Niepublikowany wywiad, zamówiony ongiś przez jeden z portali internetowych.
Jaką wiedzą o
Imperium Osmańskim dysponowali Polacy w XV i XVI wieku?
Z pewnością większą, niż jesteśmy dziś w stanie ustalić. Turcy
osmańscy pojawili się w świadomości zachodnich Europejczyków pod koniec XIV
wieku. Ci ostatni szczególnie silnie odczuli dotkliwe porażki militarne wojsk
krucjatowych pod Nikopolis (1396) oraz Warną (1444). Jednak dopiero upadek
Konstantynopola (1453) dogłębnie wstrząsnął Europą i uświadomił jej z całą
wyrazistością wagę problemu. Odtąd Turcy są już nieustannie obecni w polityce i
kulturze, w której powstaje szczególny ich obraz, rozpowszechniany na
niespotykaną dotąd skalę dzięki dokonanemu w tym samym czasie wynalazkowi
druku. Pierwsze poświęcone im druki ulotne wytłoczone zostały już w 1454 r.
Wiadomości
o „Turkach” docierały do świata zachodniego wieloma drogami: za pośrednictwem
posłańców, którzy chętnie opowiadali o swoich przygodach doznanych w czasie
długich podróży, kupców, zarówno zachodnioeuropejskich, jak i poddanych
sułtana, żołnierzy walczących z wojskami osmańskimi, a także pielgrzymów oraz
jeńców, którzy po latach niewoli tureckiej powracali do kraju. „Pamiętniki”
tych ostatnich – Pamiętniki janczara
Konstantego z Ostrowicy, wspomnienia Jana Schiltbergera, Jerzego z Węgier,
Bartłomieja Georgiewicza, Giovanantonio Menavino, a także opisy podróży
sporządzane przez dyplomatów i członków poselstw kierowanych do
Konstantynopola
należą do najpoczytniejszych i najlepiej znanych turcyków epoki.
Ważną
rolę odgrywały listy i wszelkiego rodzaju „nowiny” (niemieckie Newe Zeitungen czy włoskie avvisi), częstokroć pisane i wysyłane z
Konstantynopola, a przede wszystkim z Wenecji, stanowiące pierwociny dziennikarstwa
prasowego. Już jedne z pierwszych owych „prymitywów prasowych” poświęcane były
informacjom dotyczącym Turków.
Ilość
publikowanych „nowin” oraz tekstów innego typu, jak choćby bulle krucjatowe
oraz listy odpustowe na cele krucjaty, ogłaszane przez legatów papieskich,
elegie, mowy, lamenti itd. zależała
od bieżącej sytuacji politycznej i wraz z jej zmianami wzrastała lub malała. W
okresie ważnych wydarzeń polityczno-militarnych ukazywało się ich znacznie
więcej niż w innych, spokojniejszych czasach. Jako takie „węzły sieci” należy
wymienić zdobycie przez Turków Konstantynopola w 1453 r., upadek Negroponte w
1470, oblężenie (1480) i upadek (1522) wyspy Rodos, zdobycie Otranto w 1480 r.,
Belgradu w 1521, klęskę Węgier w bitwie pod Mohácsem w 1526 r., pierwsze
oblężenie Wiednia w 1529, zajęcie Budy (1541), oblężenie Malty (1565), a
wreszcie punkt zwrotny, w którym odwróciła się szczęśliwa karta osmańskich
zwycięstw, czyli bitwę morską pod Lepanto (1571), w której pokonana została
turecka flota.
Ważnym
medium była także propaganda kościelna – zaangażowanie Kościoła w akcję
krucjatową, papieskie bulle krucjatowe opisujące sułtana jako apokaliptyczną
bestię oraz listy odpustowe legatów, sekwencje mszalne contra Turcas, kaznodziejstwo (np. kazania słynnego Jana
Kapistrana) kształtowały świadomość popularną. Podobną rolę odgrywały także
poezja ludowa, ballady śpiewane przez podróżujących minstreli, szczególnie
popularne w Italii lamenti
itd.
Również
do Polski informacje o sprawach tureckich docierały różnymi drogami. Pomimo
oziębienia stosunków dyplomatycznych od czasów klęski pod Warną i zaprzestania na
kilkadziesiąt lat wysyłania oficjalnych poselstw, na Wschód udawali się
posłańcy mniejszej rangi w sprawie stosunków z Kościołem greckim, układów
handlowych, konfliktów w Mołdawii, a może też i wykupna Polaków sprzedawanych
przez Tatarów w niewolę. Wiadomości uzyskiwane w ten sposób były uzupełniane
lub potwierdzane informacjami zawartymi w napływającej do kancelarii
królewskiej korespondencji. Najbardziej wartościowe pod tym względem były listy
od hospodarów mołdawskich. Ważnym źródłem informacji były wreszcie wieści
przywożone ze Stambułu przez kupców żydowskich i ormiańskich, a przede
wszystkim przez exploratores, czyli
szpiegów, których wysyłano w tajnych misjach do Turcji. No i były
wreszcie drukowane książki poświęcone „Turkom”, zarówno te publikowane w
Polsce, jak i przywożone z zagranicy. Niestety opisów podróży do Turcji powstało w czasach
jagiellońskich bardzo niewiele, dziś znanych jest zaledwie kilka. Pisane
przez Polaków teksty antytureckie często powstawały na podstawie informacji z
drugiej ręki i publikacji autorów zagranicznych.
Tak więc bez wątpienia wiedziano dużo na temat Turcji.
Przede wszystkim pewien zasób wiedzy potrzebny był kancelarii koronnej, by
mogła ona prowadzić z sukcesami politykę wobec Turcji. Dyplomaci nie mogli
przecież jeździć nad Bosfor „w ciemno”. Także prowadzenie interesów wymagało
informacji. A ci, którzy nie wybierali się w dalekie podróże, byli po prostu
ciekawi tego egzotycznego świata. Popyt na informacje był zatem duży i siłą
rzeczy musiała pojawiać się także ich podaż.
Na ile obraz ten był
prawdziwy?
Dużo było w tym wszystkim rzetelnej wiedzy, przede wszystkim
na temat osmańskiej armii, ustroju, stosunków społecznych czy etykiety
dworskiej, dużo jednak także fabularyzacji, konfabulacji czy zwykłej nieuczciwości.
Turcja była częścią Orientu, a ten zawsze budził zarówno lęk, jak i fascynację
ludzi Zachodu.
Sądzę jednak, że z punktu widzenia historyka pytanie o to,
czy nasi przodkowie mieli prawdziwy czy fałszywy obraz Turcji (odnosi się to
zresztą do każdego zjawiska) nie jest sformułowane poprawnie. Podam inny
przykład z tej kategorii: przez kilka stuleci Europejczycy wierzyli w istnienie
królestwa księdza Jana. Dziś wiemy, że ono nie istniało. Ale historyk, który
zadowoli się taką odpowiedzią, który uzna, że skoro królestwo to nie istniało,
to znaczy, że mieszkańcy Zachodu mieli nieprawdziwą wiedzę i to zamyka problem,
popełni błąd. Fascynujące jest badanie legendy, jej pochodzenia, wpływu jaki
wywierała, jej skutków społecznych, gospodarczych czy militarnych. I podobnie w
przypadku dawnej Turcji: mniej istotne jest, co Polacy w XV czy XVI wieku wiedzieli, w znaczeniu posiadania
prawdy materialnej. Ważniejsze jest to, jaki obraz Imperium Osmańskiego
tworzyli, jak ten obraz wykorzystywali, jaki był jego zasięg społeczny,
oddziaływanie, czy tworzono stereotypy, a jeśli tak, to jakie, czy uznawano
Turcję za równorzędnego partnera, czy stawiano ją na równi z państwami
europejskimi itd. To jest pasjonujące zagadnienie badawcze.
Ciekawym zjawiskiem, na które chciałbym tu zwrócić uwagę,
były kalendarze astrologiczne. Trzeba pamiętać,
że był to jeden z najpoczytniejszych rodzajów literatury masowej, stopniowo zwulgaryzowany
i wyparty przez prasę dopiero w kolejnych stuleciach. Pojawiające się więc w
nich przepowiednie dotyczące Turków trafiały do bardzo szerokiego grona
odbiorców. W prognostykach astrologicznych pojawiają się jako stały
element przepowiednie m.in. „o zdrowiu i chorobach”, „o wojnach”, „o stanie
Kościoła”, „o władcach”, „o stanie ludu”, „o małżeństwach”, „o Żydach”, „o
kupcach”, „o sprawach Wenery”, a wreszcie o różnych państwach, w tym także „o
Turkach i Tatarach” („De Turcis et Tartaris”). Turcy,
Tatarzy czy Saraceni są w nich postaciami
negatywnymi, wrogami zagrażającymi znanemu światu, złem czającym się na
geograficznych granicach chrześcijaństwa i pisano o nich w sposób wrogi i
pogardliwy.
Wszelkiego rodzaju
przepowiednie odpowiadały na specyficzne zapotrzebowanie społeczne, miały
zaspokajać głód wiedzy o przyszłości, o tym, czy nadchodzący rok przyniesie
spokój czy nieprzyjacielski najazd, a z nim strach, głód i śmierć. Nie może też
zbytnio dziwić pomieszanie przesłanek racjonalnych i irracjonalnych znaków
wróżbiarskich, kiedy brakowało tych pierwszych. Można to zrozumieć jako psychologicznie
uzasadnione dążenie do zdobycia pewnej wiedzy o mających nadejść zdarzeniach.
Ponadto, biorąc pod uwagę język, jakim wszystkie one zostały napisane oraz
dobór epitetów („atrocissimis ac belligeris latronibus”, „spurca gens Turcarum”, „Machometowe plugawe…”,
„bałwochwalcy” itd.) stwierdzić trzeba, że pełniły one rolę popularnej
literatury sensacyjnej, zaspokajając wśród publiczności potrzebę horroru. I nie
zmieniło się to do dziś, współcześnie funkcjonujemy przecież według tych samych
mechanizmów, publiczność kupuje od mediów tego samego rodzaju przekazy.
W
Polsce w XVI wieku nieźle znane były pewne instytucje osmańskie, takie jak
hierarchia urzędnicza, a kancelaria koronna wysyłająca posłów nad Bosfor
dysponować musiała dokładniejszymi informacjami na temat dworu sułtańskiego i
panującego tam ceremoniału. Zazwyczaj poszukiwano rzetelnych informacji na
temat Turcji. Nie zawsze udawało się je zdobyć, czasem się mylono i podawano
wiele nieścisłych czy błędnych wiadomości (jak choćby uczynił Jan Długosz),
niemniej na ogół nie spotyka się przekazów fantastycznych, które można by
porównywać ze średniowiecznymi opowieściami na temat Wschodu. W obiektywizm
polskich opinii o Turkach nie wątpił już Stanisław Kot.
Czy wyobrażenia na
temat tureckiego imperium, panujące w czasach monarchii jagiellońskiej,
znacząco różniły się od wyobrażeń popularnych wówczas na zachodzie kontynentu?
Na to pytanie nie da się odpowiedzieć prosto tak lub nie. Polskich
wyobrażeń na temat „Innego” nie można rozpatrywać bez uwzględnienia ogólnoeuropejskiego
kontekstu, w oderwaniu od poglądów wyrażanych w innych krajach naszego
kontynentu. Polscy pisarze ulegali wpływom idei Erazma z Rotterdamu, a często
informacje dotyczące Turcji czerpali od autorów włoskich, nie można jednak
postawić tezy, że polska literatura antyturecka była zależna od obcej. Duża część
literatury zagranicznej była znana w Polsce i obecna w księgozbiorach
szlacheckich czy mieszczańskich. Wiele egzemplarzy zagranicznych turcyk
zachowało się w zbiorach polskich do dziś.
Nie istniało jednak jakieś jedno ogólnoeuropejskie wyobrażenie
na temat Turcji, jeden powszechny pogląd. W swojej książce wyróżniłem trzy
kręgi piśmiennictwa europejskiego: krajów znajdujących się pod okupacją turecką
(Grecja, Bałkany, częściowo Węgry); krajów bezpośrednio zagrożonych (Niemcy,
Polska, znów częściowo Węgry); krajów, które nie musiały się obawiać
bezpośredniego zagrożenia (Anglia, Niderlandy; specyficznym przypadkiem jest
Hiszpania, której perspektywa dyskursu antytureckiego była zupełnie inna niż
państw środkowo- i zachodnioeuropejskich). Wreszcie nieco inaczej trzeba
patrzeć na literaturę francuską – autorzy francuscy najwcześniej zaczęli
postrzegać Turków jako równoprawnych uczestników europejskiej polityki
międzynarodowej, a na początku drugiej ćwierci XVI wieku Francja weszła w
formalny sojusz z państwem osmańskim. Warto zaznaczyć, że autorzy francuscy
byli pionierami w zakresie tego, co dziś nazwalibyśmy antropologią kulturową.
Dokonywane przez nich opisy zwyczajów, kultury, życia codziennego itd.
społeczeństwa i państwa osmańskiego zazwyczaj charakteryzują się obiektywizmem
i zapoczątkowują nurt nowożytnych nauk społecznych. Humanistyczna wizja świata
zmieniała się pod wpływem kontaktu z „Innym”. Natomiast wezwania krucjatowe
poetów bałkańskich czy węgierskich pozostają jeszcze głęboko osadzone w ramach
ideologii średniowiecznej. Podczas gdy dla Erazma z Rotterdamu i jego
naśladowców zagrożenie tureckie było zwierciadłem, w którym mieli przeglądać
się chrześcijanie celem naprawienia własnych obyczajów, to humaniści angielscy
wykorzystywali to zjawisko dla przeprowadzenia krytyki społecznej własnego
kraju (podobny zresztą zabieg zastosował w Utopii
Tomasz Morus).
Można więc przyjąć, że poszczególne kraje czy regiony
wypracowały własny, specyficzny obraz Turcji. Jednak i to jeszcze nie jest do
końca prawdą, ponieważ także wewnątrz każdego kraju istniały nurty
przeciwstawne. Specyfiką polskiej literatury była mowa antyturecka, ale, jak udało
mi się wykazać, ten nurt literacki miał znikome przełożenie na opinie prywatne
czy politykę państwową. W tych ostatnich bowiem dominowało podejście
pragmatyczne, którego głównym celem było niezadrażnianie stosunków z potężnym
sąsiadem, układanie stosunków na stopie pokojowej, a w niektórych przypadkach
wręcz cicha współpraca, jak na rozdartych po klęsce mohackiej Węgrzech.
Jak wyglądały polskie
relacje dyplomatyczne z Turkami w tym okresie?
Zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażają na ogół czytelnicy
„Trylogii” Henryka Sienkiewicza. Te stosunki przeważnie układały się w sposób
pokojowy. Nie miejsce tu, by rozważać różne zawiłości dyplomatyczne, ale stwierdzić
trzeba, że pomimo zdarzających się spięć, zatargów czy potyczek (choćby najazd
w 1499 roku, który sięgnął daleko w głąb Polski czy nieco wcześniejsze spory o
Kilię i Białogród) na ogół między oboma państwami panował pokój. Polscy
dyplomaci jeździli do Stambułu i regularnie przywozili stamtąd uzyskiwane bez
problemów rozejmy, najpierw dwu- bądź trzyletnie, później pięcioletni, aż
wreszcie, w 1533 roku, Polska zawarła z Turcją traktat pokojowy obowiązujący aż
do śmierci jednego lub obu władców. Nie był to pierwszy taki układ
muzułmańskiej Turcji z państwem chrześcijańskim, wcześniej padyszach zawarł
pokój z królem Francji, niemniej wzbudził on falę krytyki w całej Europie. Tym
bardziej, że niewiele wcześniej Zygmunt Stary sekularyzował Zakon krzyżacki,
zamieniając jego posiadłości w zwykłe świeckie państwo, a co więcej, pozwalając
byłemu wielkiemu mistrzowi przyjąć protestantyzm. Wskazuje to, że dla
Jagiellonów racja stanu stała wyżej niż względy wyznaniowe.
W XVI w. w Europie nadal jeszcze powracano do pomysłów
zorganizowania krucjaty antytureckiej, jednakże nikt w ówczesnym świecie
chrześcijańskim nie wierzył już w realną możliwość jej podjęcia. Tenże świat
bowiem był w znacznym stopniu skłócony politycznie i wyznaniowo. Rozsądek
nakazywał porzucenie krucjatowych mrzonek i realizowanie racji stanu własnego
państwa.
Co więcej, w latach 30. XVI wieku interesy Polski i Turcji w
podzielonych Węgrzech były zbieżne, można więc chyba mówić o cichej,
nieformalnej współpracy obu państw.
Czy polskie elity
doby jagiellońskiej znały realia tureckiego panowania nad Bałkanami? Jak
wyglądała świadomość polityki religijnej prowadzonej przez Osmanów wobec
chrześcijan?
Wokół tego problemu narosło wiele mitów, dlatego też,
podobnie jak Profesor Dariusz Kołodziejczyk, radziłbym zachowanie w tym
zakresie umiaru w osądach. Jeśli chodzi Panu o nawracanie siłą na islam
ludności chrześcijańskiej podbitych terytoriów, to nic takiego, przynajmniej na
większą skalę, nie miało miejsca. Dawniej w historiografiach nacjonalistycznych
(np. greckiej czy bułgarskiej) pisało się wiele o niszczeniu przez Turków na
Bałkanach rodzimej wiary i kultury, jednak nowsze badania wskazują, że nie ma
to wiele wspólnego z prawdą.
Administracja osmańska była na ogół pragmatyczna. Ludność
chrześcijańska płaciła specjalne podatki i nawracanie jej na islam zwyczajnie
się państwu nie opłacało. Mało tego, często wręcz zabraniano porzucania
chrześcijaństwa na rzecz islamu. Wymieńmy tylko jeden przykład pragmatyzmu administracji
osmańskiej. Jednym z reliktów czasów przedosmańskich był tzw. resm-i bojik lub „podatek
bożonarodzeniowy”, obejmujący ubój świń przed tym chrześcijańskim świętem.
Źródła osmańskie wskazują na jego istnienie głównie w Bułgarii, a także wzdłuż
byłej granicy między Węgrami a Serbią. Islam nie obchodzi świąt Bożego
Narodzenia oraz zakazuje spożywania wieprzowiny, zachowanie tego podatku
zasługuje więc na szczególną uwagę. Teokracja po prostu zakazałaby grzesznego
chowu nieczystych zwierząt, a tym bardziej czczenia obcego boga. Dla Osmanów
przeciwnie: stało się to źródłem dochodów – niewielkich, ale za to regularnych
i łatwych do ściągnięcia, gdyż był to dawny zwyczaj, któremu nikt się jej nie
sprzeciwiał.
W XVI wieku powstawały teksty dotyczące położenia ludności
chrześcijańskiej w krajach podbitych przez Imperium, pełne opisów tureckich
okrucieństw. Problem był więc znany i szeroko dyskutowany, pamiętajmy jednak,
że w znacznej mierze były to teksty propagandowe i tak też należy je czytać. Równowagę,
jaka stopniowo wytwarzała się pomiędzy Osmanami a ludnością Serbii, bardzo
interesująco opisuje
w zbeletryzowanej biografii Sokollu Mehmeda Paszy R. Samardžić (Mehmed Sokolović, t. 1-2, Łódź 1982).
Warto także dodać,
że Polacy w XVI stuleciu byli w znacznie mniejszym stopniu zacietrzewieni
religijnie niż w XXI. Kwestie wyznaniowe miały dla nich na ogół znacznie
mniejsze znaczenie niż to, co praktycznie służyło dobru państwa. XVI-wieczna
Polska stanowiła prawdziwy religijny tygiel. Mieszkali tu nie tylko
chrześcijanie różnych wyznań, ale także żydzi, Ormianie, Karaimi, a wreszcie
„nasi” muzułmanie – litewscy Tatarzy. W tych warunkach wytworzył się klimat
prawdziwej tolerancji religijnej, z której dumni jesteśmy do dziś. A dla
znacznej części społeczeństwa staropolskiego spory religijne miały niewielkie
znaczenie, uważano bowiem, że są ważniejsze sprawy, którym należy poświęcać
czas i uwagę. Wyraz takiemu stanowisku dawali m.in. Marcin Bielski w Śnie majowym czy Jan Kochanowski.
Czy dla polskiej
szlachty XV i XVI wieku Turcy byli tylko barbarzyńcami? Jak wyglądała znajomość
tureckiej kultury intelektualnej? Jak postrzegano ich obyczajowość?
Z całą pewnością Turcy w XVI wieku nie byli uważani za
barbarzyńców. Zainteresowanie
Turkami szerszej opinii publicznej w Polsce w drugiej połowie XV wieku było
jeszcze niezbyt wielkie. Z tego okresu znamy głównie teksty, w których są oni
wzmiankowani w kontekście polskiej polityki międzynarodowej (mowy Mikołaja
Lasockiego, Jana Ostroroga, Filipa Kallimacha i Jana Targowiskiego, traktat
Mikołaja Rozembarskiego). W tym też czasie powstało dzieło Jana Długosza,
budujące bardziej złożony obraz Osmanów i ich państwa, choć u niego
jeszcze Turcy zdecydowanie są barbarią. Kronikarz wyklucza ich z kręgu ludów
cywilizowanych, a ponadto, co ciekawe, dowodzi, że król Kazimierz Jagiellończyk
cieszył się wielkim szacunkiem władców osmańskich.
Z
końca stulecia pochodzą modlitwy przeciwko Turkom, wtedy zaczyna też powstawać
poezja antyturecka. Prawdziwego dynamizmu zjawisko to nabrało dopiero w
następnym stuleciu. Wówczas to rozbudziło się zaciekawienie Osmanami, jednakże
jeszcze nie w znaczeniu, jak byśmy dziś powiedzieli, antropologicznym, nie jako
obcą kulturą wartą poznania, choć i takie przykłady już się pojawiają. Szlak
przecierali w połowie XVI w. Andrzej Frycz Modrzewski i Erazm Otwinowski.
W polskiej literaturze tego okresu najczęściej mamy do czynienia z
zainteresowaniem zagrożeniem symbolizowanym przez „Turka” (ściślej rzecz biorąc
chodziło o to, jak temu zagrożeniu zapobiec), a z drugiej strony z
zaintrygowaniem tekstami antytureckimi jako swego rodzaju literaturą sensacyjną
(bo wezwań do wojny nikt nie brał na poważnie). Nieco rzadziej, ale też dość często,
zaciekawienie wywoływały osmańskie rozwiązania społeczne i sprawna
administracja, które pewni autorzy nie tylko chwalili, ale także chętnie
zastosowaliby w Europie. Jak pisze Dariusz Kołodziejczyk, „Imperium Osmańskie,
zwłaszcza w czasach Mehmeda II, w oczach licznych europejskich obserwatorów
jawić się mogło jako spełnienie zasady rządów rozumu, a rekrutacja sułtańskich
dostojników spomiędzy zdolnej młodzieży, bez względu na pochodzenie stanowe czy
etniczne, wydawała się wcieleniem postulatów niektórych włoskich humanistów. (…) Imperium
Osmańskie stanowiło codzienny i bliski element życia politycznego renesansowych
Włoch, a wielu mieszkańców Italii bez trudu podejmowało decyzje o przejściu na
sułtański chleb, jak świadczą choćby losy weneckiego malarza Gentile Belliniego
czy niedoszłego sułtańskiego inżyniera Leonarda da Vinci”.
„Turek”
zazwyczaj rysuje się na kartach książek nie tylko jako zagrożenie per se, ale także równocześnie jako
pretekst do rozważań nad dobrem ojczyzny, wezwanie do poprawy obyczaju,
przywrócenie dawnych cnót rycerskich, reform nie tylko obyczajowych, ale też
społecznych. W drugiej połowie XV w. w moralistyce pojawia się wezwanie do
walki z „Turkiem wewnętrznym”, czyli z grzechem, ze szczególnym uwzględnieniem
cudzołóstwa, jak później to sprecyzował Erazm z Rotterdamu).
Przerysowany
obraz prymitywnego „Turka” wprowadził do europejskiego obiegu w drugiej połowie
XV wieku papież Pius II, wybitny skądinąd humanista, pisząc iż „Są ludem
okrutnym i nikczemnym, łaknącym namiętnie każdej oznaki luksusu. Jedzą rzeczy
budzące odrazę, jak mięso dzikich zwierząt, wilków i sępów. Nie wstrzymują wydalin
z intymnych części ciała”. Pius wykorzystywał zatem dość prostą figurę
retoryczną, kontrastując Turków jako barbarzyńców w stosunku do cywilizowanych
narodów Europy chrześcijańskiej. Prostacki Turek robi to, czego my nie robimy i
czym się brzydzimy. Niecywilizowani są także Turcy w dziele Jana
Długosza. Późniejsi autorzy jednak, choć z rzadka zdarza im się powtarzać
opinie Piusa, nie idą jednak na ogół tym tropem. Turcy mogli być groźni, ale
nie prymitywni.
Trudno
nie zauważyć, iż większą wrogość w stosunku do Turków wykazują dzieła o
charakterze oficjalnym, takie jak kroniki czy mowy, zaś przychylniejsze im są
te, w których autorzy bardziej otwarcie wyrażali swoje prywatne poglądy, jak
utwory poetyckie, a także listy, którym zazwyczaj brak nacechowania
emocjonalnego. Odrębnym zagadnieniem jest wspomniana już literatura
astrologiczna (prognostyki), którą zaliczyć należy do popularnej literatury
sensacyjnej, w której epatowanie strachem należy uznać za naturalne dla tego
gatunku. A każdy gatunek literacki w zakresie szeroko pojmowanych turcyków
spełniał inną rolę w odbiorze społecznym. Najszerszym repertuarem inwektyw i
pejoratywnych porównań w stosunku do Turków operował w swoich mowach Stanisław
Orzechowski.
I
tak ważniejszą rolę niż wyszukane mowy antytureckie czy dzieła humanistów odgrywały
proste informacje na temat Turcji przekazywane w listach, nowinach, gazetach, a
także zapewne ustnie. W tym kręgu informacyjnym, niejako w drugim obiegu,
inaczej niż w oficjalno-propagandowym, Turcy zajmują ważne miejsce bezustannie,
niezależnie od bieżących wydarzeń europejskich. Natomiast osmańska
kultura intelektualna nie była problemem zaprzątającym uwagę europejskiej
publiczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz