązków. Osiem zasad dotyczyło skrybów, trzy natomiast odnosiły się do bibliotekarzy oraz wypożyczania książek z klasztornej biblioteki.

Za zużywanie zbyt dużej ilości kleju czy też marnowanie go przez zbyt długie przetrzymywanie, karą było pięćdziesiąt przyklęknięć. Jeśli ktoś nie dbał wystarczająco o kodeks, z którego przepisywał oraz ten, który był kopiowany, nie odkładał ich na miejsce we właściwym czasie, nie zachowywał właściwej pisowni czy popełniał błędy akcentuacyjne i interpunkcyjne, wykonać musiał sto trzydzieści przyklęknięć. Jeśli ktoś podawał z pamięci tekst kopiowany, przez trzy dni nie mógł wchodzić do kościoła. Mnich, który czytałby z innej księgi niż ta, którą miał kopiować, nie mógł spożywać gotowanych potraw. Karą za połamanie pióra w gniewie było trzydzieści przyklęknięć. Gdyby ktoś zabrał innemu skrybie poszyt, w którym tamten pisał, bez jego wiedzy, miał przyklęknąć pięćdziesiąt razy, natomiast za nieprzestrzeganie poleceń przełożonego nie wolno było wchodzić do kościoła przez dwa dni. A wreszcie zaniedbywanie obowiązków przez przełożonego kopistów, takie jak stronnicze rozdzielanie pracy czy też traktowanie bez należytej troski pergaminu czy narzędzi, co prowadziłoby do ich zniszczenia, zagrożone było karą stu pięćdziesięciu przyklęknięć oraz zakazem wchodzenia do kościoła. 
 
Obowiązków bibliotekarzy oraz zasad korzystania z księgozbioru dotyczyły jedynie trzy zasady porządkowe. Jeśli ktoś wypożyczył książkę i nie dbał o nią należycie lub też dotykał bez pozwolenia książkę wypożyczoną przez innego mnicha albo marudząc szukał innej książki niż ta, którą wziął wcześniej, nie mógł już wziąć do ręki żadnego kodeksu do końca danego dnia. Bibliotekarz, który nie wykazywałby się należytą troską o książki, nie wytrząsał ich, nie odkurzał i nie układał na półkach, miał nie jeść gotowanych potraw. A wreszcie mnich, który ukrywałby we własnej celi książki bez dobrego uzasadnienia i nie zwracał ich do biblioteki w momencie, w którym bibliotekarz uderza w gong, miał za karę stać w refektarzu (tzn. nie wolno mu było siadać podczas posiłków).

poniedziałek, 27 maja 2024

Konstantynopol - Nowy Rzym


Pewnym zaskoczeniem jest dla mnie szerokie zainteresowanie dziejami Bizancjum wśród polskich miłośników historii. Na Facebookowych grupach historycznych regularnie pojawiają się pytania o opracowania na ten temat. W związku z tym chciałbym polecić książkę, o której nieczęsto się wspomina, a która warta jest lektury. Chodzi o tom „Konstantynopol - Nowy Rzym: Miasto i ludzie w okresie wczesnobizantyńskim” pod red. M.J. Leszki i T. Wolińskiej (Warszawa 2018). Jest to bardzo obszerna (751 s.) monografia poświęcona stolicy cesarstwa wschodniego w okresie IV-VI w., napisana bardzo ładnym, momentami wręcz literackim językiem, dzięki czemu czyta się ją o wiele łatwiej i przyjemniej niż np. jedno z klasycznych opracowań autorstwa Georgija Ostrogorskiego. I o ile to ostatnie skupia się w zasadzie wyłącznie na dziejach politycznych Bizancjum, to autorzy tomu o Konstantynopolu wiele miejsca poświęcają znacznie dla mnie ciekawszym kwestiom społeczno-kulturalnym. Bardzo polecam.

wtorek, 30 kwietnia 2024

B. Van Loo, Burgundczycy


Książka Barta van Loo rozpoczyna się frapująco. W „Prologu” Autor opisuje swoją drogę do studiów nad historią Burgundii. Ciekawi mnie odpowiedź na pytanie, jak zostaje się historykiem, a niestety u polskich badaczy przeszłości na ogół brakuje takiej autorefleksji. Z tym większym zainteresowaniem zatem przystąpiłem do lektury. Co nam ona daje poza oryginalnym prologiem?


„Burgundczycy” to niemal sześćsetstronicowy opis świetnego burgundzkiego stulecia, trwającego od 1369 do 1482 r. W tym okresie Burgundia rozkwitła, a następnie, po śmierci Karola Śmiałego, rozpadła się i utraciła byt jako niezależne księstwo. Czytelnik otrzymuje potoczyście opowiedzianą historię jednego z najważniejszych księstw późnośredniowiecznej Europy, leżącego pomiędzy Francją a Niemcami i rozciągającego się od Morza Północnego aż do Sabaudii na południu, stworzonego w początku nowej epoki przez przybyły z Bornholmu lud Burgundów.


W zależności od punktu widzenia, język jest największą zaletą lub wadą tej książki. Historykom akademickim prawdopodobnie nie spodoba się zbyt swobodny styl autora, jednak dzięki niemu książka ma szansę zyskać popularność wśród szerszego grona odbiorców. Uczciwie trzeba przyznać, że styl Van Loo bywa nieznośnie pretensjonalny, na przykład: „Plusk świętej wody wywołał fale, które unosiły się przez wieki”; „Wiara rosła na glebie rozpaczy chłopów pańszczyźnianych i bogactwa arystokracji, tak jak pokrzywy i róże rosną na kupie gnoju”; „W tamtych czasach wielki żarłok nazywany historią ledwo zaspokajał swój głód”.


Autora zajmuje głównie historia polityczna, ale podaje też wiele wiadomości z zakresu historii kultury czy życia codziennego. Te fragmenty są według mnie najciekawsze, choć wydaje się, że mogłoby być ich więcej.


Czego natomiast w tej książce nie ma? Przede wszystkim pogłębionej analizy. Jest to esej w formie zbliżonej do literackiej, z afektowanymi niekiedy, manierycznymi formami stylistycznymi, przenośniami i parabolami. Rozważania jednak pozostają raczej na dość płytkim poziomie i nie zadowolą zawodowych historyków. Wbrew zapewnieniom Wydawcy, w czasie lektury nie przeżyłem momentów ekscytacji.


Pierwszą ofiarą tych egzaltowanych wywodów padł sam Autor (lub też polska tłumaczka dzieła). W książce zdarzają się bowiem fragmenty, które są po prostu niezrozumiałe. Na przykład: „Jakobina była wściekła, że jej trzeci mąż nie rzucił się odważnie do boju. Musiała teraz patrzeć, jak Filip z Saint-Pol spokojnie kontynuuje oblężenie ‘s-Gravenbrakel. Na szczęście dla niego nie mógł się przebić do miasta (…)” (s. 279). Na szczęście dla kogo nie mógł się przebić i dlaczego był to szczęśliwy zbieg okoliczności? Nie wiadomo. Wielokrotnie w toku opowieści czytelnik gubi się w korowodzie postaci książąt i hrabiów, obdarzanych różnymi przydomkami, które Autor miesza ze zręcznością ulicznego naciągacza grającego w trzy kubki, pozostawiając czytelnika w stanie silnej dystrakcji. Który to kubek? Który to książę?


Korekta na ogół jest staranna, choć zdarzają się też literówki czy zabawne lapsusy językowe, jak np. „Papież bez mrugnięcia płacił okiem za (…)” (s. 44) czy „biskup biskupstwa” (s. 427).


Książka jest pięknie wydana, jej wartość podnoszą dwie wkładki z barwnymi, dobrej jakości fotografiami. I jeśli chodzi o ocenę końcową, to jestem pewien, że pozycja ta będzie świetnie prezentować się na półce.


B. Van Loo, Burgundczycy. Książęta równi królom, Znak Horyzont, Kraków 2024


środa, 6 marca 2024

K. Maliszewski, Droga chłopaka z Rudnik na Uniwersytet Mikołaja Kopernika


Bardzo lubię książki autobiograficzne i wspomnieniowe. Kolekcjonuję wspomnienia polskich historyków i na bieżąco uzupełniam ich bibliografię. Niektóre są świetne, inne grafomańskie. Wspominki K. Maliszewskiego niestety należą do tej drugiej kategorii. Raczej nie polecam.


Autor nie ma zbyt wiele ciekawego do opowiedzenia, więc strasznie wszystko rozciąga, naciąga i przeciąga. Opisy "śmiesznych kawałów", które robili sobie z kolegami w czasach studenckich, po prostu żenują, nie śmieszą. Zresztą skoro trzeba czytelnika uprzedzać, że teraz nastąpi opis "śmiesznego kawału", to znaczy, że wcale nie jest on śmieszny. Całość, a szczególnie sam bohater książki, robi wrażenie konstruktu wyjątkowo sztucznego, nierzeczywistego. Maliszewski prześlizguje się przez rzeczywistość PRL jak aniołek przez bramy piekielne, napędzany wyłącznie idealistycznym umiłowaniem zdobywania wiedzy. I to jest główny czy w zasadzie jedyny motyw tej książki: rozpisane na prawie 200 stron jedno zdanie: "zawsze bardzo chciałem się uczyć". Nie ma socrealizmu, cała rzeczywistość materialistyczna jest pomijalnym dodatkiem, jest tylko autor zawieszony w świecie platońskich idei, otoczony ludźmi-półbogami (tak, wszystkie pojawiające się tu osoby, od szkolnych kolegów aż po profesorów UMK, to "przyjaciele", wszyscy są znakomici, genialni, dobrzy, uczynni, zdolni, pracowici itd., itp., etc.). Maliszewski wymyślił sobie świat bez wad. A nie przepraszam, ma jedną wadę, a mianowicie taką, że przemija. Takiego gniota nie czytałem od czasu "Wspomnień" Marka Barańskiego. Całość aż razi sztucznością.
 
K. Maliszewski, Droga chłopaka z Rudnik na Uniwersytet Mikołaja Kopernika. Wspomnienia, Toruń 2023

sobota, 24 lutego 2024

Upadek Rzymu

Jak upadł starożytny Rzym, historia prawdziwa.

L. Gumilow, Od Rusi do Rosji, Warszawa 1996, s. 23.

Związek pomiędzy myciem się oliwą a jedwabnymi ubraniami wyjaśniono we wcześniejszym akapicie: "Ludziom dokuczały pasożyty, przed którymi chroniła tylko jedwabna odzież. I gdy kobieta Hiung-nu dostała jedwabne giezło, nie musiała się wciąż drapać". Natomiast "handel jedwabiem okazał się zgubny dla obu imperiów: rzymskiego i chińskiego" (s. 24).

Generalnie ta książka pełna jest takich infantylnych uproszczeń. Jest to fantastyczna lektura dla kogoś, kto szuka prostych odpowiedzi na skomplikowane pytania.

 

Polityka historyczna

 


Fantastyczny przykład polityki historycznej, która nadal ma wielu zagorzałych obrońców.

„(…) lud ruski zapłacił wysoką cenę za tę pozytywną rolę Kościoła: jad ideologii religijnej przenikał głębiej (niż w okresie pogańskim) we wszystkie przejawy życia, osłabiał walkę klasową, odradzał w nowej formie pierwotne poglądy i utwierdzał na długie wieki w świadomości ludzkiej idee świata pozagrobowego, boskiego pochodzenia władzy oraz wiary w przeznaczenie, przekonanie o tym, że losami ludzi rządzi wola Boga.

Chociaż lud ruski nie był tak religijny, jak to próbują przedstawić historycy kościelni, to jednak ideologia religijna była przeszkodą na drodze do nieskrępowanego pojmowania rzeczywistości” (s. 50-51).

sobota, 10 lutego 2024

M. Garzaniti, Słowianie. Historia, kultury i języki

Na polskim rynku księgarskim pojawiło się już wiele opracowań poświęconych Słowianom, znaczna ich część jednak to publikacje o problematycznej wartości merytorycznej. Serwis Lubimy Czytać rejestruje około 800 książek w ten czy inny sposób odnoszących się do Słowian, w tym wiele takich, które można byłoby zaliczyć do działu historii, ale też równie wiele takich, po które w ogóle nie warto sięgać.

Co ciekawe, o Słowianach piszą także autorzy zachodnioeuropejscy (zob. np. E. Mühle, Słowianie. Rzeczywistość i fikcja wspólnoty VI-XV wiek, Warszawa 2020; jest to bardzo solenny tekst naukowy, jednak przetłumaczony i zredagowany w sposób niedoskonały), a to przecież wcale nie jest takie oczywiste. Do niedawna historiografia zachodnia nie zaliczała do Europy krajów słowiańskich, tego obszaru, który dziś znamy jako Europę Środkową i Wschodnią. Upominać się o nią zaczęto dopiero pod koniec XX wieku [por. Krzysztof Pomian, Europa i jej narody, Gdańsk 2009; podobny problem mają mieszkańcy Zachodu z Bałkanami, por. B. Jezernik, Dzika Europa. Bałkany w oczach zachodnich podróżników, Kraków 2013]. Cieszy fakt, że Europa nie jest już tylko Europą śródziemnomorską, a w „starej Europie” rozwijane są studia słowianoznawcze. Z tej perspektywy bowiem nasza część kontynentu nie była nawet peryferią, ona po prostu nie istniała. Tak to zostało przedstawione m.in. w podręczniku Luciena Febvre i Henri-Jean Martina, Narodziny książki (Warszawa 2014). Zachodnia opinia publiczna nadal jednak o Europie Wschodniej wie niewiele i traktuje ją z podejrzliwością. Może więc przełamywanie negatywnego stereotypu jest pierwszą istotną wartością opublikowanej właśnie w języku polskim książki Marcello Garzanitiego.

Pisanie obszernych opracowań poświęconych regionom rozległym geograficznie obarczone jest pewnym ryzykiem. Z problemem tym zetknęliśmy się już m.in. w odniesieniu do świata tureckiego (Od Anatolii po Syberię. Świat turecki w oczach badaczy, red. E. Siemieniec-Gołaś, J. Georgiewa-Okoń, Kraków 2010). Jak piszą na wstępie Redaktorki tego tomu, „świat turecki to metaforyczny termin, pod którym kryje się zarówno rozległy obszar geograficzny zamieszkały przez turkojęzyczne narody, jak i wieloaspektowo rozumiana ich wspólnota etniczna”. Mutatis mutandis, podobnie będzie ze światem słowiańskim.

Marcello Garzaniti, profesor na Uniwersytecie Florenckim, mierząc się z tym problemem podjął się niezwykle trudnego zadania przedstawienia „w jednym, niezwykle obszernym tomie historii, kultury, piśmiennictwa i języków wszystkich Słowian (zarówno Zachodnich, jak i Południowych oraz Wschodnich) poczynając od ich tonących w mrokach dziejów prapoczątków, przez rozlegle zarysowane średniowiecze, po epokę nowożytną i czasy współczesne”. Opracowanie to obejmuje „aż 1500 lat historii – od chwili pojawienia się pierwszych grup Słowian u granic cesarstwa rzymskiego aż po ich znaczący wkład w kształtowanie się kultury Europy i Śródziemnomorza w epoce najnowszej. Szczególny akcent został położony na procesy akulturacji w średniowiecznym i nowożytnym świecie słowiańskim oraz współczesne ruchy odśrodkowe”. Zauważyć jednak trzeba od razu, iż poszczególne okresy (epoki) potraktowane zostały nierówno, a zakres chronologiczny dzieła obejmuje w przeważającej mierze tylko średniowiecze (ok. 350 z 480 stron tekstu). Kolejne 40 stron to wiek XVI, natomiast dalszemu okresowi nowożytności aż po współczesność (XVII-XXI w.) poświęcono zaledwie około 80 stron.

W przypadku każdej książki, po którą sięgamy, przystępując do lektury należy zadać sobie pytanie, kto jest jej adresatem. Ogrom materiału sprawia, że w „Słowianach” kolejne zagadnienia omawiane są nieco pobieżnie. Jak zastrzegają sami wydawcy, książka ta „z oczywistych względów nie może (…) być u nas wykorzystywana w charakterze podręcznika akademickiego na studiach historycznych, slawistycznych, a tym bardziej polonistycznych”. To prawda, wydaje się jednak, że może ona sprawdzić się jako podręcznik uzupełniający, o czym napiszę poniżej. Być może więc wydawcy, bardzo ostrożnie i z dystansem traktując własną pracę, nie doszacowują potencjału dzieła.

W dalszym ciągu tegoż wstępu czytamy: „Dla rodzimego odbiorcy ma ona jednak inną wartość – jest prezentacją świeżego, oryginalnego, a jednocześnie holistycznego spojrzenia z zewnątrz, opracowanego przez Autora nie-Słowianina z myślą o równie niesłowiańskich Czytelnikach”. „W zamierzeniu Autora miało być pierwszym podręcznikiem akademickim zbierającym w jednym tomie najważniejsze zagadnienia z zakresu historii i kultury Słowian, adresowanym do studentów slawistyki we Włoszech”.

Reasumując, opracowanie to może być dla nas nie tyle źródłem wiedzy o samych Słowianach, ile o tym, co o Słowianach wiedzą słowianoznawcy zachodnioeuropejscy. Dzięki ogromnemu wysiłkowi wydawniczemu (z wielkim szacunkiem przyjmuję pracę tłumaczy i redaktorów) otrzymujemy tom przeznaczony dla niespecjalistów, który ewentualnie także może być wykorzystywany jako podręcznik uzupełniający dla studentów historii, kulturoznawstwa czy językoznawstwa. Bardzo ciekawie systematyzuje on wiedzę z zakresu historii politycznej i kultury Słowian oraz językoznawstwa słowiańskiego. Dobrym rozwiązaniem jest też to, że do każdego zagadnienia, w kapsułkach, prezentujących „w syntetyczny sposób wybrane zagadnienia oraz wybór poświęconej im literatury przedmiotu” lub też w przypisach dolnych, podawana jest literatura, więc czytelnik zainteresowany danym zagadnieniem szczegółowym od razu może sięgnąć po odpowiednie opracowania. Ja przeczytałem tę książkę z dużą przyjemnością i pożytkiem, nie mam też wątpliwości, że jest ona godna polecenia wszystkim zainteresowanym dziejami świata słowiańskiego.

Last but not least podkreślić muszę, iż – jak wszystkie książki Wydawnicta Uniwersytetu Łódzkiego, które dotychczas miałem w rękach – jest to wolumin bardzo starannie opracowany typograficznie. Przyznam się, iż chciałbym, aby to WUŁ wydało moją kolejną książkę.

M. Garzaniti, Słowianie. Historia, kultury i języki, tłum. J. Groblińska, K. Kowalik, A. Makowska-Ferenc, red. nauk. Z.A. Brzozowska, P. Kręzel, J.M. Wolski, Łódź 2023


piątek, 9 lutego 2024

Manuel Rosa ponownie

Nie wiadomo czemu po latach do mainstreamu wrócił temat bredni wygłaszanych przez Manuela Rosę. Ponad 10 lat temu jego książka została już wydania po polsku, nie powodując jednak przewrotu w naszej historiografii. 6 lat temu poświęciłem jej dłuższy wpis na moim blogu i wydawało mi się wówczas, że na tym sprawa się kończy. Tymczasem podobno spotkanie z portugalskim bajkopisarzem zorganizował polski konsulat w Nowym Jorku, udostępniając mu forum do plecenia andronów. Ciekawe, kiedy feta na cześć Janusza Bieszka i Pawła Szydłowskiego?

Na mityng z Rosą do polskiego konsulatu udało się liczne grono ekspertów. Jak donosi Onet: "Jednym z uczestników spotkania był Adam Pietruszewski, uczeń polskiej sobotniej szkoły przy Parafii Św. Cyryla i Metodego. Przybył do konsulatu z kolegami."

Manuel Rosa ma liczne grono fanów, którzy poinformowali go o mojej krytycznej opinii na temat jego książki i z tego powodu zaszczycił mnie on pisząc do mnie e-mail. Kolejnym dowodem na potwierdzenie tezy, jakoby Krzysztof Kolumb był synem króla Władysława, który wcale nie zginął pod Warną, ma być drzewo genealogiczne Radziwiłłów z 1666 r., na którym jest narysowane, że Władysław III był potomkiem rzymskiego rodu Colonna. Rozumiecie? Władysław III pochodził od Colonnów, dlatego gdy uciekł spod Warny i założył rodzinę na Maderze, jego syn przyjął nazwisko Kolumb. Logiczne, prawda?

poniedziałek, 22 stycznia 2024

M. Czerenkiewicz, Oficyna Schedlów. W świecie drukowanej książki XVII i początków XVIII wieku

„Oficyna Schedlów” Michała Czerenkiewicza to bardzo obszerna monografia poświęcona działającej w XVII-wiecznym Krakowie firmie wydawniczej. Dzieło to liczy około 490 stron tekstu, zaś dalsze około 170 stron zajmuje bibliografia druków Schedlowskich. Przedmiotem badań Autora jest nie tylko samo przedsiębiorstwo, ale też szeroko ujęty kontekst, w którym ono funkcjonowało. Dlatego też (po nieco przekombinowanym wstępie metodologicznym, domyślam się jednak, że to rozprawa habilitacyjna i Autor z góry zabezpieczał się przed możliwymi zarzutami recenzentów) całość rozpoczyna się od przedstawienia rodziny drukarzy. Poznajemy Schedlów prywatnie oraz jako przedsiębiorców. Co ważne, Czerenkiewicz pisze o także ich kontaktach międzynarodowych.


W dalszym ciągu przedstawiony został kontekst prawny i społeczny funkcjonowania firmy wydawniczej. Zasadniczą część tekstu stanowi omówienie repertuaru wydawniczego rodzinnej drukarni. Wyczerpująco przedstawiony został zasób typograficzny warsztatu Schedlowskiego (używane czcionki oraz elementy zdobnicze) oraz układ typograficzny wydawanych przez Schedlów tekstów. Ta część książki jest bogato ilustrowana, co stanowi jej istotny walor. 


Monografia ta to opowieść zarówno o książkach jako obiektach materialnych, ich projektowaniu i wytwarzaniu, jak i o związanych z nimi ludziach, uobecnianych (to termin używany przez samego Autora) w różnych procesach na różnych etapach ich istnienia – czytelnikach i drukarzach. Książka to przecież nie tylko papier, farba i zasób typograficzny. Nie istnieje ona bez człowieka. Ten właśnie problem został bardzo trafnie zobrazowany.


I choć zapewne można byłoby wskazywać zagadnienia, które zostały pominięte (przede wszystkim krąg autorów związanych z oficyną Schedlowską, tego elementu brakuje), to jednak otrzymujemy opracowanie bardzo szczegółowe i wieloaspektowe, wielopłaszczyznowe, niemalże kompletne, napisane z wielkim rozmachem. Podziw budzi szerokość kwerendy, wszechstronność badań oraz wykorzystanie różnojęzycznej literatury przedmiotu. To jest książka nie tylko o jednej drukarni, ale o polskiej kulturze literackiej i intelektualnej XVII w.


M. Czerenkiewicz, Oficyna Schedlów. W świecie drukowanej książki XVII i początków XVIII wieku, Kraków 2023