Szymon Pękala zaczyna dobrze, postulując otwartość na dialog. Szybko jednak okazuje się, że ta książka jest nie tylko o tym, jak rozmawiać, żeby nie wywoływać lub nie pogłębiać konfliktu, ale także o tym, jak manipulować dyskutantem tak, by skłonić go do rewizji własnego punktu widzenia. Ponadto rozważania Autora dotyczą głównie dyskusji na temat polityki. Czy opisywane przez niego zasady dałoby się przenieść na inne trudne tematy? Zapewne tak, co nie zmienia faktu, że jego perspektywa jest dość jednostronna.
Otrzymujemy zatem poradnik, który stawia sobie dość ambitne cele: „Jest to książka dla osób, które szukają sposobów na rozbrojenie konfliktów w najbliższym otoczeniu oraz na pokojowe poruszanie drażliwych kwestii”.
Z każdego zdania bije stanowcza pewność siebie Autora, co – szczególnie w połączeniu z kolokwialnym stylem – niekoniecznie musi robić dobre wrażenie na czytelniku. Do tego mamy „zdroworozsądkową” argumentację i anegdotyczne przykłady z własnego życia, które mają układać się na praktyczny podręcznik rozmowy z osobami o odmiennych poglądach. A wisienką na tym metodologicznym torcie jest kilkukrotnie powołuje się na kontrowersyjnego kanadyjskiego psychologa Jordana Petersona oraz cytowanie internetowych memów (z podaniem przypisu!).
A skoro już o warsztacie (para)naukowym Pękali mowa, warto zwrócić uwagę na zdanie ze strony 84: „Abstrahując już nawet od stanu szkolnictwa wyższego i dewaluacji nadawanych przez nie tytułów, to studia wyższe w samym swoim założeniu dają (a przynajmniej powinny dawać) podstawy do rozwoju specjalizacji w jakiejś wąskiej dziedzinie, nie zaś do lepszego, pełniejszego zrozumienia konfliktów społeczno-kulturowych”. Jak dowiaduję się z Internetu, Pękala z wykształcenia jest inżynierem po Akademii Górniczo-Hutniczej, co może w jakimś sensie wyjaśniać jego pogląd na cele kształcenia na poziomie akademickim. Nie zmienia to jednak faktu, że cytat ten pokazuje, jak bardzo jego Autor nie rozumie, czym jest uniwersytet humboldtowski i jakie są założenia wyższych studiów innych niż inżynierskie. Bo studia humanistyczne czy społeczne w samym swoim założeniu są dokładną odwrotnością tego, co wydaje się Pękali. Niestety takie niezrozumienie jest częstą przypadłością przedstawicieli nauk ścisłych.
Naiwne jest także jego założenie, że nasi adwersarze będą chcieli rzeczowo, szczerze i z namysłem odpowiadać na nasze pytania o ich motywację i uzasadnienie wyznawanych poglądów. Każdy, kto próbował dyskutować z osobami o odmiennych poglądach wie aż nadto dobrze, że bardzo rzadko się tak dzieje (szczególnie w dyskusjach internetowych). Wszystko to bardzo mocno podważa wiarygodność Autora i z każdą stroną coraz trudniej jest traktować jego wywody poważnie.
Wracając jednak do powodów, dla których sięgnąłem po tę książkę: czy zatem da się rozmawiać z pseudonaukowcami tak, aby zasiać w nich ziarno wątpliwości co do „faktów alternatywnych”, w które wierzą? Jak sądzi Autor „Wojny idei 2.0”, prawdopodobnie tak, wymaga to jednak zastosowania pewnej dozy technik manipulacyjnych. Dyskusja na racjonalne argumenty nie ma sensu. Sam Pękala zresztą pisze wprost: „Nie rozmawiaj na poziomie nauki, bo nie ta sfera jest dla ludzi problematyczna, tylko na poziomie polityki” (s. 145). Ponadto nie jest możliwe przekonanie osób fanatycznie wyznających skrajne poglądy. Warto z nimi dyskutować jedynie o tyle, by ich demaskować i zniechęcać innych do pójścia w ich ślady. Te wnioski nie są zanadto optymistyczne, trudno się jednak z nimi nie zgodzić.
S. Pękala, Wojna idei 2.0. Jak przekonać przekonanych, Znak, Kraków 2025