W
roku 2015 przypada pięćsetna rocznica niezwykle istotnego dla dziejów Europy
Środkowej wydarzenia – pierwszego kongresu wiedeńskiego. Przed pół tysiącem lat
w stolicy Austrii z cesarzem Maksymilianem I spotkali się władcy z dynastii
jagiellońskiej, Władysław i Zygmunt, królowie Czech, Węgier i Polski. To
doniosłe wydarzenie, które ukształtowało na cztery kolejne stulecia kształt
geopolityczny naszego regionu, do dziś budzi zainteresowanie uczonych, a w
jednej z jubileuszowych konferencji piszący te słowa miał zaszczyt uczestniczyć
wspólnie m.in. z Profesorem Krzysztofem Baczkowskim, najwybitniejszym polskim
historykiem badającym dzieje Europy
Centralnej w XV i XVI wieku (http://www.khm.at/erfahren/forschung/tagung-1515/).
W
tym też roku ukazało się drugie, uzupełnione i uwspółcześnione wydanie poświęconej
zjazdowi książki Krzysztofa Baczkowskiego (pierwsze wydanie: 1975). Jak pisze
Autor: „Zadaniem niniejszej pracy jest przedstawienie jego genezy i rezultatów.
Prowadzić to musi do zbadania zależności politycznych między krajami Europy
środkowej i wschodniej na możliwie szerokim tle ogólno dziejowym, poczynając od
ok. 1490 r.”. Przedmiotem opracowania są zatem skomplikowane zabiegi
dyplomatyczne, które w konsekwencji doprowadziły do umocnienia władzy Habsburgów
w Europie Centralnej.
Układy
zawarte pomiędzy Jagiellonami a Habsburgami w 1515 r. były wynikiem całego
kompleksu wydarzeń politycznych, splotu okoliczności i gier dyplomatycznych.
Droga do nich zaczęła się kilkadziesiąt lat wcześniej, a grunt przygotowywany
był nie tylko na arenie międzynarodowej, lecz także przez układy sił w
poszczególnych państwach. Nie da się zatem sensownie mówić o kongresie nie
sięgając przy tym głęboko w wiek XV, nie mając świadomości procesów
integracyjnych z jednej strony, a centralizacyjnych z drugiej. Inne dążenia
miały szlacheckie „stronnictwa”, z braku lepszego określenia nazywane
„narodowymi”, inne zaś realizująca swe cele w polityce ponadnarodowej
magnateria. W rozgrywki wciągane były nie tylko państwa jagiellońskie, lecz
także Wielkie Księstwo Moskiewskie, Zakon Krzyżacki czy Mazowsze. Wszystkie te
czynniki wywierały wpływ na proces, którego wiedeński zjazd był jedynie kulminacją.
One też stanowią ważny przedmiot badań Krzysztofa Baczkowskiego. Dość
powiedzieć, że poświęcono im trzy z czterech rozdziałów książki, natomiast
relacja z wiedeńskiego szczytu dyplomatycznego zajmuje ledwie 20 końcowych
stron.
Tak
jak różnią się prezentowane przez historyków w różnych okresach oceny władców
uczestniczących w kongresie, tak też nie istnieje sposób, by jednoznacznie
ocenić skutki polityczne tego wydarzenia. W naturalny sposób prezentują się one
zawsze inaczej z różnych punktów widzenia. Przegląd stanowisk i rekonesans
zagranicznej literatury w tym zakresie prezentuje Krzysztof Baczkowski we
wstępie.
Osobiście
przychylam się do opinii sceptycznych wobec rezultatów kongresu i polityki
jagiellońskiej w stosunku do Habsburgów. O ile same postanowienia kongresowe
nie przesądzały jeszcze o tym, że korony Czech i Węgier przypadły w niedługim
czasie dynastii habsburskiej, to jednak bierna i ślepo formalistyczna polityka
Zygmunta I w pewnym stopniu przyczyniła się do tego, że wpadły one w ich ręce.
Król de facto posiadał więcej swobody
i więcej narzędzi kształtowania polityki w regionie, niż sobie tego życzył. Nadal
bowiem było możliwe, by na bieżąco dokonywać pewnych korektur prowadzonej
polityki, Zygmunt jednak trwał w biernej lojalności wobec nielojalnego
partnera.
Profesor
Krzysztof Baczkowski omawia ustalenia przyjęte w Wiedniu, nie bada natomiast w
tej książce, jakie miały one skutki dla państw jagiellońskich w nieodległej
przyszłości. Polska trochę zyskała na północy i wschodzie (tymczasowa
pacyfikacja stosunków z Zakonem i Moskwą, przy czym „zasługą” Maksymiliana było
w zasadzie jedynie to, że przestał przeciwko Polsce intrygować; natomiast
konflikt z Zakonem wkrótce rozgorzał na nowo, por. J. Tyszkiewicz, Ostatnia
wojna z Zakonem Krzyżackim 1519-1521, Warszawa 1991), całkowicie jednak
zrezygnowała ze swoich wpływów w Czechach i na Węgrzech. I nie chodzi o czynienie
Zygmuntowi zarzutów z tego powodu, że nie przyjął korony węgierskiej. Niemniej całkowitą
rezygnację z utrzymania wpływów polskich na dworze w Budzie i „oddanie” Ludwika
pod wpływy habsburskie (co, jak wiemy, przyniosło opłakane skutki) trudno
usprawiedliwić. Pikanterii tej kwestii dodaje fakt, iż to Zygmunt osobiście,
wbrew opiniom części polskich polityków, postanowił dystansować Polskę od
zaangażowania nad Dunajem. W całej okazałości ujawniło się to już w kilka
miesięcy po kongresie, w 1516 roku, gdy po śmierci króla Władysława prymas Jan
Łaski próbował osadzić polskich tutorów przy jego synu, Ludwiku II. Łaski nie dążył
do konfliktu z cesarstwem, był jednak świadom, że Habsburgowie nie byli i nigdy
nie będą bezinteresownymi przyjaciółmi Polski, wobec czego należy w stosunku do
nich prowadzić politykę tyleż zręczną, co niezależną, należy także znaleźć
środek zrównoważenia czy też zneutralizowania ich wpływu. W tych jednak
kwestiach jego działania neutralizowane były przez króla.
Król
Węgier Władysław II Jagiellończyk, brat polskiego władcy, zmarł 14 marca 1516. Arcybiskup
gnieźnieński został poinformowany listownie przez Zygmunta o tym smutnym
wydarzeniu. Król nakazywał, aby tymczasem powstrzymał się on od wszelkich
przygotowań do wyjazdu na Węgry i oczekiwał osobnego dokumentu w tej sprawie.
Ograniczyć się miał jedynie do obwieszczenia tej wieści w kościołach swojej
diecezji i ogłoszenia w nich żałoby. Niedługo później senat Rzeczypospolitej oficjalnie
wyznaczył jako posłów do Budy Jana Łaskiego oraz wojewodę krakowskiego
Krzysztofa Szydłowieckiego. Udający się do węgierskiej stolicy posłowie
otrzymali od króla instrukcję. Pisał w niej Zygmunt, iż panowie węgierscy, za
pośrednictwem przebywającego na Węgrzech jego sekretarza Jana Karnkowskiego
proszą, „abyśmy przez wzgląd i szacunek dla naszego zmarłego brata Władysława
objęli pieczę nad naszym bratankiem Ludwikiem i jego królestwem” oraz o
przysłanie pełnomocnych posłów, którzy mogliby w imieniu polskiego króla
prowadzić rozmowy z węgierskimi senatorami. Zalecał im jednocześnie jak
najszybszy wyjazd, aby mogli zdążyć na sejm budziński.
Ta
spisana instrukcja miała mieć jedynie charakter ramowy i ulegać rozszerzeniu
stosownie do okoliczności i zgodnie z roztropnością posłów. Zaznaczał przy tym
monarcha, iż „co do innych rzeczy, które powinniście uczynić, chociaż nie
możemy tego tutaj napisać, z pewnością pojmiecie, o co chodzi”. Podstawowym
zadaniem Szydłowieckiego i Łaskiego miało być dopilnowanie, by na sejmie w
Budzie nie doszło do jakiegoś buntu, zamieszek i do zagarnięcia regencji przez
kogoś niepowołanego, „kto jedynie dla siebie pragnąłby tego urzędu”. Mieli
doprowadzić do zgody i wzajemnego porozumienia w sprawie ustabilizowania stanu
Królestwa Węgierskiego i dalszego kierowania jego sprawami.
Dalsza
część listu to faktyczna kapitulacja Zygmunta wobec Maksymiliana Habsburga.
„Władysław przed śmiercią przede wszystkim nam powierzył opiekę i zarząd oraz
prawo namiestnicze nad jego synem i Królestwem, ku czemu również skłaniają się
węgierscy panowie. Jednak ponieważ jak dotąd nie mamy co do tego żadnych
pewnych wiadomości, nie życzymy sobie, abyście cokolwiek w sprawie tego
namiestnictwa i opieki czynili bezpośrednio w moim imieniu, ponieważ nie możemy
tak bezpośrednio i głęboko ingerować [w sprawy Królestwa Węgierskiego], a to
dlatego, że nie chcemy źle usposabiać do siebie cesarza, gdyby dowiedział się
on, że przyjmujemy te obowiązki, lub tylko zamierzamy je podjąć, bez jego
zgody. Wiesz, kasztelanie, jak to zostało między nami uzgodnione, iż będziemy
działać wspólnie. Zatem polecamy i taka jest nasza wola, jeśli przyjdzie do
tego, że za wspólną zgodą regencja ta zostanie nam powierzona, abyście uczynili
wszystko, co możliwe, aby zarząd ten przyznany został wspólnie nam i cesarzowi,
co będzie korzystne zarówno dla umocnienia króla Ludwika i obrony jego państwa,
jak i dla zachowania przyjaźni i złączenia naszego z cesarzem, co jest bardzo
użyteczne i konieczne. Zadeklarujecie także posłom cesarskim, którzy bez
wątpienia tam się pojawią, że macie polecone, by działać wspólną z nimi radą we
wszystkim, co się tyczy dobra i spokoju Węgier oraz zgody z cesarzem, oraz że
nie chcemy uczynić niczego wbrew woli cesarza. To samo oświadczycie Węgrom.
Gdyby zaś naprawdę panowie węgierscy nie zechcieli się zgodzić na zmianę swego
stanowiska i trwali w zamiarze powierzenia regencji jedynie nam, a cesarza nie
chcieli przyjąć, nie zgodzicie się na to jako na rzecz sprzeczną z interesem
naszym oraz Królestwa Węgierskiego” (Acta
Tomiciana, t. IV, nr 19). Tak więc Krzysztof Szydłowiecki z polecenia króla
przeciwdziałać miał jakimkolwiek próbom roztoczenia polskiej opieki nad
Ludwikiem Jagiellończykiem czy utrzymania w stolicy Węgier polskich wpływów,
czynionym przez Jana Łaskiego. Takie stanowisko królewskie było bezpośrednim
wynikiem ustaleń zawartych w Wiedniu.
Profesor
Krzysztof Baczkowski pisze w zakończeniu swojej książki: „Jednakże nie osobiste
predyspozycje władców odgrywały w tym wypadku decydującą rolę. O wiele
ważniejsze okazały się rozbieżności interesów politycznych i gospodarczych
państw rządzonych przez Jagiellonów, tj. Polski, Litwy, Czech i Węgier”. Takiej
konkluzji, choć zawiera ona dużą dozę prawdy, nie sposób przyjąć bez zastrzeżeń.
Analogii nie trzeba daleko szukać. Przecież Habsburgowie musieli borykać się z
o wiele większymi rozbieżnościami interesów rządzonych przez siebie państw,
sięgających w samej Europie od Austrii po Hiszpanię, a mimo to potrafili
rozpychać się łokciami na całym kontynencie, a nawet poza nim, utrzymując przy
tym nominalną jedność swego dominium. Co
więcej, szczególnie Węgrzy widzieli swój interes w związkach dynastycznych z
państwami jagiellońskimi, stąd liczne wezwania kierowane w latach 1516-1526 z
Budy do Zygmunta I o osobistą interwencję. Zignorowanie tych głosów wydaje się
być nie tyle wyrazem troski Zygmunta o interes Polski i Litwy, co kapitulacją
na rzecz Habsburgów. Oczywiście, że dla Węgier bardziej palącym problemem było
zagrożenie tureckie niż stosunki z Zakonem, jednak również dla Polski konflikt
z państwem osmańskim od czasu utraty czarnomorskich portów, Kilii i Białogrodu,
był czymś więcej niż tylko zagadnieniem akademickim. Solidarne współdziałanie
wszystkich państw jagiellońskich byłoby korzystne dla każdego z nich, czego
dowodziły wydarzenia z początków panowania Zygmunta I.
Brak
tej jedności i solidarności doprowadził do największej katastrofy militarnej w
dziejach regionu – rozbicia Królestwa Węgier w bitwie pod Mohácsem w 1526 r. Po
klęsce tej Węgrzy oczekiwali pomocy nie od kogo innego, jak od Zygmunta właśnie.
Listy z takimi wezwaniami adresowali do niego biskup Egeru Paweł Vardai,
królowa wdowa Maria czy podskarbi Aleksy Turzo. Odpowiedź króla była jednakże dość
ostrożna. Dziękując za pokładaną w nim wiarę wyrażał równocześnie zrozumienie i
troskę z powodu niebezpieczeństwa. Niemniej według niego to Węgrzy sami powinni
w pierwszej kolejności nie dopuścić, by Turcy zajęli cały kraj. List kończy się
dość ogólnikową obietnicą, iż król nie opuści bratniego kraju w potrzebie i
uczyni wszystko, co w jego mocy, by mu dopomóc. Prośby o pomoc powinny zostać
skierowane także do innych sąsiadów: Czechów, Morawian i Ślązaków. Ostatecznie
Zygmunt nie obiecał tego, na co najbardziej liczyli Węgrzy, czyli tego, że
pociągnie przeciwko Turkom na czele wielkiej armii. Zrozumiałe, że Zygmunt nie
mógł rozpocząć wojny z Sulejmanem Wspaniałym, wydaje się jednak, że takie
całkowite wycofanie się ze spraw węgierskich było w pewnej mierze skutkiem, czy
też echem ustaleń kongresu wiedeńskiego i przyjętej 10 lat wcześniej polityki
niewchodzenia Habsburgom w drogę. Arcyksiążę Ferdynand I dostał od Jagiellona
wolną rękę w podporządkowywaniu sobie krajów rządzonych do niedawna przez jego
bratanka.
Dodajmy
jeszcze, że arcybiskup Jan Łaski próbował wygrać też dla celów narodowych
planowane małżeństwo Zygmunta z Boną, kandydatką cesarską, jednak i te jego
kombinacje nie doczekały się zrozumienia i poparcia.
Biorąc
to wszystko pod uwagę, sukcesy polskiej dyplomacji w 1515 r. w układach z
Maksymilianem I wydają się dość kruche. Profesor Krzysztof Baczkowski bardzo
chce je znaleźć i pokazać dobre strony zawartych porozumień, jednak posunięcia
Zygmunta z lat 1516-1526 psują ten obraz. Podkreślam raz jeszcze, że krytycznej
ocenie poddaję nie tyle literę traktatu (choć znalazło się z nim wiele pustosłowia
i obietnic bez pokrycia), co wnioski, jakie król Polski wyciągnął z zawartych
układów i opartą na nich politykę. Zmiana orientacji widoczna jest tym
bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę, iż w latach 1512-1514, gdy ujawniało się
coraz więcej antypolskich posunięć Maksymiliana w Moskwie, Prusach i Rzymie,
Zygmunt pozwalał sobie niejawnie na pewne antyhabsburskie gesty, m.in. wchodząc
w sojusz z Zapolyami (małżeństwo z Barbarą) oraz wspierając „stronnictwo
narodowe” na Węgrzech przeciwko wpływom habsburskim.
W
ostatecznym rozrachunku, jak sądzę, opinie, że rozgrywki te obnażyły słabość
polskiej dyplomacji, nie są nieuprawnione. Nie potrafiła ona bowiem na dłuższą
metę skutecznie przeciwdziałać niekorzystnym dla Polski przesunięciom na arenie
międzynarodowej. Podobnie ustalenia zawarte w traktacie wiedeńskim nie
przyniosły żadnych trwale korzystnych dla niej rozwiązań.
Polska
miała utalentowanych, myślących perspektywicznie i propaństwowo polityków, jak w
omawianym okresie Jan Łaski starszy, czy Filip Kallimach nieco wcześniej,
którzy tworzyli programy utrwalenia dynastii i umocnienia państwa. Niestety władcom
Jagiellońskim zabrakło czy to zdolności, czy zdecydowania, czy też łutu
szczęścia w realizowaniu śmielszej i niezależnej polityki międzynarodowej.
Kongres wiedeński
1515 roku
jest kolejną już książką Profesora Krzysztofa Baczkowskiego, która doczekała
się reedycji w Wydawnictwie Napoleon V (dwa miesiące temu pisałem o książce Między czeskim utrakwizmem a rzymską ortodoksją czyli walka Jagiellonów z Maciejem Korwinem o koronę czeską w latach1471-1479). Również i ta pozycja oparta jest na solidnej, budzącej szacunek
podstawie źródłowej. Autor korzystał z wielu źródeł publikowanych i
rękopiśmiennych, znajdujących się w polskich i zagranicznych archiwach. Jest to
zarazem kolejna pozycja obowiązkowa na półce każdego historyka zajmującego się
dziejami regionu.
Mankamentem
książki jest bardzo niestaranna korekta, która wśród czytelników stała się już
znakiem rozpoznawczym Wydawnictwa Napoleon V. Tekst usiany jest literówkami, brakuje
(lub jest za dużo) znaków interpunkcyjnych i diakrytycznych, zdarzają się nawet
błędy ortograficzne.
Krzysztof
Baczkowski, Kongres wiedeński 1515 roku,
Napoleon V, Oświęcim 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz