wtorek, 17 marca 2015

Turcy osmańscy a sprawa polska

Niepublikowany wywiad, zamówiony ongiś przez jeden z portali internetowych.



Jaką wiedzą o Imperium Osmańskim dysponowali Polacy w XV i XVI wieku? 

Z pewnością większą, niż jesteśmy dziś w stanie ustalić. Turcy osmańscy pojawili się w świadomości zachodnich Europejczyków pod koniec XIV wieku. Ci ostatni szczególnie silnie odczuli dotkliwe porażki militarne wojsk krucjatowych pod Nikopolis (1396) oraz Warną (1444). Jednak dopiero upadek Konstantynopola (1453) dogłębnie wstrząsnął Europą i uświadomił jej z całą wyrazistością wagę problemu. Odtąd Turcy są już nieustannie obecni w polityce i kulturze, w której powstaje szczególny ich obraz, rozpowszechniany na niespotykaną dotąd skalę dzięki dokonanemu w tym samym czasie wynalazkowi druku. Pierwsze poświęcone im druki ulotne wytłoczone zostały już w 1454 r.




Wiadomości o „Turkach” docierały do świata zachodniego wieloma drogami: za pośrednictwem posłańców, którzy chętnie opowiadali o swoich przygodach doznanych w czasie długich podróży, kupców, zarówno zachodnioeuropejskich, jak i poddanych sułtana, żołnierzy walczących z wojskami osmańskimi, a także pielgrzymów oraz jeńców, którzy po latach niewoli tureckiej powracali do kraju. „Pamiętniki” tych ostatnich – Pamiętniki janczara Konstantego z Ostrowicy, wspomnienia Jana Schiltbergera, Jerzego z Węgier, Bartłomieja Georgiewicza, Giovanantonio Menavino, a także opisy podróży sporządzane przez dyplomatów i członków poselstw kierowanych do Konstantynopola należą do najpoczytniejszych i najlepiej znanych turcyków epoki.

Ważną rolę odgrywały listy i wszelkiego rodzaju „nowiny” (niemieckie Newe Zeitungen czy włoskie avvisi), częstokroć pisane i wysyłane z Konstantynopola, a przede wszystkim z Wenecji, stanowiące pierwociny dziennikarstwa prasowego. Już jedne z pierwszych owych „prymitywów prasowych” poświęcane były informacjom dotyczącym Turków.

Ilość publikowanych „nowin” oraz tekstów innego typu, jak choćby bulle krucjatowe oraz listy odpustowe na cele krucjaty, ogłaszane przez legatów papieskich, elegie, mowy, lamenti itd. zależała od bieżącej sytuacji politycznej i wraz z jej zmianami wzrastała lub malała. W okresie ważnych wydarzeń polityczno-militarnych ukazywało się ich znacznie więcej niż w innych, spokojniejszych czasach. Jako takie „węzły sieci” należy wymienić zdobycie przez Turków Konstantynopola w 1453 r., upadek Negroponte w 1470, oblężenie (1480) i upadek (1522) wyspy Rodos, zdobycie Otranto w 1480 r., Belgradu w 1521, klęskę Węgier w bitwie pod Mohácsem w 1526 r., pierwsze oblężenie Wiednia w 1529, zajęcie Budy (1541), oblężenie Malty (1565), a wreszcie punkt zwrotny, w którym odwróciła się szczęśliwa karta osmańskich zwycięstw, czyli bitwę morską pod Lepanto (1571), w której pokonana została turecka flota.

Ważnym medium była także propaganda kościelna – zaangażowanie Kościoła w akcję krucjatową, papieskie bulle krucjatowe opisujące sułtana jako apokaliptyczną bestię oraz listy odpustowe legatów, sekwencje mszalne contra Turcas, kaznodziejstwo (np. kazania słynnego Jana Kapistrana) kształtowały świadomość popularną. Podobną rolę odgrywały także poezja ludowa, ballady śpiewane przez podróżujących minstreli, szczególnie popularne w Italii lamenti itd. 

Również do Polski informacje o sprawach tureckich docierały różnymi drogami. Pomimo oziębienia stosunków dyplomatycznych od czasów klęski pod Warną i zaprzestania na kilkadziesiąt lat wysyłania oficjalnych poselstw, na Wschód udawali się posłańcy mniejszej rangi w sprawie stosunków z Kościołem greckim, układów handlowych, konfliktów w Mołdawii, a może też i wykupna Polaków sprzedawanych przez Tatarów w niewolę. Wiadomości uzyskiwane w ten sposób były uzupełniane lub potwierdzane informacjami zawartymi w napływającej do kancelarii królewskiej korespondencji. Najbardziej wartościowe pod tym względem były listy od hospodarów mołdawskich. Ważnym źródłem informacji były wreszcie wieści przywożone ze Stambułu przez kupców żydowskich i ormiańskich, a przede wszystkim przez exploratores, czyli szpiegów, których wysyłano w tajnych misjach do Turcji. No i były wreszcie drukowane książki poświęcone „Turkom”, zarówno te publikowane w Polsce, jak i przywożone z zagranicy. Niestety opisów podróży do Turcji powstało w czasach jagiellońskich bardzo niewiele, dziś znanych jest zaledwie kilka. Pisane przez Polaków teksty antytureckie często powstawały na podstawie informacji z drugiej ręki i publikacji autorów zagranicznych. 

Tak więc bez wątpienia wiedziano dużo na temat Turcji. Przede wszystkim pewien zasób wiedzy potrzebny był kancelarii koronnej, by mogła ona prowadzić z sukcesami politykę wobec Turcji. Dyplomaci nie mogli przecież jeździć nad Bosfor „w ciemno”. Także prowadzenie interesów wymagało informacji. A ci, którzy nie wybierali się w dalekie podróże, byli po prostu ciekawi tego egzotycznego świata. Popyt na informacje był zatem duży i siłą rzeczy musiała pojawiać się także ich podaż. 

Na ile obraz ten był prawdziwy? 

Dużo było w tym wszystkim rzetelnej wiedzy, przede wszystkim na temat osmańskiej armii, ustroju, stosunków społecznych czy etykiety dworskiej, dużo jednak także fabularyzacji, konfabulacji czy zwykłej nieuczciwości. Turcja była częścią Orientu, a ten zawsze budził zarówno lęk, jak i fascynację ludzi Zachodu.
Sądzę jednak, że z punktu widzenia historyka pytanie o to, czy nasi przodkowie mieli prawdziwy czy fałszywy obraz Turcji (odnosi się to zresztą do każdego zjawiska) nie jest sformułowane poprawnie. Podam inny przykład z tej kategorii: przez kilka stuleci Europejczycy wierzyli w istnienie królestwa księdza Jana. Dziś wiemy, że ono nie istniało. Ale historyk, który zadowoli się taką odpowiedzią, który uzna, że skoro królestwo to nie istniało, to znaczy, że mieszkańcy Zachodu mieli nieprawdziwą wiedzę i to zamyka problem, popełni błąd. Fascynujące jest badanie legendy, jej pochodzenia, wpływu jaki wywierała, jej skutków społecznych, gospodarczych czy militarnych. I podobnie w przypadku dawnej Turcji: mniej istotne jest, co Polacy w XV czy XVI wieku wiedzieli, w znaczeniu posiadania prawdy materialnej. Ważniejsze jest to, jaki obraz Imperium Osmańskiego tworzyli, jak ten obraz wykorzystywali, jaki był jego zasięg społeczny, oddziaływanie, czy tworzono stereotypy, a jeśli tak, to jakie, czy uznawano Turcję za równorzędnego partnera, czy stawiano ją na równi z państwami europejskimi itd. To jest pasjonujące zagadnienie badawcze.

Ciekawym zjawiskiem, na które chciałbym tu zwrócić uwagę, były kalendarze astrologiczne. Trzeba pamiętać, że był to jeden z najpoczytniejszych rodzajów literatury masowej, stopniowo zwulgaryzowany i wyparty przez prasę dopiero w kolejnych stuleciach. Pojawiające się więc w nich przepowiednie dotyczące Turków trafiały do bardzo szerokiego grona odbiorców. W prognostykach astrologicznych pojawiają się jako stały element przepowiednie m.in. „o zdrowiu i chorobach”, „o wojnach”, „o stanie Kościoła”, „o władcach”, „o stanie ludu”, „o małżeństwach”, „o Żydach”, „o kupcach”, „o sprawach Wenery”, a wreszcie o różnych państwach, w tym także „o Turkach i Tatarach” („De Turcis et Tartaris”). Turcy, Tatarzy czy Saraceni są w nich postaciami negatywnymi, wrogami zagrażającymi znanemu światu, złem czającym się na geograficznych granicach chrześcijaństwa i pisano o nich w sposób wrogi i pogardliwy.

Wszelkiego rodzaju przepowiednie odpowiadały na specyficzne zapotrzebowanie społeczne, miały zaspokajać głód wiedzy o przyszłości, o tym, czy nadchodzący rok przyniesie spokój czy nieprzyjacielski najazd, a z nim strach, głód i śmierć. Nie może też zbytnio dziwić pomieszanie przesłanek racjonalnych i irracjonalnych znaków wróżbiarskich, kiedy brakowało tych pierwszych. Można to zrozumieć jako psychologicznie uzasadnione dążenie do zdobycia pewnej wiedzy o mających nadejść zdarzeniach. Ponadto, biorąc pod uwagę język, jakim wszystkie one zostały napisane oraz dobór epitetów („atrocissimis ac belligeris latronibus”, „spurca gens Turcarum”, „Machometowe plugawe…”, „bałwochwalcy” itd.) stwierdzić trzeba, że pełniły one rolę popularnej literatury sensacyjnej, zaspokajając wśród publiczności potrzebę horroru. I nie zmieniło się to do dziś, współcześnie funkcjonujemy przecież według tych samych mechanizmów, publiczność kupuje od mediów tego samego rodzaju przekazy. 

W Polsce w XVI wieku nieźle znane były pewne instytucje osmańskie, takie jak hierarchia urzędnicza, a kancelaria koronna wysyłająca posłów nad Bosfor dysponować musiała dokładniejszymi informacjami na temat dworu sułtańskiego i panującego tam ceremoniału. Zazwyczaj poszukiwano rzetelnych informacji na temat Turcji. Nie zawsze udawało się je zdobyć, czasem się mylono i podawano wiele nieścisłych czy błędnych wiadomości (jak choćby uczynił Jan Długosz), niemniej na ogół nie spotyka się przekazów fantastycznych, które można by porównywać ze średniowiecznymi opowieściami na temat Wschodu. W obiektywizm polskich opinii o Turkach nie wątpił już Stanisław Kot. 

Czy wyobrażenia na temat tureckiego imperium, panujące w czasach monarchii jagiellońskiej, znacząco różniły się od wyobrażeń popularnych wówczas na zachodzie kontynentu? 

Na to pytanie nie da się odpowiedzieć prosto tak lub nie. Polskich wyobrażeń na temat „Innego” nie można rozpatrywać bez uwzględnienia ogólnoeuropejskiego kontekstu, w oderwaniu od poglądów wyrażanych w innych krajach naszego kontynentu. Polscy pisarze ulegali wpływom idei Erazma z Rotterdamu, a często informacje dotyczące Turcji czerpali od autorów włoskich, nie można jednak postawić tezy, że polska literatura antyturecka była zależna od obcej. Duża część literatury zagranicznej była znana w Polsce i obecna w księgozbiorach szlacheckich czy mieszczańskich. Wiele egzemplarzy zagranicznych turcyk zachowało się w zbiorach polskich do dziś.

Nie istniało jednak jakieś jedno ogólnoeuropejskie wyobrażenie na temat Turcji, jeden powszechny pogląd. W swojej książce wyróżniłem trzy kręgi piśmiennictwa europejskiego: krajów znajdujących się pod okupacją turecką (Grecja, Bałkany, częściowo Węgry); krajów bezpośrednio zagrożonych (Niemcy, Polska, znów częściowo Węgry); krajów, które nie musiały się obawiać bezpośredniego zagrożenia (Anglia, Niderlandy; specyficznym przypadkiem jest Hiszpania, której perspektywa dyskursu antytureckiego była zupełnie inna niż państw środkowo- i zachodnioeuropejskich). Wreszcie nieco inaczej trzeba patrzeć na literaturę francuską – autorzy francuscy najwcześniej zaczęli postrzegać Turków jako równoprawnych uczestników europejskiej polityki międzynarodowej, a na początku drugiej ćwierci XVI wieku Francja weszła w formalny sojusz z państwem osmańskim. Warto zaznaczyć, że autorzy francuscy byli pionierami w zakresie tego, co dziś nazwalibyśmy antropologią kulturową. Dokonywane przez nich opisy zwyczajów, kultury, życia codziennego itd. społeczeństwa i państwa osmańskiego zazwyczaj charakteryzują się obiektywizmem i zapoczątkowują nurt nowożytnych nauk społecznych. Humanistyczna wizja świata zmieniała się pod wpływem kontaktu z „Innym”. Natomiast wezwania krucjatowe poetów bałkańskich czy węgierskich pozostają jeszcze głęboko osadzone w ramach ideologii średniowiecznej. Podczas gdy dla Erazma z Rotterdamu i jego naśladowców zagrożenie tureckie było zwierciadłem, w którym mieli przeglądać się chrześcijanie celem naprawienia własnych obyczajów, to humaniści angielscy wykorzystywali to zjawisko dla przeprowadzenia krytyki społecznej własnego kraju (podobny zresztą zabieg zastosował w Utopii Tomasz Morus). 

Można więc przyjąć, że poszczególne kraje czy regiony wypracowały własny, specyficzny obraz Turcji. Jednak i to jeszcze nie jest do końca prawdą, ponieważ także wewnątrz każdego kraju istniały nurty przeciwstawne. Specyfiką polskiej literatury była mowa antyturecka, ale, jak udało mi się wykazać, ten nurt literacki miał znikome przełożenie na opinie prywatne czy politykę państwową. W tych ostatnich bowiem dominowało podejście pragmatyczne, którego głównym celem było niezadrażnianie stosunków z potężnym sąsiadem, układanie stosunków na stopie pokojowej, a w niektórych przypadkach wręcz cicha współpraca, jak na rozdartych po klęsce mohackiej Węgrzech. 

Jak wyglądały polskie relacje dyplomatyczne z Turkami w tym okresie? 

Zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażają na ogół czytelnicy „Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Te stosunki przeważnie układały się w sposób pokojowy. Nie miejsce tu, by rozważać różne zawiłości dyplomatyczne, ale stwierdzić trzeba, że pomimo zdarzających się spięć, zatargów czy potyczek (choćby najazd w 1499 roku, który sięgnął daleko w głąb Polski czy nieco wcześniejsze spory o Kilię i Białogród) na ogół między oboma państwami panował pokój. Polscy dyplomaci jeździli do Stambułu i regularnie przywozili stamtąd uzyskiwane bez problemów rozejmy, najpierw dwu- bądź trzyletnie, później pięcioletni, aż wreszcie, w 1533 roku, Polska zawarła z Turcją traktat pokojowy obowiązujący aż do śmierci jednego lub obu władców. Nie był to pierwszy taki układ muzułmańskiej Turcji z państwem chrześcijańskim, wcześniej padyszach zawarł pokój z królem Francji, niemniej wzbudził on falę krytyki w całej Europie. Tym bardziej, że niewiele wcześniej Zygmunt Stary sekularyzował Zakon krzyżacki, zamieniając jego posiadłości w zwykłe świeckie państwo, a co więcej, pozwalając byłemu wielkiemu mistrzowi przyjąć protestantyzm. Wskazuje to, że dla Jagiellonów racja stanu stała wyżej niż względy wyznaniowe.

W XVI w. w Europie nadal jeszcze powracano do pomysłów zorganizowania krucjaty antytureckiej, jednakże nikt w ówczesnym świecie chrześcijańskim nie wierzył już w realną możliwość jej podjęcia. Tenże świat bowiem był w znacznym stopniu skłócony politycznie i wyznaniowo. Rozsądek nakazywał porzucenie krucjatowych mrzonek i realizowanie racji stanu własnego państwa.

Co więcej, w latach 30. XVI wieku interesy Polski i Turcji w podzielonych Węgrzech były zbieżne, można więc chyba mówić o cichej, nieformalnej współpracy obu państw. 

Czy polskie elity doby jagiellońskiej znały realia tureckiego panowania nad Bałkanami? Jak wyglądała świadomość polityki religijnej prowadzonej przez Osmanów wobec chrześcijan? 

Wokół tego problemu narosło wiele mitów, dlatego też, podobnie jak Profesor Dariusz Kołodziejczyk, radziłbym zachowanie w tym zakresie umiaru w osądach. Jeśli chodzi Panu o nawracanie siłą na islam ludności chrześcijańskiej podbitych terytoriów, to nic takiego, przynajmniej na większą skalę, nie miało miejsca. Dawniej w historiografiach nacjonalistycznych (np. greckiej czy bułgarskiej) pisało się wiele o niszczeniu przez Turków na Bałkanach rodzimej wiary i kultury, jednak nowsze badania wskazują, że nie ma to wiele wspólnego z prawdą.

Administracja osmańska była na ogół pragmatyczna. Ludność chrześcijańska płaciła specjalne podatki i nawracanie jej na islam zwyczajnie się państwu nie opłacało. Mało tego, często wręcz zabraniano porzucania chrześcijaństwa na rzecz islamu. Wymieńmy tylko jeden przykład pragmatyzmu administracji osmańskiej. Jednym z reliktów czasów przedosmańskich był tzw. resm-i bojik lub „podatek bożonarodzeniowy”, obejmujący ubój świń przed tym chrześcijańskim świętem. Źródła osmańskie wskazują na jego istnienie głównie w Bułgarii, a także wzdłuż byłej granicy między Węgrami a Serbią. Islam nie obchodzi świąt Bożego Narodzenia oraz zakazuje spożywania wieprzowiny, zachowanie tego podatku zasługuje więc na szczególną uwagę. Teokracja po prostu zakazałaby grzesznego chowu nieczystych zwierząt, a tym bardziej czczenia obcego boga. Dla Osmanów przeciwnie: stało się to źródłem dochodów – niewielkich, ale za to regularnych i łatwych do ściągnięcia, gdyż był to dawny zwyczaj, któremu nikt się jej nie sprzeciwiał. 

W XVI wieku powstawały teksty dotyczące położenia ludności chrześcijańskiej w krajach podbitych przez Imperium, pełne opisów tureckich okrucieństw. Problem był więc znany i szeroko dyskutowany, pamiętajmy jednak, że w znacznej mierze były to teksty propagandowe i tak też należy je czytać. Równowagę, jaka stopniowo wytwarzała się pomiędzy Osmanami a ludnością Serbii, bardzo interesująco opisuje w zbeletryzowanej biografii Sokollu Mehmeda Paszy R. Samardžić (Mehmed Sokolović, t. 1-2, Łódź 1982).

Warto także dodać, że Polacy w XVI stuleciu byli w znacznie mniejszym stopniu zacietrzewieni religijnie niż w XXI. Kwestie wyznaniowe miały dla nich na ogół znacznie mniejsze znaczenie niż to, co praktycznie służyło dobru państwa. XVI-wieczna Polska stanowiła prawdziwy religijny tygiel. Mieszkali tu nie tylko chrześcijanie różnych wyznań, ale także żydzi, Ormianie, Karaimi, a wreszcie „nasi” muzułmanie – litewscy Tatarzy. W tych warunkach wytworzył się klimat prawdziwej tolerancji religijnej, z której dumni jesteśmy do dziś. A dla znacznej części społeczeństwa staropolskiego spory religijne miały niewielkie znaczenie, uważano bowiem, że są ważniejsze sprawy, którym należy poświęcać czas i uwagę. Wyraz takiemu stanowisku dawali m.in. Marcin Bielski w Śnie majowym czy Jan Kochanowski. 

Czy dla polskiej szlachty XV i XVI wieku Turcy byli tylko barbarzyńcami? Jak wyglądała znajomość tureckiej kultury intelektualnej? Jak postrzegano ich obyczajowość? 

Z całą pewnością Turcy w XVI wieku nie byli uważani za barbarzyńców. Zainteresowanie Turkami szerszej opinii publicznej w Polsce w drugiej połowie XV wieku było jeszcze niezbyt wielkie. Z tego okresu znamy głównie teksty, w których są oni wzmiankowani w kontekście polskiej polityki międzynarodowej (mowy Mikołaja Lasockiego, Jana Ostroroga, Filipa Kallimacha i Jana Targowiskiego, traktat Mikołaja Rozembarskiego). W tym też czasie powstało dzieło Jana Długosza, budujące bardziej złożony obraz Osmanów i ich państwa, choć u niego jeszcze Turcy zdecydowanie są barbarią. Kronikarz wyklucza ich z kręgu ludów cywilizowanych, a ponadto, co ciekawe, dowodzi, że król Kazimierz Jagiellończyk cieszył się wielkim szacunkiem władców osmańskich. 

Z końca stulecia pochodzą modlitwy przeciwko Turkom, wtedy zaczyna też powstawać poezja antyturecka. Prawdziwego dynamizmu zjawisko to nabrało dopiero w następnym stuleciu. Wówczas to rozbudziło się zaciekawienie Osmanami, jednakże jeszcze nie w znaczeniu, jak byśmy dziś powiedzieli, antropologicznym, nie jako obcą kulturą wartą poznania, choć i takie przykłady już się pojawiają. Szlak przecierali w połowie XVI w. Andrzej Frycz Modrzewski i Erazm Otwinowski. 

W polskiej literaturze tego okresu najczęściej mamy do czynienia z zainteresowaniem zagrożeniem symbolizowanym przez „Turka” (ściślej rzecz biorąc chodziło o to, jak temu zagrożeniu zapobiec), a z drugiej strony z zaintrygowaniem tekstami antytureckimi jako swego rodzaju literaturą sensacyjną (bo wezwań do wojny nikt nie brał na poważnie). Nieco rzadziej, ale też dość często, zaciekawienie wywoływały osmańskie rozwiązania społeczne i sprawna administracja, które pewni autorzy nie tylko chwalili, ale także chętnie zastosowaliby w Europie. Jak pisze Dariusz Kołodziejczyk, „Imperium Osmańskie, zwłaszcza w czasach Mehmeda II, w oczach licznych europejskich obserwatorów jawić się mogło jako spełnienie zasady rządów rozumu, a rekrutacja sułtańskich dostojników spomiędzy zdolnej młodzieży, bez względu na pochodzenie stanowe czy etniczne, wydawała się wcieleniem postulatów niektórych włoskich humanistów. (…) Imperium Osmańskie stanowiło codzienny i bliski element życia politycznego renesansowych Włoch, a wielu mieszkańców Italii bez trudu podejmowało decyzje o przejściu na sułtański chleb, jak świadczą choćby losy weneckiego malarza Gentile Belliniego czy niedoszłego sułtańskiego inżyniera Leonarda da Vinci”.

„Turek” zazwyczaj rysuje się na kartach książek nie tylko jako zagrożenie per se, ale także równocześnie jako pretekst do rozważań nad dobrem ojczyzny, wezwanie do poprawy obyczaju, przywrócenie dawnych cnót rycerskich, reform nie tylko obyczajowych, ale też społecznych. W drugiej połowie XV w. w moralistyce pojawia się wezwanie do walki z „Turkiem wewnętrznym”, czyli z grzechem, ze szczególnym uwzględnieniem cudzołóstwa, jak później to sprecyzował Erazm z Rotterdamu).

Przerysowany obraz prymitywnego „Turka” wprowadził do europejskiego obiegu w drugiej połowie XV wieku papież Pius II, wybitny skądinąd humanista, pisząc iż „Są ludem okrutnym i nikczemnym, łaknącym namiętnie każdej oznaki luksusu. Jedzą rzeczy budzące odrazę, jak mięso dzikich zwierząt, wilków i sępów. Nie wstrzymują wydalin z intymnych części ciała”. Pius wykorzystywał zatem dość prostą figurę retoryczną, kontrastując Turków jako barbarzyńców w stosunku do cywilizowanych narodów Europy chrześcijańskiej. Prostacki Turek robi to, czego my nie robimy i czym się brzydzimy. Niecywilizowani są także Turcy w dziele Jana Długosza. Późniejsi autorzy jednak, choć z rzadka zdarza im się powtarzać opinie Piusa, nie idą jednak na ogół tym tropem. Turcy mogli być groźni, ale nie prymitywni. 

Trudno nie zauważyć, iż większą wrogość w stosunku do Turków wykazują dzieła o charakterze oficjalnym, takie jak kroniki czy mowy, zaś przychylniejsze im są te, w których autorzy bardziej otwarcie wyrażali swoje prywatne poglądy, jak utwory poetyckie, a także listy, którym zazwyczaj brak nacechowania emocjonalnego. Odrębnym zagadnieniem jest wspomniana już literatura astrologiczna (prognostyki), którą zaliczyć należy do popularnej literatury sensacyjnej, w której epatowanie strachem należy uznać za naturalne dla tego gatunku. A każdy gatunek literacki w zakresie szeroko pojmowanych turcyków spełniał inną rolę w odbiorze społecznym. Najszerszym repertuarem inwektyw i pejoratywnych porównań w stosunku do Turków operował w swoich mowach Stanisław Orzechowski.

I tak ważniejszą rolę niż wyszukane mowy antytureckie czy dzieła humanistów odgrywały proste informacje na temat Turcji przekazywane w listach, nowinach, gazetach, a także zapewne ustnie. W tym kręgu informacyjnym, niejako w drugim obiegu, inaczej niż w oficjalno-propagandowym, Turcy zajmują ważne miejsce bezustannie, niezależnie od bieżących wydarzeń europejskich. Natomiast osmańska kultura intelektualna nie była problemem zaprzątającym uwagę europejskiej publiczności.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz