Prowadzący aktywną działalność w mediach społecznościowych Artur Wójcik także w swoim pisarstwie przejawia zadziorny, blogerski temperament. Widać to już choćby w spisie treści „Sarmatii”: „My nie wybierzemy króla? Potrzymaj nam piwo”, „Sarmackie ‘The Office’”, „Czy Sarmaci mierzyli sobie kutasy?”. Sam Autor pisze, iż jego „książka obejmuje różnorodne ciekawostki i anegdoty, ale głównym motywem jest kultura sarmacka w czasach staropolskich. Znajdą się tu zestawienia wydarzeń dużych i małych. Nie zajdziecie tu jednak klasycznej historii politycznej”. Warto więc zadać sobie pytanie, czy ten skład albo skarbiec znakomitych ciekawostek, by sparafrazować tytuł dzieła Sarmaty Jakuba Kazimierza Haura, składa się na jakiś spójny obraz?
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, iż „Sarmatia” to jednak książka głównie o staropolskiej kulturze politycznej, choć faktycznie różna od klasycznych opracowań z zakresu historii politycznej. Można więc pisać o niej inaczej i być może przystępniej. Ponadto w naturalny sposób nasuwają się pewne odniesienia do wspomnianej już książki Joanny Orzeł, choć „Sarmatia” pomyślana została inaczej, szerzej, obejmując m.in. wprowadzenie źródłoznawcze oraz genezę mitu sarmackiego wywodzonego z dzieł autorów starożytnych. Wójcik dzieli się z czytelnikiem ciekawymi spostrzeżeniami ogólno-historiograficznymi, zaś Sarmacja, o której pisze, to szerokie pojęcie geograficzno-kulturowe, niezawężone do politycznego ususu. Czy więc ostatecznie jest to koherentne? Tak, choć nie w taki sposób, jakiego wymagalibyśmy od opracowania stricte naukowego. Ten tekst ma własną dynamikę, narzucaną przez specyficzną swadę piszącego.
Jak już wspomniałem, mam wrażenie, iż serial „1670” w ten czy inny sposób inspirował powstanie obu książek. U Wójcika jednak znajdziemy więcej odniesień do kultury popularnej, filmu oraz literatury, poczynając od klasyki, czyli „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Niemniej w pewnym sensie książki J. Orzeł i A. Wójcika można uznać za komplementarne. Choć bardzo różnią się pisarsko i warsztatowo, to ich łączna lektura może dać czytelnikowi ciekawszy i pełniejszy obraz epoki staropolskiej.
W początkowej części dzieła Autor przywołuje nazwiska Adama Leszczyńskiego, Michała Rauszera, Kacpra Pobłockiego i Kamila Janickiego jako „czołowych badaczy i publicystów”, którzy „otwierają nowy kierunek interpretacji naszej tożsamości”, uznany jednak za błędny. I choć w końcowych częściach książki dyskutuje z koncepcją niewolnictwa chłopów, to wydaje się, że trochę zabrakło analizy i dekonstrukcji – błędnych pono przecież – koncepcji wspomnianych chłopomanów, choć Wójcik nieraz pisał o tym na swoim blogu.
Szkoda, że baczniejszej uwagi nie zwrócono na cytaty łacińskie, ponieważ bywa problem z ich poprawnością gramatyczną. Oczywiście nikt nie będzie używał tej książki jak podręcznika gramatyki łacińskiej, przydałaby się tu jednak trochę większa staranność redakcyjna.
No i na koniec kluczowe pytanie, które wszyscy z pewnością sobie zadajecie: czy ta książka warta jest polecenia i lektury? Tak, aczkolwiek w jej odbiorze zapewne decydujący będzie – znów – temperament czytelnika. To książka popularna, ale być może nie dla wszystkich. Jeśli nie podobają Ci się wpisy blogowe Artura, to prawdopodobnie nie zachwycisz się też jego książką. Najlepiej jednak po prostu przekonaj się sam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz