Dwa
miesiące temu skończyłem pisać artykuł, który chcę opublikować za
możliwie dużą liczbę punktów. Ze zgłoszeniem do publikacji czekałem na
ogłoszenie ministerialnej listy czasopism. Wczoraj okazało się, że
czasopismo, z którym planowałem współpracować, otrzymało „tylko” 70
punktów. Wybrałem więc inne, niezbyt pasujące, ale obdarzone dwustoma
punktami i jako w zasadzie jedyne z tej górnej półki w mojej dyscyplinie
mniej więcej odpowiadające profilem przygotowanemu przeze mnie
tekstowi. Teraz więc siedzę i przerabiam tekst i opisy bibliograficzne,
żeby uczynić zadość wymaganiom redakcyjnym owego czasopisma drugiego
wyboru*. I cały czas muszę powtarzać sobie, żebym nie zapomniał:
Ministerstwo ogłosiło koniec punktozy. Co za ulga.
*Pierwsze czasopismo tematycznie idealnie odpowiada omawianej przeze mnie problematyce i gotowe było opublikować mój tekst. To jednak okazuje się mniej ważne. Najważniejsze są punkty oceny parametrycznej. Musimy więc podejmować nie takie decyzje, które mają sens, tylko takie, które przyniosą więcej punktów, nawet jeśli jest w nich niewiele sensu. Koniec końców w tabelce lepiej mieć 200 paranoicznych punktów niż tylko 70 choćby najgenialniejszych.
Nie wspominam już o takim drobiazgu jak ten, że publikując w pierwszym czasopiśmie miałbym szansę dotrzeć do większości zainteresowanych daną problematyką historyków, ale otrzymałbym tylko 70 punktów. Publikując w drugim mam szansę na 200 punktów, ale trudno powiedzieć, czy tekst trafi do tych badaczy, którzy naprawdę byliby nim zainteresowani. Jednak skoro MNiSW postawiło mnie przed wyborem: albo dobro mojej dyscypliny i Wydziału, albo dobro nauki w ogóle i szerokiej, a więc niesprecyzowanej społeczności, decyzja może być tylko jedna.
*Pierwsze czasopismo tematycznie idealnie odpowiada omawianej przeze mnie problematyce i gotowe było opublikować mój tekst. To jednak okazuje się mniej ważne. Najważniejsze są punkty oceny parametrycznej. Musimy więc podejmować nie takie decyzje, które mają sens, tylko takie, które przyniosą więcej punktów, nawet jeśli jest w nich niewiele sensu. Koniec końców w tabelce lepiej mieć 200 paranoicznych punktów niż tylko 70 choćby najgenialniejszych.
Nie wspominam już o takim drobiazgu jak ten, że publikując w pierwszym czasopiśmie miałbym szansę dotrzeć do większości zainteresowanych daną problematyką historyków, ale otrzymałbym tylko 70 punktów. Publikując w drugim mam szansę na 200 punktów, ale trudno powiedzieć, czy tekst trafi do tych badaczy, którzy naprawdę byliby nim zainteresowani. Jednak skoro MNiSW postawiło mnie przed wyborem: albo dobro mojej dyscypliny i Wydziału, albo dobro nauki w ogóle i szerokiej, a więc niesprecyzowanej społeczności, decyzja może być tylko jedna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz