W dawnych wiekach książki budziły więcej emocji niż dziś, a czasem padały także łupem złodziei. Kto dziś rabowałby książki…?
„W Krakowie w 1569 r. dwaj złodzieje ukradli dwa worki z przyprawami
korzennymi i cukrem z piwnicy w kamienicy krupczyńskiej, a następnie
wyłupali pobliski kram, skąd wzięli 24 książki. Sprzedali 6 książek po 2
i 3 gr, resztę im ukradziono. Nie wiadomo, jakie to były książki,
a miejsce kradzieży świadczy, iż nie należały one do prywatnego
księgozbioru. Podczas rabowania Brogu w 1574 r. przypadkowy złodziej
ukradł torbę z księgami, prawdopodobnie religijnymi. W 1595 r.
ukradziono w Krakowie 3 zapewne maleńkie książeczki („tak wielgie jako
opłatki”), które złodziej sprzedał księżom na ul. Grodzkiej. W 1594 r.
Jan żak, krakowski awanturnik uliczny, ukradł jakieś książki z komory u
bakałarza. Natomiast w 1647 r. Michał Czarkiewicz – zawodowy złodziej i
włamywacz, być może także fałszerz pieniędzy, wcześniej przez rok kleryk
(zapewne w Krakowie) i przez pół roku franciszkanin (we Lwowie, opuścił
zakon po bójce z prowisem) – służąc w Krakowie u pani Mazurkiewiczowej,
zapewne żony kupca, ukradł u niej korzenie (wziął za nie około 50 zł) i
"książki oprawne”, które sprzedał za 12 zł, a więc za kwotę dość
znaczną. Z Lublina mamy informację z 1625 r. o rabunku na gościńcu przez
4-osobowe towarzystwo wozu żydowskiego, z którego zabrano m.in. księgi
żydowskie. W księgach poznańskich odnotowano cztery kradzieże książek. W
1592 r. jakieś książki ukradł Maciej Oleszko, a w 1620 r. Szymon
Szarlejski „wlazł był do stajni i wziął tam dwoje książek […] które […]
leżały w łubie niezawarte”, a następnie sprzedał je za 12 gr studentowi.
Dwie pozostałe informacje są bardziej interesujące. W 1618 r. były
rzemieślnik Dybicki, rodem z Krakowa, rozciął tłumok skórzany należący
do niejakiego Czołowskiego i ukradł z niego księgi Jana Kochanowskiego,
pozostawiając inne znajdujące się w nim przedmioty. Być może księgi te
miały cenne oprawy, ale może to również świadczyć o łatwości sprzedaży
książek poety, a więc o jego ówczesnej popularności, jednak mogło być i
tak, że tłumok ów nie zawierał niczego innego, co byłoby warte
kradzieży. W 1623 r. Baltazar Koziełek, który wcześniej kształcił się w
szkole przy poznańskiej farze, ukradł w kamienicy aptekarki „Pani
Jerzynie Graczowej […] książki aksamitne czerwone, srebrem oprawne
pozłacane, z których srebro złupił i przedał je za złotych cztery.
Drugie księgi w czarnym aksamicie oprawne, srebrem pozłociste, między
tymiż książkami był też psałterz Kochanowskiego i officium, które
przedał w Lublinie żakowi za fl. półtora. Także książek w czapie czarnej
z kliazurami srebrnymi tylko, a książek różnych ośmioro” oraz wiele
bardzo cennych przedmiotów. Wszystko to sprzedał częściowo Żydowi w
Gnieźnie, częściowo w Lublinie. Interesująca sprawa, plasująca się na
pograniczu przestępczości kryminalnej, toczyła się w latach 1601-1603 w
Warszawie. Oto Jan Krągowski, pisarz ławniczy warszawski, podpisał swoim
nazwiskiem księgi pożyczone od mieszczanina warszawskiego Jana
Badowskiego, przywłaszczając je sobie w ten sposób. Następnie po śmierci
Badowskiego zażądał od spadkobierców ich oddania, a w wywołanej przez
siebie zwadzie ulicznej groźnie poranił syna owego Badowskiego. Sprawa, w
której Krągowski był oskarżony o pospolity gwałt (został uwieziony, w
wyniku apelacji do króla uwolniony, następnie jakoby ukrywał się półtora
roku), ciągnęła się przeszło dwa lata. Można przypuszczać, ze albo
Krągowski był zapamiętałym bibliofilem, skoro posunął się aż do
fałszerstwa i gwałtu, by wejść w posiadanie tych książek, albo miały one
znaczną wartość, co wydaje się o wiele bardziej prawdopodobne.
Podawane przez niektórych złodziei kwoty, jakie otrzymywali za
sprzedane książki, nic nam nie mówią, bowiem ceny uzyskiwane za
przedmioty pochodzące z kradzieży bywały wielokrotnie niższe od ich
rzeczywistej wartości. Istnienie wśród nich książek Kochanowskiego,
zwłaszcza jego psałterza, a także innych bogato oprawnych ksiąg,
potwierdza powszechnie znany fakt posiadania przez zamożnych mieszczan
niekiedy licznych i cennych księgozbiorów. Czasami ukradzione książki
kupowali księża i studenci, co jest zrozumiałe, ponieważ były to grupy
czytające niejako z zawodu. Zdarzało się, że z bogatych opraw zdzierano
srebrne ozdoby i sprzedawano je oddzielnie, co było powszechną praktyką
wśród złodziei, którzy często odrywali srebrne zdobienia (np. z
kradzionych szabel) i sprzedawali je osobno”.
M. Kamler,
Złoczyńcy. Przestępczość w Koronie w drugiej połowie XVI i w pierwszej
połowie XVII wieku (w świetle ksiąg sądowych miejskich), Warszawa 2010,
s. 249