Czy zwróciliście uwagę, że dzięki nowym mediom (prasie,
radiu, telewizji, książkom, a ostatnio Internetowi) mamy więcej wspólnego z
osobami z innych miast, krajów czy kontynentów podzielającymi nasze
zainteresowania (np. muzyką heavymetalową) niż z członkami tej samej
społeczności (mieszkańcami tego samego osiedla, miasta czy kraju), ale o innych
zainteresowaniach, albo – nie daj Boże – należącymi do innego pokolenia? Innymi
słowy, łatwiej dziś porozumieć się z innym metalowcem z Bułgarii czy Argentyny,
niż z własnymi rodzicami czy dziadkami. Więzi tradycji zostały zerwane, nasze
zakorzenienie w niej odgrywa coraz mniejszą rolę w życiu współczesnego
człowieka. Tradycyjne więzi pionowe zastąpione zostały dobrowolnymi
powiązaniami poziomymi. Tradycja, w której wychowywały się kolejne pokolenia,
nie jest już czymś na kształt fatum, co zostaje dane raz na zawsze w momencie
narodzin. Obecnie jest ona zaledwie jedną z opcji wyboru w supermarkecie
kultury. Możemy oczywiście żyć zgodnie z nią, ale już wcale nie ma takiego
przymusu. Wszelkie instytucje tożsamości kulturowej zostały zakwestionowane.
W naszych czasach Japończykiem najłatwiej jest być w Ameryce, ponieważ sama Japonia jest już tak zachodnia, że tradycyjna sztuka japońska czy kimono są tam czymś sensacyjnie egzotycznym. Japończycy chcą być Amerykanami, Europejczycy ulegając mitowi uduchowionego Wschodu – buddystami, i wszyscy wybierają sobie odpowiadającą im tożsamość w globalnym supermarkecie kultury. Niewielu z tych, którzy mają dostęp do tego supermarketu chce pozostawać sobą, w znaczeniu pozostawania w tradycji społecznej, w której się narodzili. Jeśli zechcę, mogę być bluesmanem, choć nie jestem Afroamerykaninem z Południa; pozostając białym Europejczykiem mogę dowolnie wybrać tożsamość mistrza wschodnich sztuk walki, indiańskiego czarownika, pasterza w Andach itp.
Książka Mathewsa jest owocem badań etnograficznych, jakie autor prowadził w trzech grupach uczestników supermarketu kultury – japońskich muzyków jazzowych, amerykańskich poszukiwaczy prawdy religijnej oraz mieszkańców Hongkongu. Istotę owego supermarketu najlepiej w moim odczuciu oddaje fragment wywiadu z kobietą szukającej dla siebie religii:
Bo
właściwie skąd masz wiedzieć, w co wierzyć? Skąd wiesz, że rację ma
chrześcijaństwo albo buddyzm? Po prostu idziesz za tym, co najlepiej do
ciebie trafia. W klubie gimnastycznym, gdzie pracuję, jeden mówi: „Chodzę na
kurs stepowania i uwielbiam to”, a inny: „Lubię ćwiczyć na rowerze”. Lubimy
różne rzeczy, ale wszyscy utrzymujemy dobrą formę: wszyscy, choć różnymi
sposobami, osiągamy nasz cel, którym jest dobra kondycja. To samo dotyczy
drogi duchowej. (…) Czasem człowiek ma wątpliwości: urodziłam się chrześcijanką,
więc o chrześcijaństwie wszystko wiem. Dlaczego nie spróbować buddyzmu? Czy
jednak na tym się zatrzymam? Czy islam i judaizm też będą mi do czegoś
potrzebne? Myślę, że jeśli dziecko miałoby kontakt ze wszystkimi religiami
świata, jeżeli uczyłoby się medytować i modlić – wtedy naprawdę potrafiłoby
wybrać to, co dla niego najlepsze. (…) Czasem myślę, że nie starczy mi czasu,
żeby wszystko sprawdzić, żeby dowiedzieć się, w co tak naprawdę wierzę. Ale
poszukiwanie tego jest bardzo ciekawe!
|
„Wybory dokonywane w supermarkecie kultury są nie tylko kwestią gustu w sprawach dotyczących tego świata, lecz odnoszą się także do prawd ostatecznych”, pisze Mathews w zakończeniu książki. Religia dzieciństwa należy do sfery „bezrefleksyjnej oczywistości” i może właśnie dlatego tak ochoczo zmieniamy tożsamości religijno-filozoficzne w dorosłym życiu.
Osobiście posunąłbym się jeszcze krok dalej niż Mathews stwierdzając, że obecnie swoją tożsamość kulturową nie tylko wybieramy i zdejmujemy gotową, w konkretnej, ustalonej postaci z półki w supermarkecie kultury. Sądzę, że możemy wręcz dowolnie komponować własne tożsamości z półfabrykowanych elementów, wybierając poszczególne, najbardziej odpowiadające nam estetycznie elementy różnych tożsamości kulturowych. Nasze życie staje się collage’em. Choćby z religii ludzie wybierają sobie to, co im odpowiada, a resztę odrzucają (wierzą w niebo, ale w piekło, wbrew nauce Kościoła, już nie; wybierają, których z przykazań przestrzegać, a które nie są takie ważne).
To, o czym tu napisałem, nie wyczerpuje jeszcze całkowicie treści książki. Jako klient supermarketu kultury wybrałem z niej tylko to, co okazało się interesujące dla mnie osobiście. Zachęcam także Was wszystkich do przeczytania i wybrania z niej czegoś dla siebie.
G. Mathews, Supermarket kultury : kultura globalna a tożsamość jednostki, Warszawa 2005
Pasjonująca lektura. Mimo że czytałam ją niejako z przymusu na studiach (ale wybrałam ze spisu wielu pozycji na końcowe zaliczenie jednego z przedmiotów;:)), wciągnęła mnie niczym sensacyjna powieść z wartką akcją.
OdpowiedzUsuńJedną z wielu refleksji (wskazanych również w tej recenzji), jakie nasunęły mi się po przeczytaniu tej książki, było potwierdzenie popularnego przysłowia "cudze chwalicie, swego nie znacie". A dlaczego nie znamy? bo nie chcemy poznać? bo nas nie interesuje? bo nie krzyczy do nas z kolorowych pisemek? Czy to, co mamy, a priori jest niewarte zainteresowania, skazane na skreślenie, a im coś dalsze, tym ciekawsze i piękniejsze? Fascynuje nas kultura odległego kraju, chwytamy garściami wszystkie informacje o nim, uczymy się kroków egzotycznego tańca, a przechodzimy obojętnie obok naszych własnych tradycji, które z kolei zachwycają kogoś z drugiego końca świata. Ot, dziwne koleje ludzkich wyborów i zainteresowań.
Może po prostu dlatego, że możemy. I zachłystujemy się nieograniczonymi możliwościami wyboru. A poza tym chcemy podkreślić własną indywidualność, wybić się z tłumu, wyróżnić. "Tutaj" każdy jest taki sam, zachowuje się jak wszyscy, tak samo się ubiera i kultywuje te same tradycje, więc ja wybiorę dla siebie coś z drugiego końca świata. Na zasadzie "ja wam pokażę!". Nie będę taki jak wszyscy, będę inny - czyli lepszy.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Ale swój indywidualizm można zbudować z tego, co się ma, co jest obok, w zasięgu ręki:) Owszem, jest to trudniejsze, wymaga inwencji, pomysłowości, może trochę samozaparcia, może i czasu, ale jest osiągalne i może przynieść zadziwiające efekty:) "Inność" ma wiele twarzy.
OdpowiedzUsuń