Ilustracja: http://sidmeetsnik.com/dolce-far-niente |
Tegoroczne lato upływa pod znakiem oczekiwania.
5 kwietnia do Wydawnictw Uniwersytetu Warszawskiego
przesłałem gotowy tekst nowej książki. Ponad dwa miesiące czekałem na
recenzje, które – jak się okazało – były niejednoznaczne. Głównym
powodem niechęci recenzentów jest to, że komentując polską edycję
„Pamiętników o czasach moich” Ludwika Tuberona, kilkakrotnie wskazywałem
na błędy popełnione przez wydawców (pisałem o tym na blogu: https://ohistorii.blogspot.com/search/label/Ludwik%20Tuberon).
W tej sytuacji Wydawnictwo postanowiło poprosić o trzecią opinię (nb.
informując mnie o tym pani redaktor pozwoliła sobie na złośliwość pod
moim adresem, co było niezbyt profesjonalne). Czekam zatem na trzecią
recenzję.
Czekaliśmy wszyscy także na nowy wykaz czasopism punktowanych (pisałem o tym tu: https://www.facebook.com/ohistorii/posts/1326464180850569).
Po jego ogłoszeniu i dostosowaniu napisanego wcześniej artykułu do
wymagań czasopisma dwustupunktowego, pozostaje czekać na proofreading i
na acceptance (or rejection) of the submission.
Właściwie mógłbym zacząć pisać kolejny artykuł (mam nawet kilka pomysłów), ale na dobrą sprawę nie ma takiej potrzeby, ponieważ za bieżący okres parametryzacyjny (2017-2020) będę miał wypełnione wszystkie cztery sloty publikacyjne (piękny volapük, prawda? Takim językiem teraz trzeba się posługiwać w kontaktach z biurokracją). Nie potrzebuję więc żadnych nowych publikacji aż do 2021 roku. Nonsens? Zapewne. Ale tak sytuację kształtuje nowa ustawa.
Na dobrą sprawę aż do czasu otrzymania trzeciej recenzji z Wydawnictwa mogę sobie siedzieć w fotelu i czytać książki li tylko dla przyjemności. Dziękuję, Panie Ministrze.
Właściwie mógłbym zacząć pisać kolejny artykuł (mam nawet kilka pomysłów), ale na dobrą sprawę nie ma takiej potrzeby, ponieważ za bieżący okres parametryzacyjny (2017-2020) będę miał wypełnione wszystkie cztery sloty publikacyjne (piękny volapük, prawda? Takim językiem teraz trzeba się posługiwać w kontaktach z biurokracją). Nie potrzebuję więc żadnych nowych publikacji aż do 2021 roku. Nonsens? Zapewne. Ale tak sytuację kształtuje nowa ustawa.
Na dobrą sprawę aż do czasu otrzymania trzeciej recenzji z Wydawnictwa mogę sobie siedzieć w fotelu i czytać książki li tylko dla przyjemności. Dziękuję, Panie Ministrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz