czwartek, 6 listopada 2025

K. Opolska, Teoria spisku czyli prawdziwa historia świata


Wiecie już, że pani dziennikarka Karolina Opolska wypuściła w świat produkt książkopodobny, w którym cytuje nieistniejące publikacje. Sprawa jest raczej jasna i oczywista, choć sama autorka oraz wydawnictwo brną w coraz bardziej żenujące kłamstwa. Ku mojemu zaskoczeniu, ale także satysfakcji, sprawa ta odbiła się szerokim echem w mediach, podobnie jak szarża Bogdana Rymanowskiego w obronie wolności szerzenia pseudonauki. Te wyhalucynowane przez bota opisy bibliograficzne, choć są spektakularną kompromitacją autorki i wydawnictwa, nie są jednak największym grzechem tej publikacji.

Wiecie już też, że autorka mydli czytelnikom oczy twierdzeniem, że do książki tej napisała wstęp sugerując, iż zawarła w nim szczegółowe wyjaśnienia, jak należy jej dzieło traktować. Ale jeśli nie mieliście tego tekstu w rękach to może nie wiecie, że ten wstęp liczy raptem dwie strony, a Opolska pisze w nim tak: 
 
„Ta książka nie powstała po to, by obalać mity. Nie jest kolejną popularnonaukową publikacją, która tropi błędy w myśleniu i prostuje fakty. Moim celem nie było wytykanie nieścisłości, lecz stworzenie katalogu hipotez, które dla milionów ludzi są czymś więcej niż teoriami, ponieważ stanowią sposób rozumienia rzeczywistości.
 
W książce nie ma tonów sceptycznych ani komentarzy w rodzaju: ‘To oczywiście nieprawda’. Każdy rozdział opowiada o świecie tak, jak został on opisany w narracjach spiskowych – w sposób spójny i logiczny, choć pozostający w sprzeczności z ustaleniami nauki”.
 
Wstęp ten zatem w najmniejszym stopniu nie sugeruje choćby, iż autorka w jakikolwiek sposób odnosi się sceptycznie do opisywanej rzeczywistości alternatywnej – według jej własnych słów spójnej i logicznej, choć pozostającej w sprzeczności z ustaleniami oficjalnej nauki. Nie oszukujmy się więc, że popularyzowanie treści pseudonaukowych i szkodliwych społecznie oraz przyzwolenie na ich propagowanie w dyskursie publicznym jest czymkolwiek innym niż tym, czym po prostu jest. To zwykła ściema mająca nieudolnie skrywać całkowity brak odpowiedzialności za słowo i przyzwolenie na wprowadzenie do debaty publicznej dowolnie bezczelnego kłamstwa.
 
Tym bardziej, że Opolska w tekście zajmuje dość wyraźnie określone stanowisko. I nie jest to stanowisko naukowe. Jej sympatia do pseudonauki wielokrotnie została wyrażona zupełnie otwarcie. Na przykład w rozdziale o płaskoziemcach pisze: „To nie jest pytanie o wiarę. To pytanie o rzeczywistość. A rzeczywistość – przynajmniej ta, którą widzimy na własne oczy – nie pływa po kuli. Ona trwa spokojnie, idealnie, od wieków na płaszczyźnie” (s. 14). Czy odnośnie do paleoastronautyki: „Czy można się dziwić, że pomimo braku dowodów uznawanych przez archeologię akademicką, rozmach i precyzja starożytnych konstrukcji nadal inspirują zwolenników teorii o pozaziemskim pochodzeniu pierwszych ziemskich cywilizacji?” (s. 44). Opolskiej w każdym razie to nie dziwi. Ona to rozumie i nie zadaje zbędnych pytań.
 
Podobne aprobatywne komentarze rozsiane są w całej książce co kilka stron. Owszem, możemy wierzyć Opolskiej na słowo, że to nic więcej jak tylko obiektywne przedstawianie hipotez i przekonań milionów ludzi. Ale byłoby to chyba dość naiwne. Możemy też czytać takie zdania wprost takimi, jakie są: jako niedwuznaczne deklaracje poparcia dla pseudonauki. 
 
Opolska co prawda wspomina od czasu do czasu, iż nauka oficjalna nie zgadza się z teoriami „nauki alternatywnej”, wszystkie te fragmenty jednak skonstruowano w taki sposób, iż po takim zastrzeżeniu następuje „ale” i wszelkie wyrażone raczej półgębkiem i zupełnie nieprzekonywująco wątpliwości naukowców kontrowane są odpowiedziami pseudonaukowców. W efekcie czytelnik utwierdzany jest w przekonaniu, że to ci ostatni mają rację, ponieważ to do nich należy ostatnie słowo, a ich argumentacja jest bardziej sugestywna. Tym bardziej, że tekst pisany jest autorytatywnie, wzbudzając u odbiorcy przekonanie o prawdziwości snutych opowieści. Opolska przedstawia pseudonaukowe racje pisząc: „W rzeczywistości było tak i tak” (np. o Wielkiej Lechii: „W rzeczywistości stworzyli oni [Słowianie – PT] zaawansowaną cywilizację, która miała system pisma, bogatą duchowość oraz rozwiniętą kulturę zarówno materialną, jak i społeczną” itd., s. 118). Owe wątłe zapewnienia zawarte w niby-wstępie, dotyczące niby-obiektywizmu i „katalogu hipotez”, pozostają w tym kontekście zupełnie bez znaczenia. Po kilku stronach takiej narracji czytelnik już o nich nie pamięta, jako że pseudonaukę serwuje się mu jako rzetelną wiedzę.
 
Rolą dziennikarza nie jest zapewnianie forum do wygłaszania dowolnych bredni każdemu, kto ma na to ochotę. Jest nią konfrontowanie rozmówców z faktami i zadawanie dociekliwych pytań. Niczego podobnego w tej książce po prostu nie ma. „Podstawowym obowiązkiem etycznym dziennikarza jest poszukiwanie i publikowanie prawdy” (Kodeks etyki dziennikarzy SDRP). Czy w przypadku „Teorii spisku” ten wymóg został spełniony? Czy Opolska poszukiwała prawdy i opublikowała prawdę? Nie, nie poszukiwała jej, bo jej na prawdzie po prostu nie zależy. Żadna z prezentowanych teorii pseudonaukowych czy spiskowych, żadna z wypowiedzianych bzdur nie została skonfrontowana z faktami. Celem Opolskiej nie było publikowanie prawdy, tylko wypichcenie tekstu budzącego kontrowersje (co się zdecydowanie udało), który ma się sprzedawać i napędzać oglądalność jej kanału na YT (co pewnie też się uda). Natomiast skutkiem ubocznym, który jej zupełnie nie interesuje, a który ma niestety konkretne konsekwencje negatywne dla nas wszystkich, jest oswajanie i upowszechnianie szurostwa w i tak już skonfliktowanym społeczeństwie. 
 
Dobrze przynajmniej, że książka ta wywołała tak szeroką debatę i Opolska całkiem zasłużenie spotkała się z falą krytyki. Może kubeł zimnej wody na głowę czegoś ją nauczy, dzięki czemu jej książka nie będzie tak całkiem bezwartościowa. Bo podobno każda książka jest tyle warta, ile się z niej autor nauczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz